To już pewne! Ryan Gosling wyruszy na podbój odległej galaktyki. Misja z udziałem gwiazdora z pewnością będzie kosztowna, ale i tak nawet nie zbliży się do poziomu niesławnego lotu NS-31 z Katy Perry na pokładzie. Jej celem nie jest bowiem wzniesienie się ponad ziemską atmosferę, a nakręcenie kolejnego przeboju z uniwersum „Gwiezdnych wojen”. Jeśli oczekiwania producentów się ziszczą, w kosmos wystrzelą tylko zyski z biletów.
A z tym w ostatnich latach bywało różnie. Co prawda „Przebudzenie mocy” zarobiło rekordowe dla franczyzy 2 miliardy dolarów, ale przychód zamykającego nową trylogię „Skywalker. Odrodzenie” to już zaledwie połowa tej kwoty. Jedni obwiniali znacznie odbiegającą od wcześniejszych filmów wizję Riana Johnsona, inni kręcili nosem na powrót na krzesło reżysera J.J. Abramsa. Lucasfilm nie zamierza jednak dać odetchnąć podzielonemu fandomowi i wciąż ogłasza nowe projekty.
W piątek oficjalnie potwierdzono, że jesienią rozpoczną się zdjęcia do „Star Wars: Starfighter”. Na planie pojawi się wspomniany już Ryan Gosling, a za kamerą stanie Shawn Levy znany ze „Stranger Things” czy „Deadpool & Wolverine”. Ujawniono także, że scenariusz napisał Jonathan Tropper, który wcześniej pracował przy dobrze przyjętych serialach „Banshee” czy „Wojownik”. Fabuła na razie trzymana jest w tajemnicy. Zdradzono jedynie, że film skupi się na zupełnie nowych bohaterach i nie będzie nawiązywał do sagi Skywalkerów. Akcja ma być osadzona mniej więcej pięć lat po wydarzeniach z epizodu IX.
Jak długo poczekamy na efekty? Premiera zaplanowana jest na maj 2027 roku, ale fani „Gwiezdnych wojen” nie będą narzekali w tym czasie na brak rozrywki. Rok wcześniej na ekrany wejdzie bowiem „The Mandalorian & Grogu” z Pedro Pascalem i Jeremym Allenem White'em.
Aby ogłosić start prac nad filmem, Gosling i Levy osobiście zjawili się na corocznym wydarzeniu dla wielbicieli „Gwiezdnych wojen” w Tokio. – To, że mogę tu z wami dzisiaj być, sprawia, że czuję się jeszcze bardziej zainspirowany. W tym pomieszczeniu aż kipi od kreatywności, wyobraźni i miłości. To piękne przypomnienie, jak wiele filmy mogą dla nas znaczyć. Moc jest tajemniczą siłą, ale dla mnie to wy, fani, jesteście prawdziwą mocą. Jedyne, na co mogę liczyć, to że moc fanów będzie z nami – powiedział ze sceny, parafrazując słynną kwestię z kultowych filmów George’a Lucasa.
Gosling dodał, że sam od dawna zalicza się do grona miłośników serii. O ile rola Kena w „Barbie” była niejako ukłonem w stronę jego córek (to porozrzucane w ogrodzie zabawki ostatecznie skłoniły go do przyjęcia propozycji Grety Gerwig i Margot Robbie), o tyle „Gwiezdne wojny” są spełnieniem jego własnych dziecięcych marzeń. Na dowód pokazał zdjęcie pościeli, pod jaką sypiał w chłopięcych latach.
Na razie nie nie ujawniono, kto będzie partnerował Goslingowi na ekranie. Wiemy za to, kogo na pewno nie zobaczymy w kadrze. Mało brakowało, a skupisko gorących nazwisk byłoby naprawdę imponujące. Mówi się, że z udziału w produkcji zrezygnowała Mickey Madison. 26-latka miała prowadzić rozmowy z Levym, ale ostatecznie nie doszli oni do porozumienia.
Madison stała się sensacją ostatniego sezonu nagród za sprawą „Anory”. Rola pracownicy seksualnej, która bierze spontaniczny ślub z synem rosyjskiego oligarchy, przyniosła jej pierwszego w karierze Oscara. Dla wielu komentatorów było to spore zaskoczenie, ponieważ od dawna wieszczyli zwycięstwo Demi Moore. Choć teraz z pewnością może przebierać w wielu lukratywnych propozycjach, najwyraźniej nie chce porzucać kina niezależnego dla blockbusterów z wielomilionowymi budżetami.
W takim razie pozostaje nam cierpliwie czekać na informację, kto zajmie miejsce wschodzącej gwiazdy i ruszy na podbój kosmosu!