Nowe badania pokazują, że nawet w szczęśliwych związkach mogą pojawiać się zauroczenia — i to częściej, niż myślisz. Choć większość z nich nie stanowi zagrożenia, niektóre potrafią działać jak katalizator rozpadu relacji.
Wyobraź sobie, że jesteś w stabilnym, kilkuletnim związku. Wszystko układa się dobrze, aż pewnego dnia orientujesz się, że czujesz motyle w brzuchu… ale nie z powodu swojego partnera, tylko np. instruktora tenisa z wakacji. Czy to już zdrada emocjonalna, czy tylko niegroźny impuls chemii, która z czasem minie?
To pytanie zadali sobie naukowcy z zespołu prof. Lisy O’Sullivan, którzy w 2025 roku opublikowali wyniki badań w czasopiśmie „Personal Relationships”. Ich celem było sprawdzenie, czy i kiedy zauroczenie osobą spoza relacji może realnie zaszkodzić związkowi.
Naukowcy sprawdzili, czy zauroczenie inną osobą może zaszkodzić związkowi
Badacze przeanalizowali historie 172 osób, które przyznały, że będąc w długoterminowym związku, zauroczyły się kimś innym. Uczestnicy opisywali intensywność swojego zauroczenia oraz poziom satysfakcji ze związku. Obserwacje trwały rok – badania powtarzano po czterech, sześciu i dwunastu miesiącach, by sprawdzić, jak zmienia się dynamika emocji.
Okazało się, że nie każde zauroczenie jest równoznaczne z problemem. Naukowcy wyodrębnili trzy typy reakcji – od całkowicie nieszkodliwych po potencjalnie destrukcyjne.
Trzy scenariusze: od niewinnego flirtu do emocjonalnego zagrożenia
Pierwszy, najczęstszy typ (47% badanych) nazwano „falującą intensywnością”. W tej grupie zauroczenie było umiarkowane i z czasem słabło. Osoby te wciąż czuły duże przywiązanie do partnera i utrzymywały wysoki poziom satysfakcji ze związku. W skrócie: drobne westchnienia w stronę kogoś innego nie zagrażały ich relacji.
Drugi typ (37%) określono jako „stałą intensywność”. Tu uczucie do „crusha” nie mijało, a satysfakcja z głównego związku zaczynała spadać. Badacze podejrzewają, że taki stan może wynikać z tłumionej frustracji lub emocjonalnego dystansu między partnerami.
Najmniejsza grupa (16%) to tzw. „szybki zwrot” – osoby, które początkowo przeżywały silne zauroczenie, nawet silniejsze niż więź z partnerem. Z czasem jednak emocje wobec obiektu westchnień słabły, a niektórzy wracali do relacji z nieco większym zaangażowaniem. To przypadek, w którym flirt z kimś innym działa jak zimny prysznic, pokazując, że „trawa po drugiej stronie” wcale nie jest bardziej zielona.
Kiedy „crush” może być zagrożeniem dla związku?
Średni poziom zauroczenia wśród badanych wynosił 4 punkty w ośmiostopniowej skali. Innymi słowy – większość z nas potrafi się kimś zauroczyć, ale niekoniecznie coś z tym robi. Uczucie fascynacji kimś innym może przypominać o tym, że jesteśmy zdolni do emocji, które z czasem w stałych relacjach nieco przygasają. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy „crush” staje się ucieczką od problemów, zamiast impulsem do ich rozwiązania.
Jak podsumowują autorzy badania, wszystko zależy od kondycji samej relacji. W związkach szczęśliwych i pełnych zaufania zauroczenia najczęściej mijają bez śladu – to po prostu naturalny efekt kontaktu z nowymi ludźmi, dopływu dopaminy i chwilowego podekscytowania.
Natomiast w relacjach, które już wcześniej były napięte, zauroczenie może pogłębić dystans i osłabić zaangażowanie. Jeśli ktoś przeżywa fascynację osobą trzecią, a jednocześnie czuje frustrację wobec partnera, może to prowadzić do emocjonalnego wycofania, a nawet zdrady.
Źródło: O’Sullivan, L.F., Belu, C.F. & Tramonte L. (2025). „Do Crushes Pose a Problem for Exclusive Relationships? Trajectories of Attraction Intensity to Extradyadic Others and Links to Primary Relationship Commitment and Satisfaction”, Personal Relationships, Vol. 32, Issue 4, e70033.