Ludzie to jedyny gatunek, który lubi podglądać. Pytanie brzmi: jak odróżnić zdrową ciekawość od seksualnego zaburzenia?
Naukowa nazwa: wojeryzm, bardziej swojska: podglądactwo. Na czym polega? Wojerystę podnieca widok osoby odmiennej płci, która jest naga, rozbiera się lub – jeszcze lepiej – uprawia seks.
– To zachowanie jest swoistym fenomenem – uważa Katarzyna Platowska, psycholożka i terapeutka. – Z dwóch powodów. Po pierwsze, człowiek jest chyba jedynym gatunkiem w przyrodzie, który czerpie przyjemność z oglądania innych ludzi podczas stosunku płciowego. Po drugie, mimo podniecenia, intencją wojerysty nie jest bynajmniej kochanie się z osobą, którą obserwuje.
Skoro nie chce włączyć się do seksualnej zabawy, to po co podgląda? Żeby widziane sceny wykorzystać do osiągnięcia orgazmu, najczęściej podczas masturbacji. Najpierw zbiera więc „materiał” na intymny seans, by później odtworzyć go w domowych pieleszach. Zdarza się, że masturbuje się już w czasie „rejestracji” seksualnych obrazów.
W ukrytej kamerze
Naszego „bohatera” najbardziej podniecają kochankowie, którzy nie wiedzą, że są obserwowani. Jeśli się zorientują i zaczną specjalnie odgrywać jakąś scenkę (tak się może zdarzyć, gdy trafi np. na ekshibicjonistę, któremu z kolei sprawia przyjemność obnażanie się), wtedy wojerysta wprawdzie też poczuje podniecenie, ale niewspółmiernie mniejsze.
– Zdecydowanie większe jest ono wtedy, gdy podglądaniu towarzyszy zastrzyk adrenaliny płynący z lęku przed przyłapaniem podczas robienia czegoś, co jest nielegalne, społecznie nieakceptowane – uważa psycholożka. – Ale oni nie muszą podpatrywać ludzi bezpośrednio, satysfakcji dostarcza im także pornografia, zarówno filmy, jak i zdjęcia – dodaje.
Podniecające może być zwłaszcza oglądanie erotyki w kinie, gdzie siedzi się w cieniu, ukrytym, a uprawiający seks (aktorzy) nie wiedzą, że ktoś na nich patrzy. W ostatnich latach nową arenę dla nich stworzył system internetowych kamer i programów typu reality TV. Co jeszcze lubi wojerysta?
Obserwować kogoś przez weneckie lustra. Używać do podglądania różnego sprzętu, np. lunet, lornetek czy kamer z wielokrotnym zoomem. Nagrywać na wideo siebie i partnerkę podczas uprawiania z nią seksu, a potem odtwarzać te filmiki. Robić jej pikantne zdjęcia, przyglądać się dziewczynie, gdy się z nim kocha. Ale, ale… przecież mało który mężczyzna tego nie lubi.
Może to norma
Cząstkę wojerystycznej natury mamy w sobie wszyscy. Również kobiety. Tak naprawdę mało kto nie zareaguje podnieceniem na widok ludzi uprawiających seks. Nic więc dziwnego, że filmy pornograficzne są często polecane przez seksuologów jako element terapii służącej rozbudzeniu pożądania w związkach z długim stażem. Obecnie niemal każdy film zawiera elementy związane z erotyką i nagością i obie płcie lubią na to popatrzeć. W „Oknie na podwórze” Alfreda Hitchcocka pielęgniarka mówi: „Staliśmy się gatunkiem podglądaczy”. I choć trudno nie przyznać jej racji, to nie każdego można nazwać wojerystą.
Bo skłonność do podpatrywania innych – to jedno, a podglądactwo – drugie.
– Większość z nas, przyłapując np. kochającą się parę, która zapomniała zaciągnąć zasłony, zerknie ciekawie, może nawet zatrzyma się na chwilę, a potem pójdzie dalej – uważa Platowska. – Natomiast wojerysta nie ruszy się z miejsca, będzie patrzyć do końca lub do momentu, kiedy ktoś go przegoni.
Czy jestem wojerystą?
Aby „zasłużyć” na miano wojerysty, trzeba spełnić kilka warunków opisanych między innymi przez „Diangostic and Statistical Manual of Mental Disorders” – amerykański podręcznik klasyfikujący mentalne zaburzenia. Zgodnie z definicją, podglądactwo jest zaburzeniem psychoseksualnym, w którym czerpanie seksualnej przyjemności i podniecenia z patrzenia na nagie ciała lub obnażone organy seksualne albo też z obserwacji seksualnego aktu jest zaledwie warunkiem wstępnym. Aby postawić kliniczną diagnozę, trzeba wiedzieć, czy dana osoba poszukuje takich widoków z wyraźnym zamiarem przeżycia podniecenia seksualnego, czy robi to często, w powtarzający się sposób, na przestrzeni ponad sześciu miesięcy i czy wojerystycznym praktykom towarzyszą intensywne fantazje. I jeszcze jedno…
– Wojerystom podglądanie sprawia większą przyjemność niż sam akt seksualny – podkreśla psycholożka. – Staje się jedynym naprawdę stymulującym elementem, główną formą seksualnej gratyfikacji.
Spokojnie, to tylko zaburzenie
Większość z nas boi się podglądaczy, podobnie jak ekshibicjonistów. Kojarzą się z gwałcicielami lub innymi przestępcami seksualnymi. Choć zdarzają się wśród nich osoby lubiące np. podążać za upatrzoną ofiarą lub ulegające impulsom popychającym ich do seksualnych wykroczeń, większość wojerystów nie jest groźna.
Na szczęście. Z przestępcami łączy ich jedynie skłonność do skrupulatnego planowania swoich poczynań czy metodycznego wyboru „obiektu”. Co robić, jeśli nie chcemy mieć z nimi do czynienia?
– Najlepszy sposób to wieczorem zaciągać zasłony, nawet jeśli nie planujemy upojnej nocy – radzi psycholożka. – Prawnie trudno jest z nimi walczyć, bo wojeryzm nie jest u nas klasyfikowany jako przestępstwo. Można co najwyżej potraktować go jako naruszenie prywatności. Ale aby móc się uskarżać na podglądaczy, trzeba wykazać, że znaleźli się pod naszym oknem nie przez przypadek, lecz celowo. Niestety, intencje bardzo trudno udowodnić.
Portret pamięciowy
Statystyczny wojerysta to heteroseksualny mężczyzna. Jego skłonności ujawniają się najczęściej przed 15. rokiem życia. Z obserwacji seksuologów i psychologów wynika, że „rasowi” podglądacze często rekrutują się spośród najmłodszego rodzeństwa, które nie miało zbyt wielu kontaktów z płcią przeciwną. Zwykle są to osoby nieśmiałe i uporządkowane, w okresie dorastania społecznie izolowane. Od dziecka mają skomplikowane relacje z matką – darzą ją ambiwalentnym uczuciem, w którym miłość miesza się z nienawiścią. Wyrastają na ludzi zamkniętych w sobie, ze skłonnością do nadmiernego kontrolowania życia. Jako dorośli żyją często w lęku przed porażką i kompromitacją.