Architektka wnętrz Marta Matelier marzyła o tym, by zamieszkać w przedwojennej, modernistycznej kamienicy. Z kolei jej partner, fotograf Filip Błażejowski, wolał bardziej współczesną przestrzeń. Po roku poszukiwań ich rozbieżne oczekiwania spotkały się w zmodernizowanej i zaadaptowanej na mieszkania dawnej włochowskiej fabryce polskich zakładów elektrotechnicznych era.
Autorzy poradnika „Jak modernizować modernizm”, opracowanego przez biuro Stołecznego Konserwatora Zabytków, przywołują jeden z najwybitniejszych przykładów kamienicy, w której w pełni zrealizowano pięć zasad modernizmu Le Corbusiera, czyli: płaski dach, okna pasmowe, wolny plan, konstrukcję opartą na słupach, wolną elewację. Jest nim słynna warszawska kamienica Wedla wzniesiona w 1936 roku przy Puławskiej 28. Jej budowniczy Roman Sobieszek, pradziadek Filipa, mieszkał we Włochach, gdzie w 1926 roku wybudował m.in. rodzinną willę, zaliczaną dziś do włochowskich pereł przedwojennego modernizmu. To właśnie w niej dorastał Filip, dlatego poszukiwanie własnego mieszkania w tej okolicy było dla niego czymś naturalnym. – Doskonale znałem te rejony, lubię włochowską niską zabudowę, która w większości przetrwała wojenną zawieruchę, mam sentyment do tutejszych parków i stawów po starych gliniankach. Wciąż wyczuwa się w tej dzielnicy konsekwentnie realizowaną od lat 20. koncepcję miasta ogrodu, a jednocześnie od centrum stolicy dzieli nas zaledwie 12 minut jazdy szybką koleją miejską.
Marta przyznaje, że początkowo zupełnie nie brała tej lokalizacji pod uwagę, ale teraz jest pierwszą ambasadorką warszawskich Włoch. – Lubię kameralność tej dzielnicy, która, mam wrażenie, została trochę wyrzucona na margines Warszawy, ale może to dobrze, bo dzięki temu mamy takie swoje osobne miasto w mieście.
Zakład Elektrotechniczny ERA powstał w 1927 roku przy dawnej ulicy Inżynierskiej. Początkowo produkowano tu prądnice dla wagonowych instalacji oświetleniowych. Później w ofercie pojawiły się też radioodbiorniki, ale podczas wojny fabrykę zamknięto. Przez lata przechodziła z rąk do rąk i niszczała do czasu, aż potencjał tego budynku dostrzegł jeden z deweloperów. – Kiedy tu trafiliśmy, od razu wiedzieliśmy, że to miejsce spełnia wszystkie nasze wymagania. Ma duszę, historię, a w stare mury idealnie wkomponowano współczesne udogodnienia. Jednak żeby dostosować mieszkanie do naszych potrzeb, trzeba było zrobić generalny remont. Poprzedni właściciele mieli trójkę dzieci, aby więc maksymalnie wykorzystać powierzchnię wysokiego na 3,80 metra mieszkania w każdym pokoju zamontowali antresolę. Chcieliśmy odzyskać surowość i wysokość tych pomieszczeń. W pierwszej kolejności zlikwidowaliśmy antresole, a potem wszelkie ozdoby i sztukaterie, dzięki czemu odsłoniliśmy oryginalny, piękny pofabryczny sufit. Maksymalnie otworzyliśmy przestrzeń, likwidując zbędne dla nas podziały. Bez zmian pozostały chyba tylko ściany – mówi Marta i przyznaje, że projektowanie własnej przestrzeni było dla niej sporym wyzwaniem. – Kiedy projektuję wnętrza dla innych, skupiam się na ich potrzebach i dostosowuję do poczucia estetyki klienta. Teraz pierwszy raz musiałam się zastanowić, czego sama chcę i jakie są moje potrzeby. Wyłuskać z wielu możliwości to, co mi się podoba. Na szczęście mamy z Filipem podobną wrażliwość, ustaliliśmy więc, że chcielibyśmy zachować fabryczny charakter tej przestrzeni, ale jednocześnie stworzyć w niej ciepłe, dość stonowane wnętrze w klimacie bliskiego nam przedwojennego modernizmu, które będzie zwyczajne w swej niezwyczajności. Pamiętam ze studiów na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych wykłady historyka sztuki doktora Józefa Mrozka i jego opowieści o designie przedmiotów, ich roli we wnętrzu, oddziaływaniu na przestrzeń i ich użytkowników. Dzięki tym wykładom mogłam się zapoznać z ikonami designu. Zrozumiałam, że jeden czy dwa wyszukane designerskie przedmioty potrafią nadać ton i charakter całej przestrzeni. Marzyłam więc, by w swoim mieszkaniu mieć kilka takich przedmiotów – wspomina.
– Nie urządzaliśmy się na pokaz, nie kupujemy przypadkowych, modnych rzeczy, które „wypada mieć”. Chciałabym, aby te czasy we wnętrzarstwie bezpowrotnie minęły, by ludzie mieli odwagę żyć i mieszkać tak, jak chcą, otaczając się przedmiotami z historią i duszą – mówi Marta. I wyjaśnia, że do modernistycznych projektów Le Corbusiera i Pierre’a Jeannereta ma ogromny sentyment od czasu podróży do indyjskiego Czandigarh – miasta zaplanowanego i współtworzonego przez francuskich architektów od początku do końca. Mało kto wie, że zadanie to na początku powierzono polskiemu architektowi Maciejowi Nowickiemu, ale ten po wykonaniu wstępnych szkiców zginął w katastrofie lotniczej. – Lubię przedmioty, które mają coś do opowiedzenia, z którymi wiążą się jakieś ludzkie historie – przyznaje Marta. I zapewne wiele takich opowieści kryje się w starych bibliotecznych regałach stojących w jej pracowni. – Kiedy na Politechnice Warszawskiej powstawał nowy Wydział Cyberbezpieczeństwa, robiłam projekt koncepcyjny przebudowy dotychczasowych przestrzeni. Z sal przed remontem usuwano niepotrzebne już meble z lat 50. i 60., kilka z nich udało mi się uratować, m.in. właśnie te regały. W oryginale miały jeszcze nadstawki, których, niestety, nie wzięłam, bo wówczas nie sądziłam, że mogę mieć kiedyś tak wysokie mieszkanie, by je zmieścić – mówi.
Do bibliotecznej szafki na karty katalogowe dokupiła metalowe nóżki i przerobiła ją na konsolę, która stoi teraz w salonie. W mieszkaniu jest też sporo rodzinnych pamiątek Filipa, jak stojący w rogu salonu XVIII-wieczny drewniany świątek, figurka Chrystusa Frasobliwego czy odziedziczony po prababci dzbanek Rosenthal z lat 20. – Przez lata leżał w piwnicy rodzinnej willi wybudowanej przez pradziadka. Kiedy na niego patrzę, myślę sobie, że jest coś niesamowitego w tym, że porcelana, jedna z najdelikatniejszych i najbardziej kruchych rzeczy świata, przetrwała wojnę. Choć zmieniła adres, podobnie jak ja, zatoczyła koło i wróciła na warszawskie Włochy – mówi Filip.
Na środku stoi wyszukany w nieistniejącym już sklepie Yestersen jesionowy stół Teulat projektu Cambres Design. Po lewej fotel projektu Pierre’a Jeannereta. Obok niego klasyczny, industrialny stołek z Ikei i drewniane krzesła projektu Hansa Wegnera. Do projektowanych przez siebie wnętrz Marta zazwyczaj tworzy autorskie obrazy. Ten na ścianie po lewej jest właśnie jej dziełem. Pod nim stoi konsola zrobiona ze starej bibliotecznej szafki na karty katalogowe. Na niej odziedziczony po dziadku Filipa wazon Zbigniewa Horbowego i marmurowa rzeźba artystki Julii Stachowskiej. Po lewej na ścianie grzejnik typu Favier.
Galeria
(11 zdjęć)
Fot. Celestyna Król
1/11
Na środku stoi wyszukany w nieistniejącym już sklepie Yestersen jesionowy stół Teulat projektu Cambres Design. Po lewej fotel projektu Pierre’a Jeannereta. Obok niego klasyczny, industrialny stołek z Ikei i drewniane krzesła projektu Hansa Wegnera. Do projektowanych przez siebie wnętrz Marta zazwyczaj tworzy autorskie obrazy. Ten na ścianie po lewej jest właśnie jej dziełem. Pod nim stoi konsola zrobiona ze starej bibliotecznej szafki na karty katalogowe. Na niej odziedziczony po dziadku Filipa wazon Zbigniewa Horbowego i marmurowa rzeźba artystki Julii Stachowskiej. Po lewej na ścianie grzejnik typu Favier.
Fot. Celestyna Król
2/11
Marta, Filip i kocica Elza.
Fot. Celestyna Król
3/11
Należący jeszcze do prababci Filipa oryginalny dzbanek Rosenthal z lat 20., w którym herbatę parzy się w poziomie, a serwuje w pionie.
Fot. Celestyna Król
4/11
. Na okrągłym stoliku, zrobionym przez Martę jeszcze na studiach, stoi lampa projektu artysty Olafura Eliassona, którą przez moment można było kupić w Ikei. Na ścianie fotografia Filipa przedstawiająca znalezioną gdzieś na Suwalszczyźnie czaszkę lisa.
Fot. Celestyna Król
5/11
„Nie bardzo wiedziałam, co zrobić ze szklaną kulą, którą kupiłam jakiś czas temu jako rekwizyt do teledysku reklamowego Matelier, położyłam ją więc na białym wazonie, dzięki czemu wyrób z sieciówki prezentuje się niczym projekt Malwiny Konopackiej”, żartuje Marta. Obok wazon Milano z lat 60.
Fot. Celestyna Król
6/11
. Kupioną w HK Living sofę Marta przetapicerowała i ozdobiła poduszkami z Conco. Na jutowym dywanie z Ikei stoi fotel, a obok niego mały stolik z Jysk, na którym znajduje się przedwojenna żeliwna figurka łasicy – rodzinna pamiątka Filipa, podobnie jak stojący w rogu pokoju XVIII-wieczny świątek i figurka Chrystusa Frasobliwego na regale. Powyżej zdjęcia autorstwa Filipa.
Fot. Celestyna Król
7/11
Pracownia Marty, a w niej stare biblioteczne regały z Politechniki Warszawskiej. Przed nimi stoi fotel projektu Le Corbusiera – prezent urodzinowy od Filipa. Na sztalugach suszy się obraz stworzony specjalnie do projektowanego przez Martę wnętrza w stylu filmów Almodóvara.
Fot. Celestyna Król
8/11
W sypialni królują naturalne tkaniny. Leżący na łóżku koc i poszewkę na poduszkę uszyto w warszawskim sklepie Conco. Na ścianie podarowany przez koleżankę obraz autorstwa Piusa C. Ciapały. Obok stoi lampa z Ikei, a w rogu pokoju rattanowy fotel projektu Pierre’a Jeannereta.
Fot. Celestyna Król
9/11
W holu uwagę kradną postarzane, spatynowane miedziane drzwi, za którymi kryje się garderoba. „Inspiracją były dla mnie kolory rzeźb Mitoraja i kopuły starych kościołów. Aby uzyskać efekt patyny, którą tworzy czas, zrobiłam minidoktorat z chemii” – śmieje się Marta. Na parapecie po prawej widać jej stalową rzeźbę zatytułowaną „Dialog”. Dwie pozostałe prace wyjechały właśnie na Biennale Rzeźby Polskiej.
Fot. Celestyna Król
10/11
Łazienkę doświetla piękne, duże okno, można tu więc hodować rośliny. Doniczki Marta znalazła w sklepie Home & You.
Fot. Celestyna Król
11/11
Łazienka przeszła gruntowny remont. Wannę zastąpiono kabiną prysznicową, a lane w masie kafle CESI ułożono według projektu Marty i Filipa. Ceramiczne iryski nawiązują do lat 20. i 30. W wykonanej przez stolarza szafce pod umywalkę ukryta jest kuweta dla kota.