Fenomen tej książki wydał mi się niezrozumiały. Dopóki nie sięgnęły po nią zaprzyjaźnione ze mną dzieci. Okazało się, że kiedy "Naciśnij mnie" trafia w ręce dziecka, dorosły zaczyna służyć jedynie do odczytania instrukcji. A potem można sobie i bez niego poradzić.
Ta książka absorbuje dzieci totalnie, co wydaje się nieporozumieniem w erze komputerów, kiedy już 2-latek sprawniej od mamy obsługuje zarówno konsolę gier wideo, jak i pilota telewizora. A jednak!
To interaktywne rysunkowe dzieło autorstwa Hervé Tulleta zaprasza do zabawy, wobec której trudno pozostać obojętnym. Kolejne strony zachęcają do klaskania, naciskania na kolorowe kropki, potrząsania książką i dmuchania na nią! Książeczka ta przeczy wszelkim regułom postępowania ze słowem drukowanym, bo kto to słyszał o tym, żeby potrząsać książką albo dotykać jej palcami?
Pozornie prosta w swoim przekazie interaktywnej zabawy z maluchem, w dodatku za pomocą środków z poprzedniego stulecia, "Naciśnij mnie" ma status książkowej gwiazdy! Została wydana w 24 językach (do nas trafiło wydanie polsko-francuskie), przez amerykańską księgarnię wysyłkową Amazon, została uznana za jedną z 10 najlepszych książek dla dzieci 2011 roku, a przez opiniotwórczy portal Huffington Post - zaliczona do 11 książek 2011 roku!
Te wyniki wciąż mnie zaskakuję, gdy patrzę na to cudo, które przypisałabym raczej czasom mojego dzieciństwa niż dzisiejszym brzdącom. Tym bardziej zachwyca, gdy widzę, z jakim zapałem zabierają się za nią kilkulatkowie, a to chyba najlepsza reklama.
"Naciśnij mnie", Hervé Tullet, Wydawnictwo Babaryba.