Dla kogo, kiedy i dlaczego warto nałożyć te ładne, koronkowe majtki, a nie wielkie gaciochy? - Rzecz wyjaśnia Katarzyna Miller, terapeutka, autorka opowiadań erotycznych pod smacznym tytułem „Słone ciasteczka” w rozmowie z Agatą Domańską.
Skoro została pani autorką opowiadań erotycznych, to zapewne czuje pani, że coś takiego polskiej kobiecie jest potrzebne?
Polska to pod wieloma względami fajny kraj, ale panujący u nas ciemnogród seksualny jest porażający – choć w każdej gazecie jest już na temat seksu sporo. Lwią część swoich opowiadań napisałam już dawno temu, ale powiem prawdę: wydawnictwo ich wówczas nie wydało. Teraz, po Greyu, atmosfera się zmieniła i otwartość na literaturę erotyczną wzrosła. I fajnie, bo ona w ładny sposób wychowuje do seksu. Moje przyjaciółki, które czytają „Słone ciasteczka”, mówią: „jak już zacznę czytać, nie mogę przestać”. Czegoś się uczą, odkrywają: „to tak też może być?!”. Mam nadzieję, że dzięki tym opowiadaniom czytelniczki pójdą w akceptacji swojej seksualności choć jeden kroczek dalej: zobaczą swój erotyzm jako kawałek radości, sposobność do kochania siebie.
Grey nam nie wystarczył?
Nie konkuruję z Greyem, bo jest gruby i wielki – oczywiście w przenośni. Czytałam go nawet z przyjemnością, choć z większą – przygody Gideona Crossa (Sylvia Day, „Dotyk Crossa” – przyp. red.). Cross jest trochę ostrzejszy w sensie psychologicznym, ciekawszy. Grey to przepis z harlequina, przeniesiony do współczesnej literatury erotycznej. Rozpisany związek dwóch wewnętrznie nieszczęśliwych osób: jej miłość go leczy, podobnie jak w „Pretty Woman”. W Greyu mamy jeszcze obiecanki cacanki o sadyzmie, którego tam w ogóle nie ma.
A pani opowiadania nie są harlequinami?
Nie są, bo choć jest w nich seks, erotyzm, to jest też wielka radość życia. Staram się w ogóle w moich książkach pokazywać, że z tym, co mamy, możemy całkiem nieźle żyć. A seks i erotyka przenikają wszystko. Zdarzyło mi się pisać o seksie na łonie natury, bo to uwielbiam, uważam za szczyt szczęścia dla normalnego człowieka. Woda, las, polany, trawy, łąki, żaby kumkające, a przede wszystkim zapach... Słoneczko jest kochankiem rewelacyjnym, gdy tak nas liże języczkami ciepła, a wiaterek nas pieści. Opowiadanie erotyczne na to wszystko uwrażliwia, budzi zmysły. Zastanawiałam się, czy nie dopisać do opowiadań aneksu o tym, jak seksualny jest ogórek, pomidor, cytryna czy światło za oknem.
Słońce czy cytryna się nam raczej nie kojarzą z erotyką. No, może ogórek…
Jako używkowy, mały, niewibrujący wibratorek. A przecież samo życie jest niesłychanie seksualne! Był kiedyś prześliczny film Waleriana Borowczyka, polskiego reżysera erotycznego, który z powodu naszego ciemnogrodu tworzył za granicą. Młoda bohaterka, dziewczyna ze wsi, widziała, jak koń pokrywał klacz. To ją zainspirowało, by odkrywać swoją seksualność. Robiła to przy pomocy miski ogórków. Wzięła się za to z takim impetem i rozkoszą, że całkiem zniszczyła te ogórasy!
A dlaczego w Polsce nie ma atmosfery do erotyki?
Wydaje mi się, że to z powodu facetów.
Facetów?! Ja zawsze słyszałam, że to kobiety mają z tym problemy. Mężczyźni podobno co parę minut myślą o seksie…
E tam, kobiety – kobiety mamy fajne. Trochę w siebie nie wierzą, ale to się zmienia. Powoli, ale się zmienia. Kobiety są praktykami. Mają pomysły, zapał i ochotę, ale też umiejętność nagradzania się za to, co dobrze zrobiły. A mężczyźni nie dają rady. Nie lubią siebie, traktują siebie za delikatnie, są uraźliwi. Lubię mężczyzn i lubię Polaków, niektórych nawet szczególnie, ale ogólnie mam poczucie, że oni może i myślą o seksie, ale to nie znaczy, że co pięć minut wprawiają swe penisy w ruch. Nie mieliby na to szansy, nie tylko dlatego, że zabrakłoby chętnych kobiet, ale zwyczajnie nie daliby rady. Fajny seks wymaga czasu, gotowości, warunków.
(…)
A jak wyglądają mężczyźni w pani opowiadaniach?
W sumie nienajgorzej. Niektórzy są fajnymi chłopcami i wiedzą, co robić w łóżku. Są i mniej fajni. Jeden jest w ogóle nieobecny i wokół niego toczy się mnóstwo kobiecych rozwiązań, wyobrażeń i wewnętrznych dialogów. Kolejny jest dziwny. Opowiadanie nazywa się „Kochanek poniżej wymagań”. Seks jest niby udany, ale mężczyzna i tak kobietę zawodzi, bo nie zaspokaja jej bardziej wyrafinowanych potrzeb. Jedyny, który zaspokaja seksualne potrzeby kobiety, jest jednocześnie typowym donżuanem. I trafia na dziewczynę, która go przebija: jest pewniejsza siebie i jest w takim momencie życia, że po prostu rozkwita. I on szaleje na jej punkcie.
Dobra literatura erotyczna nie jest kawałkiem opisowej pornografii, ale niesie też jakąś naukę?
W opowiadaniach erotycznych musi być sporo erotyki, żeby były erotyczne. Ale jest tu też inne życie i to całkiem sporo tego życia. „Kochanka poniżej wymagań” wysłałam dwóm pisarzom płci męskiej, którzy… opluli to opowiadanie dokumentnie, zresztą niemal tymi samymi słowami. Pomyślałam „oho, trafiłam!”. Oni zobaczyli tam kobietę, która wie, czego chce, a to jest dla mężczyzn trudne. Ja to stwierdzam po bardzo długiej praktyce. Ale w niektórych opowiadaniach nie ma nawet samego aktu seksualnego, lecz jego wspomnienie, skojarzenie, marzenie czy preludium. Ale są bogate w „momenty”.
(…)
Czytanie literatury erotycznej może coś poprawić, uleczyć?
Już parę ładnych dziewczynek mi powiedziało, że tak było w ich przypadku. Literatura erotyczna pokazuje, że choć nam jest tak sobie, to może być inaczej. W jednym z moich opowiadań bohaterka jest bardzo pewna siebie. Po jego lekturze moja znajoma wyznała: „byłam zła na tę kobietę, bo zawsze wiedziała, co mu odpowiedzieć – czy chciał ją zgasić, poderwać, obrazić czy przyznać się do czegoś. Na wszystko miała odpowiedź!”. Zapytałam więc: „I co, czytając, zaczęłaś po jakimś czasie czuć, że tak można?”, a ona na to: „Tak! A nawet zaczynam wierzyć, że to jest możliwe i chcę mieć w kieszeni odpowiedzi, które będą mnie samą cieszyć i dadzą poczucie, że ja tym też steruję”.
(…)
Książka Katarzyny Miller "Słone ciasteczka. 10 opowiadań erotycznych" (Wydawnictwo Zwierciadło) do nabycia w naszym sklepie internetowym