Nie dość, że złapać ją łatwo, to jeszcze potrafi dawać mylące objawy. Bywa, że podszywa się pod zapalenie stawów, splotu barkowego albo korzonków. Jak przeciwdziałać tej podstępnej chorobie?
Ryzyko przeniesienia infekcji jest istotne dopiero wtedy, kiedy kleszcz przebywa w skórze dłużej niż 24 godziny. Jeśli więc jesteśmy daleko od cywilizacji, wyjmijmy go sami, nawet jeżeli zostawimy w skórze kawałek aparatu gębowego kleszcza – ta resztka jest mniej groźna niż ewentualna infekcja, a organizm sam się jej pozbędzie.
Kiedyś przynajmniej zimą mieliśmy spokój: kleszcze nie żerują, kiedy panuje mróz. Ale ocieplenie klimatu (gdy nawet zimą utrzymują się temperatury na plusie) pozbawiło nas okresu ochronnego. Wystarczy, że na termometrze słupek rtęci pokaże 3–4 stopnie Celsjusza przez 3–4 dni, a kleszczowi zacznie burczeć w brzuchu. Poza tym jeszcze 10 lat temu kleszcze miały swoje „rewiry”: głównie tereny Warmii i Mazur oraz województwo podlaskie. Dziś zamieszkują całą Polskę południową, południowo-wschodnią i wschodnią – od Wrocławia, przez Rzeszów, po Olsztyn. Nawet nad morzem można już złapać tego pasażera na gapę. Bo kleszcze wędrują. Niekoniecznie na własnych nogach, raczej na myszach, sarnach, ptakach, psach i kotach. – Liczba zachorowań z roku na rok rośnie – mówi epidemiolog Agnieszka Motyl. – Wzrasta też populacja zakażonych kleszczy. Kiedyś było ich kilka procent, dziś ok. 20 proc.
Najbardziej charakterystycznym objawem zakażenia krętkiem Borrelia jest tzw. rumień wędrujący, pojawiający się w miejscu ukąszenia. Ma przynajmniej 5 cm średnicy i centralne przejaśnienie. Jego kształt, wielkość i miejsce występowania mogą się zmieniać. – Taki rumień nie wymaga już żadnych dodatkowych badań – jest niezbitym dowodem, że mamy boreliozę – mówi Agnieszka Motyl. Tyle tylko, że rumień nie pojawia się u prawie jednej trzeciej chorych, u których infekcja zaczyna się rozwijać. Co gorsza, pierwsze ogólne objawy boreliozy łatwo pomylić z letnią grypą: mamy dreszcze, łamie nas w kościach, boli głowa i mięśnie, czujemy się zmęczeni, możemy mieć gorączkę. Objawy zwykle mijają same, a my utwierdzamy się w przekonaniu, że to zwykła wirusówka. To jednak złudne bezpieczeństwo. – Infekcja boreliozowa może wprawdzie ulec eliminacji przez układ odpornościowy i w ponad połowie przypadków tak właśnie się dzieje – wyjaśnia Agnieszka Motyl. – Ale może też po jakimś czasie rozwinąć się do postaci kostno-stawowej, kardiologicznej czy neurologicznej i spowodować naprawdę poważne problemy.
Bakterie Borrelia burgdorferi wypracowały unikalne mechanizmy interakcji z organizmem, w wyniku których mogą być dla układu odpornościowego niewidzialne. – Żywe bakterie potrafią też przebywać w takich zakątkach organizmu, w których są dla odporności nieosiągalne, np. w stawach czy w ośrodkowym układzie nerwowym – wyjaśnia Agnieszka Motyl. To ma dwa skutki: po pierwsze organizm nie walczy skutecznie z infekcją, po drugie może wytwarzać przeciwciała w miejscach trudno dostępnych do diagnostyki, np. w płynie mózgowo-rdzeniowym. To nas prowadzi do kolejnego punktu:
Jest wprawdzie wiele testów, które mogą wykrywać boreliozę, ale mają wady: jedne dają dużo wyników fałszywie dodatnich, inne z kolei wyniki fałszywie ujemne. Dodatni wynik badania też nie daje pewności, bo możemy mieć przeciwciała po poprzednich infekcjach, które organizm pokonał. Jak medycyna stara się z tego wybrnąć? Chorym wykonuje się serię testów, z których jedne mają wysoką czułość, inne wysoką swoistość – a potem wyniki się koreluje oraz nakłada na objawy, których inne tło trzeba najpierw wykluczyć. Wciąż jednak zdiagnozowanie boreliozy jest rodzajem karkołomnej sztuki, ponieważ żaden z dostępnych testów nie może być traktowany jako odrębne badanie. Dopiero połączone wysiłki kilku można interpretować i tylko razem z objawami.
Nietypowe początki i samowygasające objawy to strzał w stopę, bo im prędzej nabierzemy podejrzeń i im prędzej zaczniemy się leczyć, tym większe są nasze szanse. – Jeśli leczenie zostanie podjęte w ciągu czterech tygodni od wystąpienia objawów, szanse na zwycięstwo z chorobą wynoszą co najmniej 90 proc. – wyjaśnia Agnieszka Motyl. – Im dalej, tym gorzej. Pierwsze objawy boreliozy można leczyć ambulatoryjnie (chory zostaje w domu, przychodzi tylko na kontrole); wystarczy też 14–28-dniowa terapia antybiotykami. Postać neurologiczną i późniejsze etapy choroby leczy się już w szpitalu, ponieważ wymaga to podawania antybiotyków dożylnie.
Jeśli wywołany boreliozą proces zapalny długo się toczył, mógł spowodować trwałe uszkodzenia, np. w układzie stawowym czy nerwowym. W takiej sytuacji, choć bakteria została wyeliminowana, dolegliwości nie mijają. Dlaczego? Ponieważ choroba np. zdążyła już zniszczyć tkankę zaatakowanego stawu. Ale nawet jeśli stawy nie zostały zniszczone, objawy ustępują powoli: stopniowo słabną przez trzy miesiące po terapii. – U części chorych występuje tzw. zespół poboreliozowy, czyli zestaw objawów, takich jak bóle głowy, mięśni, przewlekłe zmęczenie, zaburzenia snu i koncentracji, uwagi i pamięci – tłumaczy Agnieszka Motyl. – I choć borelioza jest obiektywnie wyleczona, chorzy zmagają się z tym zespołem jeszcze przez wiele miesięcy, a nawet lat.
Nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje. Wiele osób w takiej sytuacji domaga się przedłużenia terapii lub wielokrotnego powtarzania leczenia. Trudno się dziwić: walczą o zdrowie. Tyle tylko, że takie postępowanie nie przynosi poprawy, a antybiotykoterapia sama w sobie nie jest pozbawiona efektów ubocznych. Dlatego najlepiej jest po prostu kleszcza nie złapać.
Ekspert: Agnieszka Motyl, lek. med., specjalista epidemiolog, Medicover.
- W trakcie wędrówek po lesie lub łące zastosujesz repelenty (środki odstraszające). Wtedy twój zapach przestanie być dla kleszcza zapachem posiłku.
- Będziesz zakładać bluzkę z długimi rękawami (najlepiej z zapinanymi mankietami) i spodnie z długimi nogawkami, (które w dodatku najlepiej jest włożyć w skarpety).
- Po powrocie do domu weźmiesz prysznic. Kleszcz, zanim się wpije, przez jakiś czas wędruje, szukając najlepszego miejsca. Strumień wody łatwo go spłucze. Przy okazji dokładnie obejrzyj ciało.
- Jeśli kleszcz jednak się wpije, usuń go jak najszybciej, specjalną pęsetą czy plastikową kartą. Ważne, by chwycić go tuż przy aparacie gębowym, bez naciskania odwłoka. Rankę zdezynfekuj i obserwuj miejsce ukąszenia.
- Małe, miejscowe zaczerwienienie to zwykły stan zapalny po ugryzieniu, nie jest niepokojące. Dopiero duże (powyżej 5 cm) jest. Może się pojawić od 6 do 60 dni po usunięciu kleszcza!