1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. To nie życie jest stresujące – stres jest w twojej głowie. Jak przestawić swoje myślenie, żeby mniej się denerwować?

To nie życie jest stresujące – stres jest w twojej głowie. Jak przestawić swoje myślenie, żeby mniej się denerwować?

Często sami nieświadomie podnosimy u siebie poziom stresu, uruchamiając w głowie szkodliwe schematy myślenia sięgające dzieciństwa (Fot. francescoch/Getty Images)
Często sami nieświadomie podnosimy u siebie poziom stresu, uruchamiając w głowie szkodliwe schematy myślenia sięgające dzieciństwa (Fot. francescoch/Getty Images)
Gdzie mieszka stres? W korkach na ulicach, w braku miejsca do zaparkowania, w pracy, która cię stresuje? A może w partnerze, który niczego nie rozumie, pogodzie, która nie zachęca do wyjścia czy w „złych” rodzicach, bo nie potrafili wystarczająco kochać? Dopóki wierzysz, że stres „mieszka na zewnątrz” i nie masz na niego wpływu, oddajesz kontrolę nad swoim życiem. Tymczasem stresem nie jest wcale to, co ci się przydarza, ale to, jak te wydarzenia interpretujesz i jakie nadajesz im znaczenie – przekonuje terapeutka Ewa Klepacka-Gryz. Na dowód przedstawia historię jednej ze swoich pacjentek.

Ilekroć przychodzi do mnie pacjent i mówi: „Nie radzę sobie ze stresem. Tyle strasznych rzeczy ostatnio mi się przydarzyło” zwykle opowiadam mu o redukcji etatów w firmie X.

W firmie pracowały cztery przyjaciółki „od przedszkola’’, które na wieść o zwolnieniach zareagowały – każda z nich w inny sposób. Anka była przerażona, płakała, że na pewno nie znajdzie innej pracy. Iza była wściekła: „Oddałam tej firmie 15 lat swojego życia. Ja tego tak nie zostawię”. Beata stwierdziła, że od dawna myślała o własnej działalności, więc dobrze się składa, rodzina nie będzie narzekać, że rezygnuje z dobrej pracy dla mrzonek. Elka, jak zwykle ze stoickim spokojem, wzruszyła ramionami: „Na razie to tylko plotki, będę się martwić, jak wręczą mi wypowiedzenie”.

Dlaczego każda z kobiet, które, można było oczekiwać, że są podobne, ponieważ od tylu lat się przyjaźnią, na to samo wydarzenie zareagowała zupełnie inaczej? Ponieważ dla każdej z nich to wydarzenie miało inne znaczenie i, przede wszystkim, każda inaczej je zinterpretowała.

Przyczyn stresu zwykle szukamy „na zewnątrz”: w ludziach, pracy, pogodzie itp. A tymczasem stres mieszka znacznie bliżej – w naszej głowie. To nasz układ nerwowy decyduje czy na wydarzenie, które nam się przydarza zareaguje walką czy ucieczką, czy spokojem albo zatrzymaniem, żeby poczekać co będzie dalej.

Pomóż mi wygrać ze stresem

– Przyszłam do ciebie z polecenia przyjaciółki, której pomogłaś wygrać ze stresem – powiedziała Magda.

– Myślisz, że ze stresem trzeba walczyć?

- No właśnie, zwykle mówię nie to, co bym chciała – kobieta wyraźnie się speszyła. – To wszystko przez ten stres: w pracy, w domu, z matką. Wszystko wyprowadza mnie z równowagi.

– Świetnie, że to powiedziałaś. Rozumiem, że w twoim życiu wydarza się coś, co cię wyprowadza z równowagi.

W tym momencie przyszło mi do głowy świetne ćwiczenie. Poprosiłam Magdę, żeby wstała, zamknęła oczy, postała tak przez chwilę, a następnie stanęła na jednej nodze. Zauważyłam, że nawet stojąc na obydwu nogach z trudem utrzymuje równowagę.

– Twoje ciało jest bardzo napięte, nic dziwnego, że tracisz równowagę. Spróbuj rozluźnić się.

Nie do końca jej się to udało, ale zrozumiała (jeszcze nie poczuła) zależność pomiędzy napięciem a utratą równowagi.

– Wiesz, walka zawsze oznacza napięcie, dlatego kiedy myślisz, że ze stresem trzeba walczyć, już na starcie masz mniejsze szanse.

– Jak mam się nie napinać, kiedy w pracy nie wyrabiam się z projektami? Od miesiąca prawie nie śpię, tak bardzo się stresuję.

Magda zarządza trudnym projektem, który jest kluczowy dla firmy i boi się, że nie zdążą zakończyć go w terminie. Ale nie to było najgorsze – wyzwalaczem stresu kobiety było napięcie związane z tym, że musi dać radę. Oczywiście, jak na siłaczkę przystało, popełniła wszystkie możliwe błędy: zobowiązała się do dotrzymania terminu, mimo iż było to praktycznie nierealne, nie potrafiła rozdzielać zadań i praktycznie wszystko robiła sama, wszystko postawiła na jedną kartę, całkowicie lekceważąc sygnały swojego ciała: o głodzie, o zmęczeniu, braku snu itd.

– To, co robisz w tej chwili rzeczywiście przypomina walkę, ale stresem nie jest wcale ten projekt ani fakt, że być może nie dotrzymasz terminu.

– Jak to? – Magda nie kryła zdziwienia.

To nie był dobry moment, żeby zajmować się jej zdziwieniem. Troski najbardziej teraz potrzebowało jej ciało.

Zestresowani pacjenci zwykle przychodzą na terapię, kiedy przestają sobie radzić z coraz bardziej chorującym ciałem. Przekonanie, że to stres jest przyczyną większości chorób i po to, żeby „wyleczyć się” z migreny, problemów z żołądkiem, chrypy, ciągłych infekcji itd. trzeba coś z nim (stresem) zrobić – to największy i najczęstszy mit, z którym spotykam się w gabinecie. A ponieważ przyczyny stresu (jak już ustaliliśmy) leżą na zewnątrz, poza pacjentem, to oczekiwania, z którymi najczęściej się spotykam to: „Niech pani coś zrobi z: szefem, partnerem, przyjaciółką, z życiem”. Nie zawsze są one wrażone wprost, ale dokładnie o to chodzi.

Ustalmy, kto tu jest wrogiem

Ustaliłyśmy, że swoim ciałem Magda ostatnio za bardzo się nie przejmowała. Od miesięcy źle sypiała, budziła się zmęczona, bez energii, miała problemy z umyciem głowy (bardzo bolały ja napięte ramiona). Do tego pojawiające się późnym popołudniem silne ,,głodowe” skurcze brzucha przypominały jej, że ostatni posiłek jadła dawno temu.

Jej ciało od dawna trwało w stanie mobilizacji – współczulnej części autonomicznego układu nerwowego, która odpowiada za reakcję „walcz albo uciekaj”. Stąd przekonanie, że ze stresem trzeba walczyć.

Pacjenci, zwłaszcza ci chcący pracować nad obniżeniem poziomu stresu, lubią sesje edukacyjne, bo najpierw muszą zrozumieć, żeby odważyć się poczuć.

Przez kilka kolejnych sesji pracowałyśmy na najprostszym modelu stresu:

bodziec – myśl – reakcja fizjologiczna – reakcja emocjonalna – zachowanie.

Zdaniem Magdy bodźcem był termin oddania projektu, zachowaniem – życie w stresie, czyli problemy ze snem, bóle brzucha itd. Kompletnie pomijała trzy środkowe etapy relacji stresowej: myśli i reakcje fizjologiczne, czyli inaczej doznania w ciele i emocje.

Zaczęłyśmy więc od analizy stresowej wywołanej najprostszym bodźcem, takim jak na przykład nagły hałas. Klaskałam głośno albo uderzałam pięścią w stół, a Magda miała za zadanie powiedzieć, jaka była jej pierwsza myśl, co poczuła w ciele i jaką emocją mogłaby określić to doznanie. Najczęściej mówiła o zaciskającym się węźle w brzuchu i lęku. Jakie myśli wywoływały te bodźce? Tu okazywała największe emocje: „Boję się, taki gwałtowny hałas chyba u wszystkich wywołuje lęk” – mówiła.

Pewnego dnia Magda przyszła na sesję bardzo zdenerwowana.

– Zapomniałam już, że matka jest mnie w stanie bardziej zestresować niż najtrudniejszy projekt.

Okazało się, że kobiety od zawsze miały trudne relacje. Ulubionym dzieckiem matki był syn, brat Magdy. Ona był dzieckiem „z problemami”; krnąbrnym, awanturującym się, sprawiającym problemy wychowawcze. Jego wychowanie było zdaniem matki. Z punktu widzenia Magdy relacja z matką to było nieustające ,,muszę dać radę” i zaspokoić jej wygórowane oczekiwania.

– Zadzwoniła do mnie, żebym ,,załatwiła jej” natychmiast wizytę u gastrologa. Od kilku dni dzwonię do przychodzi i dowiaduję się, że nie ma wolnych terminów. Tłumaczę jej, że nie mam na to wpływu, a ona krzyczy, że muszę jej załatwić wizytę, bo boli ją żołądek. Zarzuca mi, że o nią nie dbam, że wszystko i wszyscy są dla mnie ważniejsi od niej – opowiadała Magda drżącym głosem małej dziewczynki, która znowu zawiodła swoją mamę.

– To musi być dla ciebie straszne. Co myślisz, kiedy słuchasz słów matki?

– Że muszę dać radę, bo inaczej ona nie da mi spokoju.

– Czy jeśli, jakimś nadludzkim wysiłkiem, kolejny raz dasz radę, czy to zmieni twoje relacje z matką?

Magda długo zwleka z odpowiedzią na moje pytanie, ale ja wiem, że ona doskonale zna odpowiedź. Doskonale też wie, że „muszę dać radę” to myśl – mechanizm spustowy stresu. Myśl, która pojawia się w odpowiedzi na stresujące bodźce takie jak: trudny projekt, zbyt krótki termin wykonania zadania, oczekiwania kogoś ważnego itp.

Na kolejnych kilku sesjach rozpisujemy sytuacje stresowe na innym modelu stresu. Wygląda on tak:

Bodziec: przyjaciółka prosi, żeby Magda zajęła się jej kotem

Myśl: „Przecież ja nie mam teraz na to czasu, ale muszę dać radę, bo ona przestanie się ze mną przyjaźnić, obrazi się, pomyśli, że nie jestem dla niej ważna (ciąg myślowy nie ma końca)

Reakcja fizjologiczna: ścisk w brzuchu

Reakcja emocjonalna: lęk

Magda powoli zaczyna rozumieć, że to wcale nie stres jest jej największym wrogiem. Są nim myśli wynikające z głównego przekonania: „muszę dać radę”.

– Ta myśl jest twoim wrogiem, widzisz to?

Magda kiwa głową.

– To co ja mam teraz zrobić?

Odkrycie, że stres wcale nie mieszka poza nami, że jest generowany przez nasze przekonania, a właściwie często nie nasze, tylko naszych opiekunów w dzieciństwie, bywa ulgą, ale też wzbudza poczucie winy: „Jak to? To ja sobie to sama robię?”

Odkryj swoją sprawczość

Magda, krok po kroku, odzyskiwała swoją sprawczość. Powoli uczyła się dbać o swoje ciało: nie pracowała do późnych godzin nocnych, dbała o sen, jedzenie i ruch. Nauczyła się delegować zadania i okazało się, że ma bardzo zgrany zespół.

Na jednej z sesji wróciłyśmy do ćwiczenia utrzymania równowagi w staniu na jednej nodze. Udało się za pierwszym razem.

– Poczuj, w jakiej równowadze jest twoje ciało: niezbyt spięte, ale też nie do końca zrelaksowane. Dokładnie tak, by swobodnie utrzymać się na jednej nodze. Zrównoważone ciało jest silne, a zrównoważony umysł jest sprawczy.

Wróciłyśmy do edukacji na temat funkcjonowania autonomicznego układu nerwowego, zauważania w jakim stanie autonomicznym znajduje się Magda. Sytuacje w których potrafi zachować ciekawość i spokój zaznaczała jako zieloną strefę np. kiedy rano dawała sobie czas na delektowanie się smacznym śniadaniem albo słuchała pomysłów współpracowników. Żółta strefa to były sytuacje, w obliczu których jej ciało wchodziło w stan walcz/uciekaj. Nadal związane były one z relacją z matką. To wymagało dalszej terapii.

Na szczęście czerwonej strefy, czyli stanu zamrożenia i odcięcia, pod koniec terapii nie zaznaczyła już ani razu. Coraz większe rozumienie ciała pozwoliło jej odbudować relację zaufania. Kłopoty z zaśnięciem przestały być problemem, stały się bardziej informacją, że zbyt długo działała na wysokich obrotach. Regularne posiłki sprawiły, że zniknęły bóle brzucha. Włączyła do codziennego życia oddech i ruch jako najskuteczniejsze sposoby radzenia sobie z napięciem.

Kiedy Magda zadzwoniła do mnie po kilku miesiącach, w jej głosie usłyszałam pewną siebie, zrelaksowaną kobietę: „Wiesz, jedyne, co dziś muszę, to być dla siebie dobra”.

– Brawo, tym razem ja dostałam od ciebie cenną lekcję.

„Bądź dla siebie dobry” – to jedyne co tak naprawdę musimy.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE