1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Kiedy randkowanie zmienia się w uzależnienie? Rozmowa z psychoterapeutą Robertem Rutkowskim

Kiedy randkowanie zmienia się w uzależnienie? Rozmowa z psychoterapeutą Robertem Rutkowskim

(Fot. Getty Images)
(Fot. Getty Images)
Randka to obietnica miło spędzonych chwil. Do monotonii bycia z kimś na co dzień wprowadza element hazardu, ekscytację, ba, nawet pozór robienia czegoś z sensem. A zarazem zabija bliskość, bez której nie ma co mówić o związku, tylko o układzie. Dlaczego nie warto w nim tkwić – wyjaśnia psychoterapeuta uzależnień Robert Rutkowski.

Czy można się uzależnić od randek?
A czym jest randka? Przed tym spotkaniem mamy tylko jakieś wyobrażenie tej drugiej osoby, znamy awatara z sieci albo tylko przelotnie z biura czy klubu, ale nie wiemy, jak będzie. Możemy się rozczarować albo być pozytywnie zaskoczonym – to jak hazard. Randka jest ekscytująca, bo jest w niej obietnica miło spędzonych chwil. A to oznacza tak silny strzał endorfin i innych neuro­przekaźników, że chcemy go znów i znów. Zatem tak – od randek można się uzależnić.

Kogo może pochwycić to uzależnienie?
Tego, komu brak w życiu aktywności, które nadawałyby mu głębszy sens. Randkowanie daje pozory robienia czegoś z sensem: poznajemy drugiego człowieka; wyobrażamy sobie, jak to będzie; prowadzimy w głowie rozmowy; planujemy, gdzie się randka odbędzie. Trzeba ją zorganizować, no i przygotować siebie: wybrać ubranie, buty, perfumy. Randka przez dłuższy czas nadaje pozorny sens szaremu życiu. Zwłaszcza gdy mamy wiele niepewności co do własnej wartości, także seksualnej, kiedy pragniemy bycia ważnym i dostrzeganym. Randki pozornie wszystko to nam dają. Myślimy więc, że randkując, podążamy za swoimi prawdziwymi potrzebami – a tak wcale nie jest.

Zatem u podłoża leży potrzeba bycia ważnym i dostrzeganym?
Uzależnienie od randek to przejaw walki o zaspokojenie tej potrzeby. To krzyk o uwagę. Można powiedzieć, że obsesje, kompulsywne zachowania nas ratują. Ten płomyk niezaspokojonego głodu miłości trzyma wielu ludzi przy życiu. Biegają od randki do randki, pozornie karmiąc tę potrzebę, co jednak i tak jest lepsze niż nie odczuwać już potrzeby bycia dostrzeganym. Dużo ludzi odcięło się od niej – tak bardzo w dzieciństwie brakowało im miłości. Rodzice nie mieli czasu, a więc jako dzieci wciąż słyszeli: nie przeszkadzaj, nie teraz. Nie trzeba wiele, ale wystarczy, gdy coś jest regułą. Bo czym jest tzw. syndrom dorosłych dzieci z dysfunkcyjnych rodzin, DDD? To nic innego jak skutek odtrącenia. Głód bycia ważnym, widzianym, skupienia na sobie uwagi. Ci, którzy te potrzebę odpuścili, pogodzili się z brakiem miłości i umierają ze smutku, z braku nadziei. Wielu z nich posuwa się nawet do prób samobójczych.

Randkoholizm ratuje życie?
Tak, to rodzaj mechanizmu obronnego, oczywiście dysfunkcyjnego. Jeśli te osoby nie podejmą leczenia, czyli nie odkryją prawdy o sobie i nie nauczą się zaspokajać tej potrzeby w zdrowy sposób, to mogą umrzeć. Problem tkwi w tym, że jeśli się nie miało uwagi i poczucia ważności, to nie tylko odczuwa się ich głód, ale też nie potrafi przyjmować tego, co mogłoby go naprawdę zaspokoić. Czyli nie potrafi się poczuć ważnym i dostrzeganym w zdrowy sposób. Nie umie się ani dawać, ani przyjmować miłości. A jeśli nadal z uporem randkujemy, lekarstwo staje się trucizną i dochodzi do dehumanizacji.

Mówimy o randkach z seksem?
Samego seksu być nie musi, chodzi o możliwości: jest jakiś nowy obcy, czyli niewiadoma, tajemnica. Jeśli seks jest koniecznością, to może chodzić o seksoholizm. Po uniesieniu orgiastycznym, czyli po przełamaniu granicy z obcym, który przestaje być obcym, pojawia się poczucie spełnienia i wolności. To efekt odczuwania przez mózg narkotycznego koktajlu, który organizm sam sobie funduje, czyli neuroprzekaźników i hormonów. Żaden jednak narkotyczny haj nie trwa długo, szybko narasta głód kolejnej dawki. Seksoholizmowi sprzyjają tzw. martwe oczy, jakie ma człowiek zamrożony emocjonalnie z powodu życiowych traum. Żeby cokolwiek poczuć, potrzebuje silniejszych bodźców. Gra wstępna go nie interesuje, szuka mocnych przeżyć.

Prowadziłem terapię niejednego mężczyzny, który najpierw mnie przekonywał, że jego trudności wiążą się ze sprawowaniem wysokiego stanowiska, a potem okazywało się, że randkuje albo jest seksoholikiem. Tacy mężczyźni nie widzą jednak w tym problemu, twierdzą, że prowadzą „taki styl życia”. Powiedziałem niedawno jednemu z nich, że żaden z niego ogier, tylko leń, bo sięga po najłatwiejszą gratyfikację. Po co się męczyć: zadbać o rozpalenie ognia w sypialni z żoną, poszukać sposobu na urozmaicenie tego, co razem mogą robić? Prościej i łatwiej mieć na pstryknięcie palcami strzał neuroprzekaźników – randkę zakończoną seksem. Co z tego, że fastfoodowym? On widzi w tym dowód na swoją potencję, a ja – głód narkotyku, który szybko wraca.

Często mam w gabinecie seksoholików, którzy jadąc ze swojego pięknego biura pięknym samochodem do swojego pięknego domu i pięknej żony, po drodze wstępują gdzieś. Nie pytam ich, co czuli przed, bo to wiem, pytam, co czuli po… A to niesłychanie studzi zapał do takich randek. Odpowiadają, że prysznic po powrocie do domu trwa o wiele dłużej niż zazwyczaj, a to dlatego, żeby zmyć z siebie poczucie winy.

I prysznic zmywa poczucie winy?
Nie, i dlatego żona go irytuje, żeby mógł mieć jakiś pretekst do tego, co jej zrobił. Jest wkurzony, że nie jest doskonała, ale czy on jest? Wyobraźmy sobie związek z randkoholikiem: on wciąż jest myślami przy kolejnej randce, obmyśla ją, podtrzymuje relacje z tą osobą, z którą ma się spotkać. Nawet więc gdy siedzi obok żony na kanapie, to go tam nie ma. Ona chce mu o czymś opowiedzieć, ale on nie patrzy jej w oczy. Jest rozdrażniony, bo to mu przeszkadza myśleć o kolejnym spotkaniu. Ona chce się przytulić, ale on jest spięty, bo mentalnie przebywa przy kimś innym. Powiem więc brutalnie: związek z randkoholikiem to złudzenie. Jeśli myślimy, że z kimś takim jesteśmy, że tworzymy z nim związek, to tylko tak nam się wydaje. Tworzymy sobie wyobrażenie związku. Jednej z pacjentek powiedziałem kiedyś na sesji, że wbrew temu, co ona twierdzi, nie kocha swojego męża, bo tak naprawdę go nie zna. To ktoś inny, niż ona sobie wyobraża.

Ale mieszkają razem, robią zakupy, planują wakacje...
Jednak nie są przez to w związku, tylko w układzie, który sobie wyobrazili na swój własny użytek. Bo nie może istnieć związek z kimś, kto ukrywa to, kim jest naprawdę, co jest dla niego ważne, czym żyje. Z kimś, kiedy udaje się, że pisze do dziecka, a pisze do nowej znajomej. Kto umawia się na randki i koresponduje w ukryciu przed osobą, z którą mieszka, robi zakupy. Z kimś, kto mówi, że jedzie na szkolenie czy konferencje, a jedzie na randkę.

Z randkoholikiem można mieć układ, ale nie relacje?
Myślimy, że miłość to piorun, który nas trafi i już zawsze będzie cudnie. Nic bardziej mylnego. Miłość to odpowiedzialność, szczerość i praca. Jeśli myślimy o piorunie, to zachowujemy się jak człowiek, który chce malować obrazy, ale nie chce się tego nauczyć. Co więc robi? Jeśli mu nie wyjdzie jeden obraz, bierze się za następny, czyli szuka obiektu, który będzie umiał narysować, nadal nie ucząc się sztuki malarskiej.

Czyli randkowanie w związku…
Powoduje, że brniemy w niebyt. Tworzymy jakiś układ. Jeśli to układ o charakterze seksualnym, zazwyczaj po dwóch latach taka orgiastyczna fascynacja wygasa i związek razem z nią. Zabieramy swoje sztalugi i ustawiamy je w innym atelier.

Czy to daje szczęście?
Randkowanie i seksoholizm nie mają nic wspólnego ze szczęściem. Takie osoby dźwigają bagaż fałszywej tożsamości, która wciąż im powtarza, że muszą zdobyć jeszcze jedną i jeszcze jednego, żeby udowodnić sobie, że są coś warci.

Oni żyją jedną nogą w przeszłości, a drugą w przyszłości. W przeszłości, czyli w czasie, kiedy przeżyli traumę bycia nieważnymi dla rodziców. Trwanie w przeszłości to powód depresji, bo nie sposób zmienić tego, co było, czyli tego, że się miało chorą matkę albo ojca. Stoją drugą nogą w przyszłości i planują kolejną randkę, która wreszcie będzie dowodem na to, że są coś warci, narażają się na stany lękowe, bo przyszłość jest niewiadomą. A kiedy jedną nogą jest się w przeszłości, a drugą w przyszłości, to nie ma nas w teraźniejszości. Czyli w ogóle nas nie ma. Ludzi, którzy uciekają w nałogi, nie ma.

Jak zacząć być?
Samemu to bardzo trudne, mało kto jest zdolny do takiej autorefleksji. I nawet pójście na terapię nie gwarantuje rozwiązania. Pracowałem z parami, które decydowały się na terapię z powodu jego czy jej uzależnia od randek. Ale jeśli któreś z nich nie było w stanie zaprzestać powtarzania tych samych schematów zachowań, to nic się nie zmieniało. Ludzie przychodzą na terapię i chcą, żeby było lepiej, ale nie chcą kompletnie nic zmienić w swoim życiu, tylko poudawać, że coś próbują zrobić. To jest brak uczciwości, a to synonim braku dojrzałości. A tam, gdzie nie ma dojrzałości, nie ma odpowiedzialności.

Jeśli ktoś nie jest zainteresowany zmianą, to nie ma co jej od niego oczekiwać?
Właśnie, udawanie, że ja wierzę, że ty się zmienisz, kiedy widzę, że się nie zmieniasz, to także bywa wyraz nieuczciwości. A to ma ogromne znaczenie, bo ta druga osoba staje się audytem dla randkoholika. Widzi, czy coś się zmienia, czy nie. Czy jest z nim dobrze. Jednak obcując z szaleńcem i starając do niego dostosować, stajemy się do niego podobni, dlatego trzeba mieć dookoła siebie fragmenty uporządkowanej rzeczywistości. Punkt styczności z uporządkowaną strukturą, jaką może być mityng czy msza, oparte na stałym scenariuszu, odbywające się tego samego dnia o stałych godzinach.

Czasem trzeba kobiecie czy mężczyźnie związanym z randko- czy z seksoholikiem wylać kubeł zimnej wody na głowę. Powiedzieć, że są oszukiwani i wykorzystywani, że nic z tego nie będzie.

Są ludzie, którzy potrafią z nimi żyć, bo dostają coś w zamian. A kobiety mogą dodać, że i tak wszyscy faceci są tacy sami…
To mechanizm wyparcia, bo nieprawdą jest, że wszyscy faceci są tacy sami. To manipulowanie samą sobą, które prowadzi do załamania nerwowego. Różnica między wyparciem i kłamstwem to tylko kwestia skali, a kłamstwo prowadzi do zaburzeń psychicznych. To, że wyparcie jest nieświadome, nic nie zmienia. Ten swoisty gwałt na sobie samym prowadzi do powolnej erozji wartości – od uczciwości i szczerości po erozję emocjonalną, która przechodzi po jakimś czasie w destrukcję biologiczną.

Jak powinien wyglądać związek, który jest związkiem?
Nie ma wzorca idealnego związku i ja go nie stworzę. Cały ambaras, żeby dwoje chciało na raz – jak mówił Tadeusz Boy-Żeleński. A związek z osobą uzależnioną od randek wchodzi w konflikt z tą zasadą, bo jedno z dwojga czegoś nie chce, więc drugie będzie poszkodowane. Tam gdzie między parę wkraczają intymne SMS-y do trzeciej osoby i telefon trzymany przy sobie, aby to ukryć, nie ma mowy o bliskości. A to uniwersalna podstawa każdego dobrego związku.


Robert Rutkowski to psychoterapeuta, pedagog, trener umiejętności psychologicznych. Prowadzi prywatny Gabinet Psychoterapii i Rozwoju Osobistego w Warszawie, specjalizuje się w leczeniu uzależnień, depresji, nerwic oraz w kryzysach rodzinnych i zarządzaniu stresem, robertrutkowski.pl

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze