Był grudniowy wieczór, jeden z pierwszych dni tej zimy, mroźny, śnieżny, dmuchał ostry wiatr, ale przybyliśmy z niekłamaną ochotą na wieczorek poetycki Marleny Zynger - kobiety i mężczyźni z równym zainteresowaniem. "Czas śpiewu kobiety" to tytuł obiecujący i intrygujący, zapowiadający zjawiskowość, taneczność, lekkość, zmysłowość, tajemnicę.
Artystyczna kawiarnia ANTRAKT na tyłach Teatru Wielkiego w Warszawie, prowadzona przez panią Ewę i pana Kacpra, to miejsce zdarzenia. Bohaterka - Marlena Zynger, autorka tomu poetyckiego - "Czas śpiewu kobiety. Odsłona pierwsza", właśnie opublikowanego przez warszawskie wydawnictwo Volumen, które po raz pierwszy zdecydowało się na wydanie poezji. A obok Malwina de Brade, autorka finezyjnych ilustracji do wierszy, Krzysztof Łakomik, zaprzyjaźniony aktor z Teatru Witkacego w Zakopanem, Dominika Świątek, świetna interpretatorka wierszy Marleny, znakomicie je śpiewająca. Jest ciekawie i bardzo spontanicznie, tak jak na większości dobrze zorganizowanych wieczorów autorskich, dobra poezja brzmi oczywiście wszędzie interesująco. A jednak w tym przypadku było trochę inaczej, chyba rzeczywiście śpiew kobiecy był tego wieczoru we wszystkim, nie tylko w wierszach, które świetnie zaistniały jako forma spektaklu słowno-muzycznego.
Czarowność "Alicji z Krainy Czarów" tkwiła w tym, co mówiła Autorka, co chwila publicznie wyznając swoją niezwykłą, kobiecą, miłość do ludzi i życia. Opowiadając o przygodzie spotkania z poszczególnymi gośćmi, wyzwoliła bajkowość, odświętność w nas wszystkich, jakieś otwarcie przestrzeni i czasu jak w baśni, gdzie równocześnie jesteśmy w tylu miejscach. Byliśmy zatem w podróży do Zakopanego, do Teatru Witkacego, do którego kiedyś zawitała jako osoba obca i nieumówiona, by wyjechać stamtąd, obdarowawszy wszystkich i sama obdarowana - przyjaźnią, taką na dobre i złe. Byliśmy w Kazimierzu na Wisłą poprzez podziękowanie Panu Jerzemu Gnatowskiemu, który też ofiarował autorce swoje ilustracje.
A ja ze środka Warszawy pobiegłam myślą do kieleckich lasów, do małej miejscowości Suchedniów, w której mieszkała ukochana Babcia autorki; odeszła w trakcie przygotowywania do druku tego tomiku.
Przypomniały mi się pierwsze spotkanie z Panią Marleną latem ubiegłego roku. Skromna, ale bardzo zdecydowana, koniecznie chcąca pokazać swoje wiersze światu. Widząc jej zapał i przede wszystkim uznając za ciekawie brzmiący liryczny, "leśmianowski" ton tych wierszy, tworzących prawie gotowy do wydania tomik, razem z autorką gorączkowo szukam edytora, obie wiemy jak trudno o wydanie wierszy. Znalazłyśmy go w niezwykłej osobie Pani Miry Łątkowskiej, szefującej wydawnictwu Volumen. Może nigdzie indziej nie natrafiłoby się na tak wielką subtelność w rozumieniu intencji autorki, ani na tak wielką dbałość o każdy detal książki.
I wreszcie ten piękny wieczór, jak świąteczny prezent, przyjaciele niezwykli, ludzie różnych profesji, artyści, wydawcy, naukowcy, lekarze, i oczywiście dzieci, mąż, rodzina. I poezja Marleny, a najpiękniejsza w tym Marlena - ten śpiew uwiarygodniają jej postawa, wrażliwość, miłość do bliskich, gesty w stosunku do nas wszystkich, jednocześnie dziewczęce i macierzyńskie. Swój debiutancki tom "Czas śpiewu kobiety" zadedykowała ukochanemu mężowi. Czyż nie jest to algorytm kobiecości?