Rzeczy są ważne, a nadmiar zamiast przytłaczać, może napędzać do działania – mówią Agata Wojtczak i Antoni Bieliński, właściciele marki Maar Jewellery. Wspólna pasja do wyszukiwania unikatowych przedmiotów z drugiej ręki sprawiła, że typowo kawalerskie mieszkanie Antoniego nabrało kolorów i niepowtarzalnego charakteru.
Artykuł pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło”10/2025.
W ponadstuletniej praskiej kamienicy Agata Wojtczak i Antoni Bieliński stworzyli miejsce przypominające prywatną galerię sztuki pełną perełek designu i przedmiotów z duszą. Dotarcie tam wymaga jednak pewnej kondycji – mieszkanie znajduje się na ostatnim piętrze budynku, a prowadzą do niego strome i kręte drewniane schody. Wysiłek się opłaca, bo od progu odwiedzających wita przyjemne naturalne światło, które dostaje się do kuchni przez dwa okna dachowe.
Z kuchni przechodzimy od razu do salonu z wydzieloną strefą do spania, który jeszcze do niedawna pełnił również funkcję pracowni jubilerskiej. Od 2020 roku Agata i Antoni prowadzą autorską markę biżuterii. Agata projektowała biżuterię jeszcze na studiach, Antoni przed rozpoczęciem pandemii COVID-19 rozpoczął kurs jubilerski. Para zamieszkała razem zaraz po ogłoszeniu lockdownu, wtedy też pojawiła się myśl o stworzeniu czegoś wspólnie. Wszystko potoczyło się błyskawicznie, bo już pół roku później MAAR Jewellery zadebiutowała na polskim rynku. Dzięki charakterystycznemu wzornictwu marka szybko zyskała sympatię klientek, stylistów i dziennikarzy modowych.
W salonie koło kanapy stoją gazetownik Gustafa Westmana i stoliczek Normann Copenhagen. (Fot. Celestyna Król)
Ulubionym miejscem Agaty i Antoniego w mieszkaniu jest kuchnia i to ona jako pierwsza doczekała się remontu. – Dzieciństwo i okres dorastania spędziłem w mieszkaniu obok, które do dziś należy do moich rodziców. Przestrzeń, w której znajdujemy się obecnie, była przeznaczona na pracownię taty – Andrzeja Bielawskiego, który jest malarzem i grafikiem. Kiedy byłem na studiach, rodzice zdecydowali się przeprowadzić do domu na Podlasiu, a ja przejąłem pracownię taty. Całe wnętrze było surowe i minimalistyczne. W kuchni brakowało szafek, a garnki, patelnie, talerze – wszystko kurzyło się na widoku – wspomina Antoni.
Błękitny wazon z Hay Design, który Agata dostała na urodziny od przyjaciółki, oraz jedna z ich ulubionych lamp z Murano. (Fot. Celestyna Król)
By nadać miejscu nieco ciepła i subtelnej kobiecej energii, para zdecydowała się sięgnąć po pastelową kolorystykę typową dla skandynawskich wnętrz. Mieli jasno sprecyzowaną wizję kuchni, przez co na wiele komponentów trzeba było czekać tygodniami. Pomysł na połączenie błękitnych płytek z kuchennymi frontami w kolorze lila został zaczerpnięty z wystroju jednej z kopenhaskich kawiarni. Agata chciała, by blat kuchenny został przygotowany przez brytyjską firmę Smile Plastics, która zajmuje się tworzeniem estetycznych produktów powierzchniowych z plastikowych odpadów.
Blat stołu z recyklingowanego plastiku para sprowadziła z Wielkiej Brytanii. Na ścianie wisi grafika siostry Antoniego – Alicji Bielawskiej, ceramiczny talerz z syreną ukraińskiej marki Gunia Project, lustro Gustafa Westmana. (Fot. Celestyna Król)
Ze względów praktycznych ostatecznie para zdecydowała się na blat kuchenny wykonany z konglomeratu, a w Smile Plastics zamówiła biało-niebieską płytę na stary stół, który stoi w kuchni od lat. – Myśleliśmy, że najtrudniejszą częścią składania zamówienia będzie przygotowanie precyzyjnego rysunku technicznego blatu tak, by idealnie pasował do ramy stołu. Bardziej kłopotliwe okazało się jednak sprowadzenie już gotowego blatu do Polski, bo żeby to zrobić, musieliśmy wyrobić numer EORI, który jest niezbędny w kontaktach z organami celnymi Wielkiej Brytanii po jej wyjściu z Unii Europejskiej – wspomina Agata.
Ciepła pastelowa kolorystyka zagościła również w łazience. Ceramiczny brodzik został zastąpiony wanną, o której od zawsze marzyła Agata. Podczas montażu okazało się, że wanna, która została kupiona pod wymiar wnęki, przez nierówne ściany jest za szeroka o centymetr. Aby ją dopasować, Antoni razem z tatą Agaty przez kilka godzin cierpliwie przycinali jej boki po milimetrze. Centralną ścianę łazienki zdobią dwa szklane kinkiety Helle Mardahl, po które Agata specjalnie poleciała na jeden dzień do Kopenhagi.
Biżuteria MAAR autorstwa Agaty i Antoniego w misie z kamienia, którą kupili na targach staroci w Paryżu. (Fot. Celestyna Król)
Sofę stojącą w pokoju przy oknie Antoni dostał od mamy, która wypatrzyła ją na targu staroci na warszawskim Kole. To właśnie ona zaszczepiła w synu miłość do wyszukiwania niebanalnych przedmiotów z drugiej ręki, a rodzinną pasją Antoni zaraził Agatę. Wspólne wypady na targi staroci to już ich cotygodniowy, niedzielny rytuał – nieważne, czy są akurat w Warszawie, u rodziców Antoniego na Podlasiu, czy gdzieś za granicą. Chociaż z biegiem lat stają się coraz bardziej wybredni, to i tak rzadko zdarza się, aby wracali do domu z pustymi rękoma.
Zielony wazon, który w Chinach daje się w prezencie ślubnym z życzeniami dużej liczby dzieci. Agata śmieje się, że u nich sprawdził się w przypadku kotów. Maneki-neko – japońskiego kota na szczęście para przywiozła z Kioto. Niebieska figurka i małe kotki po lewej stronie są z Fenek Studio. (Fot. Celestyna Król)
– Bardzo lubimy figurki ze szkła z Murano i szklane obiekty Zbigniewa Horbowego, jednego z najważniejszych powojennych polskich projektantów wzornictwa. W naszym domu zawsze są świeże kwiaty, dlatego nadal poszukujemy pięknych dużych wazonów z szerokim dnem, które wcale nie jest tak łatwo zdobyć – mówi Antoni. Z targów staroci wracają też z pojedynczymi talerzami, na których Agata serwuje śniadania i kolacje dla przyjaciół. – Lubię gotować, a moją największą inspiracją jeśli chodzi o nakrycie stołu jest Frederik Bille Brahe, właściciel i szef kuchni restauracji Atelier September, mojego ulubionego miejsca na śniadania w Kopenhadze. Jedzenie w Atelier September podawane jest na talerzach vintage, które Brahe wyszukuje osobiście. Mam już sporą kolekcję podobnych, ale wciąż poluję na wzory talerzy, na których serwowano mi jego słynny omlet – tłumaczy Agata.
Pastelowa kuchnia została zrobiona na zamówienie. W tle półka z wazonikami, kieliszkami i szklaną rybą. (Fot. Celestyna Król)
W salonie nad regałem wisi praca polsko-ormiańskiego malarza Armana Galstyana, którego twórczość można podziwiać m.in. we wnętrzach popularnych warszawskich restauracji: Kubuś Piekarnia oraz Lupo. Na ścianach w salonie i kuchni wiszą również prace podarowane parze przez rodzinę Antoniego. Mama, Teresa Strzelec, jest malarką i rysowniczką, a siostra, Alicja Bielawska, rzeźbiarką i rysowniczką.
Na pierwszym planie oryginalny parawan vintage Baumann Paris, łóżko z drewnianymi nogami w kształcie kul zostało wykonane na zamówienie u stolarza, nad łóżkiem wisi kilim Slowdown Studio kupiony w Nomad Warsaw. Stojąca po lewej stronie lampa z motywem kwiatów, formowana z mosiądzu, to vintage Hans Kögl. (Fot. Celestyna Król)
Kolekcję zdobyczy z targów staroci uzupełniają współczesne projekty ulubionych marek wnętrzarskich Agaty i Antoniego, do których należą m.in. duńska Hay, australijska pracownia Maison Balzac i Fenek Studio Agaty Klimkowskiej. Razem z parą mieszkają trzy koty: Melon, Bosch i Holdi, dlatego najcenniejsze przedmioty, nieważne, czy stare, czy nowe, przytwierdzone są do podłoża dwustronną taśmą klejącą. Naprawdę wyjątkowe eksponaty, jak sporych rozmiarów ryba ze szkła z Murano, Antoni zabezpiecza przy użyciu pistoletu do kleju na gorąco.