Lepienie naczyń z gliny czy tworzenie pachnących naturalnymi olejami świec ma właściwości terapeutyczne. Na sercu robi się cieplej, a w głowie luźniej, bo zapomina się o troskach – mówi Michalina Tarka twórczyni Mama Fuego.
Jednym z wymiarów cozy life może być otaczanie się pięknymi przedmiotami, wsłuchiwanie się w swoje poczucie estetyki, obcowanie ze sztuką użytkową. Co o tym myślisz?
Prowadzę warsztaty ceramiczne dla kobiet i obserwuję, że wyjątkowy dla nich jest nie tylko proces tworzenia tych naczyń, równie ważne jest, że im to odstresowuje głowę, bo wyłącza myśli. Mówią, że drzwi do mojej pracowni są jak portal, za którym zostawiają wszystko, co trudne, niewdzięczne, problemowe. Przychodzą tutaj i w momencie, w którym zanurzają się w glinę, zmartwienia i troski – odchodzą. Zajmowanie się ceramiką z pewnością w jakimś stopniu działa terapeutycznie. Bo w tym lepieniu w ogóle nie chodzi o to, co ma powstać, jakie ma to być. A o to, żeby uwolnić swoje ciało, pozwolić mu, żeby działało we własnym tempie, bez presji, którą na co dzień często sobie narzucamy. Tutaj można ulepić coś krzywo, odpuścić, wrzucić na luz. Myślę, że też dlatego się tym zajęłam.
W swojej twórczości łączysz glinę z woskiem, bo robisz też naturalne świece aromaterapeutyczne. Skąd taki pomysł?
Kiedy ceramika pochłonęła mnie już zupełnie, pomyślałam, żeby ją czymś dopełnić, i zamówiłam wosk. Tworzenie naczyń jest długim procesem, nie daje natychmiastowej gratyfikacji, a robienie świec już tak. Łączenie gliny i wosku jest pracą manualną uzupełnioną o komponent zmysłowy. Podczas tworzenia otaczają nas zapachy olejów eterycznych, palenie tych świec potem nadal ma wymiar zmysłowy, ale też praktyczny – uspokaja.
Dbam o to, żeby wszystkie składniki, z których korzystam, były w pełni naturalne, bo nie toleruję sztucznych zapachów. Kiedy taką świecę zapalamy, czujemy, że ona jest prawdziwa, jakościowa, zapach szybko nie znika. A jak się już wypali, zostaje coś trwałego – szklane lub gliniane naczynie, które nadal może nam służyć.
Czytaj także: Aromaterapia na dobry nastrój, czyli jak leczyć się zapachem
Oglądając twoje wyroby w pracowni czy na profilu instagramowym, zauważam spójność stylistyczną – minimalizm i inspirację naturą. Już samo to wycisza.
Rzeczywiście i naczynia, i świece tworzę bez jakichś szaleństw, jeśli chodzi o kolory czy formy. Koncentruję się na prostocie. Moim zdaniem każdy potrzebuje odnaleźć swoją estetykę, by przekonać się, z czym się dobrze czuje. Sama długo odkrywałam, jakie przestrzenie lubię, jakie kolory, jakie światło sprawia mi przyjemność, a co mnie męczy. To subiektywne.
W rankingach na najszczęśliwsze kraje od wielu lat wygrywają Finlandia, Szwecja, Norwegia i Dania – miejsca, w których narodził się skandynawski minimalizm. Odnoszę wrażenie, że ten styl może uszczęśliwiać i niejako zarażać prostotą w podejściu do życia. W tym stylu istotna jest też temperatura, bo jest oszczędny, jeśli chodzi o formy, ale ciepły w kolorystyce. I to właśnie mi odpowiada.
Mój ukochany się śmieje, że lubię życie w kolorze piasku – to taki nasz domowy żart. Dla mnie te beżowe, ciepłe tony sprawiają, że jeśli nawet za oknem jest zimno, szaro, niemiło, bo wieje i pada deszcz, to ja, przechodząc przez próg domu, trafiam w przytulne miejsce. Nasz mózg ciepłe barwy kojarzy ze spokojem i bezpieczeństwem.
Otaczając się spokojnymi tonami kolorystycznymi, minimalizujemy bodźce w przebodźcowanym często życiu, prawda?Podróżując do Azji, zauważyłam, że w hotelach ściany mają często kolor pomarańczowy lub neonowozielony. Kiedy wchodzę do takiego pokoju, muszę natychmiast zamknąć oczy i iść spać, bo te odcienie w ogóle ze mną nie rezonują. Abstrahując od tego, że one mi się po prostu nie podobają, to nie czuję się w ich otoczeniu komfortowo.
Michalina Tarka twórczyni Mama Fuego (Fot. Maria Skarbek-Cała)
Myślę, że to jest to, o czym mówisz – najwyraźniej dla mnie są one zbyt silnym bodźcem, stąd moja reakcja. Wybierając materiały do ceramiki, świec czy biżuterii, zastanawiam się, czy ich barwy i faktury występują w naturze, czy to czasem nie jest jakaś hybryda kolorów, która została stworzona syntetycznie. Zawsze kończy się na tym, że bazuję na kolorach ziemi, bo one mnie terapeutyzują. Podobnie jak wysoka jakość, która dla mnie ma ogromne znaczenie i moc. Ona nie tylko karmi zmysł wzroku, ale jest też funkcjonalna. Nie chcę, żeby moje przedmioty po prostu ładnie wyglądały, one mają spełniać swoje konkretne zadania – mają być praktyczne i piękne jednocześnie.
Jeśli doświadczy się już dobrej jakości, trudno jest wrócić do gorszych, masowo produkowanych zamienników. A jakość naturalnych komponentów wpływa na nasze życie, na jego wyjątkowość. Otaczając się pięknymi przedmiotami, na przykład minimalistyczną ceramiką, uczymy mózg, że go to odciąża, odbodźcowuje. Robi się nam cieplej na sercu, luźniej w głowie i coraz mniej podobają nam się pstrokate rzeczy.
Twoim zdaniem można powiedzieć, że jakość przedmiotów, którymi się otaczamy na co dzień, tworzy jakość naszego życia?
Tak uważam. Mogę powiedzieć o sobie, że kiedyś wcale nie byłam aż tak bardzo sfokusowana na jakości przedmiotów. Zaczęłam od ceramiki i kiedy dowiedziałam się, na czym w ogóle polega rękodzieło – ile wymaga pracy i zaangażowania – to zaczęłam zwracać uwagę na jakość także w innych aspektach życia. Na przykład zaczęłam bardziej świadomie wybierać ubrania uszyte z naturalnych tkanin czy kosmetyki o ekologicznych składach. Okazało się, że jakość, którą poprzednio wybierałam, już mnie nie satysfakcjonuje, bo wiem, że można użytkować przedmioty, które „mają duszę”.
Kiedy tworzę, zastanawiam się, co te rzeczy wniosą do życia osoby, która będzie z nich korzystała, i myślę sobie, że chciałabym, żeby były to momenty zatrzymania.
Zapalamy świecę czy kadzidło, pijemy rano herbatę w ładnym kubku czy wieczorem kakao ceremonialne i pojawia się przestrzeń, żeby coś poczuć, pobyć ze sobą. Takiej energii doświadczam w kontakcie z innymi kobietami podczas warsztatów „Dziewczyna & Glina”. Stworzyłyśmy społeczność, dużo sobie opowiadamy, dzielimy się doświadczeniami, mówimy o tym, co się wydarzyło w drodze do pracowni, czy o tym, gdzie jedziemy na wakacje. Spotykamy się też po zajęciach, chodzimy na kolacje, do kina, spędzamy razem czas. Obecność kobiet w moim życiu pokazuje mi, że każda z nas jest inna, ale możemy stworzyć coś razem. I to leczy rany.
Michalina Tarka, twórczyni Mama Fuego. Komponuje zapachy, lepi, prowadzi warsztaty ceramiczne „Dziewczyna & Glina”; mamafuego.pl