Jakiś ON, jakaś ONA. Stało się i bardzo boli. Rodzi pytania: w czym ONA była lepsza, co ON takiego umie? Co teraz będzie? Ciąg dalszy zależy od ciebie. Bo zdrada nie musi być końcem związku i seksu, ale na pewno jest dla partnerów wielką próbą.
Kiedy Renata dowiedziała się o niewierności męża, chciała umrzeć. On wyciągał w jej stronę rękę, a ją nękały natrętne myśli: „Czy była ładniejsza ode mnie? Bardziej atrakcyjna? Czy godziła się na to, na co ja się nie zgadzam?”. Rodziły się obawy, gdy mąż wychodził – bała się, że ten koszmar się powtórzy, że ją znowu oszuka.
Patryk po zdradzie żony również dużo myślał o „rywalu”. W intymnych momentach zaczynało się wewnętrzne bombardowanie: „Czy był lepszym kochankiem? Sprawniejszym? Lepiej wyposażonym przez naturę? Bardziej pobudliwym? Jak ją dotykał? Jak jej z nim było?”.
– To dość typowe wątpliwości i pytania – mówi Małgorzata Zaryczna, seksuolożka i psycholożka. – U kobiet zdrada nadwątla przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Zastanawiają się też, czy i jakie emocje łączyły kochanków. U mężczyzn cierpi głównie ego. Gubią się w domysłach, jak daleko kochankowie posunęli się w fizycznej sferze relacji.
Renata postanowiła: „Mąż jest dla mnie całym światem, nie chcę go stracić. Zacznę godzić się na to, czego do tej pory nie chciałam, wtedy nie będzie musiał szukać atrakcji poza domem”. W epoce gadżetów erotycznych i rozmaitych specyfików można przecież wszystko, także kochać się, nawet gdy nie ma się na to ochoty… Renata zgadzała się na seks oralny, a potem także analny, by spełnić oczekiwania męża. Niestety, jej ciało miało własne zdanie: traktowane jak przedmiot, uwarunkowało się i przestało reagować w ogóle na seksualne bodźce. Leżało jak kłoda. Libido po jakimś czasie zanikło w ogóle – jego miejsce zajęła awersja.
Małgorzatę Zaryczną wcale to nie dziwi. Przecież kiedy zabierasz ze sobą do łóżka niewybaczoną zdradę, twoje ciało nie jest w stanie się na tyle rozluźnić, by czerpać przyjemność z dotyku i obcowania z drugim ciałem. Ono jest inteligentne, odmawia działania w oderwaniu od emocji. Jeśli w łóżku królują lęk i niepewność, nie ma miejsca na przyjemność.
Tak stało się także w związku Patrycji. Kiedy dowiedziała się o zdradzie Janka, nie pytała o nic. Rozwód? Nigdy w życiu, przecież mają dom, kredyt, dorastającego syna. Powiedziała więc: „Wybaczam ci i zapomnijmy o wszystkim. Żyjmy dalej, jakby nic się nie stało”. Ale na samą myśl o mężu w ramionach innej kobiety wszystko ją bolało. Przestała czuć jakikolwiek pociąg seksualny. A mąż znalazł sobie kolejną kochankę, tylko tym razem lepiej się z tym ukrywał.
– Wielkim błędem jest powiedzenie partnerowi „wybaczam” jedynie z chęci utrzymania związku – ostrzega Zaryczna. – Bez przepracowania zranienia i negatywnych emocji, przyznania im prawa istnienia, owo „wybaczam” będzie przedłużaniem męczarni lub początkiem końca związku.
Zarówno Patrycja, jak i Renata uratowałyby swoje życie seksualne, a – co za tym idzie – i związek, gdyby skonfrontowały się z rzeczywistością, przyjrzały stanowi, który do zdrady doprowadził, i emocjom, które w nich wzbudziła. Proces zdrowienia wymaga szczerości, odwagi i naprawdę ciężkiej pracy nad odbudowaniem zaufania, bez którego związek nie będzie udany. Inaczej nie tylko seks, ale zwykłe bycie razem nie będzie możliwe. Nieprzepracowane emocje wybuchają przy każdej sprzeczce czy kryzysie. Taką „emocjonalną czkawką” mogą powrócić nawet po 15 latach.
Zośka chciała „oczyścić rany”. Dlatego poprosiła męża, żeby jej opowiedział, jak mu było z tą drugą kobietą i co razem robili. Bolało. Ale może teraz już będzie można o tym zapomnieć? Przeciwnie – dopiero teraz zaczęły się naprawdę natrętne myśli o kochance. Jej wyobraźnia cały czas podsuwała obrazy tego, co razem robili. Zośka nie była w stanie myśleć w łóżku o niczym innym.
Zdaniem Małgorzaty Zarycznej, taka dawka informacji jest raniąca i przynosi nieodwracalne skutki – nie sposób pozbyć się z pamięci sugestywnych obrazów.
– Mądre oczyszczenie ran polega na tym, by dać sobie czas na cierpienie i ból – radzi Zaryczna. – Przygotować się, że przez następne dwa–trzy miesiące będzie trudno, a relacje partnerskie się znacznie ochłodzą. Że trzeba będzie się zastanowić, czy dalej być ze sobą. I jak najwięcej rozmawiać: o uczuciach, oczekiwaniach, pragnieniach i mocnych stronach relacji.
Zośka dostała swoją opowieść i już się po niej nie podniosła. Odeszła po kilku tygodniach. Być może poradziłaby sobie z natrętnymi wyobrażeniami, gdyby pomyślała o pomocy terapeuty. Wtedy może zrozumiałaby, skąd te powracające obrazy, które nie chciały jej opuścić i – czy to zazdrość, niepewność, a może wręcz masochizm – mogłaby z czasem je w sobie zdusić.
Partner nie jest i nigdy nie będzie terapeutą, może zwyczajnie nie dać rady przyjąć naszego żalu i wyrzutów – po takie wsparcie, przestrzeń i zrozumienie warto zgłosić się do psychologa.
Kontakt z terapeutą jest wskazany także w przypadku, gdy związek po zdradzie się rozpadnie, wchodzisz w kolejny i… nie jesteś w stanie rozluźnić się w łóżku. Może się też zdarzyć, że kilka następnych związków skończy się zdradą. Bezstronny terapeuta pomoże przyjrzeć się schematom tych relacji, odpowiedzieć, dlaczego wybierasz kochanków skłonnych do niewierności lub jaki popełniasz błąd, budując relacje, które zawsze kończą się nadużyciem twojego zaufania.
Judyta, paradoksalnie, właśnie zdradzie zawdzięcza rewolucję w sypialni. Seks z mężem był od lat letni, bez rewelacji. Ale Karol, kochanek, pokazał jej (a może przypomniał?), jak cudownie, przyjemnie, namiętnie i ogniście może być w łóżku.
– Zdarza się, że gorący romans budzi na nowo pożądanie, a poziom energii seksualnej gwałtownie się podnosi – mówi seksuolog. – Judyta nie jest tu wyjątkiem: wiele kobiet przyznaje, że największe uniesienia zdarzały się im poza stałym związkiem, bo dopiero wtedy pozwoliły sobie na swobodę i frywolność, której wstydziły się w małżeńskiej sypialni.
Czasem małżonkowie dopiero z kimś „na boku” przeżywają: pierwszy orgazm, pierwsze całkowite odprężenie, pierwszy raz taki czy inny rodzaj pieszczot – nie bojąc się oceny, krytyki partnera, pozwalają sobie na więcej. Rozbudzeni mogą „przynieść” tę energię do domu i podzielić się nią z mężem czy żoną. Ale jest jeden trudny do spełnienia i dyskusyjny moralnie warunek: zdradzany partner nie może o tym wiedzieć, a zdradzający – mieć poczucia winy. Jeśli czuje się winny, sprawi, że w sypialni zrobi się jeszcze chłodniej, bo podświadomie sam będzie chciał się ukarać za to, że rani ukochaną osobę. Zanik erekcji u nękanego poczuciem winy, zdradzającego męża nie jest niczym nowym; podobnie, jak oziębłość u zdradzającej żony.
Sporo szczęścia mieli Mira i Zbyszek. Byli parą „od zawsze”, byli też swoimi jedynymi partnerami seksualnymi. Mira długo walczyła z pokusą sprawdzenia, jak byłoby jej z innym. Przegrała i sprawdziła. Okazało się, że tak sobie, ze Zbyszkiem o niebo lepiej. Tylko, że on się dowiedział. Na początku cierpiał. Ale przyjął do wiadomości, że „to był tylko seks”. Tym bardziej, że sam miał na sumieniu kilka eksperymentów. Rozumiał więc, że romans Miry nie musi zagrozić ich związkowi, miłości, więzi. Co więcej, wybaczywszy, Zbyszek poczuł, że Mira bardziej go pociąga. Fakt, że inny mężczyzna uznał ją za atrakcyjną i że uprawiała z nim seks, zaczął go podniecać. W ich sypialni, przez lata nieco sennej, zdecydowanie zawrzało.
Helen Fisher, amerykańska psycholog i specjalistka od związków, uważa, że nowa miłość czy romans wywołują zastrzyk hormonów, te z kolei sprawiają, że jesteśmy bardziej chętni do seksu i bardziej receptywni, kiedy partner go proponuje. Silnym afrodyzjakiem jest sama zazdrość. I jeśli zdradzony partner ma silne poczucie własnej wartości – jak Zbyszek – i potrafi uwierzyć, że jego pozycji i związkowi nic nie zagraża, będzie umiał przekuć zdradę w akcelerator pożądania.
Kiedy Michał zdradził Anetę, powiedziała: „Chcę, żebyś mi wynagrodził to całe cierpienie. Wtedy może przestanie boleć i będę umiała wybaczyć”. Postawiła też warunki: Michał ma się tłumaczyć, gdzie jest i co robi. Zawsze i o każdej porze. – Żebym nie musiała zachodzić w głowę, czy to się znowu nie dzieje – wyjaśniła.
Niestety, przejęcie kontroli nad krokami partnera wcale nie spowoduje, że zdrada przestanie boleć. Z bólem trzeba sobie poradzić samemu. Partner niewiele może zrobić, byśmy poczuli się bezpieczniej.
– Choćby spełnił wszystkie nasze warunki, nam lepiej nie będzie – ostrzega seksuolożka. – Tu potrzebne jest nie zadośćuczynienie, ale długotrwały proces odbudowywania zaufania. Chcemy natychmiast wytrzeć gumką to, co się zdarzyło i wrócić do tego, co było? To zrozumiałe, ale nierealne.
Można cały czas utrzymywać wiarołomnego partnera w poczuciu winy, atakować i obarczać odpowiedzialnością za całe zło. Można pragnąć, by odpokutował to, co zrobił. Tylko, że taka strategia ma krótkie nogi. Partner wprawdzie kładzie uszy po sobie – w końcu przewinił. Przyjmuje wyrzuty. Pozwala kontrolować swoje poczynania, pokornie tłumaczy się z każdego kroku. Ale po jakimś czasie ta kontrola budzi w nim naturalny sprzeciw. Jest coraz bardziej napięty. Zaczyna mieć dość roli ciemiężonego przez lata byłego ciemiężcy. To rodzi podstawę do… kolejnej zdrady, rosnącego dystansu i ostatecznego rozpadu więzi. Wiele związków wpada w taką pułapkę.
– Masz prawo postawić partnerowi warunki i określić, czego oczekujesz w przyszłości. Możesz poprosić, żeby np. zniknął na dwa tygodnie i dał wam czas na zastanowienie. Możesz rozmawiać i krytykować zachowania, ale bez inwektyw. Możesz zaproponować wspólną terapię. Tylko zastanów się, czego chcesz i bądź konsekwentny – radzi Zaryczna.
Najlepiej dać sobie czas na pracę nad związkiem. Nie podejmować przez kilka miesięcy poważnych kroków: przeprowadzki, starań o trzecie dziecko – to za duże obciążenie dla być może rozpadającej się relacji. I nie zniechęcić się. Związek, który przeżyje zdradę i naprawdę ją przepracuje, nie tylko przetrwa, ale też się wzmocni. A nowe doświadczenia mogą dodać pieprzu w łóżku. Tylko zdradzony partner musi być w stu procentach pewien, że naprawdę wybaczył. Zamiatanie pod dywan nic nie da. Ciało powie prawdę.