Inflacja uderza po kieszeni, a rykoszetem obrywają nasze relacje społeczne? Przybywa „zetek” i millenialsów skarżących się, że aby utrzymać przyjacielskie kontakty, trzeba sięgać coraz głębiej do kieszeni. Nie sposób jednak zrzucić całej winy na galopujące koszty życia. Rosną bowiem nie tylko ceny, ale także nasze oczekiwania co do jakości czasu spędzanego ze swoją paczką.
„Ale jak to?” – możecie zapytać. Przecież przyjaźń – przynajmniej ta szczera i prawdziwie życzliwa – miała być jedną z najważniejszych rzeczy w życiu, których nie da się kupić. Wszak relacje międzyludzkie zwykle stawiamy w opozycji do bezdusznej pogoni za pieniądzmi, które następnie trwonimy bez opamiętania w konsumpcyjnym kołowrotku. Wątek finansów częściej pojawia się w kontekście związków romantycznych – czy to przy pytaniu, kto powinien płacić na pierwszej randce, czy przy ustalaniu, jak dzielić wydatki na późniejszych etapach znajomości, gdy na konto jednego z partnerów co miesiąc wpływa większa suma niż drugiego. Przyjaźń raczej nie zwykła stawiać nas przed takimi dylematami i rozterkami. A jednak hasło „friendflation” (od słów friend – „przyjaciel” i inflation – „inflacja”) nie zostało ukute bez powodu.
Friendflation – kiedy relacje kosztują zbyt dużo
Jak zauważa na łamach „The Financial Times” dziennikarka Isabel Woodford, coraz więcej młodych ludzi ma problemy z udźwignięciem kosztów, jakie współcześnie pociągają za sobą przyjacielskie relacje. Zwłaszcza kiedy na horyzoncie czają się kamienie milowe w życiu bliskich osób. Chcąc towarzyszyć przyjaciołom w dniu ich ślubu oraz na wieczorach kawalerskich i panieńskich, trzeba być niekiedy gotowym na znaczne nadszarpnięcie budżetu. A kiedy członkowie grupy nie dysponują porównywalnymi zasobami, a ich umiejętność rozmawiania o pieniądzach kuleje, wtedy... zaczynają się schody. Autorka przytacza m.in. przykład Sarah, która nie bez żalu odpuściła sobie panieński przyjaciółki, gdy świadkowa zaproponowała kilkudniowy wypad do horrendalnie drogiego Airbnb.
Woodford nie ogranicza się do dowodów anegdotycznych. Dane udostępnione przez firmę ubezpieczeniową Aviva pokazują, że w Wielkiej Brytanii udział w przyjęciu przedślubnym dla pana lub panny młodej to dziś niebagatelny wydatek rzędu 779–1200 funtów na osobę. Dla porównania, w 2008 roku przeznaczano na taką okazję średnio około 100 funtów. Skąd tak duży skok? Skoro Instagram wpoił nam już toksyczne przekonanie, że każdy nieustannie podróżuje do najbardziej fotogenicznych zakątków świata, to zmianę statusu matrymonialnego również należałoby poprzedzić zagraniczną wycieczką, prawda? Albo przynajmniej zestawem innych wyszukanych atrakcji. Zwykły wypad na miasto to już dla wielu zdecydowanie za mało. A przecież mowa jedynie o „beforku” przed głównym punktem programu.
W Polsce wcale nie jest lepiej. Tegoroczne badanie IBRiS wykazało, że na wiosnę ok. 40 proc. Polaków rezygnowało z udziału w weselach przez finansową presję. Dyskusja o tym, ile banknotów należy wsunąć do koperty trwa, a o oszacowanie należności za poprzedzające ślub wydarzenia narazie się nie pokuszono. Na stronie jednego z obiektów wypoczynkowych na Mazurach oferującego usługi dla panien młodych czytamy jednak, że trzeba przygotować się na wydatek od 500 do nawet 1500 złotych na osobę. Poza samym noclegiem uwzględnić należy także dekoracje (niezbędne do zdjęć na media społecznościowe), wyżywienie i dodatkowe aktywności. Nic dziwnego, że niektórzy uciekają się do wykrętów.
Można kontrargumentować, że przyjaciół nie odprowadzamy wzorkiem przed ołtarz w każdy weekend, a przed godziną zero mamy zazwyczaj aż nadto czasu, aby zaoszczędzić niezbędną kwotę. Niestety wiele osób o ciarki przyprawia także moment, w którym na grupowym czacie pada nieodzowne pytanie: „Jakie macie plany na wakacje/sylwestra?”. Bycie częścią letnich wojaży, które coraz bardziej przypominają wyprawy Phileasa Fogga aniżeli sentymentalne kolonie w lesie, to również spore wyzwanie dla portfela. Ale kto nie chce cierpieć z powodu syndromu FOMO, ten musi płacić i płakać.
Zresztą nie trzeba lecieć na drugi koniec świata, żeby wizja wspólnego spędzania czasu z przyjaciółmi stała się źródłem stresu finansowego. Ból głowy może wywołać nawet zwyczajne wyjście na obiad, do klubu czy na rave o świcie. Profesorka Elizabeth Currid-Halkett zauważa, że w ostatnich trzech dekadach ludzie coraz chętniej wydają pieniądze na doświadczenia, takie jak kolacje w restauracjach czy wydarzenia kulturalne. Pandemia tylko spotęgowała ten trend, wyzwalając w nas „głód życia”. A że najlepiej smakuje ono w gronie przyjaciół, rozrzutność ta szybko przeniosła się na relacje. Dawniej spotkania częściej miały kameralny, a więc i tańszy charakter. Dziś zaś czas spędzony razem w modnym miejscu staje się okazją do wrzucenia na Instagram relacji, od której obserwatorzy poczują ukłucie zazdrości. Zdjęcia na atrakcyjnym tle są więc nową „oznaką statusu i kapitału społecznego”.
– Żyjemy w świecie, w którym oglądamy skróty najciekawszych momentów życia innych ludzi. Widzimy podróże znajomych, widzimy wszystkie dobre rzeczy, jakie ich spotykają, a to prawdopodobnie napędza naszą chęć organizowania coraz większych i droższych spotkań – dodaje Bill Nelson, terapeuta z Waszyngtonu. Dlatego chętniej niż w parku czy w skromnym domowym zaciszu umawiamy się więc tam, gdzie „wypada” się pokazać.
Problem pojawia się w chwili, gdy możliwości finansowe członków grupy zaczynają się rozjeżdżać. – Zbieranina burżuazji i bohemy istniała od zawsze, ale dziś komplikuje ją fakt, że życie towarzyskie przeniosło się do przestrzeni „pay-to-play” – zauważa Currid-Halkett. A ponieważ rozmowy o pieniądzach wciąż są dla wielu z nas tematem tabu, przyznanie, że coś nas przerasta, budzi wstyd i zażenowanie. Boimy się wykluczenia, dlatego powiedzenie „niestety nie dołączę do was” okazuje się wyjątkowo trudne. Choć w teorii przyjaciele powinni być naszymi powiernikami i sprzymierzeńcami, to przemilczanie pewnych spraw i podtrzymywanie iluzji równości bywa w naszych relacjach przykrą codziennością.
Tymczasem wszystkim byłoby lżej, gdybyśmy potrafili w otwartej rozmowie zastanowić się, jak pielęgnować przyjaźń, nie obciążając przy tym nadmiernie portfela tych, którzy nie żyją jak „pączki w maśle”. – Warto szukać sposobów na okazywanie przyjaciołom wsparcia w bardziej sprawiedliwy, parytetowy sposób – sugeruje ekspertka. – Nie oceniaj, nie czyń domysłów i zawsze kieruj się empatią w rozmowach o finansach z przyjaciółmi – to najlepszy sposób na zdrową relację finansową z nimi – dodaje Nelson, przypominając, że pozory mogą mylić. Nawet jeśli twój przyjaciel zdaje się opływać w luksusach, niepowiedziane, że snu z powiek nie spędzają mu kolejne raty i zobowiązania.
O prawdziwą przyjaźń z pewnością warto zawalczyć. Już w starożytności wielcy myśliciele mówili, że jest nam ona potrzebna, aby być szczęśliwymi. Nie obiecywali jednak, że będzie to łatwe. „Przyjaźń nie jest bezinteresownym darem. To relacja dawania i brania, relacja, która musi być zrównana” – podkreśla nasza felietonistka prof. Lilianna Kiejzik, odwołując się do rozważań Arystotelesa.
Z kolei psychoterapeutka Iza Falkowska-Tyliszczak dodaje, że przyjaźń okazuje się szczególnie cenna w naszych niespokojnych czasach. – Pandemia, wojna, kryzys klimatyczny, pędzący i zmieniający się, niekoniecznie na lepsze, świat – to wszystko sprawia, że bardzo potrzebujemy poczucia wspólnoty. Miłość romantyczna w znacznie mniejszym stopniu oparta jest na szeroko rozumianej wspólnocie. A co mamy do dyspozycji w kryzysie? Bycie razem. Ono jest w przyjaźni, a niekoniecznie w związku miłosnym – tłumaczyła na naszych łamach.
Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają. Z pewnością jednak ułatwiają wiele spraw, w tym mogą pomóc pozostać w kontakcie z naszymi kompanami. Jeśli przeczuwasz, że stan konta staje się kością niezgody, warto podjąć ten temat zamiast kręcić, szukać wymówek i koloryzować. Nawet jeśli niekoniecznie spotkasz się ze zrozumieniem. Tak jak wspomniana już Sarah, która usłyszała od swojej przyjaciółki, że jeśli nie stać jej na udział w wieczorze panieńskim, zawsze może... zapłacić kartą kredytową.
Artykuł opracowany na podstawie: Isabel Woodford, „Are you suffering from ‘friendflation’?”, ft.com; „Wesela, komunie, chrzciny. Ilu Polaków odmówi ze względu na wydatki? Badanie”, pap.pl [dostęp: 30.09.2025]