1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. Zaskakujące odkrycie psychiatrów: nie tylko leki i psychoterapia – obserwacja ptaków też może uratować twoją psychikę

Zaskakujące odkrycie psychiatrów: nie tylko leki i psychoterapia – obserwacja ptaków też może uratować twoją psychikę

Ptaki są w ruchu, odlatują, więc albo się je dostrzeże, albo nie. Właśnie ta konieczność wytężenia uwagi odróżnia ornitologię terapeutyczną od innych metod bazujących na kontakcie z naturą. (Fot.  Westend61/Getty Images)
Ptaki są w ruchu, odlatują, więc albo się je dostrzeże, albo nie. Właśnie ta konieczność wytężenia uwagi odróżnia ornitologię terapeutyczną od innych metod bazujących na kontakcie z naturą. (Fot. Westend61/Getty Images)
Wyrażenie „wziąć kogoś pod skrzydła” zyskuje nowe znaczenie. Okazuje się bowiem, że obserwacja ptaków rozumiana jako powolne wypatrywanie ich wśród drzew i wsłuchiwanie się w odgłosy, które wydają – nie tylko relaksuje, ale i przynosi konkretne korzyści dla zdrowia psychicznego. O co w tym chodzi – pytamy psychiatrę dr. hab. Sławomira Murawca.

Dzisiaj dużo mówi się o wszelkich problemach zdrowia psychicznego. Kiedy myślę o leczeniu, przede wszystkim przychodzą mi do głowy farmakoterapia i psychoterapia. Co jeszcze możemy zaoferować pacjentom, jak wesprzeć ich w wychodzeniu z choroby?

Oczywiście samo leczenie powinno przebiegać zgodnie z zaleceniami, natomiast jeśli chodzi o dodatkowe wsparcie, to dziś mówimy przede wszystkim o różnych rozwiązaniach technologicznych: pojawia się wiele aplikacji i zastosowanie rzeczywistości wirtualnej, a na drugim biegunie – możemy zaproponować techniki interwencji oparte na kontakcie z naturą, co intensywnie rozwija się na całym świecie.

Zostawmy dziś technologię na boku i porozmawiaj my o metodach opartych na naturze. Wiemy już na przykład o różnych terapiach leśnych. Czy jeśli mówimy o formach terapii bazujących na dowodach naukowych, jest coś jeszcze?

Tak, kąpiele leśne są dość dobrze znane i praktykowane, natomiast poza tym jest również ornitologia terapeutyczna. Występuje pod różnymi nazwami – jak obserwacja ptaków oparta na uważności czy powolna obserwacja ptaków. Generalnie jednak chodzi o to samo, czyli by zwolnić i przenieść swoją uwagę na obserwację dziko żyjących gatunków ptaków.

Wspólnie z prof. Piotrem Tryjanowskim, ornitologiem, kierownikiem katedry Zoologii na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, jesteśmy pionierami tej metody w Polsce. Dziś ośrodki, które się nią zajmują, można znaleźć w różnych krajach. Jest już dość dużo publikacji naukowych opisujących konkretne przypadki oraz jednostkowe badania czy stwierdzone klinicznie korzyści z takiego medytacyjnego kontaktu z ptakami.

Czytaj także: Ptasiarstwo – obserwowanie ptaków dla czystej przyjemności

Jakie zasady muszą być spełnione, żebyśmy mogli mówić o ornitologii terapeutycznej?

Mówiąc z własnego doświadczenia, ale i na podstawie piśmiennictwa, wyróżniłbym dwa rodzaje obserwacji ptaków. Pierwszy z nich to obserwacja „na zaliczenie”, w której chodzi o to, żeby zobaczyć jakiś konkretny gatunek i odhaczyć go na swojej liście – bo na przykład przez media społecznościowe roznosi się wiadomość, że gdzieś pojawił się jakiś ptak. Niektórzy rywalizują, kto ile zobaczył, ukuto już nawet dla nich specjalną nazwę, to tzw. twitchersi. Takie zachowanie jest oczywiście po zbawione waloru terapeutycznego, może wywoływać frustrację, jeśli nie uda się „zaliczyć” jakiegoś ptaka, a nawet prowadzić do uzależnienia.

I drugi – właśnie mindful birdwatching – w którym chodzi o medytacyjny kontakt z ptakami. Nie muszą to być żadne rzadkie okazy, liczy się nastawienie na radość, na przeżywanie, na poprawę samopoczucia. Nie robimy list, nie bijemy rekordów. Patrzymy uważnie, co robią ptaki, i staramy się zanurzyć w ich świecie.

Jak długo?

Czas obserwacji nie jest długi. Oczywiście jeśli ktoś chce, to bardzo proszę, jednak przeciętny pacjent z depresją czy stanami lękowymi nie jest w stanie wypatrywać godzinami. Zajęcia, które prowadzę, mają określoną strukturę. Na początek sam sprawdzam, jaki to teren i jakie ptaki tam występują. Potem pracujemy już z atlasami książkowymi. Przed wyjściem omawiam kilka wybranych gatunków i wychodzimy na zewnątrz. Ostatnio na terenie jednego szpitala położonego w pobliżu zbiornika wodnego były tak komfortowe okoliczności, że wystarczyło obrócić się wokół, żeby zobaczyć gęsi, kaczki czy łyski, które chwilę wcześniej pokazywałem w atlasie.

Nie zawsze tak się udaje, jednak generalnie im krótszy dystans do przejścia, im krótszy czas między teorią a do świadczeniem, tym większa przyjemność, satysfakcja z odkrywania i tym bardziej to wciąga. Ludzie zaczynają sobie wzajemnie pokazywać ptaki, dzielą się radością i dzięki tej wspólnocie efekt jest jeszcze mocniejszy. Po chwili uważność spada i wraca się do takiego zwykłego przeżywania, ale ta chwila pozwala się zresetować.

Efekt ujawnia się dość szybko, bo ptaki są w ciągłym ruchu, odlatują, więc albo się je dostrzeże, albo nie. I właśnie ta konieczność wytężenia uwagi odróżnia ornitologię terapeutyczną od innych metod bazujących na kontakcie z naturą. Bo możemy mieć przed oczami urzekający widok, stare piękne drzewa, i nadal być pogrążonymi w swoich myślach, podczas gdy obserwowanie ptaków, słuchanie ich dźwięków od razu angażuje, więc wytrąca z rozmyślań.

Czytaj także: Ptakoterapia – obserwacja ptaków poprawia samopoczucie. Zadbaj o dobrostan wiosną!

Czy potrzebny jest przewodnik, czy można samo dzielnie zrobić sobie sesję?

Wiele osób robi sobie samodzielnie wypady na ptaki, żeby się na trochę oderwać. Jeśli jednak mówimy o działaniu terapeutycznym, to obecność przewodnika ma znaczenie. Różnica jest trochę taka jak między spacerem po lesie a kąpielą leśną. Jak mówiłem, za jęcia, które prowadzę, mają pewien porządek, co po maga uzyskać oczekiwany efekt. Rolą prowadzącego jest też spowolnienie, bo dziś się wszyscy spieszymy. Nie ma mindfulness, tylko presja, żeby jak najprędzej przebiec ten las.

Niedawno miałem taką sytuację, że część osób pobiegła do przodu, a nagle wokół nas rozległo się dużo więcej śpiewów niż wcześniej. Jako terapeuta mogę w takiej sytuacji zatrzymać uwagę grupy, wskazać, gdzie patrzeć, nazwać gatunki. W skali społeczeństwa większość z nas ma bardzo znikomą wiedzę na temat ptaków, a nasz umysł działa tak, że nie do końca jesteśmy w stanie cieszyć się z czegoś, co nie jest nazwane. Zatem jeśli nie wiemy, co to za ptak, to będzie nas to męczyć, więc i odrywać od samego przeżywania. Słuchałem ostatnio wykładu prof. Tryjanowskiego, który mówi, że nazwanie czegoś daje nam nagrodę, ów wyrzut dopaminy.

Zgodnie z koncepcją Mihálya Csíkszentmihályiego, żeby osiągnąć stan flow, musimy zrobić jakiś wysiłek – na naszą miarę, ale jednak – a potem dostać informację zwrotną. I dokłanie tutaj to mamy: trzeba się zaangażować, żeby coś zobaczyć czy usłyszeć, i potem od razu jest odpowiedź. Jednak wspomniał pan o osobach z depresją, stanami lękowymi, czyli wchodzimy już w obszar leczniczy. Ornitologia może być czymś więcej niż relaksującą rozrywką czy elementem profilaktyki zdrowia psychicznego?

Tak, mówimy o czymś więcej niż spacerze dla relaksu czy regulatorze emocji. Na początku robiłem swoje badania na kolegach psychiatrach i psychoterapeutach, których namawiałem na takie wycieczki. To miało taką zaletę, że oni mają wgląd, czyli mogli mi zrelacjonować to, co przeżywali.

I co zaskakującego było w ich relacjach? Nawet jeśli średnia wiedza na temat ptaków dziko żyjących jest niewielka, to jednak były to osoby, które wiedzą, jak działa mózg, na czym polegają procesy regulacji.

Rozpoczęliśmy w czasie pandemii, kiedy panowała nie najlepsza atmosfera, a przy tym było wiele ograniczeń. To było wiosną, ptaki były bardzo aktywne i dostawałem informacje, że takie obserwacje działały bardzo uspokajająco. Pozwalały dostrzec, że choć świat jakby się wali, jednak jest jakaś ciągłość, coś się toczy w swoim rytmie, gdzieś jest wolność.

Czytaj także: Ostatnie rozlewisko – ptasi azyl nad Odrą oczami fotografa Piotra Chary

A potem?

Na drugim etapie prowadziłem zajęcia z ochotnikami, którzy zgłaszali się na warsztaty, a na kolejnym – już z osobami z zaburzeniami psychicznymi.

Właśnie jestem po kolejnych zajęciach w dwóch szpitalach psychiatrycznych, gdzie szczególnie ważne jest, żeby zachować bezpieczne warunki. W jednym z nich oddaliliśmy się zaledwie kilkadziesiąt metrów od od działu i już to pozwoliło na sesję. Ten teren większość pacjentów zna, jednak nie zdawali sobie sprawy, że jest tam aż tyle ptaków. Ich odgłosy były jakby niesłyszalnym tłem, a teraz te osoby nagle usłyszały wiele dźwięków naraz i wyraźnie się cieszyły. Wymieniały się między sobą uwagami, widać było, że są podekscytowane nowością.

Czy przed wyjściem z oddziału pacjenci byli zainteresowani zajęciami?

Na początku, jeszcze przy oglądaniu atlasów, było trochę podśmiewania się, jednak ekspozycja – jak mówiłem, wystarczyło zrobić niewiele kroków – przyniosła bardzo szybki efekt. To były przede wszystkim dźwięki kilku ptaków, między innymi kosa i zięby, które wydają bardzo charakterystyczne odgłosy. Wiele osób mówiło potem, że po raz pierwszy słyszeli coś stereo, z kilku stron.

To musi robić wrażenie: najpierw jakiś obrazek w książce, a potem nagle prawdziwy ptak – dosłownie jakby specjalnie dla nas wyszedł z tego atlasu. A czy miał pan informacje zwrotne od samych pacjentów w czasie spaceru czy później od personelu?

To akurat była grupa pacjentów z silnymi lękami. Kilka osób, które – jak mówiły – stale są pogrążone w smutnych myślach, oderwało się od nich przy obserwacji ptaków. Dowiedziałem się także, że pewna osoba, w stanie bardzo silnego przepracowania, w noc po zajęciach po raz pierwszy od kilku miesięcy dobrze spała. Ci pacjenci przez cały czas przyjmują leki, jednak liczy się to, że w połączeniu ze spacerem lęk ustąpił.

Dostałem też informację od personelu, że jeden pacjent, zwykle dość agresywny, który nie poddawał się działaniu leków, był w kolejnych dniach spokojniejszy.

Czytaj także: Jak pomagać dzikim zwierzętom, aby ich nie skrzywdzić? Po pierwsze, sprawdź, czy naprawdę potrzebują pomocy...

A jakie ma pan obserwacje dotyczące osób z depresją?

Jedna osoba mówiła, że nie mogła się zdecydować, w końcu poszła z nami i w czasie zajęć jej lęk ustąpił. Kolejna pacjentka, która miała konflikt z rodziną, co ją bardzo poruszało, przestała o tym rozmyślać. Pewne osoby, które rano nie miały w ogóle energii, były ospałe i apatyczne, wyraźnie się ożywiły. Ważną funkcję spełnia tutaj element poznawczy, efekt dowiedzenia się czegoś nowego, konieczność zaangażowania się. To jest też taka odnaleziona dziecięca przyjemność, że się poznaje świat.

Podzielę się swoim doświadczeniem. Koło naszego domu na wsi mieszkają sowy, jeszcze w tym roku ich nie widziałam, ale kiedy przez kilka sezonów pojawiały się regularnie, za każdym razem byłam podekscytowana. To niesamowicie hipnotyzujące ptaki, jak z bajki.

Sowy to skądinąd bardzo dobry wzór do naśladowania – w dzień są spokojne, wydaje się, że śpią, jednak one cały czas skanują świat wokół, a wieczorem ruszają na łowy. To lekcja dla nas, żeby kiedy coś się dzieje, nie rzucać wszystkiego i wpadać w coś, co nas w gruncie rzeczy nie dotyczy.

Mindfulness.

Tak, być świadomym, co się dzieje, ale reagować w sposób adekwatny.

Sławomir Murawiec, dr hab. nauk medycznych, specjalista psychiatra, psychoterapeuta. Współautor książki (wraz z Piotrem Tryjanowskim) pt. „Ornitologia terapeutyczna”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE