17 lutego odbyła się premiera filmu „In the Land of Blood and Honey". Obraz opowiada historię miłości między muzułmańską Bośniaczką i serbskim żołnierzem. Amerykańska gwiazda zadebiutowała w roli reżysera.
Premiera wzbudziła duże emocje. Według tygodnika „Slobodna Bosna” z Sarajewa film mógł się stać katalizatorem i zapoczątkować dialog między byłymi nieprzyjaciółmi. Tymczasem polemika, którą wzbudził, dowodzi, że nadal pokutuje agresywne myślenie z okresu konfliktu. Dziennik „Kurir” uznał wręcz Amerykankę za persona non grata. Produkcja pokazuje bowiem Serbów jako „terrorystów, morderców i seryjnych gwałcicieli”. Inny tytuł serbski, „Blick” stwierdza z kolei, że filmowcy jedynie pokazali historię miłosna opartą na relacjach i nawołuje „patriotów, by nie robili dramatu narodowego ze zwykłego filmu”. Angelina Jolia, obecna na premierze w Zagrzebiu, przyznała publicznie, że dostawała (podobnie jak inni członkowie ekipy) listy z pogróżkami.
Obraz wywołał liczne komentarze także poza Serbią. Mustafa Cerić, przywódca wspólnoty muzułmańskiej w Bośni uznał go za „najlepszą rzecz, jaka przydarzyła się krajowi od zakończenia wojny”. Natomiast znana także w Polsce chorwacka pisarka Vedrana Rudan wypowiada się na swoim bardzo krytycznie. Jej zdaniem aktorka nie rozumie tego, co działo i dzieje się na Bałkanach. Z ironią zastanawia się, dlaczego Angelina Jolie nie zrobiła filmu o Libijce i żołnierzu amerykańskim. Uważa, że obraz to kolejne spektakularne przedsięwzięcie Amerykanki, które wpisuje się w trend politycznej poprawności. Opinia publiczna nie odważy się jednak otwarcie jej skrytykować
A sama sprawczyni zamieszania deklaruje, że film nie jest antyserbski i chciałaby w przyszłości spotkać się z prezydentem Tadicem.
na podst. courrierinternational.com