1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. Autorka "Stulecia Winnych" powraca ze swoim pierwszym słuchowiskiem. "Zapominamy o tym, jak szlachetnym przekazem jest słuchanie"

Autorka "Stulecia Winnych" powraca ze swoim pierwszym słuchowiskiem. "Zapominamy o tym, jak szlachetnym przekazem jest słuchanie"

Ałbena Grabowska Fot. Materiały prasowe
Ałbena Grabowska Fot. Materiały prasowe
Ałbena Grabowska jest pisarką, która ma w dorobku prawie 30 książek, w tym słynne "Stulecie Winnych", który doczekało się popularnej serialowej ekranizacji. Na podstawie jej powieści powstało też wiele audiobooków. Do tej pory jednak nie miała na koncie własnego słuchowiska. Aż do dzisiejszej premiery "Wycieczek osobistych". W rozmowie z nami przyznaje, że słuchowisko to "bardzo szlachetna forma przekazu", której zawsze chciała spróbować.
  • "Wycieczki osobiste" nie są adaptacją żadnej wcześniejszej powieści. To pierwsze słuchowisko napisane "od zera" przez Ałbenę Grabowską.
  • Od 20 grudnia 2024 r. słuchowiska w reżyserii Marcina Kardacha możemy posłuchać w aplikacji Storytel.
  • Swoich głosów postaciom użyczyła doborowa obsada aktorska: Maja Ostaszewska, Paweł Deląg, Magdalena Lamparska, Jędrzej Hycnar, Olga Bołądź i Jarosław Boberek.

Obecnie mamy idealny moment na wysłuchanie tej opowieści z wciągającą intrygą wplecioną w pozornie zwykłą relację dwóch pokoleń. Jej akcja toczy się bowiem w ciągu trzech ostatnich dni roku. Dwie pary przyjaciół co roku wyjeżdżają na sylwestra do domku myśliwskiego pod Warszawą. Tegoroczna impreza będzie jednak inna niż wszystkie dotychczasowe.

Krystyna (Maja Ostaszewska) jest aktorką, a jej mąż, Andrzej (Paweł Deląg), lekarzem geriatrą, nie mają dzieci. Ich przyjaciel Jan (Jarosław Boberek) jest literatem, którego żona, Maria, zmarła przed dwoma laty, lecz Jan ożenił się już ponownie ze znacznie młodszą Anną (Olga Bołądź), kobietą atrakcyjną i tajemniczą. Teraz po raz pierwszy przedstawi nową partnerkę starym przyjaciołom.

Z każdą kolejną wymianą zdań na jaw wychodzą dawne animozje, zawiedzione nadzieje i kłamstwa. Atmosfera zagęszcza się, emocję spiętrzają się w sposób podobny do odliczania przed rozpoczęciem nowego roku. Czy to spotkanie też skończy się... wybuchowo? O tym musicie przekonać się sami.

Z Ałbeną Grabowską rozmawiamy m.in. o wyzwaniach, które przed nią stanęły przy pisaniu swojego pierwszego słuchowiska, a także przy budowaniu intrygi między bohaterami. Dowiecie się też, co takiego jest w słuchowiskach, że w ostatnich latach przeżywają renesans, a także, które produkcje w Storytel są jej ulubionymi.

Niewielu pisarzy może się pochwalić słuchowiskiem na podstawie własnej książki, a jeszcze mniej pisarzy może się pochwalić własnym słuchowiskiem napisanym od podstaw. Czy czuje się pani jako taka pionierka nowej fali pisarzy lub pojawiającej się w ostatnim czasie nowej fali słuchowisk?

Pamiętam z dzieciństwa, jak wielkie wrażenie robiły na mnie słuchowiska radiowe. Było ich wtedy naprawdę dużo. Pomyślałam, że to jest bardzo szlachetna forma przekazu opowieści, ale i bardzo trudna. Może łatwiej byłoby ją zrobić na podstawie książki. Ja jednak chciałam to zrobić de novo i zmierzyć się właśnie z taką formą, gdzie cały przekaz, akcja, jej spiętrzenia, tajemnice czy mylne tropy zawierałyby się właściwie w samych dialogach, które wypowiadają bohaterowie.

Wiem, że pisarze nieczęsto wybierają taki gatunek. Nie tylko dlatego, że jest on trudny, ale też dlatego, że jest on inny. Wymaga innego podejścia, innej wiedzy, innej pracy. Może częściej decydują się ci, którzy piszą scenariusze, bo to już tylko krok do słuchowiska, więc tutaj czuję się w pewnym stopniu pionierką, ale to też nie tak, że nie ma słuchowisk. Jest ich coraz więcej i myślę sobie, że to bardzo dobry trend, bo zapominamy o tym, jak szlachetnym przekazem jest słuchanie, słyszenie i sam tekst.

Czytałem scenariusz pani słuchowiska i rzeczywiście przypomina scenariusz filmu lub dramat antyczny, który właśnie składa się z dialogów i didaskaliów. W tym wypadku takie przypisy też ukazują tło, ale dźwiękowe. Na czym jednak polegają te różnice z perspektywy samego pisania? Z tego co wiem, pisała też pani "klasyczne" scenariusze.

Tak, napisałam scenariusze do dwóch odcinków "Stulecia Winnych: Początek", a także libretta do musicali "Pora jeziora" i "Kopernik". W pewnym sensie ułatwiło mi to późniejszą pracę przy słuchowisku. Natomiast pierwszą wersją "Wycieczek osobistych" była sztuka teatralna. Zderzyłam się wtedy z bardzo wieloma ograniczeniami, jakie niesie ze sobą tekst sceniczny, konieczność jedności czasu, miejsca i akcji.

Pomyślałam wtedy, że ta historia jest na tyle ciekawa, że warto nad nią dalej pracować. Napisałam więc scenariusz filmu fabularnego i wreszcie słuchowisko, które było najtrudniejsze ze wszystkich tych form. Musiałam operować tylko słowem. W teatrze jest obraz, scenografia, kostiumy, ruch sceniczny. Film daje inne możliwości. Można zrobić najazd kamery na twarz aktora, na której mogą się rysować wszystkie emocje, niewymagające już żadnych dopowiedzeń. Niestety w słuchowisku nie ma takiej możliwości. To unikalne doświadczenie.

W czasie słuchania takie najazdy kamerą musimy sobie robić sami: w głowach. I to jest właśnie jedna z najlepszych rzeczy.

Słuchowisko musi być tak napisane, żeby słuchacze wiedzieli, jak to sobie wyobrazić w głowie, a nie żeby zastanawiali się, co autor miał na myśli. To musi być absolutnie jasne. I to był najtrudniejszy punkt. Na szczęście miałam wspaniałą redaktorkę, Olę Kułakowską, która znajdowała mi momenty, które powinny brzmieć inaczej, mieć inną wymowę, powinny zostać inaczej wypowiedziane w słuchowisku, w przeciwieństwie właśnie do scenariusza serialowego czy filmowego.

Kwestie dialogowe w słuchowisku wypowiada się z bardzo dużą dokładnością, bo tam właściwie każde słowo ma znaczenie, każdy zlepek słów, każde zdanie i to, w którym momencie się pojawia. To buduje całą historię. I tego musiałam się nauczyć, ale zrobiłam to z radością. Bardzo lubię uczyć się nowych rzeczy i nie mam kompleksów, żeby przyznać się, że czegoś nie umiem. Zatem nie umiałam pisać słuchowisk, ale się nauczyłam i choć jeszcze nie słyszałam efektu końcowego, to mam nadzieję, że wyszło wspaniale.

Tytuł "Wycieczki osobiste" pojawia się w fabule słuchowiska, ale zastanawiam się, czy sama pani też nie robiła w tej historii "wycieczek osobistych". Mamy bohatera Andrzeja, który jest lekarzem – to także pani zawód. Mamy bohaterkę Krystynę, która gra w serialu kostiumowym i na podstawie pani książek też powstał taki serial. Czy te osobiste doświadczenia z życia przełożyła pani do słuchowiska? Może nawet trochę jako taką satyrę?

To jest inspiracja, ale nie satyra. Doświadczenia zawsze się przydają. Zawsze na nich bazuję, bo mam dużo różnych umiejętności i pewien zmysł obserwacji. Po raz pierwszy miałam być okazję na planie serialu przy okazji kręcenia "Stulecia Winnych". Pojawiłam się tam i jako konsultant historyczno-medyczny i zagrałam też w kilku w epizodach. Patrzyłam na wszystko bez planu, że kiedyś to wykorzystam, tylko z czystej ciekawości i tak jak mówiłam: lubię się uczyć i patrzeć, jak pewne rzeczy funkcjonują.

Poza tym bezcenne jest doświadczenie pracy w szpitalu, gdzie naprawdę znam te realia, wiem, jak wygląda dyżur, przewożenie pacjentów, praca w domu opieki. Jakimi prawami rządzi się mechanizm zgłoszenia przez pacjenta objawów do momentu, kiedy się go przetransportuje na oddział i tam zostawia. Grzechem byłoby nie wykorzystać tych informacji, tylko szukać ich gdzieś gdzie indziej.

Nie mam styczności z np. ze środowiskiem prawników czy architektów i musiałabym szukać punktów zaczepienia w czystej teorii. Właściwie to nigdy nie zrobiłam satyry na jakąś grupę społeczną. Zawsze pisałam bardzo na serio i myślę, że w "Wycieczkach osobistych" też tak jest. Na przykład Andrzej jest bardzo dobrym specjalistą w swojej dziedzinie. Jako lekarzowi nie mam mu nic do zarzucenia.

Co było w takim razie największym wyzwaniem w budowaniu postaci i intrygi między nimi? Darzy ich pani czułością, to słychać, nasze zdanie też może się o nich zmienić z biegiem czasu, co również jest interesującym doświadczeniem.

Bohaterowie nie mogą być płascy, jednowymiarowi, bo wtedy zawiązywana intryga nie będzie wciągająca i zaskakująca. Tak samo jest zresztą przy pisaniu powieści. Wszyscy bohaterowie muszą się różnić nie tylko wyglądem, ale też i sposobem mówienia. Żebyśmy nawet w książce "słyszeli", że mamy do czynienia z innymi zupełnie postaciami, że to nie są kalki, więc to jest trudne.

Jednak jak się dobrze zbuduje te postaci, wyobrazi sobie ich życiorysy od początku do końca, chociaż w słuchowisku pojawiają się tylko na trzy dni, to już "ma się" tych bohaterów.

I kiedy wejdziemy w ich buty i zrozumiemy, co oni czują, na jakim etapie życia są, co się może wiązać z tym spotkaniem sylwestrowym dla nich wszystkich i dla par, czyli dla Krystyny i Andrzeja, oraz dla Jana, i jego nowej żony Anny, to już mamy niemal całą oś dramatu. Wprowadziłam tutaj postać tak zwaną "wielką nieobecną".

Po raz pierwszy to zrobiłam w mojej twórczości, bo tutaj właściwie ciągle jest mowa o Marii, czyli o pierwszej żonie Jana, która nie żyje, ale która paradoksalnie jest obecna wśród tych wszystkich bohaterów. Nawet bardziej w życiu Andrzeja i Krystyny, niż nowego małżeństwa, czyli właśnie Jana i Anny.

Anna nie myśli o niej tyle, ile Krystyna a Krystyna rozgrywa nią całą tę intrygę. Są jeszcze młodzi ludzie, którzy mają swoje sprawy, ale są bardzo związani z losem rodziców i to, co się dzieje wśród starszych par, także determinuje losy syna, Krzysztofa i jego ukochanej Kamili, która wraca po roku pobytu w Anglii i którą on chce odzyskać. A ona trudno powiedzieć, czy chce do niego wrócić, czy nie chce, nie chcę tego zdradzać, muszą państwo przekonać się o tym sami.

A którą postać polubiła pani najbardziej?

Myślę, że Krystyna jest bardzo ciekawa, bo to jest postać, która ma jeszcze dużo przed sobą, ale i dużo za sobą. I tak naprawdę musi się zdecydować, czy ona chce jeszcze mieć jakąś przyszłość, czy już tylko chce żyć przeszłością i tym starym układem, na który sama się zgodziła. Ale musi sobie zadać pytanie, czy ten układ został zawarty na zawsze, czy też można go rozbić? Czy można całkowicie zacząć od nowa, czy może trzeba zacząć żyć po staremu, ale na nowych warunkach?

Ona jest zatem postacią najbardziej złożoną. Jest w niej bardzo wiele pozorów, bo ona jest niby wielką gwiazdą, ale tak naprawdę to niespełniona aktorka. Wydaje się, że to ona nosi spodnie w tym związku, a jednak jest traktowana instrumentalnie. Niby ona rządzi, a jednak to Krystyną rządzą uwarunkowania z przeszłości i teraźniejszości również.

Jeśli mowa o grupach społecznych, to czy pisząc to słuchowisko, myślała pani o konkretnym gronie odbiorców? Świąteczno-noworoczny czas akcji zbiega się idealnie z premierą, więc zastanawiam się, czy również chciałaby pani, by "Wycieczki osobiste" trafiły do fanów nie tylko słuchowisk, ale i np. pani książek czy serialu "Stulecie Winnych".

"Wycieczki osobiste" adresuję też do wszystkich, bo bohaterowie są zarówno ludźmi w moim wieku, czyli takim pokoleniem z końca lat 60., początku 70., ale występuje też i bardzo młoda para bohaterów. Bardzo więc liczę na to, że dotrę też do młodszych odbiorców.

Kiedyś wydawało mi się, że "Stulecie Winnych" to jest książka dla osób 50+, jak nie jeszcze starszych. I bardzo się zdziwiłam, kiedy się okazało, że saga jest czytana przez nastolatków, którzy cytują ją chociażby na maturze, albo polecają ją swoim rodzicom czy dziadkom.

Wierzę, że tutaj będzie podobnie, że młodzi ludzie posłuchają i powiedzą swoim rodzicom, że "nie masz tej aplikacji, ale ja mam i chętnie ci użyczę, bo słuchowisko na pewno ci się spodoba".

Też uważam, że może się spodobać przeróżnym ludziom, bo niektóre problemy czy tematy rozmów lub... kłótni brzmią bardzo życiowo i wiele osób mogło je przeżyć na własnej skórze. Nie zawsze się zdarza, by historie ogólnie mówiąc obyczajowe nie były oderwane od rzeczywistości i dlatego też tak dobrze się tego słucha. A które słuchowiska, audiobooki lub seriale audio są pani ulubionymi?

W Storytel jest z audiobook jednej z moich ulubionych powieści, "Lalki" Bolesława Prusa, którą czyta Jarosław Gajewski, którego pierwszy raz widziałam na żywo wiele lat temu w "Kubusiu Fataliście" w Teatrze Dramatycznym. Z kolei mojego ulubionego poetę, Juliana Tuwima i jego "Kwiaty Polskie" czyta Krzysztof Szczepaniak, który też jest jednym z moich ulubionych aktorów.

Jeżeli chodzi o słuchowiska, to bardzo duże wrażenie pod względem konstrukcji i opowieści zrobił na mnie "Random" autorstwa Nataszy Parzymies i Alicji Sokół, w którym występują m.in. Maciej Musiałowski i Julia Wieniawa. Nie mogłam się od niego oderwać, a wydawało mi się, że problemy młodych ludzi, którzy nie wiedzą, czy się spotkać, czy też nie, którzy rozmawiają i nie wiedzą, czy z tej rozmowy coś wyniknie, będą mi odległe. Jednak to było tak dobrze napisane i tak dobrze zagrane, że z ogromną przyjemnością wysłuchałam go do końca.

Uwielbiam też słuchać kryminałów, które bardzo często bezpośrednio kojarzą się z audiobookami. Przede wszystkim "Opowiem ci o zbrodni", który jest bardzo dobrze zrealizowany. Przedstawia sześć wybranych zbrodni wraz z analizą. Sprawy są opisane przez Katarzynę Bondę, Igora Brejdyganta, Wojciecha Chmielarza, Marty Guzowskiej, państwa Kuźmińskich i Katarzyny Pużyńskiej.

Chciałabym też powiedzieć, że w Storytel są też wspaniale przeczytane moje książki. M.in. "Matki i córki" we wspaniałej interpretacji Joanny Koroniewskiej, Magdaleny Różczki, Agnieszki Grochowskiej i Doroty Kolak.

Jeżeli ktoś nie wiedział od czego zacząć swoją przygodę ze słuchowiskami, to od razu dostał świetną listę na start, która starczy na długo. A później też będzie czego słuchać, bo można zauważyć, że jest pewien renesans słuchowisk. To nic nowego, bo w Polskim Radiu np. "Matysiakowie" wychodzą już od prawie 70 lat. Jednak teraz powstaje ich ogólnie zdecydowanie więcej niż np. 20 lat temu.

Tak, w Polskim Radiu powstawało ich kiedyś więcej, nie tylko "Matysiakowie", ale też mniejsze tytuły np. na Jedynce. Miałam w domu taki "tranzystorek", który ciągle grał, jak akurat nie grała telewizja. I tam bardzo często słuchałam różnych słuchowisk i to nawet często od środka, bo akurat wracałam ze szkoły. To były fascynujące historie, świetnie przeczytane i zagrane.

O ile telewizja i platformy streamingowe mają monopol, bo atrakcyjniejszy jest być może obraz połączony z dźwiękiem, to jednak bardzo dużo jeździmy samochodami, a tam, mam nadzieję, że ich nie oglądamy, tylko patrzymy na drogę.

Tak, ale ten renesans nie jest spowodowany tylko tym, że jeździmy samochodami. Co tydzień wychodzą filmy czy seriale, na obejrzenie których nie starczy nam życia, a jednak rozwija się też inna gałąź kultury, trochę podobna, ale jednak zupełnie inna. Z czego to może jeszcze wynikać?

Jazda samochodem to dobry pretekst, by zacząć słuchać audiobooków, ale ogólnie może wynikać to wynikać to z dwóch rzeczy. Po pierwsze: z przesycenia obrazem, bo mamy go wszędzie, jesteśmy nim wręcz bombardowani, a po drugie: z potrzeby wyobraźni.

Człowiek ma naturalną mózgową potrzebę - i mówię to jako neurolog - używania wyobraźni, próby stworzenia pewnego obrazu, wyobrażenia sytuacji, która ma się wydarzyć, czy też stworzenia dalszego ciągu historii z wysłuchanej rozmowy. W przypadku słuchowiska dostajemy dodatkowo pełną opowieść. Ma początek, rozwój, punkt kulminacyjny i zaskakujące zakończenie. Wydaje więc mi się, że to jest coś, na co się właściwie naturalnie czeka, by można to było wprowadzić do ośrodkowego układu nerwowego, do umysłu. Nie tylko bez szkody dla niego, ale i też z ogromną korzyścią.

Uważam, że słuchowiska powinniśmy proponować również dzieciom, bo te często zniechęcają się do czytania, bo czytanie jest trudne albo np. mają dysleksję. Uważam, że powinny rozwijać wyobraźnię i umysł przez słuch, aż do momentu, kiedy same będą chciały czytać. Taki moment nadchodzi, wiem to, bo sama mam dzieci.

To prawda, zawsze się mówiło, że to książki pobudzają wyobraźnię. Słuchowiska z jednej strony trochę to ułatwiają, bo słyszymy głosy utworów, muzykę, efekty dźwiękowe, ale wciąż musimy sobie wykreować daną scenę w głowie. Może nawet pełniej, niż gdybyśmy ją tylko czytali. A czy to będzie pani jedyna, że tak powiem, wycieczka w świat słuchowisk?

Mam nadzieję, że coś jeszcze wymyślę i stworzę dla Storytel. Jeszcze nie mam dość takiej interakcji z Czytelnikiem/Słuchaczem. Jeszcze mam wiele do powiedzenia w zakresie tajników pobudzania wyobraźni przez słowo. Bardzo chętnie bym coś jeszcze napisała.

Ewentualnie może jeszcze powstać film lub sztuka teatralna "Wycieczki osobiste", o czym mówiła pani na początku.

To już by była zupełnie inna opowieść, choć miałaby pewne elementy wspólne. I to też jest fascynujące w tworzeniu słuchowiska, nawet na podstawie już gotowej opowieści.

Założę się, że naszą rozmowę przeczytają też miłośnicy "Stulecia Winnych". Parę miesięcy temu pojawiła się informacja, że może powstać prequel serialu z podtytułem "Początek". I na czym w tej chwili stoimy?

Na razie Telewizja Polska, która sama zamówiła prequel i powstał do niego scenariusz 13 odcinków, wycofała się z produkcji. Trudno mi więc powiedzieć, co będzie dalej. Razem z producentem, Endemol Shine Polska, nie ustajemy w nadziei, że się uda jednak ten serial zrealizować.

"Stulecie Winnych" wciąż ma mnóstwo fanów, wciąż jest powtarzany na antenie i ma bardzo wysoką oglądalność, więc myślę, że "Początek" przyciągnąłby przed ekrany bardzo wielu widzów.

Na razie nie pozostaje więc nic innego, niż sięgnięcie po pani słuchowisko "Wycieczki osobiste".

Lub przeczytanie powieści. Właśnie napisałam swoją 28 książkę, więc też jest co czytać. To kryminał medyczny zatytułowany "Nóż w sercu. Sprawa chirurga". Również i on pojawi się w aplikacji Storytel.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze