Czy zawód coacha lub psychologa chroni przed trwaniem w smutku i w przejściu żałoby po utracie najbliższej osoby? Jak się okazuje, nikt takiego przywileju niestety nie posiada. Ból po śmierci mamy nie jest wcale mniejszy.
Śmierć bliskiej osoby. Tak wielu z nas dotyka to doświadczenie. W każdym jednak przypadku przeżywanie straty wygląda inaczej. Różnimy się między sobą zasobami emocjonalnymi, osobowością, odpornością na sytuacje stresowe oraz podejściem do tematu śmierci.
Mimo, iż obie zawodowo stykamy się ze stratą prawie na co dzień, nie posiadamy przywileju, który chroniłby nas przed trudem znoszenia bólu po odejściu bliskich nam osób… Jak poradzić sobie ze śmiercią mamy?
Merytorycznie wiem z czym wiąże się strata, jakie są etapy żałoby, jakie mogą pojawić się mechanizmy obronne, sposoby radzenia sobie, uczucia, pytania. Jednak wbrew temu, co myślą niektórzy z nas, znajomość tematu nie chroni nas przed doświadczaniem całego repertuaru emocji, jakie pojawiają się w związku ze stratą najbliższej osoby. Wiedza pomaga zrozumieć, ale nie wypełnia pustki, jaka zostaje po utracie mamy. I choć potrafię już żyć, śmiać się i iść dalej, w moim życiu już nic nigdy nie będzie takie samo.
Cztery lata temu, kiedy odchodziła moja najukochańsza mama, cała moja wiedza okazała się niczym wobec obezwładniającego cierpienia. Mimo olbrzymiego wsparcia pani doktor i leków uspakajających nie byłam w stanie usłyszeć, co mówi lekarz. Słowa dochodziły jakby z oddali, a życie, które dotąd toczyło się obok, znalazło się jakby za taflą szkła.
Faza szoku, niedowierzania i zaprzeczenia, znana mi przecież od strony poznawczej, zdawała się trwać bez końca. Na każdym etapie żałoby wiedziałam co się ze mną dzieje i gdzie jestem, jednak wiedza nie przynosiła ulgi. Intuicyjnie każdy członek mojej rodziny dał sobie przestrzeń na indywidualne przeżywanie żałoby. W tamtym okresie nie mogliśmy zaoferować sobie niczego cenniejszego poza pełną akceptacją przeżywania jej we własny sposób.
Nie ma uniwersalnego szablonu jak przeżyć stratę, jakie uczucia mają się pojawić oraz ile ma trwać żałoba. Podczas gdy jedni odczuwają potrzebę przebywania wśród ludzi i ciągłego rozmawiania o zmarłym, inni izolują się lub angażują fizycznie w określone działania.
Osobiście zaskoczył mnie cały wachlarz emocji… Przez dłuższy czas nie mogłam przyznać się nawet sama przed sobą, że obok ogromnego cierpienia, żalu, bólu i niedającej się wyrazić rozpaczy, pojawiło się również uczucie ulgi. Ulgi wynikającej z faktu, że bliska mi osoba nie musi dłużej cierpieć.
Miałam wrażenie, że zróżnicowane uczucia przeplatały się we mnie bez końca. Wiedziałam też, że to etap adaptacji. Etap w którym muszę dopuścić do głosu wszystkie swoje emocje. Dopuściłam.
Cisza. Zostały wiadomości, e-maile, odebrane i nieodebrane połączenia. Ubrania wciąż wiszą, tak jak wisiały rok temu. Nie mogę i nie chcę tego jeszcze zmieniać. Nie byłam na to gotowa i nadal nie jestem. Zostałam jednak postawiona przed faktem, bo śmierci obca jest litość. Moja najdroższa mama… Wiem jak bardzo nie chciała, jednak odeszła. Nie byłam gotowa pożegnać jej i rozstać się z nią raz na zawsze. Wciąż pytam: „Dlaczego tak wcześnie? Dlaczego, Mamo…?!”
Mocna jestem w teorii. Wiedzę mam na tyle obszerną, że mogłabym edukować w tym temacie innych. Ba! Zawodowy szkoleniowiec ze mnie! Jak jednak ma się teoria przeżywania żałoby do faktycznego radzenia sobie z emocjami po stracie? Nijak. Ani teoria, ani rady innych nie przynoszą ulgi i nie pokrzepiają; jedynie utwierdzają w przekonaniu, że cokolwiek zrobimy, nieodwracalność jest nieugięta. Do tego dochodzi bezsilność. Okrutna, bezczelna bezsilność.
Tak bardzo chciałam jej pomóc. Zawiodłam. Nie potrafiłam jej uratować. Nikt nie potrafił, a teraz jestem dziś tutaj i… żyję. Oddycham, pracuję i już nawet czasami potrafię się śmiać. Choć piszę, tworzę, publikuję i szkolę, nikt nie wie, ile łez wylałam za biurkiem, ile nocy przepłakałam, ile dni przemilczałam.
Mama… Pełna bezwarunkowej miłości, bezgranicznej empatii, wiary i ciepła, które wciąż czuję. Pustki po niej nikt nie wypełni…
Codzienność po stracie jest taka inna. Jakby niepełna, mniej kolorowa. Za mną pierwszy rok żałoby. Nikt poza mną nie wie, co czuję. Znajomi pytają o problemy szarego dnia. Trudno im się dziwić i wymagać, aby współodczuwali mój ból i weszli choćby na chwilę w moją nową codzienność.
Najtrudniejsze okazały się dla mnie powrót do obowiązków, na tory zwykłego życia i próba niezatracenia się w smutku i przygnębiającej rutynie. Dlaczego przygnębiającej? Bo wszystko jest tak, jak było, z wyjątkiem jednego – jej już ze mną tu nie ma. „Nie ma Cię w mojej codzienności, Mamo…”
Tekst archiwalny
Dr Justyna Bukowska-Kania, certyfikowany coach osobisty i rodzinny, właścicielka firmy coachingowo-szkoleniowej Life & Family Coach, trener rozwoju osobistego. Od ponad 10 lat realizuje swoją życiową misję, jaką jest wspomaganie kobiet w ich rozwoju oraz łączeniu roli mamy i żony, ze swoimi pasjami, pracą czy własnym biznesem. Odkąd sama została mamą, aktywnie pomaga również rodzicom w ich zmaganiach wychowawczych do czego zainspirowały ją jej dwie córki oraz zamiłowanie do rozwoju intelektualnego dzieci i młodzieży. Mama rocznej Antosi i trzyletniej Celinki, pasjonatka fotografii i kuchni tajskiej.
Mgr Aneta Kaluba, psycholog, terapeuta Racjonalnej Terapii Zachowań. Pracuje z osobami mającymi niskie poczucie własnej wartości, przeżywającymi trudności w relacjach z bliskimi, z cierpiącymi na różnego rodzaju zaburzenia lękowe, depresyjne czy psychosomatyczne. Prowadzi warsztaty związane z samooceną, pewnością siebie oraz obniżające negatywne emocje i stres. Prywatnie mama 9-letniej Nairy, zafascynowana możliwościami ludzkiego umysłu. Uwielbia wieczory z dobrą książką.