Romantyczna saga Scarlett O’Hary i Rhetta Butlera, granego przez Clarka Gable’a, stała się legendą kina. „Przeminęło z wiatrem” otrzymało aż dziesięć Oscarów – w tym jedną dla Vivien Leigh, pierwszej Brytyjki, która zdobyła statuetkę dla najlepszej aktorki. Obraz do dziś bezsprzecznie uznawany jest za najbardziej kasowe i udane przedsięwzięcie filmowe w historii kina i stale króluje na liście najczęściej oglądanych filmów. Historia życia aktorki była wyjątkowo burzliwa.
Fragment książki „Awanturnice” Małgorzaty Czaputowicz, wyd. Pascal
Jestem spod znaku Skorpiona, a Skorpiony eksploatują się i spalają, podobnie jak ja., Vivien Leigh (z książki Vivien Leigh Anne Edwards)
Wyobraźmy sobie taką scenę. Drobna, ubrana na czarno kobieta spaceruje po hollywoodzkim planie filmowym na tle buzujących w oddali płomieni. Pożar jest celowy – rozpoczęły się właśnie zdjęcia do „Przeminęło z wiatrem” i to jest moment, w którym płonie Atlanta. Jednak po przesłuchaniach ok. 1400 aktorek w ramach trwających dwa i pół roku poszukiwań, które kosztowały ponad 50 000 dolarów, w filmie nadal nie ma kobiecej gwiazdy, a jego producent, David O. Selznick, jest zdesperowany. Woła „cięcie” i odwraca się, gdy słyszy swoje imię. Kobieta robi krok do przodu, zdejmuje kapelusz i się uśmiecha. Wygląda zjawiskowo, gdy wiatr rozwiewa jej włosy, a blask ognia odbija się w wielkich błękitnych oczach. To angielska aktorka Vivien Leigh, której towarzyszy jej agent, a zarazem brat Selznicka, Myron. „Hej, geniuszu” – mówi mężczyzna. „Poznaj swoją Scarlett O’Harę”. David czuje, że jego brat ma rację. Zdjęcia próbne potwierdzają jego przeczucia i tak w styczniu 1939 r. Leigh oficjalnie dostaje rolę, która uczyni ją nieśmiertelną.
Romantyczna saga Scarlett O’Hary i Rhetta Butlera, granego przez Clarka Gable’a, stała się legendą kina. „Przeminęło z wiatrem” otrzymało aż dziesięć Oscarów – w tym jedną dla Leigh, pierwszej Brytyjki, która zdobyła statuetkę dla najlepszej aktorki. Obraz do dziś bezsprzecznie uznawany jest za najbardziej kasowe i udane przedsięwzięcie filmowe w historii kina i stale króluje na liście najczęściej oglądanych filmów. Wystarczy powiedzieć, że w samej w Ameryce i Kanadzie na Przeminęło z wiatrem sprzedano ponad 200 milionów biletów, a w ojczystej dla Leigh Wielkiej Brytanii – 39 milionów. To była rola, do której ta piękna aktorka się urodziła. Vivien, podobnie jak Scarlett, była fascynującą mieszanką pasji, uroku i niezwykle silnych ambicji. Ogromne piętno na jej życiu wycisnęła obsesyjna miłość do mężczyzny, którego po wielu latach burzliwego związku ostatecznie straciła. Zmagała się z tragedią i straszliwą chorobą. Choć odeszła przedwcześnie, dzięki rolom takim jak Scarlett O’Hary czy Blanche DuBois w „Tramwaju zwanym pożądaniem” na zawsze zapisała się w historii kina.
Rodzice Vivien pochodzili z Bridlington w Yorkshire, ale pierwsze lata małżeństwa spędzili w Indiach, gdzie ojciec pracował w firmie maklerskiej. Ich córka – tak naprawdę nazywała się Vivian Hartley – urodziła się w Dardżyling 5 listopada 1913 r. i na krótko przed siódmymi urodzinami została wysłana do katolickiej szkoły z internatem w Roehampton pod Londynem. Gdy Vivien skończyła 13 lat, jej rodzice opuścili Indie i rodzina podróżowała wspólnie po Europie, zadomawiając się w końcu na stałe w Londynie w 1931 r., gdy Leigh miała 18 lat. Była piękną, pełną życia, inteligentną i miłą dziewczyną, którą wczesna separacja od bliskich i rygorystyczna katolicka szkoła nauczyły powściągliwości i dyscypliny i której podróże po kontynentach dodały wyrafinowania oraz pewności siebie. Niemal natychmiast oczarowywała każdego, kogo spotykała na swojej drodze.
Adwokat Herbert Leigh Holman wpadł po uszy, gdy tańczyli na jakimś balu. On miał wówczas 31 lat, ona 18. Pobrali się z miłości rok później, ale ich związek od początku skazany był na niepowodzenie. Leigh zdecydowała, że chce zostać wielką aktorką i uczęszczała na warsztaty aktorskie. Mąż uznawał to za kaprys młodości i tolerował drobne posady modelki i epizodyczne role filmowe, które zapewniła sobie dzięki przyjaciołom i znajomościom, nawet po urodzeniu ich córki Suzanne w październiku 1933 r. Jednak kompletnie nie był przygotowany na jej nagły sukces dwa lata później, kiedy to otrzymała entuzjastyczne recenzje za rolę w sztuce „The Mask of Virtue”, w której wystąpiła pod nowym pseudonimem – Vivien Leigh. W ciągu roku podpisała kontrakt na sumę 50 000 funtów z reżyserem Alexandrem Kordą i przygotowywała się do opuszczenia męża i dziecka. W jednym z wywiadów powiedziała:
Kochałam moje dziecko jak każda matka, ale z wyraźną szczerością młodości uświadomiłam sobie, że nie mogę porzucić wszelkich myśli o karierze. Nie można odmówić wyrazu jakiejś sile, która we mnie tkwi.
Jednak tak naprawdę to nie kariera wypędziła ją z domu, tylko wielka miłość i pożądanie. Leigh od pierwszego momentu, gdy zobaczyła na scenie wybitnego i niezwykle przystojnego Laurence’a Oliviera, wiedziała, że to właśnie on jest mężczyzną jej życia. I chociaż oboje byli w tym czasie w związkach małżeńskich, powiedziała przyjaciółce: „Pewnego dnia wyjdę za Laurence’a Oliviera”. I w niedługim czasie tak właśnie się stało. Po tym, jak zagrali razem w filmie Wyspa w płomieniach (1937), nikt nie miał już wątpliwości, że na planie para wcale nie musiała udawać miłości. Ale choć romans był tajemnicą poliszynela, Holman nie chciał dać żonie rozwodu, twierdząc, że to tylko zauroczenie, które szybko minie. Tym razem nie miał racji. Leigh i Olivier byli aktorską złotą parą, wielkimi międzynarodowymi gwiazdami, których urok potęgowały jeszcze wspólne występy. Często wcielali się w kultowych kochanków – Antoniusza i Kleopatrę, Nelsona i Lady Hamilton, Romea i Julię – a ich życie prywatne było równie pasjonujące. Sama Vivien po latach wspominała:
Nie sądzę, żebym kiedykolwiek do tamtej pory żyła tak intensywnie. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek spała, pamiętam tylko każdą cenną chwilę, którą spędziliśmy razem.
Olivier po wielu wahaniach podjął trudną decyzję o opuszczeniu żony Jill Esmond i małego synka Tarquina i zamieszkał z Vivien. Pobrali się we wrześniu 1940 r. w Ameryce, gdzie przygotowywali się do kręcenia wspólnego filmu. Na krótką, kilkuminutową ślubną ceremonię w Santa Barbara zawiozła ich Katharine Hepburn. Życie Olivierów było szalonym wirem wycieczek do teatrów, na plany filmowe, pokazy mody (Leigh nosiła Diora i była fotografowana przez Cecila Beatona dla „Vogue’a”) oraz koktajle i eleganckie kolacje. Sama Vivien również uwielbiała urządzać wystawne przyjęcia. Często nalegała, by po obiedzie goście grali w krykieta i pływali w basenie do białego rana, a następnie przygotowywała im śniadanie. Stałymi bywalcami w ich rezydencji byli m.in. Orson Welles, Humphrey Bogart, Lauren Bacall, Bette Davis czy Judy Garland. Ale nie wszystko było takie piękne, jak z pozoru się wydawało. Leigh w głębi duszy wątpiła we własny talent i narażała się na ogromne napięcie psychiczne, próbując dorównać reputacji Oliviera na scenie. Miała dwa poronienia i para nie mogła mieć dziecka. Trzeba tu wspomnieć, że jej małą Suzanne z pierwszego małżeństwa opiekowali się ojciec i babcia ze strony matki. Dziewczynka uczęszczała do szkoły z internatem i w dzieciństwie widywała się z matką tylko od czasu do czasu. Mimo to w dorosłym życiu nigdy nie wydawała się żywić o to do niej urazy.
Natłok nieszczęść nie pozostał bez wpływu na psychikę aktorki. Leigh zaczęła miewać napady szału, podczas których wyzywała współpracowników i rzucała w nich różnymi przedmiotami. Początkowo jej zachowanie zrzucano na karb traumy po utracie ciąży, wkrótce jednak wyszło na jaw, że sprawa jest znacznie bardziej poważna. Zdiagnozowano u niej chorobę afektywną dwubiegunową, w wyniku której nastrój aktorki balansował pomiędzy straszliwą, wyniszczającą depresją, a niebezpieczną fazą maniakalną. W dodatku w 1945 r. Leigh ciężko zachorowała na gruźlicę i była zmuszona zrobić sobie roczną przerwę od pracy.
W 1947 r. król Jerzy VI przyznał Laurence’owi Olivierowi tytuł szlachecki Rycerza Kawalera, co czyniło z jego żony Lady Olivier. Vivien nie potrafiła jednak cieszyć się z wyróżnienia. Obsesyjnie dążyła do tego, aby dorównać mężowi w jego sukcesach, a nawet go prześcignąć. Zazdrość i chora rywalizacja stawały się zarzewiem kolejnych sporów, podczas których dochodziło nawet do rękoczynów. Kiedy w 1951 r. Leigh zagrała nagrodzoną Oscarem rolę Blanche DuBois w filmie „Tramwaj zwany pożądaniem”. Sztuka odzwierciedlała jej własne życie, ukazując szaleństwo, bezbronność i manię, było prawie tak, jakby ona i Blanche były tą samą osobą. Problem polegał na tym, że Vivien nie zostawiła tych emocji za sobą, kiedy na planie padł ostatni klaps. Wręcz przeciwnie, w prawdziwym życiu stawały się dla niej coraz trudniejsze do zniesienia. W dzisiejszych czasach wiedza i świadomość społeczna na temat ludzkiej psychiki jest na tyle powszechna, że aktorzy, tacy jak Catherine Zeta-Jones, Mel Gibson czy Jim Carrey mogą otwarcie mówić o swojej chorobie afektywnej dwubiegunowej, bez obaw, że zrujnuje to ich kariery, jednak Leigh bała się oficjalnie ujawnić prawdę. Pogłoski o jej stanie pojawiły się już w 1937 r., kiedy u boku Oliviera grała na scenie Ofelię w „Hamlecie”. Tak pisał o sprawie aktor Alec Guinness: „To było bardzo smutne. Wydawało się, że w bardzo młodym wieku zmieniła się w słup kredy i zaczęło się jego odłupywanie. A ty byłeś tam, aby patrzeć, jak się łuszczy”.
Ciąg wzlotów i upadków zaczął się nasilać, aż w końcu nie można było dłużej utrzymać tajemnicy. W 1953 r., kiedy Leigh miała 40 lat, grała rolę w filmie „Ścieżka słoni”, do którego zdjęcia kręcone były na Sri Lance. W tamtym czasie jej przewlekła bezsenność doprowadziła do tego, że aktorka zaczęła mieć halucynacje. Podczas lotu powrotnego do Los Angeles próbowała wyskoczyć z samolotu, a po powrocie do Hollywood zamknęła się w swojej garderobie i zaczęła wykrzykiwać kwestie z „Tramwaju zwanego pożądaniem”. W końcu podano jej środki uspokajające, a następnie wsadzono do samolotu lecącego do Wielkiej Brytanii, gdzie umieszczono ją w szpitalu psychiatrycznym. W tamtym czasie niewiele było dostępnych leków na zaburzenia psychiczne. Leczenie Leigh polegało więc głównie na owijaniu jej w mokre prześcieradła, co miało mieć działanie uspokajające, oraz na terapii elektrowstrząsami.
W następnych latach pracowała niemal bez przerwy – w radiu, teatrze, na planie. Towarzyszyła też mężowi w zagranicznych wyjazdach, ale pod koniec lat 50. małżeństwo Olivierów wisiało na włosku. Laurence nie był już w stanie znieść pogarszającego się stanu żony, jej napadów szału i łez. Pewnego razu podczas podróży pociągiem Leigh w ataku manii wybiła okno i zaczęła wrzeszczeć. Innym razem wydzierała się na przypadkowych ludzi, ciskając w ich stronę wulgaryzmy. Miała halucynacje, słyszała głosy. Olivier czuł się bezradny wobec stanu żony, a ta dodatkowo szkodziła sobie, popijając leki psychotropowe alkoholem. Dla Oliviera było to już zbyt wiele do zniesienia. W 1960 r., po 20 latach małżeństwa, para się rozwiodła. On zostawił ją dla młodej aktorki Joan Plowright, ona zaś nawiązała nowy związek z aktorem Johnem Merivale'em, który ją uwielbiał, mimo że znał prawdziwy zakres jej choroby psychicznej. Opowiadając kiedyś synowi Oliviera, Tarquinowi, o trzech wielkich miłościach swojego życia, Leigh miała powiedzieć: „Herbert nauczył mnie, jak żyć, twój ojciec kochać, a John, jak być samotnym”.
W wieku 45 lat Leigh nadal cierpiała na straszliwe epizody choroby afektywnej dwubiegunowej, ale sprawdziła się także jako aktorka, a po pojawieniu się na świecie jej wnuków nawiązała nową bliskość z córką Suzanne. Kontynuowała pracę, w sumie realizując 19 filmów i występując w ok. 40 sztukach. Jednak w 1967 r., gdy miała 54 lata, gruźlica powróciła. W piątek 8 lipca zmarła w swoim londyńskim mieszkaniu, gdy wstała z łóżka, próbując iść do łazienki. Płyn wypełnił jej płuca, powodując zatrzymanie oddychania, a w konsekwencji upadek na podłogę. W takiej pozycji znalazł ją Merivale. Próbował ją ratować, bezskutecznie, na co ze zdjęcia stojącego na jej szafce patrzył Olivier, z którym do końca życia pozostała w przyjacielskich stosunkach. To właśnie on był jedną z pierwszych osób, które o śmierci aktorki zawiadomił jej mąż. W swojej autobiografii Olivier opisał potem tę „poważną udrękę”, gdy natychmiast udał się do rezydencji Leigh i odkrył, że Merivale przeniósł jej ciało na łóżko. „Stałem i modliłem się o przebaczenie za całe zło, które powstało między nami” – wspominał.
Kiedy wiadomość o śmierci Vivien Leigh obiegła świat, na cześć aktorki w londyńskich teatrach na godzinę zgaszono światła. Zgodnie z jej wolą, Leigh została poddana kremacji, a jej prochy rozsypano nad jeziorem w jej letnim domu Tickerage Mill, w East Sussex w Anglii.
materiały prasowe