1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. „Trudno się nie angażować”. Rozmowa z Karoliną Rzepą, aktorką, która niebawem zobaczymy w filmie „Dwie siostry”

„Trudno się nie angażować”. Rozmowa z Karoliną Rzepą, aktorką, która niebawem zobaczymy w filmie „Dwie siostry”

Karolina Rzepa (Fot. Anna Rezulak, Mateusz Ochocki)
Karolina Rzepa (Fot. Anna Rezulak, Mateusz Ochocki)
Zapamiętajcie to nazwisko. I tę twarz. Karolina Rzepa zabłysnęła podczas minionego festiwalu filmowego w Gdyni, ale na swoją pozycję w świecie aktorskim pracuje od lat. Wybiera projekty zgodne z nią samą, a jak trzeba, potrafi wyjść im naprzeciw.

Pamiętam, jak kilka lat temu pojawiłaś się w „Zwierciadle” w sesji beauty, na którą – ku naszemu zaskoczeniu – przyszłaś z krótkimi włosami i wyglądałaś niesamowicie. Zapewne dostałaś wtedy wiele komentarzy, że najgorsze, co może zrobić młoda aktorka, to obciąć włosy, bo nie dostanie żadnej roli.
Tak rzeczywiście mówiono, ale ostrzeżenia okazały się kompletnie nietrafione. To był czas, kiedy brałam udział w wielu projektach kostiumowych, jak choćby serialach „Wojenne dziewczyny” czy „Dom pod Dwoma Orłami”. Mówiono, że mam niedzisiejszą urodę i bardzo pasuję do historycznych ról. W pewnym momencie poczułam jednak, że potrzebuję odmiany. Oczywiście każda bohaterka, którą grałam, była inna, ale jako aktorka chciałam zmierzyć się z czymś współczesnym, bo jestem współczesną dziewczyną i miewam współczesne problemy. Obcięcie włosów było więc moją świadomą decyzją. Chciałam wpłynąć na los oraz decyzje obsadowe. [śmiech]

Udało się?
I to jak! Niedługo potem spotkałam Julkę Sadowską, która obsadziła mnie w swoim filmie „Comme des cowboys”, a potem przyszła propozycja zagrania w „Dwóch siostrach” Łukasza Karwowskiego. Myślę, że ta zmiana bardzo dobrze mi zrobiła. Pojawiły się inne szanse, a razem z nimi nowe tematy i bardzo ciekawi ludzie. Niedawno zeszłam z planu debiutu pełnometrażowego Emi Buchwald, współczesnej opowieści o rodzeństwie, jestem w zdjęciach do serialu „Krew z krwi”, gdzie gram interesującą, nieoczywistą postać.

Tymczasem rozmawiamy podczas festiwalu w Gdyni, na który przyjechałaś z dwoma filmami – „Dwoma siostrami”, które są w Konkursie Głównym, i krótkim metrażem „Comme des cowboys”. To twój pierwszy festiwal i od razu dwie duże role. Jak się czujesz, debiutując na wielkim ekranie z takim przytupem?
Czuję się z tym bardzo dobrze. Pracowałam na to wiele lat. Dużo się teraz dzieje, ale całe to zamieszanie jest bardzo przyjemne. Staram się przyjmować je na spokojnie i za bardzo się nie stresować.

Oba filmy kręciłaś właściwie tuż po sobie. I choć oba opowiadają różne historie, to łączy je temat straty i poszukiwań prawdy o sobie. „Dwie siostry”, w którym grasz u boku Diany Zamojskiej, to prawie film dokumentalny, kręciliście go na bieżąco, a wiele scen było improwizowanych.
Ten film był dla mnie jak eksperyment. Improwizacja sprawiała, że mogłyśmy z Dianą być bardzo blisko naszych bohaterek. Samochód, którym jako dwie skonfliktowane ze sobą przyrodnie siostry jedziemy po naszego ojca do Ukrainy, był nie tylko naszym planem filmowym, ale też po prostu naszym środkiem transportu. Ubrania mojej postaci – Jaśminy, które zakładałam, wychodząc rano z mieszkania, były tymi, w których spędzałam cały dzień, aż do zachodu słońca.

Od razu postanowiłyśmy też zamieszkać z Dianą w jednym mieszkaniu, by bardziej wczuć się w relację naszych bohaterek. Było to bardzo ciekawe doświadczenie i wspaniała praca, ale miałam duże trudności, by po powrocie odnaleźć się w Polsce i w moim życiu. Mimo to lubię projekty, w które mogę zaangażować się bez reszty, złapać człowieka w pełni, z całym kompletem jego cech.

Jaka jest zatem twoja Jaśmina?
Na pewno jest lekkoduchem, bardzo spontaniczna i impulsywna, ale też buntownicza – nosi swój dom w plecaku, mieszka w squacie. W trakcie pracy wspólnie z Łukaszem, reżyserem, ustaliliśmy, że to wszystko ma po swoim tacie. On też całe życie się buntował, teraz próbuje swoją szaleńczą młodość, w tym problemy z alkoholem, odpokutować byciem wolontariuszem, wozi pomoc humanitarną do Ukrainy.

Z jednej strony jest ważną postacią dla córek, wychował je praktycznie samodzielnie, ale z drugiej odnosimy wrażenie, że jednak go w ich życiu było za mało.
Tak, to zadanie ewidentnie go przerosło. Kiedy Szymon Kuśmider, grający naszego ojca, dojechał jako ostatni na plan, spytał: „To co już zagraliście? Co muszę wiedzieć?”. Wyjaśniliśmy mu z Łukaszem i Dianą, jak to do tej pory się układało, bo historia naszych bohaterów budowała się razem z rozwojem wypadków na planie. Ponieważ wcześnie wstaję, to właściwie jako pierwsza opowiedziałam Szymonowi o relacjach, jakie ma z córkami. Co idealnie się zgrało z dynamiką, jaka jest między Jaśminą i jej ojcem, bo to w końcu córeczka tatusia. Myślę, że w jakiś sposób podświadomie kontaktowaliśmy się ze sobą tak samo, jak robiły to postacie, które graliśmy.

Wcielenie się w Jaśminę było dla mnie tym cenniejsze i wyzwalające, że ona jest zupełnie inna niż ja. Bywam spontaniczna, ale nie aż tak. Pozwoliło mi to znaleźć w sobie rejony, z których istnienia nie zdawałam sobie sprawy.

Przypomniała mi się scena, w której widzimy, że mimo bycia zbuntowaną i wyzwoloną Jaśmina ma jednak granice, których nie przekracza. Zasady, których się trzyma.
Po pierwsze, w scenie, o której mówisz, jest jasne, że Jaśmina nie spodziewała się po Małgosi, swojej uporządkowanej, zorganizowanej i skrytej siostrze, takiego zachowania. Dlatego pyta ze zdziwieniem: „Co to było?!”. A po drugie, pomimo swojego rozedrgania Jaśmina jest o wiele bardziej zintegrowana ze swoimi emocjami niż Małgosia, która z racji pewnego trudnego doświadczenia odłączyła się od swoich potrzeb i pragnień. W filmie obserwujemy, że w momencie kiedy zaczyna się wyswobadzać z tych wewnętrznych okowów, skacze od razu na główkę. Jaśmina jest wolna i szalona, ale jednocześnie dba o siebie. Choć muszę przyznać, że kiedy dostałam tę rolę, to na początku się bardzo wystraszyłam.

Masz na myśli cały projekt, czyli to, że będziecie kręcić film w ogarniętej wojną Ukrainie, z ukraińskimi aktorami, w realnym czasie?
Mam raczej na myśli to, że wprawdzie wiedziałam, że biorę udział w tym projekcie, ale nie zdawałam sobie sprawy, że obsadzono mnie odwrotnie, niż zakładałam. Obie z Dianą dostałyśmy informację, żeby przygotować się do roli tej bohaterki, która wydaje się nam bliższa, a mnie była zdecydowanie bliższa Małgosia. Dopiero podczas drugiego castingu dowiedziałam się, że zagram Jaśminę. Ale też szybko poczułam, że to była bardzo dobra decyzja obsadowa, bo dzięki temu obie z Dianą mogłyśmy ciągle zaskakiwać same siebie. Nigdy nie sądziłam, że dostanę do zagrania taką rolę. Co prawda moje bohaterki zwykle są silne, ale nigdy tak ekstrawertyczne.

Jakie znaczenie dla Jaśminy ma pierścionek, który pojawia się już w jednej z pierwszych scen?
Jaśmina wychowywała się bez matki, która wcześnie zmarła. Ten pierścionek ma właśnie po niej. Jego wartość jest tym większa, że ojciec bardzo mamę kochał. Co w pewnym sensie sprawia, że pierścionek staje się źródłem konfliktu między siostrami. Bo matka Małgosi wycofała się z jej wychowania na własne życzenie, właściwie podrzuciła ją ojcu. Obu bohaterkom bardzo ich brakuje, nie potrafią rozmawiać o emocjach i rozwiązywać konfliktów. A ponieważ dla Jaśminy ten pierścionek jest czymś na kształt talizmanu, chciałam, by i dla mnie miał on znaczenie, w filmie mam więc na palcu pierścionek mojej babci.

„Dwie siostry” wejdą na ekrany prawdopodobnie w lutym tego roku, w okolicach rocznicy wybuchu konfliktu w Ukrainie. Ale to nie jest film wyłącznie o wojnie. Moim zdaniem opowiada przede wszystkim o trudnych rodzinnych relacjach. Choć wiem też, że sam fakt, iż kręciliście go w Ukrainie, z ukraińskimi aktorami i filmowcami – miał dla nich ogromne znaczenie.
Dla mnie to także film o dwóch siostrach, jakimi są teraz dla siebie Polska i Ukraina. Zależało nam na tym, by to była przede wszystkim historia bliska ludziom. Nie ma dnia, żebyśmy nie słyszeli o konflikcie zbrojnym u naszych wschodnich sąsiadów, ale w mediach dostajemy głównie pigułkę składająca się z najgorszych obrazków. A wszyscy mamy określoną wyporność na takie treści. Dlatego chcieliśmy, by widzowie mogli się utożsamić z naszymi bohaterkami, zrozumieć, że to jest też opowieść o nich samych. Jest w nim wiele zabawnych scen, choć są też drastyczne.

Sama wspominam pobyt w Ukrainie bardzo dobrze. Nie pamiętam strachu, choć też mi towarzyszył, bo często rozlegały się choćby alarmy przeciwlotnicze. Głównie jednak zostało we mnie poczucie ogromnego wzniesienia emocjonalnego. Zaobserwowałam, że Ukraińcy bardzo chcą korzystać z życia i czasu, jakim im jest dany. Chcą się śmiać i tańczyć, póki mogą, bo to, co najważniejsze, dzieje się tu i teraz.

Nie planowaliśmy scen batalistycznych, raczej sceny z życia tych, którzy muszą zmagać się z codziennymi sprawami. W filmie oprócz ukraińskich aktorów pojawiają się też przypadkowo spotkani ludzie, którzy chcieli pomóc przy filmie. Niesamowita była serdeczność, jaką nam ciągle okazywali. Kiedy tylko słyszeli, że mówimy po polsku, podchodzili, chcieli się dzielić historiami o członkach swoich rodzin, którzy są teraz w Polsce, ale też po prostu dziękowali nam za pomoc, którą od nas dostają.

Karolina Rzepa (Fot. Anna Rezulak, Mateusz Ochocki) Karolina Rzepa (Fot. Anna Rezulak, Mateusz Ochocki)

Przenieśmy się teraz na plan „Comme des cowboys”, filmu utrzymanego właściwie w ciepłej, przyjaznej tonacji. Opowiada o rozstaniu dwóch dziewczyn, które poznały się w stadninie. Twoja bohaterka Julita tam pracuje, Stacy przyjeżdża z Francji na zawody jeździeckie i ma duże problemy z okiełznaniem swojego konia.
Ja widziałam to tak, że na Stacy jest wywierana duża presja, ma przecież wygrać w zawodach. W niej samej też pojawia się napięcie, stąd samookaleczenia. Jej koń to wszystko wyczuwa i zwyczajnie przestaje się jej słuchać. Nie jest wystarczająco opanowana, skupiona i w zgodzie ze sobą, by zadbać też o jego bezpieczeństwo. Z kolei Julita jest bardzo skryta, ale poukładana, spokojna i czuła – zarówno w stosunku do Stacy, jak i w stosunku do koni. Zależy jej na tej relacji, ale nie chce niczego robić na siłę. Ostatecznie dochodzi do wniosku, że ma bardzo wiele, bo przede wszystkim ma pasję, a to coś, co może dać szczęście i spełnienie w życiu.

Jest do ciebie bardziej podobna niż Jaśmina?
Tak, z pewnością było mi do niej bliżej. A ponieważ kręciłyśmy film tuż po moim powrocie z Ukrainy i czułam pewien dysonans, ale też smutek i żal, mogłam te emocje przelać w moją bohaterkę. Rozmawiałyśmy o tym z Julią, reżyserką, że to bardzo pomoże stworzyć mi tę rolę. Julita też jest w zawieszeniu, utknęła w miejscu i nie potrafi ruszyć dalej. Potrzebuje bodźca, który zmobilizuje ją do działania.

I, jak mówisz, tym bodźcem staje się miłość do koni. A co jest twoją pasją? Aktorstwo? Czy to tylko zawód?
Aktorstwo jest i pasją, i zawodem. Lubię mówić, że to jest po prostu moja praca, ale „Dwie siostry” pokazały mi, że czasem praca może być też misją. To film zrobiony z potrzeby serca wielu osób, chęci przeciwstawienia się temu, co dzieje się w Ukrainie.

Oprócz grania uwielbiam podróżować. Staram się, jeśli oczywiście jest na to czas, trochę zresetować się pomiędzy projektami. Nie pakuję plecaka jak Jaśmina, tylko walizkę, wsiadam do samolotu, a na miejscu wynajmuję samochód i objeżdżam wszystko, co mogę. Nie planuję podróży, bukuję wszystko na bieżąco. Poza tym lubię uczyć się języków, interesuję się też psychologią.

A psychologia interesuje się kinem... Mam na myśli choćby to, że psychologia postaci staje się coraz bardziej pogłębiona, ale też że psychologowie coraz częściej pomagają aktorom wchodzić w ich role. Może powinni im też pomagać w wychodzeniu?
Tego, niestety, nikt nas nie uczy. Ja pierwszy raz miałam aż tak dużą trudność po zejściu z planu, z pewnością było to związane z okolicznościami, w jakich pracowaliśmy, ale chciałabym wiedzieć, jak sobie pomóc w podobnej sytuacji.

Co masz po swoim tacie?
Na pewno jestem zdeterminowana, uparta i konkretna tak jak on. Tata jest szczery i zawsze mówi wprost. Myślę, że to też mam zdecydowanie po nim.

A po mamie?
Odwagę, ciekawość i gen społecznikowski. Od zawsze powtarzała nam, że pomaganie nie powinno być niczym niezwykłym, tylko codziennością, naturalnym odruchem – jeśli można komuś pomóc, to po prostu trzeba to zrobić. Kiedy odchodziła z korporacji, wszyscy mówili jej, że jest szalona. Teraz? W jej wieku? Lubię w niej i w sobie to „szaleństwo”.

Ewa Rzepa, twoja mama, tworzy dom dziecka dla trzynaściorga dzieci i jeszcze kilka miesięcy temu organizowała zbiórkę na wykup budynku, w którym wszyscy mieszkają. Zakończyło się sukcesem? Opowiesz o tym?
Tak, dom jest już na szczęście wykupiony. A mama...? Mama jest po prostu wspaniałą osobą. Przez lata wykonywała pracę, która nie do końca była jej wyborem i która nie dawała jej radości. W pewnym momencie stwierdziła, że chce się zająć tym, co zawsze chciała robić. A że wychowała już własne dzieci, czyli naszą trójkę, miała energię i czas, by przejść odpowiednie szkolenie dla rodziców zastępczych, studiowała też psychologię. Dziś prowadzi rodzinny dom dziecka z wielką pasją i przekonaniem. A ponieważ trochę zna system, wie, jak to działa: kiedy dzieciaki kończą 18 lat, dostają niewielką kwotę od państwa i muszą sobie radzić same. Często jest tak, że wracają tam, skąd moja mama je wyciągnęła, czyli patologicznych środowisk. Postanowiła, że dzieci, które ona wychowuje, będą mieć lepszy start. Chce im dać poczucie bezpieczeństwa nie tylko na teraz, ale i na przyszłość. Wpadła na pomysł, że wyodrębni w domu osobne mieszkania dla nich na start, do których zawsze będą mogły wrócić. Ale aby to zrobić, trzeba było najpierw wykupić budynek, który do tej pory wynajmowała. Zorganizowała więc zrzutkę. Oni wszyscy żyją tam jak wielka prawdziwa rodzina, jest tam bardzo dużo miłości i ciepła.

Jesteś zaangażowana w ten projekt?
No pewnie, że jestem. Trudno się nie angażować, bo te dzieciaki są wspaniałe. I mają bardzo duże potrzeby. Choćby potrzebę miłości. Jest wśród nich dziewczynka, Nikosia, która mnie sobie bardzo upodobała. Ma dziewięć lat i już wie, że zostanie aktorką, tak jak ja. Spędzamy razem dużo czasu, przyjeżdża do mnie, a teraz dzwoni często i dopytuje, jak jest na festiwalu.

Traktujesz ją jak siostrę?
Tak, jak moją młodszą siostrę.

Myślę, że niektórzy na twoim miejscu mogliby być zazdrośni, że ich mama poświęca teraz czas nie nim, tylko obcym dzieciom.
Ale ja już go tak nie potrzebuję jak one, jestem dorosła. Mama generalnie ma teraz bardzo mało czasu, ale robi coś dobrego, pięknego i płynącego prosto z jej serca.

Cieszę się, że się w tym spełnia. Widzę, że jest szczęśliwa. I jestem z niej bardzo dumna.

Karolina Rzepa urodziła się w 1992 roku, dorastała na wsi pod Warszawą. Pierwsze doświadczenia przed kamerą zdobywała jako modelka w Polsce, Japonii, Chinach i Austrii. Naukę aktorstwa zaczęła w Studiu Aktorskim im. Aleksandra Seweruka przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie, a potem w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie, na Wydziale Aktorskim we Wrocławiu. Wystąpiła w filmach Jana Jakuba Kolskiego „Las, 4 rano”, „Ułaskawienie”, „Republika dzieci”, a także w serialach „Dom pod Dwoma Orłami”, „Gang Zielonej Rękawiczki” czy „Wojenne dziewczyny”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze