Raoul Duke i jego adwokat dr Gonzo wyruszają do Las Vegas, by zrealizować tam reportaż o wyścigach samochodowych. Mają przy sobie 300 dolarów (rzecz dzieje się i została napisana w latach 70., więc przelicznik był nieco inny) i wypełniony używkami bagażnik, który już po drodze opróżniają. Na miejscu nie zastają już zawodników, za to hotel, w którym się zatrzymują, wypełniony jest postaciami jak z sennego koszmaru… To oczywiście efekt zaprawienia się w trakcie podróży, podróży do kresu wytrzymałości organizmu.
Hunter S. Thompson, legendarny outsider i samobójca, opatrzył swoją powieść mottem z Samuela Johnsona: „Ten, kto czyni z siebie bestię, pozbawia się cierpień człowieczeństwa”. I rzeczywiście konsekwentnie je zrealizował, zaznaczając jednak przy tym, że bohaterowie cierpią nie tylko z powodu tego, co ze sobą wyczyniają – przyczyną jest także demaskacja kresu „amerykańskiego snu”. Las Vegas, które w opisie Thompsona przypomina skrzyżowanie kabaretu z domem wariatów, to idealne tło dla przeprowadzenia obu eksperymentów: na sobie i na Ameryce. Literacka jazda, jaką zafundował czytelnikom amerykański pisarz, po latach nie wywołuje już chyba tych samych emocji co w chwili wydania, lecz pomaga w zrozumieniu działań jego następców w kinie i w literaturze. Oraz tych, którzy ten sen wciąż śnią.
przełożyli Marcin Wróbel i Maciej Potulny, Niebieska Studnia, Warszawa 2008, s. ok. 150