Zanim fryzura zaczęła nas zdobić, jej kształt miał przede wszystkim przekazywać naszemu otoczeniu pewne informacje.
Do dzisiaj w niektórych rejonach świata status społeczny kobiety można odczytać z jej głowy – sposób zaplatania włosów czy wiązania noszonych na głowie chustek mówią o tym, czy jest ona mężatką, panną lub wdową, jak dawno temu urodziła ostatnie dziecko i ilu do tej pory miała mężów. W tym przypadku fryzura służy celom zupełnie innym niż upiększanie – nie każdemu jest przecież do twarzy w warkoczach upinanych jak baranie rogi czy dziwacznie zasupłanej kraciastej chuście.
Przez całą historię ludzkości włosy i noszone na głowie ozdoby stanowiły czytelny kod – długość i kształt fryzury mówiły wiele o jej właścicielu lub właścicielce, o ich miejscu w społeczeństwie, sytuacji rodzinnej, poziomie dochodów i pochodzeniu, przekonaniach religijnych i politycznych. Anne-Marie Momessin w monografii poświęconej pielęgnacji ciała na przestrzeni wieków („Femme à sa toilette”, Editions Altipresse 2007) pisze: „Owłosienie wyznaczyło granicę między tym, co ludzkie, a tym, co zwierzęce. Zajmowanie się włosami i trzymanie ich w ryzach oznaczało odrzucenie tego, co w człowieku zwierzęce. Kobiety zrozumiały to bardzo wcześnie, a depilacja i pielęgnacja włosów szybko nabrały znaczenia estetycznego i społecznego”. A zaczęło się rzeczywiście bardzo wcześnie. Jedno z najstarszych wyobrażeń postaci ludzkiej to pochodząca z epoki paleolitu tzw. Wenus z Brassempouy. Wyrzeźbiona w kle mamuta kobieta ma włosy zaplecione w warkoczyki i ujęte w siatkę. Historia fryzjerstwa jest najpewniej niewiele młodsza od historii ludzkiego gatunku.
Precyzyjne narzędzia do strzyżenia i układania włosów mieli już Sumerowie i Egipcjanie. W starożytnej Grecji znana była ondulacja na gorąco – służyła do niej metalowa pałeczka o nazwie kalamis. Działała na podobnej zasadzie jak dzisiejsze lokówki – rozgrzewano ją i nawijano na nią pasma włosów. W starożytnym Rzymie istniał już podział na fryzjerstwo damskie i męskie. Zarówno zajmujący się mężczyznami tonsorzy, jak i pielęgnujące włosy dam ornatrix myli i układali włosy. Farbowały je natomiast wyłącznie fryzjerki damskie – Rzymianki upodobały sobie bowiem fryzury w kolorze blond.
W XIV wieku w Europie powstał cech balwierzy cyrulików, którzy golili zarost i strzygli włosy, robili maści i przystawiali pijawki. W XVII wieku balwierze toczyli wojnę z perukarzami, którzy wyrośli na ich konkurencję i byli najlepiej zarabiającą grupą rzemieślniczą. Jednak dopiero pod koniec renesansu, kiedy na europejskich dworach zapanowała moda na odkryte głowy, miało szansę rozwinąć się fryzjerstwo damskie.
Największy przełom w sztuce fryzjerskiej przyniosła rewolucja przemysłowa. W 1867 roku francuski fryzjer Hugo po raz pierwszy użył wody utlenionej do rozjaśniania włosów. W 1901 roku Amerykanin King Camp Gillette skonstruował golarkę z wymiennymi ostrzami. W 1903 niemiecki chemik Hans Schwarzkopf opracował rozpuszczalny w wodzie szampon w proszku. W 1904 roku Francuz Eugène Schueller stworzył pierwszą farbę do włosów w kremie. Potem poszło już błyskawicznie: w ciągu kilkunastu lat wymyślono szampon w płynie, specjalne nożyczki do degażowania, trwałą ondulację i elektryczną maszynkę do golenia. A od końca drugiej wojny światowej po współczesność styliści fryzur wraz z wielkimi krawcami zyskali swoisty rząd dusz – możliwość lansowania masowej mody.
Na renesansowych obrazach wśród złotowłosych postaci aniołów i świętych wyróżnia się ciemnowłosa grzesznica Maria Magdalena. Nie jest to przypadek. Blond od bardzo dawna symbolizował dobroczynne siły: jasne pukle przypominały kolorem życiodajne promienie słońca, dojrzałe zboże, złocistą skórkę chleba. Ciemne włosy kojarzyły się natomiast z ziemią, jesienią i smutkiem, biedą i burym habitem mnichów. Nic więc dziwnego, że rzadziej występujący w naturze blond nigdy tak naprawdę nie wyszedł z mody. W czasach renesansu najbardziej pożądanym kolorem włosów u kobiet był złocistorudy odcień blondu zwany weneckim. Aby uzyskać taki kolor, biegła w sporządzaniu rozmaitych mikstur Lukrecja Borgia używała ponoć wywaru z kapuścianych głąbów zmieszanego z popiołem z żytniej słomy. Piękne Wenecjanki wcierały we włosy sok z rabarbaru, a następnie suszyły je na słońcu, używając do tego specjalnego ronda jak od wielkiego kapelusza. Otrzymywały w ten sposób odcień zwany filo d’oro, czyli złota nić.
Przez całe wieki męskie fryzury zmieniały się dużo bardziej radykalnie niż uczesania kobiece. Wystarczy wspomnieć warkocze plemiennych wojowników, krótkie włosy rycerzy, wielkie pudrowane peruki, sarmackie podgolone karki, fryzury stylizowane na antyczne czy naturalne długie pukle z epoki romantyzmu. Kobiety nosiły po prostu długie włosy, ewoluowała tylko sztuka ich układania. Zmieniały się też dodatki – popularny w renesansie styl włoski nakazywał nakładanie na warkocze siatki z pereł. Po nim przyszedł styl hiszpański, czyli zaczesane wysoko nad czołem fryzury ozdobione klejnotami. Przez wiele lat panowała też ta sama zasada: im bogatsza i ważniejsza była kobieta, tym bardziej skomplikowaną nosiła fryzurę. Moda na misterne konstrukcje z naturalnych i doczepianych włosów w drugiej połowie XVIII wieku sięgnęła absurdu. Fryzura mogła stanowić aż 1/3 wzrostu elegantki. Na stelażach mocowano pióra, koronki i kwiaty, których łodyżki zanurzone były w pojemnikach z wodą ukrytych wśród masy sztucznych włosów. Fryzura „na ogrodniczkę” wymagała wpięcia we włosy takich ozdób jak karczochy, marchewki, pęczek rzodkiewek czy kalafior. Ukoronowaniem innej koafiury był miniaturowy okręt z pełnym ożaglowaniem. Sztuczne fryzury zaopatrywano czasem w system sprężyn, by łatwiej można było przejść przez drzwi, ale życie z taką konstrukcją na głowie i tak było niełatwe…
Tym bardziej że w parze z ewolucją mód fryzjerskich wcale nie szedł postęp higieny. Średniowieczny przesąd, że włosów nie należy nigdy moczyć, miał zaskakująco długi żywot – przetrwał bowiem aż do końca XIX wieku. Oczyszczać włosy miało czesanie ich grzebieniem namaszczonym wonnym olejem, stosowano też różne rodzaje pudrów zapewniających mycie na sucho. Pierwsze szampony w proszku zaczęto stosować pod koniec XIX wieku, ale rozpowszechniły się dopiero po I wojnie światowej. W 1927 roku Hans Schwarzkopf wyprodukował pierwszy szampon w płynie, a w 1934 roku pojawił się jeden z pierwszych szamponów przeznaczonych do masowej sprzedaży – opracowany przez firmę L’Oréal i wzorowany na produktach do prania wełny stosowanych przez warsztaty tkackie.
Fryzjerskie trendy rozprzestrzeniają się szybko – kopiowanie fryzur nie kosztuje bowiem aż tyle co wymiana garderoby. Modę męską narzucał zwykle władca lub główny kapłan, modę damską kształtowały arystokratki, królewskie faworyty, sławne aktorki. Wiele do powiedzenia mieli też i mają słynni fryzjerzy. Wśród najważniejszych nazwisk w historii fryzjerstwa wymienia się Antoine’a – Antoniego Cierplikowskiego, Polaka pochodzącego z Sieradza, który ponad sto lat temu wylansował w Paryżu modę na krótkie włosy u kobiet. Zadaniem Cierplikowskiego było uczesanie Ewy Lavallière do sztuki teatralnej. Czterdziestoletnią aktorkę, która miała zagrać osiemnastolatkę, skutecznie odmłodziła krótka chłopięca fryzura. Antoine zyskał sławę, a urodziny krótkiej fryzury stały się inspiracją dla zorganizowania fryzjerskiego festiwalu Sieradz Open Hair Festiwal.
Zmiany we fryzjerskich modach były związane z postępem w kosmetologii. Coraz lepsze preparaty do stylizacji otwierały coraz większe możliwości. W latach 60. królowała brylantyna i lakier gumowy zamieniające fryzurę w sztywny hełm. Rewolucję wywołał lakier Elnett firmy L’Oréal, który dzięki zawartości syntetycznych żywic powlekał włosy niewidoczną warstwą, nie sklejając ich przy tym, i utrwalał fryzurę. Choć w Europie symboliczne znaczenie fryzur osłabło wraz z rozwojem mody i społeczeństwa konsumpcyjnego, nadal jednak to, co nosimy na głowie, wiele o nas mówi.
– Dzisiejsza moda nie narzuca rygorystycznych zasad, ale nadal czasami można zgadnąć, co dana osoba robi w życiu, tylko po wyglądzie włosów – mówi Agnieszka Płusa, ekspertka firmy Wella. Coraz wyraźniejsza jest też moda na indywidualizm. – Kobiety nie chcą wyglądać jak odbite na ksero – tłumaczy. – Dzisiaj najważniejsze dla moich klientek jest znalezienie własnego stylu i takiej fryzury, w której czują się atrakcyjne.
Okazuje się, że ograniczeń jest naprawdę niewiele – z mody wyszły już co prawda definitywnie wielokolorowe krzykliwe pasemka, mocna trwała ondulacja i włosy wytapirowane na sztywno, ale wszyscy styliści podkreślają, że tak naprawdę najważniejsze jest, jak się z fryzurą czujemy. A dobre fryzjerstwo? Jak mówi Sally Brooks, londyńska stylistka związana z marką Nivea – polega przede wszystkim na wydobywaniu wewnętrznego piękna.
Korzystałam z książki „Historia mody” François Bouchera, Arkady, Warszawa 2006.