1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zwierciadło

Spotkania: Maryla Rodowicz

Ma swoje niekwestionowane miejsce w historii polskiej piosenki i zbiorowej wyobraźni. Prawdziwa gwiazda – ceniona za dokonania, uwielbiana jako  kobieta, choć nie kokietuje, a raczej prowokuje. Mocna osobowość, której wolno więcej, ale od której też więcej się wymaga. Głośno o niej od 50 lat. Ostatnio także za sprawą rozstania z mężem. Nie udaje, że to bułka z masłem. Na spotkanie przychodzi w podartych dżinsach, rozciągniętym swetrze, pełna energii, bo za chwilę wchodzi do studia, by nagrywać płytę. – Żeby dostać od ludzi  pozytywną moc, trzeba najpierw samemu ją wyemitować – mówi Maryla Rodowicz.

Podobno gra pani w tenisa pięć razy w tygodniu. To prawda?

Ja bym mogła grać także w weekendy, ale mój trener wtedy odpoczywa. Mam co prawda jeszcze dwóch trenerów w zanadrzu, z którymi gram, kiedy pierwszy nie może, ale weekendy odpuściłam, bo wtedy mam i koncerty, i inne zajęcia. To, że tak często gram i że w ogóle gram, uważam za swoje osiągnięcie, bo dwa lata temu miałam operację biodra i nie wiedziałam, w jakim stopniu będę sprawna. A okazało się, że mogę biegać za piłką przez godzinę i nic się nie dzieje. Co więcej, częste treningi wzmocniły mięśnie nóg, brzucha, pleców, gdyż w tenisie pracuje całe ciało. A jeszcze kilka lat temu strasznie cierpiałam, brałam silne leki przeciwbólowe, włącznie z morfiną, bo już nic nie działało. Były też plusy: niewiele jadłam i chudłam. Zdecydowałam się na operację na początku stycznia 2015 roku. W sylwestra grałam umówiony wcześniej koncert Polsatu w Gdyni, z którego nie mogłam się wycofać. Wyszłam na scenę półgoła, z piórami i z zamaskowaną sprytnie rurką podłączoną prosto do stawu biodrowego, przez którą lekarz wstrzykiwał mi leki przeciwbólowe przed wyjściem na scenę. Kiedy przestawały działać, wracał straszny ból. A teraz nie tylko nie boli, lecz także mogę uprawiać sport. Mówię to po to, żeby zachęcić ludzi, którzy tak jak ja odkładają decyzję o poddaniu się operacji, żeby to zrobili. Poczują ulgę.

Trenując tak intensywnie, chce pani coś sobie udowodnić, oszukać czas?

Nic podobnego! Sport to przyjemność, ale i praca nad sobą. Trzeba się zmusić do wysiłku, na przykład dzisiaj gram o 19, zimno, ciemno, a muszę wyjść z domu. Jestem człowiekiem sportu, od dzieciństwa uprawiałam lekkoatletykę: skok w dal, wzwyż, bieg na 100 metrów, płotki. A zaczęłam w piątej klasie podstawówki. Pamiętam, jak do szkoły zawitała komisja sportowa, wszystkie dzieci poddano sprawdzianowi i niektóre, w tym mnie, zakwalifikowano do trenowania w szkolnym klubie sportowym, a potem w międzyszkolnym. Biegałam na treningi codziennie, aż do momentu, kiedy po raz trzeci z rzędu dostałam na okres dwóję z matematyki. Szkoła dała mi szlaban na treningi. Matematykę oczywiście zaliczyłam. Jako dziecko jeździłam też na łyżwach, nartach, potem zaczęłam studia  na warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego.

Więcej w Zwierciadle 01/2017. Kup teraz!

Zwierciadło także w wersji elektronicznej

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze