1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Seks
  4. >
  5. Fetysz – klaps, wiązanie czy coś ostrzejszego? Seksuolog: „Kinki są powszechniejsze, niż się wydaje”

Fetysz – klaps, wiązanie czy coś ostrzejszego? Seksuolog: „Kinki są powszechniejsze, niż się wydaje”

Mieszczących się w zdrowiu fetyszy czy też „kinków” mamy całe mnóstwo. Słowo „kink” nie jest negatywnie obciążone, a wskazuje na ostrzejszy, podkręcony czy bardziej różnorodny seks. (Fot. Getty Images)
Mieszczących się w zdrowiu fetyszy czy też „kinków” mamy całe mnóstwo. Słowo „kink” nie jest negatywnie obciążone, a wskazuje na ostrzejszy, podkręcony czy bardziej różnorodny seks. (Fot. Getty Images)
Czy można postawić znak równości pomiędzy preferencją seksualną a fetyszem? A co tam – tak! Fetysz to preferencja. Szkoda, że to słowo zostało tak zdemonizowane. Odzyskujmy fetysz jako symbol przyjemności – mówi seksuolog Rafał Lewandowski w rozmowie o ostrzejszym, podkręconym, bardziej różnorodnym seksie.

Zacznijmy od języka. Pewien artysta nagrał niedawno na Instagramie rolkę, w której pada pytanie: „Twój fetysz?”, na co on odpowiada: „Kolor!”. Można powiedzieć, że słowo fetysz weszło do naszego języka potocznego. Czy w seksuologii jest to szerokie pojęcie, czy jednak coś konkretnego?
Myślę, że to bardzo szerokie pojęcie. Trzeba powiedzieć, że przez lata patologizacji i medykalizacji słowo „fetysz” było odbierane pejoratywnie, również jako coś niemoralnego. Dlatego cieszy mnie ta językowa zmiana, a właściwie powrót do pierwotnego znaczenia tego słowa, czyli czegoś magicznego, przynoszącego szczęście. W tym wywiadzie, który przywołujesz, ktoś pyta tak po prostu: powiedz ciekawostkę o sobie – powiedz, jaki jest twój fetysz. Seksualność coraz częściej gości więc w codziennych rozmowach. To dobrze!

Powiedz: co cię kręci?
Tak, ja bym też poszedł za takim właśnie rozumieniem. To coś, co sprawia, że dana osoba się podnieca, że się uruchamia w swojej seksualności. To może być na przykład przedmiot, część garderoby lub jej typ, rodzaj sytuacji, zapach albo jakaś część ciała o określonej charakterystyce. Co prawda, popularne rozumienie jest takie, że to musi być coś nietypowego, obrzydliwego lub dziwacznego, ale przecież tzw. norma seksualna jest szeroka – znacznie szersza niż się większości nam wydaje. Na szczęście, jako specjalistki i specjaliści, przestaliśmy się posługiwać pojęciem „fetyszyzmu” i pozbywamy się tego zawstydzającego dyskursu.

Nie używa się go wcale?
Tylko w rozumieniu zaburzenia, które zdarza się naprawdę rzadko i spełnia kryteria, o których zaraz powiem. Mieszczących się w zdrowiu fetyszy czy też kinków – tych pojęć będę używał zamiennie, choć kink ma szersze zastosowanie – jest całe mnóstwo. Słowo „kink” przez swoje obce brzmienie nie jest negatywnie obciążone, a wskazuje na ostrzejszy, podkręcony czy bardziej różnorodny seks. Większość kinkujących nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że to robi.

Klapsy to już fetysz?
Oczywiście! Jeśli sprawiają podnietę osobom zaangażowanym w seks. Tak jak seksuolog Robert Kowalczyk wskazał w jednym z wywiadów – silnym i powszechnym fetyszem jest na przykład czystość, jałowość ciała, pozbawienie go zapachu, wydepilowanie. Z kolei dla kogoś innego będzie to owłosienie, ślina, zapach i wilgotność potu. Bardzo różnie.

Dzisiaj jest już jasne, że o zaburzeniu możemy mówić dopiero wtedy, kiedy fetysz – kink powoduje cierpienie osoby, utrudnia funkcjonowanie w życiu społecznym, zawodowym lub innym obszarze życia albo kiedy jego realizacja odbywałaby się bez zgody drugiej osoby oraz kiedy zagrażałaby zdrowiu lub życiu. I o tym mówią także najnowsze klasyfikacje. Natomiast trzeba zaznaczyć, że od tej ostatniej reguły są odstępstwa. Na przykład istnieją praktyki BDSM, które mogą być zagrażające, powodować uszkodzenia ciała, a które – chcę to jasno podkreślić – zaburzeniem nie są. Spójrzmy na tę kwestię tak: czasem angażujemy się w czynności, które zagrażają naszemu zdrowiu lub życiu, na przykład uprawiamy różne sporty. Nie muszą być nawet ekstremalne, by nieść ryzyko urazu. Decydowanie się na takie aktywności to dla człowieka nic niezwykłego.

Zatem „kink”. Czym w zasadzie jest?
To może być wszystko – i fantazja, i zachowanie, i interakcja... Może być to aktywność realizowana w pojedynkę, we dwoje czy w szerszej grupie, a może też to być coś wydarzającego się tylko w wyobraźni. A bardziej konkretnie, to może odnosić się do hierarchii dominacja/uległość, do intensyfikowania stymulacji, do odgrywaniu ról, używania rozmaitych akcesoriów i także do specyficznych bodźców, o których dziś mówimy, czyli o fetyszach. W seksie chodzi o to, żeby było nam przyjemnie, żebyśmy czerpali z niego satysfakcję i żebyśmy się dobrze bawili, a kinki były, są i będą tego elementem.

Pamiętajmy, że seks jest jednym z czterech filarów zdrowia, obok zdrowia fizycznego, psychologicznego, duchowego. Światowa Organizacja Zdrowia jasno to określa.

Mówimy o przyjemności i o tym, że wszyscy potrzebujemy jej doświadczać. Każdy ma inne preferencje w tym obszarze, ale czy to w takim razie znaczy, że de facto wszyscy mamy jakiś fetysz?
Bardzo cieszę się, że dochodzimy do tego momentu rozmowy. Belgijskie badania pokazują, że aż 95 proc. osób badanych miało fantazje w klimacie BDSM/kink, a 80 proc. osób, które wdraża w swoje życie seksualne elementy kinku, nie identyfikuje siebie jako osób praktykujących BDSM/kink. Okazuje się, że nie dopuszczamy do siebie myśli, że też jesteśmy poza tzw. waniliowym, czyli normatywnym seksem.

Inne badania pokazują, że nie uznajemy zazwyczaj, że klapsy, wiązanie czy odgrywanie ról w seksie to już jest kink, nie mówiąc o elementach BDSM-owych, które (choć w lukrowanej wersji) pojawiły się w popkulturze, a więc też w naszych łóżkach, m.in. i przez filmy typu „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Wiele wytrawnych praktyczek i praktyków BDSM/kink miałoby pewnie dużo słów krytyki dla tych popkulturowych referencji, ale faktem jest, że one służą popularyzacji różnorodności w seksie. Dzięki temu częściej pojawia się również tak ważny temat konsensualności. Dzisiaj w seksie nie mówimy już tylko o zgodzie – my potrzebujemy entuzjastycznej zgody. Akurat tego moglibyśmy się uczyć od osób praktykujących BDSM.

A czy postawiłbyś znak równości pomiędzy preferencją seksualną a fetyszem?
A co tam – tak! Fetysz to preferencja. Szkoda, że to słowo zostało tak zdemonizowane. Odzyskujmy fetysz jako symbol przyjemności. Choć oczywiście preferencja seksualna jest takim parasolem, pod którym znajdziemy m.in. fetysze.

Czy można powiedzieć, że osoba świadoma swojego kinku jest też bardziej świadoma siebie?
To chyba zbyt generalizująca teza, bo pewnie nie każda osoba. Natomiast osoby kinkujące charakteryzują takie cechy, jak na przykład otwartość na doświadczenie, podążanie za swoimi potrzebami, eksplorowanie ich, odwaga, sięganie po swoje i mówienie „stop”, kiedy nie jest tak, jak chcę. Myślę, że to są takie cechy, które pokazują dużą samoświadomość i mogą procentować daleko poza granicami seksualności w życiu danej osoby.

Polecam każdemu film „Touch Me Not”. Stykamy się w nim z różnymi aspektami seksualności. Główna bohaterka ma problem z wejściem w kontakt seksualny i udaje się po pomoc do różnych osób. Jedną z nich jest kinkster, który proponuje jej pewne ćwiczenia. Widzimy, jak przy użyciu praktyk BDSM, czyli właśnie konsentu, użycia gestu, głosu, siły wobec ciała, zmiany jakości dotyku, pomaga jej odnaleźć swoją seksualność. Wspierające i wspaniałe.

I można te umiejętności spróbować przenieść na grunt codzienny?
Tak, spróbować poszerzać swoją świadomość. Powiedzmy, że robisz coś świetnie w pracy – tę samą umiejętność możesz wykorzystać w łóżku. Na przykład otwartą komunikację czy wydawanie poleceń. Albo odwrotnie, bo zdarza się, że ludzie w łóżku potrafią więcej niż w innych aspektach życia.

Co robić w sytuacji, jeśli jedna osoba ma jakiś kink, którego partner nie akceptuje?
Jeśli ktoś zdecydował się powiedzieć osobie lub osobom partnerskim o swoim kinku i spotyka się z odmową, niechęcią lub brakiem zgody, ale jest dialog, to już mamy duży sukces, bo doszło do komunikacji. Wtedy można uruchomić zasoby tej relacji, kreatywność i zastanowić się wspólnie, skąd ta odmowa, co za nią stoi. Czy byłaby możliwa realizacja tego kinku w jakiejś innej formie lub z kimś innym, czy w pojedynkę wystarczy? Źródeł pobudzenia seksualnego jest najczęściej wiele. Wyspecjalizowany psychoseksuolog lub psychoterapeuta też będzie mógł taką osobę wesprzeć w rozwikłaniu tego problemu. Warto zbadać, dlaczego ten temat w danym momencie w ogóle wypłynął, szczególnie jeżeli mówimy o długoletnich związkach, i jaka motywacja się tutaj przejawia. Bo powodów może być wiele. Nasza seksualność się rozwija i zmienia i to mogą być fajne momenty dla relacji. Jednocześnie należy pamiętać, że seks jest czasem traktowany instrumentalnie, do osiągnięcia czegoś, na przykład kiedy korzystamy z niego jako nagrody lub kary w relacji.

Jak często zdarza się, że posiadanie kinku wiąże się z rodzajem dyskomfortu lub cierpienia?
Często. I tu ważna sprawa. Trzeba postawić sobie pytanie, czy cierpienie wiąże się rzeczywiście z kinkiem, czy może raczej ze wstydem, bo właśnie on będzie najbardziej problematyczny. Zobrazuję to analogią, chociaż są to różne kwestie. Podobnie jak homoseksualność nie jest problemem, tylko homofobia, tak samo kink nie jest problemem, tylko kinkofobia.

Osoby posiadające czy praktykujące kinki przeżywają lęk przed ujawnieniem ich preferencji. A jak już wspominaliśmy, często wiąże się to ze stygmatyzacją motywowaną na przykład wstrętem czy niesmakiem, jakąś oceną moralną umocnioną przez – mam nadzieję niegdysiejszą już – wersję medycyny. To może powodować ogromne konflikty wewnętrzne, na przykład „lubię wiązania i zabawy pejczem, to wspaniałe urozmaicenie naszego seksu” versus „jestem zboczona albo zboczony, bo tak by mi powiedzieli znajomi”. Składa się to na stres związany z marginalizacją. Po polsku piszą o tym Anna Niebudek i Grzegorz Iniewicz.

Czy w gabinecie w ogóle powinno się zgłębiać to, dlaczego ktoś ma kink lub fetysz i jak on się wykształcił?
Kiedy słyszę to pytanie, to myślę: ale po co mi to wiedzieć? Po pierwsze, biopsychospołeczny model seksualności pokazuje nam, jak złożona jest to kwestia i niemożliwe jest proste wyjaśnienie. Po drugie, tych fetyszy, kinków, preferencji jest tak wiele, że nie można ich redukować do jakiejś jednej przyczyny. Po trzecie, angażujemy się w seks z wielu powodów i nadajemy mu różne funkcje i znaczenia. Skomplikowane, prawda?

Tylko czasami przydaje się rozeznanie w historii rozwoju seksualności danej osoby w tym kontekście. Można na to spojrzeć dokładniej, jeśli klient czy klientka są tym zainteresowani, ale istnieje pułapka wtórnego patologizowania. My, jako specjaliści, powinniśmy tego unikać ze względu na wysokie ryzyko wzbudzenia stresu związanego z marginalizacją, co może utrudnić udzielanie wsparcia. Naszym celem nie jest wypunktowywanie tego, dlaczego coś robisz, tylko raczej sprawdzenie tego, jak ci z tym jest. Możemy pomóc namierzyć, co przynosi satysfakcję i dobrostan, lub pomóc rozeznać granice, kiedy coś jest szkodliwe. Pytanie o źródła powstania fetyszu jest zdradliwe i nie widzę w tym większego sensu.

Myślę, że w tym momencie warto odnieść się do udzielania wsparcia przez profesjonalistki i profesjonalistów. Niestety, mimo że mamy 2024 rok i nowe klasyfikacje, nadal słychać głosy wciąż patologizujące kwestie kinków i fetyszy, które pomijają nowe naukowe ustalenia. Dlatego ważne jest, żeby osoby zajmujące się profesjonalnie zdrowiem psychicznym zgłębiały tę tematykę, poszerzały swoją wiedzę, ale także wzbogacały swoje doświadczenia, na przykład poprzez treningi ponownej oceny i restrukturyzacji postaw wobec seksualności. Wtedy szukającym wsparcia łatwiej będzie przyjść do gabinetu i dostać adekwatną, pozbawioną stygmatyzacji pomoc.

Nawet w mojej praktyce, w której jestem otwarcie afirmujący dla różnorodności płciowej, seksualnej i relacyjnej, wątki fetyszy pojawiają się rzadko lub dopiero w długo trwających procesach psychoterapeutycznych. To zrozumiałe, ponieważ doświadczenie marginalizacji jest tak duże, że potrzeba czasem sporo czasu na to, żeby dojrzeć do rozmowy, nawet jeśli mamy już do kogoś ogromne zaufanie.

Z czym najczęściej przychodzą do ciebie klienci?
Właśnie ze wstydem – przed sobą, przed osobą czy osobami partnerskimi, przed społeczeństwem. Sporo ludzi ma trudność w zaakceptowaniu swoich preferencji, w uznaniu tej kinkowej części siebie. Zdarza się często, że ktoś sięga po pewną satysfakcjonującą aktywność, ale następnie odczuwa przejmujący wstyd czy wyrzuty sumienia.

A przeciwieństwem wstydu jest wsparcie. To, co terapeuta może zrobić, to: wysłuchać bez oceniania, znormalizować, podzielić się wiedzą – edukować o różnorodności, o seksie świadomym, bezpiecznym i opartym na zgodzie. Warto poszukać takiej osoby, która zna się na tych zagadnieniach. Czytajmy opisy psychoterapeutek czy psychoterapeutów, seksuolożek czy seksuologów i szukajmy takich haseł, jak: podejście afirmatywne, różnorodność płciowa, seksualna czy relacyjna, zagadnienia z obszaru BDSM/kink, seksuologia pozytywna.

Rafał Lewandowski, psycholog, psychoterapeuta Gestalt, psychoseksuolog. Specjalizuje się w pracy z osobami różnorodnymi płciowo, seksualnie i relacyjnie oraz z ich bliskimi. We Wrocławiu współtworzy „W Przestrzeni – Instytut Rozwoju”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze