1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. „Pomoc ofiarom wojny w Ukrainie i osobom na granicy polsko-białoruskiej przypłaciłam depresją”. Rozmowa z Zofią Zochniak, założycielką „Ubrania do oddania”

„Pomoc ofiarom wojny w Ukrainie i osobom na granicy polsko-białoruskiej przypłaciłam depresją”. Rozmowa z Zofią Zochniak, założycielką „Ubrania do oddania”

Zofia Zochniak założycielka firmy Ubrania do oddania (Fot. Aga Bilska)
Zofia Zochniak założycielka firmy Ubrania do oddania (Fot. Aga Bilska)
Odkąd w 2017 roku założyła firmę Ubrania Do Oddania, Zofia Zochniak (dziś 35-latka) jest jedną z najprężniej działających promotorek odpowiedzialnej mody i kultury less waste. Dzielenie się ubraniami ma jednak dla niej głębszy sens.

Cała Polska usłyszała o UDO, kiedy włączyliście się w działania pomocowe na rzecz Ukrainy. Jak do tego doszło?
Zupełnie spontanicznie, a rezultaty przerosły nasze najśmielsze oczekiwania. Zobaczyłam na Instagramie apel o pomoc Hanny Zdanowskiej, prezydentki miasta Łodzi, którego partnerskim miastem jest Lwów. Lista potrzebnych rzeczy była gigantyczna, były na niej produkty żywnościowe, środki higieny, leki, kołdry, koce, buty, siatki maskujące. Pomyślałam sobie, że zwrócę się do ludzi z mojej społeczności z pytaniem, czy nie chcieliby się włączyć do pomocy, że w wyznaczonym terminie będę czekać w naszym magazynie na Bokserskiej w Warszawie. W tamtym momencie nie było jeszcze żadnej zbiórki w stolicy. Post wrzuciłam późno w nocy, następnego dnia pierwsza dziewczyna, która do nas przyjechała, przywiozła worek nierozpakowanych kołder, które specjalnie na potrzeby zbiórki kupiła w Ikei. W zaledwie dobę udało nam się zgromadzić wszystkie rzeczy z listy i wysłać transport do Łodzi.

Następnego dnia wysłaliśmy im kolejny transport, a trzeciego dnia zadzwoniła do nas pani z Urzędu Miasta Łodzi, mówiąc, że oni bardzo dziękują, ale nie są w stanie przyjąć już więcej, a do nas do sortowni przyjeżdżały kolejne osoby chętne się zaangażować i nieść pomoc. Chyba jako jedyna firma w niedzielę o godzinie 22 zakorkowaliśmy Mokotów do tego stopnia, że trzeba było kierować ruchem. Ludzie czekali w kolejce godzinę, żeby w ogóle dostać się na teren naszej firmy. W międzyczasie dzięki pomocy naszej pracowniczki, Ukrainki, zaczęliśmy nagrywać relacje na Instagramie po polsku i po ukraińsku. Tak odezwał się do mnie chłopak z Kijowa, który powiedział, że razem ze swoją dziewczyną pomagają tam na miejscu. Kiedy zorganizowaliśmy dla nich pierwszy transport i dostałam zdjęcia spod szpitala w Kijowie, jak pielęgniarki wwożą do budynku na szpitalnych łóżkach zebrane przez nas rzeczy, to wybuchłam płaczem. W pierwszym tygodniu puściliśmy 20 transportów. Z tego zrobiło się gigantyczne przedsięwzięcie, to było coś nieprawdopodobnego.

Pamiętasz emocje, które ci wtedy towarzyszyły?
W pewnym momencie mój numer telefonu krążył w Przemyślu, a UDO funkcjonowało jako takie bezpieczne miejsce w Warszawie, gdzie jak przyjedziesz, to otrzymasz pomoc. Któregoś dnia wieczorem pojawiła się u nas rodzina spod Charkowa, która składała się z 20 osób, wszyscy trzymali się za ręce. Zaczęliśmy szukać im noclegu, a oni powiedzieli, że chcą być razem. Po pierwszej w nocy, kiedy już dostali czyste ubrania i ciepły posiłek, udało nam się znaleźć takie miejsce, ale pojawiła się jeszcze kwestia transportu. Musieliśmy ich podzielić na pięć samochodów osobowych, a każdy członek rodziny chciał jechać z każdym, ze strachu nie chcieli się rozdzielić. Przez godzinę tłumaczyliśmy, że w trakcie jazdy będą mogli rozmawiać ze sobą przez telefon, że samochody będą jechały razem. Oni bali się nam zaufać i ja to totalnie rozumiem.

Kiedy zobaczyłam te matki z malutkimi dziećmi w wieku moich córek, przerażone, pomyślałam sobie: „Boże, przecież to mogłam być ja z moimi córkami”. I ta myśl zaczęła mnie prześladować. W pewnym momencie byłam przekonana, że jak Ukraina sobie nie poradzi, to my będziemy następni. Miałam spakowany plecak, a w nim paszporty, akty urodzenia moich dzieci, akt notarialny domu, scyzoryk, biżuterię, łącznie z naszyjnikiem z komunii. Nie mogłam spać, jeść, oglądać wiadomości. Bałam się wyjść z domu. Któregoś dnia, jak jechałam odebrać moje dzieci z przedszkola, zatrzymałam się na światłach i nagle nie wiedziałam, jak się prowadzi samochód, łzy popłynęły mi jak grochy po polikach, nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Wtedy zdecydowałam się zwrócić do specjalisty. Pomoc ofiarom wojny w Ukrainie i potem osobom na granicy polsko-białoruskiej przypłaciłam depresją.

Zofia Zochniak założycielka firmy Ubrania do oddania (Fot. Aga Bilska) Zofia Zochniak założycielka firmy Ubrania do oddania (Fot. Aga Bilska)

Za twoją działalność spotkał cię też olbrzymi hejt.
Wielokrotnie sugerowano, że chcę się wzbogacić na wojnie albo że pomagam dla poklasku i rozgłosu. Pojawiały się wiadomości pełne fałszywej troski, że ktoś mnie podziwia, bo nie boję się pokazywać na Instagramie mojego taty, jak bawi się z ukraińskim dzieckiem, a przecież może mu się coś stać, bo Putin na pewno ma swoich ludzi tutaj na miejscu, w Polsce. Usunęłam z Instagrama zdjęcia moich dzieci, do przedszkola woziłam je drogą naokoło. Musiałam przestać obserwować konta mojej rodziny i przyjaciół, bo także oni dostawali niepokojące wiadomości. Dziś na terapii uczę się, jak złapać dystans i nie czytać tego, co mi nie służy.

Zrobiłaś sobie pół roku przerwy od mediów społecznościowych.
Nasze konto na Instagramie obserwuje 146 tysięcy osób. W pewnym momencie poczułam odpowiedzialność za tych ludzi. Poczułam presję, że muszę być non stop zaangażowana, pomocna, odpowiadać na wiadomości, mówić, co się dzieje. Obserwatorzy wręcz tego ode mnie oczekiwali. Nie byłam w stanie temu sprostać. I wtedy zrobiłam sobie przerwę od Instagrama, a jak wróciłam, to postanowiłam, że będę się odzywać tylko wtedy, kiedy będę miała faktycznie coś ważnego do powiedzenia, coś, co jest warte uwagi moich obserwatorów. Część z nich nadal tego nie rozumie i pyta, dlaczego milczę, czy aby na pewno wszystko u mnie okej.

Zofia Zochniak założycielka firmy Ubrania do oddania (Fot. Aga Bilska) Zofia Zochniak założycielka firmy Ubrania do oddania (Fot. Aga Bilska)

Po tych wszystkich doświadczeniach wiesz już, jak pomagać mądrze, aby nie stracić zapału i zadbać o swój komfort psychiczny?
Kiedyś bym powiedziała, że trzeba umieć stawiać granice, najpierw zadbać o siebie, żeby móc rozmawiać z innymi. Doceniać małe rzeczy, małe sukcesy. Nie angażować się emocjonalnie, nie robić nic ponad swoje siły, nie dawać się wpędzić w poczucie winy, nie poddawać się presji. Ale prawda jest taka, że żadna ze mnie ekspertka, bo jestem osobą, która się angażuje zawsze na sto procent. I to się odbywa kosztem mojej rodziny, mojej relacji, mojego zdrowia. Po tej pierwszej ogromnej mobilizacji duża część z nas poczuła wypalenie. Pomaganie przestało być już takie modne.

Ja bym powiedziała, że wręcz odwrotnie – wreszcie jest modne.
Trzeba zrozumieć, że to, co widzimy na Instagramie czy w ogóle w mediach, jest tylko wycinkiem rzeczywistości. Kiedy zrobiło się głośno o tym, że my, firma Ubrania Do Oddania, pomagamy na taką skalę, w naszej sortowni zaczęły pojawiać się osoby, także te ze znanym nazwiskiem, które chętnie pokazywały na swoich kanałach w mediach społecznościowych, że tu są i działają. A kiedy trzeba było faktycznie wziąć się do pracy, wielu z nich nie zrobiło nic.

Jako ludzie lubimy widzieć szybkie efekty naszych działań, a długoterminowe zaangażowanie w pewnym momencie staje się wyczerpujące. Dobrze jest być świadomym tego, z czym pomaganie tak naprawdę się wiąże, i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to jest na pewno na moje siły. Nagle dociera do ciebie, że nie możesz pomóc wszystkim, więc bardzo dużo osób decyduje się nie pomagać wcale, żeby nie musieć dokonywać tych wyborów i czytać o kolejnym chorym dziecku czy starszej osobie, która żyje na skraju ubóstwa.

Powiedziałaś kiedyś: „Ubrania Do Oddania to dla mnie rewolucja w branży mody, która rozpoczęła się od rewolucji w moim własnym życiu”. Jak wyglądało twoje życie przed UDO?
Długo pracowałam po to, żeby móc kupować sobie różne rzeczy. Dziś nie jestem z tego dumna, ale jeszcze kilka lat temu byłam osobą, która przed piątkowym wyjściem na imprezę musiała mieć nowy ciuch. W pewnym momencie zaczęłam się interesować tym, skąd dokładnie pochodzą rzeczy, które mam w szafie, jaką drogę musiały przebyć, żeby się tam znaleźć. Sporo czytałam o tym, jaki jest faktyczny koszt środowiskowy i społeczny produkcji taniej odzieży. Tak narodził się pomysł na założenie firmy Ubrania Do Oddania. To zbiegło się z moim zajściem w ciążę. Kiedy dowiedziałam się, że zostanę mamą, to obiecałam sobie, że wszystko, co będę robić w życiu, będę robiła w taki sposób, żeby moje dziecko mogło powiedzieć, że jest dumne z mamy. Nadal zdarza mi się stanąć przed lustrem i zapytać samą siebie, czy dzisiaj postępowałam w taki sposób, w jaki chciałabym, żeby zachowywała się moja córka.

Gdy zrobiło się głośno o UDO w kontekście pomocy Ukrainie, nagle stałam się osobą rozpoznawalną, wokół mnie zaczęło pojawiać się bardzo dużo znanych ludzi, którzy chcieli się ze mną kolegować, zapraszali na różne imprezy, mówili, jaka jestem wspaniała. W takiej sytuacji nie jest trudno odkleić się od rzeczywistości, dlatego uważam, że dobrze jest co jakiś czas przypomnieć sobie swoje motywacje – dlaczego robimy to, co robimy.

Zofia Zochniak założycielka firmy Ubrania do oddania (Fot. Aga Bilska) Zofia Zochniak założycielka firmy Ubrania do oddania (Fot. Aga Bilska)

Jakie są motywacje osób, które u was pracują?
Przyświecają im podobne wartości, co nam. Inaczej by się tu nie odnaleźli. W znacznej większości to są ludzie młodzi. U nas nie musisz umieć, możesz tylko chcieć, a my pomożemy ci się nauczyć. Dla nas ważniejsze od wykształcenia jest zaangażowanie w pracę. Jeśli jest jakaś pilna potrzeba, to rzucamy wszystko i idziemy do sortowni przygotowywać na przykład paczki na granicę polsko-białoruską, bo tam jest dziesięciostopniowy mróz.

Wielu z naszych pracowników jest z nami od początku.
Chcemy, by czuli się tu dobrze i mieli poczucie, że są dla nas ważni. Nie chcemy, aby pracowali wyłącznie dla idei – od razu dostają umowę o pracę, mogą bez obaw snuć plany o kupnie mieszkania, posiadaniu dzieci. U nas w sortowni pracuje dziewczyna, która jest z nami od pięciu lat. Pokaż mi firmę, w której pracownicy niskiego szczebla zostają na tak długo. My uważamy, że ta firma zaczyna się od dołu, i gdyby nie ci ludzie, to by jej nie było. Jak przyjeżdżam rano do pracy, to nie idę od razu do biura, tylko wchodzę do magazynu. Witam się z ludźmi i pytam, jak im minął weekend.

Z twojej perspektywy czego młodym ludziom najbardziej brakuje ze strony pracodawców?
Oni potrzebują, żeby ktoś w nich uwierzył, dał szansę na samodzielność. Polscy przedsiębiorcy mylnie zakładają, że lojalność pracownika najlepiej budować na strachu, że na jego miejsce jest dziesięciu chętnych. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Jeżeli chcesz mieć dobry zespół i dawać ludziom poczucie bezpieczeństwa, to musisz być dla nich przykładem. Ja nie uważam, że wszystko wiem najlepiej. Wręcz przeciwnie. Umiem przyznać się do błędu, przeprosić, przyjść i powiedzieć: „Ty wiesz lepiej, ty mi powiedz”. Nie ukrywam, że zatrudniam osoby mądrzejsze od siebie. I mówię im to. To podejście wynika z mojego osobistego doświadczenia zawodowego. Właściciele firmy deweloperskiej, w której pracowałam wcześniej, uwierzyli we mnie, mówili: „Dasz sobie radę”. Do dziś jestem im za to bardzo wdzięczna.

Masz charyzmę, umiesz działać i motywować do działania innych. Czy to naturalny dar, czy musiałaś się tego nauczyć?
Tak ukształtowali mnie moi rodzice. Pozwalali mi na bardzo dużą samodzielność. Kiedy miałam pięć lat, urządzałam najlepsze zabawy na podwórku dla dzieciaków. Udzielałam się w samorządzie szkolnym, organizowałam dyskoteki, brałam udział w konkursach recytatorskich, organizowałam zbiórki, byłam wolontariuszką. Zawsze lubiłam działać.

Inspirujesz innych, a kto jest inspiracją dla ciebie?
Mój tata. To jest taki typ człowieka, na którego zawsze można liczyć. Nigdy mnie nie krytykował, nawet jak uważał, że mam jakieś irracjonalne pomysły. Kiedy rzuciłam studia, był jedynym, który powiedział, że jeżeli tak czuję, to żebym za tym szła. Jako jedyny miał rację w tym, żeby mnie wzmacniać. I pozwalać mi popełniać błędy, czasem bardzo dotkliwe. Nigdy nie powiedział: „A nie mówiłem”.

Co ubrania, które trafiają do was w kartonach, mówią o Polkach?
Że kupujemy kompulsywnie. W UDO dostajemy dużo ubrań nowych, z metkami albo założonych raz. Są to rzeczy zgodne z aktualnymi trendami. Kiedy w lipcu zeszłego roku do kin wszedł film „Barbie”, to miesiąc później zaczęły przychodzić do nas różowe ubrania inspirowane stylem barbiecore. Rzadko kiedy trafia do nas garderoba starszych pań, a to zapewne wynika z tego, że one są nauczone szacunku do ubrań. Typowy rozmiar odzieży to M, nie ma prawie wcale ubrań XXL czy XXXL. Czyli jeśli osoba w dużym rozmiarze znajdzie coś, co do niej pasuje, w czym czuje się dobrze, to się tego nie pozbywa.

Co jeszcze widzę? Że najwięcej kupujemy sukienek i najrzadziej potem je nosimy, bo trafiają do UDO w doskonałym stanie. Dostajemy też gigantyczną ilość butów.

Jak w takim razie kupować i użytkować rzeczy, abyśmy nie chcieli się ich tak szybko pozbywać?
My nadal nie zdajemy sobie sprawy z tego, ile kosztuje nas moda. Wydaje nam się, że jeśli kupimy coś taniej, dajmy na to płaszcz, za który zapłaciliśmy nie 1000, tylko 200 złotych, to zaoszczędziliśmy, innymi słowy, że zrobiliśmy interes życia. A powinniśmy zadać sobie pytanie, czy jeśli ten płaszcz kosztowałby 1000 złotych, to uznalibyśmy, że go potrzebujemy. W dalszym ciągu nie rozumiemy, że o ubraniach powinniśmy myśleć jak o inwestycji. Możemy zainwestować w rzeczy bardzo dobrej jakości, które będą nam służyć przez lata i wtedy ten koszt zużycia będzie dużo niższy. Nauczmy się też dbać o te rzeczy, pierzmy je w niższej temperaturze, wybierajmy odpowiednie detergenty, nie wrzucajmy do pralki dżinsów razem z T-shirtami, nie używajmy do wszystkiego jednego programu prania. Bo im dłużej nosimy daną rzecz, tym mniej kosztuje ona nas i środowisko.

W modzie wydarzyło się już absolutnie wszystko. Teraz jeżeli chcesz się wyróżnić, a do tego kupować odpowiedzialnie, i chcesz mieć w szafie rzeczy dobrej jakości – rób zakupy w drugim obiegu. Second handy są pełne niepowtarzalnych rzeczy wysokiej jakości, pięknie wykończonych i w doskonałym stanie.

Zofia Zochniak założycielka firmy Ubrania do oddania (Fot. Aga Bilska) Zofia Zochniak założycielka firmy Ubrania do oddania (Fot. Aga Bilska)

Dla młodych ekologia i moda odpowiedzialna społecznie są niezwykle istotne. Czego moglibyśmy się od nich nauczyć?
Deklaratywnie na pewno jest tak, jak mówisz, ale przed nami jeszcze długa droga, zanim w pełni uznamy, że odpowiedzialna moda jest dla nas naprawdę istotna. Bo gdyby tak było w rzeczywistości, to nie notowalibyśmy gigantycznego wzrostu przychodów platform sprzedażowych ultrafastfashion. Paradoksalnie my wszyscy moglibyśmy wiele nauczyć się od starszych pokoleń. Przypomnijmy sobie nasze babcie, które ze starego prześcieradła robiły fartuszki, a z reszty materiału ścierki. Kupowały jeden płaszcz na lata, ale z porządnego materiału, świetnie odszyty, który mógł służyć kilku osobom. Powinniśmy wrócić do korzeni i postawić na jakość, a nie na ilość oraz szanować rzeczy, które posiadamy, i dbać o nie.

Co jest jeszcze na twojej liście rzeczy do zrobienia, aby żyć w bardziej świadomy i zrównoważony sposób?
Praca nad moją relacją z Tomkiem. Prowadzenie firmy z życiowym partnerem potrafi mocno zatrzeć granice między sferą zawodową a życiem prywatnym. Musisz mieć megakoncentrację i uważność na drugą osobę. Jeżeli miałabym powiedzieć, co jest najgorszego w tym biznesie, to to, że żyjemy razem i pracujemy razem. Na przykład jakiś czas temu postanowiliśmy, że choćby nie wiadomo co się działo, nie rozmawiamy w domu o pracy. Tu jesteśmy rodzicami, jesteśmy partnerami, mamy ogródek, mamy psy, trzeba zrobić zakupy, obejrzeć coś fajnego na Netfliksie, coś ugotować, pójść na spacer, zaplanować wyjazd. Skupiamy się na przeżywaniu, staramy się być tu i teraz.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze