1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Filmy
  4. >
  5. Czy można się rozstać, nie przestając kochać? „Wrócicie do siebie” to najpiękniejszy film o miłości, jaki zobaczycie w tym roku w kinach

Czy można się rozstać, nie przestając kochać? „Wrócicie do siebie” to najpiękniejszy film o miłości, jaki zobaczycie w tym roku w kinach

Ale i Alex, bohaterowie komediodramatu „Wrócicie do siebie”, organizują rozwodowe party – jak ślub, tylko na odwrót. Pomysł na przeistoczenie rozstania w imprezę okazuje się jednak ich zgubą. (Fot. materiały prasowe Nowe Horyzonty)
Ale i Alex, bohaterowie komediodramatu „Wrócicie do siebie”, organizują rozwodowe party – jak ślub, tylko na odwrót. Pomysł na przeistoczenie rozstania w imprezę okazuje się jednak ich zgubą. (Fot. materiały prasowe Nowe Horyzonty)
Miłość nie zawsze kończy się wtedy, gdy kończy się związek. Najlepiej ilustruje to hiszpański komediodramat „Wrócicie do siebie” przedstawiający historię pary, która – chociaż wciąż się kocha – postanawia się rozstać i wyprawić z tej okazji huczne przyjęcie analogiczne do wesela. To czuły, inteligentny i zaskakująco zabawny film, który zmusza do zadania sobie najtrudniejszych pytań, takich jak: czy naprawdę trzeba się rozstać, jeśli miłość dwojga ludzi wciąż trwa?

Byliście kiedyś na imprezie z okazji rozstania? Jeśli nie, będziecie mieli taką okazję. „Wrócicie do siebie” zaprasza bowiem widzów na rozwodowe party. Związki, jak wiemy, rozpadają się z różnych powodów: problemów finansowych, zdrowotnych, rodzinnych, zawodowych, niewierności, braku pożądania czy różnic osobowości... Może chodzić też o bardzo prozaiczny strach przed staniem się pospolitym, nudnym małżeństwem. Tak wydaje się być w przypadku Ale (Itsaso Arana) i Alexa (Vito Sanz), którzy decydują się zakończyć swój 14-letni związek, jednak nie w sposób, w jaki robi to większość ludzi. Para postanawia zorganizować z tej okazji przyjęcie analogiczne do wesela – w myśl zasady, że lepiej jest świętować końce, a nie początki, które i tak prędzej czy później przyniosą koniec.

„Wrócicie do siebie” (Fot. materiały prasowe Nowe Horyzonty) „Wrócicie do siebie” (Fot. materiały prasowe Nowe Horyzonty)

Czytaj także: Filmy romantyczne na Netflixie. 6 tytułów, które przywracają wiarę w miłość

Ich decyzja jest obopólna, nieodwołalna i wydaje się właściwa, jednak bliscy – którzy zawsze uważali ich za idealną parę – są wyraźnie zdezorientowani. Jedni odbierają to jako żart, inni nie dowierzają (w końcu, kto przy zdrowych zmysłach świętowałby rozstanie?). Są też tacy, którzy z nich szydzą, a nawet kwestionują ich intencje, mówiąc: „na pewno do siebie wrócicie”. I chociaż bohaterowie zarzekają się, że próbują żyć osobno, ich codzienność zupełnie na to nie wskazuje: nadal mieszkają i śpią razem, są wobec siebie czuli, wyrozumiali i wspierający, robią sobie posiłki, kupują prezenty, oglądają wieczorami filmy. Wciąż żyją normalnym życiem i czasami nawet zapominają, dlaczego w ogóle zaplanowali przyjęcie. Mimo wszystko trzymają się planu. Pytanie zatem brzmi: skoro inni zauważają ich miłość, dlaczego sami zainteresowani konsekwentnie odmawiają jej uznania?

„Wrócicie do siebie”: recenzja filmu

Nagrodzony w Cannes komediodramat „Wrócicie do siebie” zadaje widzom serię iście filozoficznych pytań. A gdyby tak koniec nie musiał być gorzki i oznaczać wyłącznie pożegnania? Gdyby oznaczał nowy początek? Ale bez obaw: idąc na seans spodziewajcie się przede wszystkim kina niebywale lekkiego i pełnego subtelnego humoru, choć niepozbawionego melancholii – refleksje odbywają się tu jednak podczas rozmów ze znajomymi, tuż przed snem albo po domowym seansie filmowym. „Wrócicie do siebie” to bowiem niezwykle inteligentne kino opowiadające o związkach, zmianach, nowych początkach, znalezieniu właściwego tonu w życiu oraz o tym, czy rozstanie zawsze jest właściwą odpowiedzią rozpadający się związek.

„Wrócicie do siebie” (Fot. materiały prasowe Nowe Horyzonty) „Wrócicie do siebie” (Fot. materiały prasowe Nowe Horyzonty)

Czytaj także: Piękne filmy romantyczne. 13 najlepszych filmów o miłości

To również przewrotny hołd oddany klasycznym hollywoodzkim komediom romantycznym. Twórca odwołuje się tu bowiem m.in. do kultowej twórczości Cary’ego Granta oraz „Scen z życia małżeńskiego” Ingmara Bergmana. Bohaterowie rozmawiają też o „10” Blake’a Edwardsa oraz zapomnianych „komediach ponownego małżeństwa” z lat 30. i 40., w których pary z wieloletnim stażem chcą się rozstać, ale finalnie dają sobie drugą szansę. „Wrócicie do siebie” jest kolejnym filmem wpisującym się w ten nurt, do tego dziełem głęboko przesiąkniętym miłością do kina – Trueba wierzy bowiem, że kino czyni nas lepszymi ludźmi i naprawdę może leczyć rany. I w pewnym sensie robi to również w swoim filmie. Mamy tu bowiem pewien metaschemat: obie postacie pracują w branży, a do tego Ale montuje film, w którym gra Alex, więc kino odgrywa tu naprawdę ważną rolę.

„Wrócicie do siebie” (Fot. materiały prasowe Nowe Horyzonty) „Wrócicie do siebie” (Fot. materiały prasowe Nowe Horyzonty)

Tym samym Tureba serwuje nam film w filmie, nieustannie przesuwając granicę między kinem a rzeczywistością. Momentami ciężko nawet stwierdzić, czy oglądamy prawdziwy film, czy ten, nad którym pracuje Ale, bo ich fabuły rozwijają się obok siebie i są bardzo podobnie skonstruowane. Co więcej, Ale, montując film z Alexem, widzi w nim swój związek. To dla niej terapia, w której kino pomaga jej odkryć sedno swoich problemów. Ten sprytny zabieg świetnie przesuwa uwagę widza od rozstania bohaterów i sprawia, że – tak jak oni sami – zagłębiamy się przede wszystkim w film, nad którym wcześniej współpracowali.

Przez to obraz przypomina nieco studencki projekt koncepcyjny, mały i oszczędny. Pokazuje jak życie naśladuje sztukę, ale nie znajdziemy w nim taniego sentymentalizmu (chociaż trudno nie uronić łzy, gdy Alex i Ale wyznają sobie miłość jako postacie w scenariuszu). To także świetnie napisane kino, pełne błyskotliwych dialogów oraz próba uchwycenia czegoś ulotnego. Fabuła jest poruszająca i urzekająca, twórcy używają świeżego języka wizualnego, a nastrojowa muzyka i żywe aktorstwo (Arana i Sanz mają ze sobą wspaniałą chemię i są fantastyczni jako para) tworzą razem coś naprawdę niezwykłego. I chociaż ogólny klimat filmu jest raczej radosny, nie brakuje też momentów zmuszających do refleksji.

„Wrócicie do siebie” (Fot. materiały prasowe Nowe Horyzonty) „Wrócicie do siebie” (Fot. materiały prasowe Nowe Horyzonty)

Czytaj także: Love story z morałem. Kasia Miller wyjaśnia, czego uczą nas filmy o miłości

„Wrócicie do siebie”: czy warto obejrzeć?

„Wrócicie do siebie” to z pewnością jedna z najpiękniejszych i najbardziej prawdziwych komedii o związkach ostatnich lat. Nie jest to jednak typowa komedia romantyczna – bardziej anty rom-com, który w przewrotny sposób mówi o relacjach, stawiając istotne pytania, które powinna zadać sobie każda para. To również kino lekkie, ale przekazujące trudne prawdy; w idealnych proporcjach łączące rzeczywistość z fikcją oraz humor z dramatem, a także czuły portret portret ludzi wciąż zakochanych w sobie, ale z każdym dniem oddalających się od siebie, który zmusza do refleksji, eksploruje wszystko, co prowadzi do rozstania oraz rzuca światło na różnice światopoglądowe w związkach i przedstawia różne perspektywy dotyczące separacji. Całe szczęście, podobnie jak uwielbiany przez publiczność norweski przebój filmowy „Najgorszy człowiek na świecie”, wysnuwa wniosek, że zawsze istnieje lepsza droga, niż pochopne rozstanie.

„Wrócicie do siebie” w kinach od 23 maja.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze