Zamiast Grand Palais – peron. Zamiast klasycznego black-tie – przystankowy eklektyzm. Matthieu Blazy przeniósł Chanel do nowojorskiego metra i udowodnił, że kolekcja Métiers d’Art potrafi być jednocześnie poetycka, aktualna i oszałamiająco wielkomiejska.
Na miejsce premiery swojej pierwszej kolekcji Métiers d’Art jako dyrektor artystyczny Chanel Matthieu Blazy wybrał… opuszczony peron w nowojorskim metrze. Siedem lat temu, jeszcze za czasów Karla Lagerfelda, pokaz tej linii odbył się w monumentalnych salach Metropolitan Museum of Art. Tym razem było bliżej ludzi i bliżej codzienności.
– Chciałem stworzyć coś, co przypomina poranek w metrze: nic nie jest linearne, nigdy nie wiesz, kogo spotkasz za rogiem – tłumaczył Blazy po pokazie. – To miejsce, w którym znikają hierarchie. Każdy jest zaproszony.
Chanel Métiers d’Art 2026
Modele i modelki wysiadali z wagonu metra i szli po peronie jakby właśnie wracali z pracy, koncertu, spotkania. – To kolekcja o postaciach – mówił Blazy. I rzeczywiście: można było wyłowić sylwetkę dziennikarki z lat 70., bizneswoman z Wall Street lat 80., studentkę z Brooklynu i bohatera w stylu Clarka Kenta, spod którego marynarki wystawał graficzny sweter w kolorach superbohatera. Inspiracja filmem i nowojorskimi osobliwościami przebijała w każdym detalu.
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
Pojawiły się tweedowe kostiumy z ręcznie tkanym wzorem w cętki, jedwabne komplety imitujące futro astrakana, spódnice uszyte z frędzli przypominających odwrócone Empire State Building, a nawet sukienki ozdobione motywem z plakatu filmowego „Tonight or Never”, do którego Chanel zaprojektowała kostiumy w latach 30.
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
Był też zestaw w kolorze dżinsu, który w rzeczywistości okazał się być jedwabiem utkanym techniką z lat 20. XX wieku. Do tego: sukienki w ombre z cekinów, płaszcze ze strusimi piórami, zwiewne tiule i klasyczne małe czarne o przekrzywionych proporcjach. Stylizacje były lekkie, nowoczesne i mimo bogactwa detali – zaskakująco „noszalne”.
Amerykańskie detale, francuskie rzemiosło
Choć miejsce pokazu sugerowało chaos, kolekcja była perfekcyjnie dopracowana. Métiers d’Art to coroczny hołd dla rzemieślników współpracujących z domem mody – hafciarzy, kapeluszników, złotników, wytwórców piór, guzików i biżuterii. I tu ich kunszt widać było na każdym kroku. Wśród detali: spódnice z frędzli przypominających płatki kwiatów, efektowne suknie ombré wyszywane cekinami, a nawet torebki ozdobione podobiznami psów i kubkami na kawę. – Bo w Nowym Jorku są dwa nieodzowne dodatki: pies i kawa – skwitował Blazy.
Trudno o lepszą metaforę niż metro: miejsce, gdzie stykają się wszyscy i wszystko. I choć pokaz odbył się kilka pięter pod ziemią – Blazy zaserwował modę na naprawdę wysokim poziomie.
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)
(fot. Spotlight/Launchmetrics)