O ile stosunkowo łatwo umiemy stworzyć listę naszych słabości i braków, o tyle w przypadku mocnych stron często bywamy sceptyczni, a nawet zakłopotani. Tymczasem – zarówno w wyzwaniach, jak i kryzysach – to talenty i mocne strony są najlepszymi punktami podparcia, wzmacniają samoocenę, karmią w niepewności, pomagają odzyskać sprawczość.
Fragment książki „Próba ognia”, Danuta Rocławska, wyd. Agora
Czym są dla ciebie mocne strony i talenty?
Od razu rozróżniłbym mocne strony i talenty. Definicja Gallupowa daje fajny punkt startu – mocna strona to talent, w który zainwestowano, który daje nam wydajność bliską perfekcji (near perfect performance). Przy czym sam nie do końca zgadzam się z tym, że ta wydajność musi być bliska perfekcji, powiedziałbym, że powinna być wystarczająco dobra.
Na czym polega inwestycja w talent?
Chodzi o to, że mamy jakieś predyspozycje, łatwość robienia czegoś, i jak zainwestujemy trochę energii, uważności, umiejętności w rozwój takiej skłonności czy cechy, to stanie się ona dla nas użyteczna.
Poproszę przykład.
Empatia to jeden z moich talentów, w który zainwestowałem. Jest dla mnie takim narzędziem, w którym znam wiele niuansów, i mogę ją wykorzystywać do działania. Nie tylko do tego, żeby nazwać emocje. Łatwo wyczuwam emocje. Po prostu wchodzę gdzieś i od razu w całym ciele – z poziomu emocji – czuję, co się dzieje w pokoju. Ale kiedyś nazywanie tego w gronie osób, które były dla mnie obce, było totalnie nieosiągalne. No i co z tego, że miałem tę empatię, jak nic z tym nie umiałem zrobić?
Dopiero ten talent Empatia (Empathy), który świadomie rozwinąłem, daje mi cały arsenał możliwych reakcji, a to sprawia, że jestem skuteczniejszy dla siebie i dla innych. (…)
Pytanie o mocne strony to jest przede wszystkim pytanie o to, co ja mogę zrobić dzięki temu, że mam różne talenty i predyspozycje, jak mogę je wykorzystywać.
Jeśli mocna strona to jest świadomie rozwijany talent, to czym jest w takim razie talent?
Gallup mówi o talencie jako o naturalnym, powtarzalnym sposobie działania, myślenia, reagowania, który można produktywnie wykorzystać. Nie chodzi tylko o to, żeby poznać swoje talenty, ale także umieć je wykorzystać dla swojego dobra. I produktywnie zastosować.
Czytaj także: Każdy z nas ma unikalny talent! Jak go odkryć i pielęgnować?
Pamiętam, kiedy byłam wolontariuszką w świetlicy socjoterapeutycznej i moja mentorka, i też założycielka tej świetlicy Ewa Wojciszke-Orska, powiedziała coś, co bardzo mnie wtedy zasmuciło. Mianowicie że rodzice często nie potrafią wymienić żadnej mocnej strony swojego dziecka. To znajduje potem odzwierciedlenie w życiu dorosłym, bo sama widzę, że jak pracuję coachingowo z doświadczonymi liderami i pytam o ich mocne strony, to często idzie to jak po grudzie. Dwie, trzy cechy i od razu jest taka zawijka do tego, czego jeszcze nie potrafią.
Jak w takich okolicznościach społecznych w ogóle w człowieku ma szansę się zrodzić i kształtować świadomość talentów? Widzę tu pewną trudność.
To jest nie tylko wychowanie. Też język kształtuje tę postawę. Mówi się o „osobach utalentowanych”, najczęstsze skojarzenie z talentem to talent muzyczny, sportowy, artystyczny, jakiś ruchowy. Ale mamy też w języku polskim słowo „beztalencie”. To sprawia, że talent jest zarezerwowany dla nielicznych, utalentowany człowiek to jest ktoś wyjątkowy.
Myślę, że najlepiej w ogóle przekierować to myślenie, odchodząc od słowa „talent” i patrząc, co dla ciebie jest łatwe i dostępne, w jakich sytuacjach łatwo ci się działa.
Na przykład sposób, w jaki poznaję kogoś nowego, albo że jak się za coś wezmę, to potrafię do końca wytrwać, albo nie boję się ryzykować, albo umiem korygować na bieżąco plan, albo umiem zadawać trafne pytania. Ponadto każdy talent może być też niedojrzały, więc czasem my te talenty nazywamy na co dzień wadami, używając określeń raptus, gaduła, nudziarz.
Kolejna komplikacja. To od czego zacząć rozpoznawanie swoich talentów?
Jest pięć obszarów pomagających nazwać te sposoby działania, które wspierają nas i pokazują też nasze zasoby.
Po pierwsze, pragnienie (yearning), czyli do czego mnie ciągnie. Do jakiego typu zadań? Co mi się podoba? Mnie na przykład bardziej ciągnie do testowania nowych narzędzi, sprawdzania, jak coś działa, układania, żeby to było efektywne. Dużo bardziej do rozmowy jeden na jeden niż do analizowania, wybierania, sprawdzania szczegółów jakiejś oferty i tego typu rzeczy.
Drugi obszar to satysfakcja (satisfaction). Jakiego typu zadania, działania dają mi satysfakcję? Po czym się cieszę? Ja na przykład bardzo się cieszę, kiedy coś dobrze wytłumaczyłem, przeczytałem jakąś książkę, wyciągnąłem z treści trzy sposoby działania, podzieliłem się tym i ktoś mówi: „Dominiku, przydało mi się to, wyciągnąłem z tego lekcję”.
Trzeci obszar to szybkie uczenie się (rapid learnig). W jakich obszarach szybko zdobywam wiedzę i szybko się rozwijam? Dla mnie uczenie się procesów, schematów myślenia, uczenie się o mózgu, wyciąganie z tego wniosków jest bardzo szybkie. Ale gdybym miał się uczyć obsługi Excela z wszystkimi makrami i tak dalej, to to byłoby jak borowanie zęba, czyli nic przyjemnego (śmiech). I tam pewnie mógłbym się rozwijać, uczyć, ale dużo, dużo wolniej.
Pewnie też większym kosztem.
Tak. Oczywiście możemy rozwijać nasze słabości, ale ta sama energia zainwestowana w talenty daje nam dużo lepszy efekt.
Czwarty to są tzw. przebłyski doskonałości (glimpses of excellence). Czasami robimy rzeczy doskonałe i w ogóle nie wiemy, jak to się stało, że je zrobiliśmy. I ktoś się zachwyca efektem, a dla nas to jest taka second nature, po prostu. (…)
A ten piąty wymiar?
To flow w znaczeniu przepływu, który spopularyzował Mihály Csíkszentmihályi. Są takie rzeczy, które jak zaczniemy robić, możemy się w tym zanurzyć, robić to przez kilka godzin i w ogóle nie traktować tego jak takiego uciążliwego obowiązku. Po prostu zagłębiamy się w zadanie, które nawet jeśli jest jakimś wyzwaniem, nie jest dla nas ani trudne, ani męczące.
Czytaj także: Stan flow to maksymalna wydajność, głęboki spokój i zero stresu. Naucz się go w 10 prostych krokach
Te wszystkie wskaźniki, które opisujesz, według mnie mówią o lekkości. Jestem fanką talentów i mocnych stron także z powodu tej lekkości. To jest taki zasób, który potrzebujemy wzmacniać, indywidualnie i jako zespoły, jako grupy, a nawet poszłabym jeszcze szerzej – jako społeczeństwo. Ponieważ przyzwyczailiśmy się, że dobra praca powstaje w jakimś znoju…
Niestety tak. Nomen omen, przez ostatnie miesiące sam otarłem się o coś na kształt może nie tyle wypalenia, ile zmęczenia zawodowego. Mam więc duży fokus na znalezienie dobrego sposobu na balansowanie.
Pomiędzy pracą a życiem prywatnym?
Bardziej między odpoczynkiem a pracą zawodową. Jeśli dzieje się coś znaczącego zawodowo, można świadomie zaburzać ten balans, w drugą stronę też – gdy na przykład rodzą się dzieci. Testuję wiele rzeczy, żeby to balansowanie było dobre, żeby umieć zauważać właśnie te momenty nierównowagi, umieć postawić akcenty, wiedzieć, czemu lub komu dać więcej uwagi. I jak korzystać z własnych zasobów.
Czytaj także: Był ogień, ale się wypalił. O wypaleniu życiowym rozmawiamy z psychologiem Zbigniewem Ryżakiem
Powiedzmy sobie szczerze, łatwiej korzystać z zasobów, kiedy funkcjonujemy w jakiejś normie, równowadze, odnosimy sukcesy. Kiedy wpadamy w życiowy kryzys, to dostęp do mocnych stron jest ograniczony, bo na przykład podkopuje się nasze poczucie pewności siebie, bo mamy nadmiarowe, trudne emocje, zaczynamy myśleć o sobie, że jesteśmy niesprawczy, że nie dajemy rady, pojawia się myślenie tunelowe. A paradoksalnie wtedy mocne strony są nam najbardziej potrzebne, stają się kotwicą i punktem podparcia. (…)
Jeżeli rzadziej wpadam w takie flow, to to jest następna wskazówka, że coś się zmieniło i warto to sprawdzić. Więc te same wskazówki, które mogą pomóc zidentyfikować talenty, mogą być też wyraźnym znakiem, że coś się zmieniło na minus.
Zwłaszcza te dwie pierwsze rzeczy, że przestałem cieszyć się tym, że będę coś robił, i przestałem mieć satysfakcję po zrobieniu tego.
Porusza mnie ta utrata radości.
Nie ma radości. Jest tylko odhaczanie. Odhaczone, kolejna rzecz. Odhaczone, kolejna rzecz.
To brzmi jak dobra ilustracja do hustle and bustle, do kultury zapierdolu. Przy tej okazji chciałam cię zapytać o produktywność, którą często uważamy za naszą mocną stronę. Przyznam, że mam mieszane uczucia, produktywność rozumiem jako potrzebę produkowania, jest bliska wydajności, a wydajność jako wytwarzanie rzeczy dużym kosztem.
Czym według ciebie jest taka dobra produktywność?
Często traktujemy produktywność jako cel, a to nie jest cel, tylko narzędzie służące do osiągnięcia naszego celu. Jak ktoś robi coś bardzo szybko, to dostaje kolejne zadanie, żeby zrobić jeszcze więcej, no bo szybko zrobił…
Trochę jak za karę. Myślę też o osobach wypalonych, u nich często pojawia się takie nierealne postrzeganie czasu i ile można wziąć na siebie w tym czasie, nie rezygnując jednocześnie z innych zadań. I to jest ta produktywność spalająca.
Mnie są bliskie trzy podejścia do produktywności. Po pierwsze, robienie właściwych rzeczy, we właściwym czasie, we właściwy sposób. Czyli świadomie wybieramy, co tak naprawdę robimy, kiedy to robimy i w jakim zakresie. Często rzucamy się na zadania, które do nas przychodzą, robimy je automatycznie, nie zastanawiając się, czy to jest mniej czy bardziej istotne. Tutaj wchodzi w grę koszt alternatywny.
Czyli mogłabym dzisiaj nagrać kolejne trzy rozmowy do tej książki, gdybym je umówiła, ale koszt alternatywny jest taki, że nie spędzę czasu ze swoją rodziną, nie odpocznę, nie wyśpię się, tak?
Tak. Ale możesz podjąć decyzję. Mówimy o balansowaniu, czasem to jest decyzja o odpoczynku, czasem o pracy, czasem o odpuszczaniu i nicnierobieniu. Dbanie o odpoczynek, nie tylko w kontekście fizycznym, ale też mentalnym, duchowym, sensorycznym, kreatywnym, społecznym, wpisuje się w produktywność, ale mało osób postrzega produktywność w taki sposób.
A to drugie podejście?
Produktywność jako umiejętność usuwania rzeczy, które nie są esencjonalne. Czyli decydowania: mam na liście 30 rzeczy do zrobienia, zrobię te 10, a tych 20 nie zrobię albo nie zrobię dzisiaj, albo zdeleguję, albo zrobię w innym wymiarze. Zawsze będzie więcej zadań, niż mamy zasobów i czasu. Zawsze. I naszym zadaniem jest ciągłe wybieranie, decydowanie, co zrobię, a czego nie zrobię.
U Stephena Coveya jest taka słynna opowiastka, że przychodzi wykładowca, pokazuje słoik i duże kamienie, mniejsze kamienie, piasek i wodę. I mówi, jak to zmieścić w wodzie najbardziej efektywnie. Studenci próbują, później profesor stwierdza, że tak naprawdę warto zacząć od włożenia dużych kamieni, następnie trzeba obsypać je żwirem, potem piaskiem i nalać wodę, wtedy się najwięcej zmieści. I ja bardzo lubię tę przypowiastkę…
...ale?
Oliver Burkeman w książce Cztery tysiące tygodni mówi, że jest w niej zawarte pierwsze kłamstwo. Zwykle mamy więcej dużych kamieni, niż się mieści w słoiku. I już na tym etapie musisz jakieś duże kamienie zostawić z boku, ponieważ nie wszystkie się zmieszczą w tym słoiku, który oczywiście ilustruje nasze możliwości i pojemność.
To jest jakaś sztuka wyboru. Decydujemy: nie wszystkie duże rzeczy zrobimy w życiu.
Tak. To jest umiejętność ciągłego decydowania o tym, co jest esencjonalne, i odrzucania tego, co jest nieesencjonalne. Nie na wszystko mamy przestrzeń, nie na wszystko mamy energię, nie na wszystko nam wystarczy zasobów.(...)