1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wnętrza
  4. >
  5. Tu mieszka wrażliwość. W odwiedzinach u Natalii de Barbaro

Tu mieszka wrażliwość. W odwiedzinach u Natalii de Barbaro

Fot. Celestyna Król
Fot. Celestyna Król
Ściany otulają jak koc, kolory wyciszają i koją, a liczne zakamarki zachęcają, by ukryć się w nich z książką. Można być tu razem z bliskimi i jednocześnie osobno, w łagodnym świetle lub w kompletnej ciemności. Brzmi jak idealna przestrzeń dla osób z wysoką wrażliwością? To właśnie z myślą o nich zaprojektowano mieszkanie, które kupiła psycholożka Natalia De Barbaro.

Przez ponad 20 lat prowadziłam szkolenia biznesowe, a to wiązało się z częstymi podróżami po całej Polsce. Spałam więc w wielu przypadkowych, niewybranych przez siebie wnętrzach i często były to dla mnie trudne doświadczenia. Denerwowały mnie świecące diody, szumiące nawiewy, zbyt cienkie zasłony, skłaczone poduszki, sztuczne kwiaty, szorstkie ręczniki. Wiem, że wiele osób o wysokiej wrażliwości jest wyczulonych na takie rzeczy – tłumaczy Natalia, która długo nosiła się z zamiarem kupna mieszkania w swoim rodzinnym Krakowie. – Dużo o tym mówiłam, ale nic nie robiłam, by ten plan zrealizować. Jedna z moich przyjaciółek uznała wreszcie, że wystarczy już tego gadania, odpaliła komputer i zaczęłyśmy szukać – wspomina. Lokal przy ulicy Felicjanek, dokładnie 600 kroków od Rynku Głównego, był trzecim, jaki oglądała. Nieopodal stąd, przy ulicy Smoleńsk, znajdowały się mieszkanie jej babci i szkoła podstawowa, do której chodził tata. Znała więc tę okolicę doskonale, była poniekąd u siebie. – Kiedy pierwszy raz weszłam do mieszkania na pierwszym piętrze dziewiętnastowiecznej kamienicy i stanęłam na środku ogromnego przedpokoju, tu, gdzie teraz wisi pająk, poczułam tak niesamowitą energię, że reszta była już tylko formalnością. Nazwałam to miejsce centrum świata – wspomina.

Komuś ten hol mógłby się wydawać zbyt duży, ale zaprzyjaźniony z Natalią architekt Kazimierz Łatak powiedział kiedyś, że każdemu w mieszkaniu potrzebna jest przestrzeń bezużyteczna. Poza tym przedpokój skojarzył jej się z krakowskim Rynkiem, od którego odchodzą promieniście ulice. Układ mieszkania w jakimś sensie odzwierciedla tę strukturę. – Miałam potrzebę, by zaakcentować jakoś to centrum, ale chciałam też, żeby pozostało ono puste. Potrzebna była więc dekoracja wisząca. Wybór padł na tradycyjnego, ozdobnego pająka. – Kasia Dorota z Urban Magia, która go dla mnie robiła, opowiadała mi dużo o całej obrzędowości związanej z robieniem i symboliką pająków, które pełniły funkcję ochronną i zapewniały pomyślność. Okazało się, że miejsca, w których je wieszano, dawniej nazywano... centrum świata. Poruszył mnie ten zbieg okoliczności – mówi Natalia.

Piękno niedoskonałości

Koncepcja wnętrza od początku była jasna. – Razem z moim mężem Wojtkiem chcieliśmy stworzyć przestrzeń dla osób wysoko wrażliwych, miejsce, gdzie będziemy pomieszkiwać, a czasami udostępniać je na wynajem. Czułam, że potrzebuję imienia dla tego mieszkania, i w końcu je znalazłam: „Luella”. Nie pamiętałam wtedy, że Sienkiewicz w książce „W pustyni i w puszczy” tak właśnie nazwał miejsce bezpiecznego schronienia dla kobiet na czas trwania wojen. Pasuje! Projektując Luellę, sporo inspiracji czerpaliśmy z naszych rodzinnych podróży. Na przykład podczas pobytu na La Palmie mieszkaliśmy w niezwykłym, bardzo nowoczesnym domu, w którym wszystkie powierzchnie były nieco szorstkie, matowe, naturalnie poprzecierane. Zachwyciło mnie to, że ściana czy podłoga może mieć głębię, być swego rodzaju nienachalnym obrazem. Bardzo dobrze czuliśmy się w tym otoczeniu, a później odkryliśmy, że ten materiał to mikrocement. Wojtek chciał pokryć nim łazienkę w naszym krakowskim mieszkaniu, ale koncepcja się rozrastała i w efekcie mikrocement w różnych odcieniach jest na większości ścian – mówi Natalia. W salonie tonację narzucił zachowany stary kaflowy piec w kolorze mięty, która wędruje po ścianach, przenika w przetarciach tu i ówdzie, miesza się z granatem, błękitem i szarością, tworząc kojącą mozaikę. – A wiesz, że w tym mieszkaniu nie ma ani jednej prostej ściany! – zachwyca się Natalia. Kiedy Maria Rauch, architektka z Architektura Szyta na Miarę, która współpracując z Natalią, zaprojektowała wnętrze, wymierzyła wszystko i wyszły na jaw krzywizny, Natalia niesamowicie się ucieszyła. – Sama jestem niesymetryczna, być może dlatego tak dobrze się tu czuję.

Nie zmartwiła jej także wiadomość o tym, że podczas montażu pękła krawędź wanny. – Lubię rzeczy stare, wytarte, spękane, uznałam, więc, że tę usterkę też można przekuć w coś fajnego. Razem z Marią postanowiłyśmy przeciągnąć to pękniecie na wykonaną z mikrocementu podłogę. W efekcie powstała jakby stróżka, której źródło znajduje się w wannie, taka wersja japońskiego kintsugi. Z kolei w łazienkowym lustrze odbija się słowo „Wanna?”. – Kiedy urządzaliśmy nasz dom na wsi, robotnicy pisali sobie na ścianach, gdzie co ma stać. Bardzo podobały mi się te napisy, a przy okazji uświadomiłam sobie, że nasze słowo wanna, to po angielsku kolokwialnie „chcieć”. Dlatego postanowiłam odtworzyć ten napis na ścianie krakowskiej łazienki ze znakiem zapytania. Może goście, którzy będą na niego patrzeć, dokonają dzięki temu jakiegoś ważnego rozstrzygnięcia? Ja sama lubię odkrywać we wnętrzach takie wędrujące znaczenia. Lubię mieszkania, w których nie wszystko jest oczywiste, które niejako „mrugają okiem” do gościa czy mieszkanki. Zachwycił mnie więc pomysł Marii, by w dwóch miejscach na ścianach subtelnie odwzorować przypominający mandalę wzór, który znajduje się na blacie okrągłego stołu w jadalni. Jestem ciekawa, ilu naszych gości wyłapie te powiązania.

Razem, ale osobno

Niesamowite, jak wiele różnych skrytek można umieścić na 57 metrach kwadratowych! Nawet dawne pomieszczenie gospodarcze za kuchnią przerobiono na mikropokoik – czytelnię. – Podczas remontu Maria odkryła tam zasklepione okno, postanowiłyśmy więc to wykorzystać. Udało się nam zmieścić tam fotel z podnóżkiem. Można się tu ukryć, ale jednocześnie mieć oko na kuchnię, jadalnię i fragment salonu, który doskonale stąd widać – mówi Natalia. Podobny komfort daje antresola. – Na początku nie byłam zachwycona tą propozycją Marii, ale Wojtkowi pomysł hamaku na antresoli bardzo się spodobał. Doceniłam to rozwiązanie dopiero, jak weszłam na górę. To niesamowite, jak wysokość zmienia odbiór przestrzeni. Patrząc na salon z góry, jednocześnie w nim jesteś, ale jednak uczestniczysz w domowym życiu trochę na innych zasadach. Możliwość zachowania takiego dystansu jest niezwykle ważna w kontekście wysokiej wrażliwości, bo choć bardzo potrzebuję bliskości drugiej osoby, czasami zwyczajnie mnie ona przytłacza. Dzięki tej antresoli można więc być jednocześnie razem i osobno, z daleka od bodźców, których po intensywnym dniu może być już zbyt dużo – tłumaczy.

Schować można się także w specjalnie zaprojektowanej wnęce pod antresolą, w głębokim, otulającym fotelu firmy Softline albo w sypialni pod odmalowanym mikrocementem niebem. Widać stąd porośnięty gęsto winobluszczem stary ceglany mur. – Ten widok jest dla mnie jak obraz, ale w nocy potrzebuję całkowitej ciemności, żeby zasnąć, więc zdecydowałam się na okiennice w sypialni. W ogóle zależało mi, żeby przestrzeń Luelli była przestrzenią, która służy, sprzyja, obdarowuje. Czuję się tu podobnie jak w ogrodzie na wsi, gdzie jestem właśnie obdarowywana pięknem. Mam nadzieję, że poczują to również nasi goście, bo kiedy nas tutaj nie będzie, Luellę będzie można wynająć – mówi Natalia.

1/9

Układ mieszkania przypomina strukturę krakowskiego Rynku. Centrum stanowi nieproporcjonalnie duży hol, od którego odchodzą pokoje. Natalii zależało, żeby ta przestrzeń pozostała pusta. Zdobi ją jedynie podświetlany, tradycyjny pająk ręcznie wykonany przez Kasię Dorotę z Urban Magic. W głębi widać sypialnię, a po lewej jadalnię z antycznym stolikiem. Na jego blacie znajduje się piękny wzór przypominający mandalę. Zgodnie z zamysłem architektki Marii Rauch motyw ten odwzorowano dyskretnie w dwóch miejscach na ścianach mieszkania. Nad stołem w jadalni wisi włoska lampa Ferroluce.

2/9

W kuchni w oprawę z grafitowych szafek wkomponowano wykonaną przez stolarza drewnianą zabudowę.

3/9

Tuż obok kuchni znajdują się przedsionek i drzwi wejściowe, utrzymane w kolorystyce szafek.

4/9

Natalia siedzi w salonie otulona fotelem Softline, kupionym w łódzkim salonie Atak Design. Przed nią stoi stolik Anjou marki Bloomingville.

5/9

Salon koi i otula niczym ciepły koc, to zasługa m.in. ścian pokrytych barwionym mikrocementem, puchatych lamp Eos oraz wypoczynku Softline. Zamiast stolika rolę pierwszoplanową odgrywa tu podnóżek.

6/9

Antresola w salonie nie służy do spania, można tu czytać, odpoczywać albo bujać w obłokach, leżąc na hamaku. Pod antresolą zaprojektowano specjalną wnękę – to kolejna kryjówka dla wrażliwców. Po lewej zachowany oryginalnie kaflowy piec w kolorze mięty, który wpłynął na kolorystykę tego wnętrza.

7/9

W łazience zawieszono dzwonki koshi, kupione w sklepie PraPełnia, a nad umywalką wyryto po łacinie ich nazwy: woda, ogień, ziemia i powietrze. – Próbowaliśmy wymyślić jakiś włączany, dyskretny wiatrak, który wprawiałby dzwonki w ruch i wydobywał z nich dźwięki niczym wiatr, ale okazało się, że wiatru nie da się podrobić. Trzeba więc tę magię robić sobie samodzielnie, dotykając dzwonków dłonią – mówi Natalia. Obok wisi włoska lampa Ferroluce, a w lustrze odbija się wieloznaczny napis: „Wanna?”

8/9

Przestrzeń do odpoczynku i lektury na antresoli. Nad poduszką na ścianie widać dyskretny wzór przypominający mandalę – to jedna z dwóch kopii blatu okrągłego stołu, stojącego w jadalni.

9/9

Architektka Maria Rauch chciała kupić jeden przedmiot do tego mieszkania bez konsultacji z Natalią. Włącznik w etno wzory to właśnie prezent od niej.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze