Choć są przekazywane z pokolenia na pokolenie, wiele opinii na temat seksu nie sprawdza się w dzisiejszych czasach. Dlatego jeśli chcesz cieszyć się udanym życiem erotycznym, warto je obalić. Jak? Wyjaśnia Anna Gawkowska, psycholożka i terapeutka.
Nasze wyobrażenia o seksie to rupieciarnia starych mitów przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Najwyższy czas poddać je weryfikacji. Mity dlatego właśnie są mitami, że się ich nie sprawdza, lecz przyjmuje za pewnik. Niegdyś tłumaczyły niezrozumiałe zjawiska natury, dziś służą do wyjaśniania relacji międzyludzkich. Także zachowań seksualnych. Obiegowe prawdy w tej sferze można by spisać w całą mitologię. Nikt w nie nie wątpi. W końcu jeśli matka powtarzała coś swojej córce, dzieliła się życiową mądrością przekazaną przez jej matkę – dlaczego nie ufać słuszności jej słów? Niestety, jeśli w mity wierzymy, one rzeczywiście zaczynają działać. W psychologii istnieje teoria, która mówi, że świat zewnętrzny potwierdza nasze wewnętrzne przekonania. Mocna wiara w jakiś przekaz sprawia, że znajdujemy potwierdzenie jego słuszności. I zamykamy się wewnątrz mitu. Tymczasem te „pożyteczne” drogowskazy często prowadzą na manowce.
Tylko jedno im w głowie. Większość kobiet słyszała taką teorię, jeśli nie od matki, to od przyjaciółki (a ta pewnie od matki).
Skąd wziął się ten mit? Ma pewne podstawy w męskiej fizjologii: mężczyźni seksualnie są bardziej pobudliwi od kobiet. Zwłaszcza w młodości dążą do tego, by uprawiać jak najwięcej seksu, nawet bez emocjonalnego zaangażowania. Z kolei gdy już się zaangażują, zdradza ich ciało. Kobieta chce się przytulić, pobyć z mężczyzną, a jego organizm na jej bliskość reaguje erekcją. Ona interpretuje to jednoznacznie: „chodzi mu tylko o seks – dokładnie tak, jak mówiła mama”. Tymczasem kiedy mężczyzna kocha kobietę, to jeszcze bardziej jej pożąda. To jeden z elementów męskiego zaangażowania, wcale niewykluczający innych: opiekuńczości, czułości i chęci troszczenia się o kobietę. – Duża pobudliwość dotyczy zwłaszcza mężczyzn młodych, o wysokim poziomie hormonów, ale to nie wyłącza ich z kręgu osób mających rozum, uczucia i potrafiących kochać – twierdzi Anna Gawkowska, psycholożka i terapeutka. – Mężczyzna ma takie same uczucia jak kobieta. Też potrzebuje bliskości, intymności, zażyłości i zaangażowania. Bywają tacy, którym chodzi tylko o seks, ale w przypadku większości to kompletna bzdura.
Zdaniem psychologów mit głoszący, że mężczyznom zależy tylko na seksie, jest szkodliwy, bo kobiety, które w to uwierzą, nigdy się nie otworzą emocjonalnie na mężczyznę, nie doświadczą z nim bliskości. – Nie będą w stanie ujrzeć mężczyzny jako kogoś, kto je dopełnia, kogoś, z kim można być w związku – uważa Gawkowska. – W ten sposób zubażają same siebie, ślepną na rzeczywiste oznaki miłości. Choćby mężczyzna dawał im w ciągu dnia wiele dowodów zaangażowania – kiedy wieczorem uczyni gest w kierunku zbliżenia, wiara w mit zatriumfuje: „Aha! Wiedziałam, że do tego zmierzasz!”.
Poza tym mit ten zdejmuje odpowiedzialność z mężczyzn, w pewnym sensie daje społeczne przyzwolenie na instrumentalne traktowanie seksu. Skoro powszechnie się uważa, że facetom chodzi „tylko o jedno”, to traktujący swoje partnerki przedmiotowo, „zaliczający” dziewczyny młodzieniec nie ma motywacji do zmiany postawy – bo dlaczego akurat on ma się powstrzymać, skoro tacy właśnie są mężczyźni?
Tak naprawdę kobieta „nie chce, ale musi”. Poświęca się, bo seksu chcą mężczyźni i żeby zajść w ciążę. Takie teorie przekazują sobie i kobiety, i mężczyźni przekonani o tym, że apetyt na seks niewieście nie przystoi. – Z tym mitem łączy się kolejny: że kobiety dzielą się na stroniące od seksu, czyli czyste niczym lilia, i lubiące seks grzesznice – dodaje psycholożka – Przez wieki w to wierzono. Dopiero raport Kinseya, amerykańskiego badacza seksuologa, ukazał żeńską seksualność w prawdziwym świetle: okazało się, że kobiety naprawdę lubią seks. Nawet bardzo.
Mit o damskiej niechęci do seksu „służy” kobietom wychowanym w domach, w których seks był traktowany jako coś nieczystego albo wyłącznie jako sposób prokreacji. Takie kobiety nie mają wewnętrznego przyzwolenia na uprawianie seksu i czerpanie z niego przyjemności. Dlatego wolą wierzyć, że seksu nie lubią, a uprawiają go, bo mąż tak chce. – To zdejmuje z nich odpowiedzialność za nieakceptowane przez siebie potrzeby i pozwala je zaspokajać bez poczucia winy – uważa Gawkowska. – Ale to fałszywa wizja rzeczywistości.
Mistrz Osho w książce „Seks się liczy” dał mężczyznom prostą radę: przez miesiąc powinni zbliżać się do swych kobiet bez pożądania. „Niech wasz dotyk niesie tylko czułość i miłość. Jak zareagują kobiety? Po miesiącu same zapragną seksu!”. Osho mówi mężczyznom: kobiety chcą seksu, i to tak samo jak wy. Ale trzeba dać im szansę, by same tego doświadczyły. Bo różnica między kobietami i mężczyznami w podejściu do seksu to nie jest „bardziej” lub „mniej”, tylko „w innym czasie”. – Fizjologia kobiety sprawia, że rozkręca się dużo wolniej – tłumaczy Gawkowska. – Mężczyzna powinien na nią „poczekać”, dzięki czułości pozwolić jej seksualności się obudzić. Nawet „Kamasutra” podkreśla, że dla kobiety seks zaczyna się wiele godzin przed samym zbliżeniem. Jeśli para chce iść drogą erotyki razem, musi respektować swój czas – jedno na drugie musi poczekać.
Wielu w to wierzy: żeby czerpać z seksu przyjemność i satysfakcję, kobieta musi włączyć uczucia, musi „coś czuć” do partnera. Otóż nie musi!
Miłość, owszem, pogłębia doznania i nadaje im nowy wymiar. Ale nie jest konieczna do przyjemności. Ten mit częściowo pochodzi z czasów Freuda, kiedy głoszono, że gdyby pozwolić kobiecie żyć w zgodzie z jej popędem, zamieniłaby się w nieokiełznaną, dziką bestię. Mit, że bez prawdziwej miłości seks nie będzie jej smakował, to rodzaj kontrolowania tej bestii.
– Matki i babki, częstując dziewczynę tym mitem, miały też na myśli jej dobro – dodaje psycholog. – Chciały, żeby czekała z seksem do ślubu, aby uniknąć ciąży i społecznego potępienia. Współcześni seksuologowie coraz odważniej twierdzą, że kobieta może przeżyć wspaniały orgazm zupełnie bez związku z miłością. Dziś wiele młodych kobiet otwarcie przyznaje, że seks sprawia im frajdę; że zdarza im się poderwać mężczyznę na jedną noc dla czystej przyjemności.
Czysty seksualizm i pożądanie zwyciężają w kobietach zwłaszcza w okresie owulacji, kiedy wysoki poziom estrogenów sprawia, że są bardziej niż zwykle zainteresowane współżyciem. Imperatyw przedłużenia gatunku zadbał o kobiece pożądanie. Kobieta, mimo miłości do męża, może poczuć pociąg do przystojnego trenera z siłowni o cechach fizycznych zapisanych przez naturę w naszych mózgach jako atrakcyjne z punktu widzenia prokreacji. – Nie wiadomo, czy to pożądanie zrealizuje, czy nie, ale z pewnością się za nim obejrzy – uśmiecha się Gawkowska. – I jeśli nie ryzykuje romansu, to nie dlatego, że go nie pożąda, ale dlatego, że ma nad popędem kontrolę rozumu i emocji. Gdyby nie ta kontrola, uprawiałaby z nim wspaniały seks i miała satysfakcję bez miłości. Ale decyduje: nie wchodzę w to, bo rodzina stanowi na tyle ważną wartość, że jestem w stanie okiełznać ochotę na uprawianie seksu.
Czy mit o miłości niezbędnej do seksu jest szkodliwy? Tak, bo ogranicza, sprzyja życiu w zakłamaniu. Gdy mamy ochotę na seks, nie przyznajemy, że opanowało nas pożądanie, ale nazywamy je miłością. I wchodzimy w zależności, które nikomu nie służą, czasem krzywdząc innych. Zamiast powiedzieć otwarcie: „miałam ochotę na seks i zrobiłam to”, mówimy: „zakochałam się” – oszukujemy siebie i innych i rozbijamy związki, które można by uratować.
Najważniejsza jest odpowiednia technika. Tylko doświadczony mężczyzna może dać kobiecie przyjemność. Dreszcz perwersji, nowe podniety gwarantują udany seks i trwałość związku. Prawda? Nie. Badania wykazują, że ważniejsze są okoliczności, nastrój, stosunek partnerów do siebie, ich nastawienie do seksu. Umiejętności lądują na dalszej pozycji. – Wiara w moc technik seksualnych jest poważnym błędem. Prowadzi do koncentracji na pozycjach, zestawach bielizny, gadżetach i podręcznikach ars amandi, zamiast na tym, co naprawdę ważne: komunikacji między partnerami i łączącej ich relacji – twierdzi Gawkowska. – Seks z kimś, kto jest świetny w technice, może okazać się nieciekawy, jeśli nie mamy na niego ochoty albo po prostu nie czujemy się z nim fajnie. Mąż może świetnie wiedzieć, jak pieścić, ale żona może nie mieć z tego żadnej przyjemności, bo właśnie jest na niego zła.
Do gabinetów terapeutów trafiają pary zdziwione, że ich życie seksualne kuleje, choć urozmaicają je, jak mogą. A lepiej nie będzie, jeśli nie umieją ze sobą rozmawiać, nie znają swoich potrzeb albo zmuszają się do czegoś, na co nie mają ochoty, choćby pochłonęli jeszcze dziesięć poradników. Zanim para zacznie się bawić seksgadżetami, powinno zaistnieć między nimi zaufanie, muszą mieć poczucie bezpieczeństwa, chęć dawania sobie przyjemności. – Technika jest jak wisienka na torcie: koronuje dotychczasowe starania obojga partnerów, by temu drugiemu było z nami dobrze – uważa Gawkowska. – I nie załatwi problemu, jeśli leży on gdzie indziej. Seks jest probierzem tego, co dzieje się między ludźmi: gdy dzieje się źle, często właśnie życie erotyczne jest pierwszą ofiarą problemów.
Przecenianie techniki płynie z dostępności pornografii, która opiera się na stosowaniu różnych technik, pozycji i gadżetów. Młody człowiek ogląda takie filmy i nabiera przekonania, że to właśnie jest dobry seks. Niestety, film nie wspomina o wadze czułości i relacji. Nie uczy, że kiedy kobieta nie jest w nastroju, bo czymś się martwi, choćby jej partner był mistrzem świata w miłości oralnej, do orgazmu jej nie doprowadzi. Co więcej, jeśli ona będzie bardzo starała się dojść do szczytowania, będzie się napinać w tym kierunku – a im bardziej się będzie napinać, tym bardziej orgazm się będzie oddalać… – I żeby uwolnić partnera (i siebie) od tej „wspaniałej” gimnastyki, wybierze udawanie orgazmu – podsumowuje psycholożka.