1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Filmy
  4. >
  5. Czy nadal można kochać dziecko, którego wartości zaczynają rozmijać się z naszymi? Psycholożka o filmie „Moi synowie”

Czy nadal można kochać dziecko, którego wartości zaczynają rozmijać się z naszymi? Psycholożka o filmie „Moi synowie”

„Moi synowie” to opowieść o rodzinie podzielonej przez ideologię i nieodwracalnych skutkach podejmowanych wyborów. (Fot. materiały prasowe Galapagos Films)
„Moi synowie” to opowieść o rodzinie podzielonej przez ideologię i nieodwracalnych skutkach podejmowanych wyborów. (Fot. materiały prasowe Galapagos Films)
Czy będziesz nadal kochać osobę, której wartości nagle zaczynają kompletnie rozmijać się z twoimi? Gdzie leżą granice tolerancji? Czy rodzice mogą wygrać ze środowiskiem, z którym utożsamia się ich dziecko? To tylko niektóre pytania, z jakimi zostajemy po obejrzeniu filmu „Moi synowie”. W naszej rozmowie psychoterapeutce Joannie Flis stawia je Martyna Harland.

Dramat „Moi synowie” to historia dojrzałego mężczyzny Pierre’a, który wychowuje dwóch synów. Wielką nieobecną w tej rodzinie jest matka, a mężczyźni wydają się z sobą zżyci. Jednak nagle zaczyna ich dzielić sekret, a potem – kiedy ten wychodzi na jaw – poglądy. Ojciec nie może zaakceptować skrajnych przekonań swojego starszego syna Fusa. Komu pokazałabyś ten film na receptę?

Rodzicom i ich dorosłym dzieciom – to oni najczęściej stają przed pytaniem, na ile ich więź wytrzymuje próbę różnic. A może czasem musi się rozpaść, jeśli wyznawane wartości zaczynają się rozchodzić? To też dobry film dla rodzeństwa, w którym ludzie, podobnie jak główni bohaterowie, żyją niby blisko siebie, a jednak są z innych światów.

Takie kino może wspierać refleksje nad naturą relacji – czy ona kończy się tam, gdzie pojawia się sprzeczność, czy można kochać mimo wszystko? A jeśli tak, to jak zmienia się obraz osoby, którą kochamy? To też ważne pytania na tu i teraz, w naszym społeczeństwie, które coraz bardziej się polaryzuje, a różnice światopoglądowe wchodzą do rodzin, wpływają na to, jak żyjemy, co czujemy i jak na siebie patrzymy.

„Moi synowie” (Fot. materiały prasowe Galapagos Films) „Moi synowie” (Fot. materiały prasowe Galapagos Films)

Jak widzisz relację ojca z synami?

Oglądając ten film, czułam duży ciężar milczenia. Ono nie jest tu neutralne, to zawsze jest komunikat, a dzieci odczytują niedopowiedzenia na swój sposób. Ojciec rzeczywiście przeoczył moment, w którym potrzebny był dialog. Wydaje mi się, że członkowie tej rodziny nie potrafią rozmawiać, bo nie mają wystarczająco rozbudowanego języka, żeby mówić o emocjach, a to podstawa komunikacji.

Być może w tym domu panuje przekonanie, że dzieci powinny odnajdywać swoją drogę samodzielnie? A może chodzi o lęk przed rozmową, bo ona demaskuje bezradność, bezsilność i wszelkie różnice? I co później z tym zrobić? To właśnie niewypowiedziane i niewyodrębnione różnice wybuchły tu z wielką siłą. One dały głównemu bohaterowi autonomię, inaczej by jej nie zdobył. Myślę, że na to nie było miejsca w tej rodzinie.

Można było tego uniknąć?

Uważam, że mogłaby ich uratować wspólna nauka komunikacji. Czyli: martwię się o ciebie – ale w sensie: chcę cię zrozumieć, nie oceniać. Nie zabrakło tu autorytetu ojca, tylko jego otwartości na poznanie przyczyn różnic pojawiających się, gdy syn zaczął dorastać. Jest tu zresztą coś bardzo uniwersalnego dla wielu ojców i synów, którzy nie potrafią wejść w prawdziwy dialog, bo brakuje im wzorców. Jest wiele filmów, które pokazują toporny męski dialog albo symboliczny brak rozmowy, jak w tym wypadku, ale są też filmy jak „Osiem gór”, w którym bohaterowie pogłębiają rozmowę, mimo że różnica między nimi jest duża i symboliczna. Dlatego uważam, że brak komunikacji o nawarstwiających się różnicach jest jednym z mechanizmów systemowych występujących w tej rodzinie. Przez to młodzi bohaterowie byli właściwie skazani na walkę o odrębność, co wcześniej czy później przyniesie szkody.

Ważny jest również wątek manipulacji środowiska. Jak to się dzieje, że mamy tak mały wpływ na nasze dzieci?

Młodzi ludzie są niezwykle podatni na wpływy mediów, grup rówieśniczych i różnego rodzaju ideologii, bo potrzebują punktu odniesienia. Zresztą dzisiaj starsi ludzie dorównują młodym, bo poziom krytycznego myślenia spada.

Psychologia mówi jasno, że rodzic kształtuje tylko część tożsamości dziecka, resztę tworzy świat, którego nie da się całkowicie kontrolować. A mimo to w naszej kulturze nadal silnie obarcza się rodziców pełną odpowiedzialnością za wszystko, co dzieje się z ich dzieckiem. Ten film świetnie pokazuje bezradność wobec siły systemu społecznego. Bez rozwiązań systemowych trudno jest pomagać takim rodzinom i dzieciom, rodzic jest właściwie w takiej sytuacji bezbronny.

Myślę, że z podobnymi problemami mierzą się opiekunowie dzieciaków uzależnionych od mediów społecznościowych, narkotyków, substancji psychoaktywnych czy hazardu.

W tej rodzinie nie ma matki.

Nieobecność matki w tym filmie nie jest tylko brakiem jednej osoby, ale luką, która zmienia cały układ, siłę i emocje w domu. Wszyscy bohaterowie borykają się tu z niewyrażonym gniewem, który transformuje się na różne sposoby. Od radykalizmu u syna przez niezdolność do komunikacji u ojca po rodzaj poddania się wobec tego, co dzieje się z chłopakiem. W systemach, w których brakuje ważnej figury, często rośnie napięcie, przez co pojawiają się tajemnice i konflikty. Bo rodzina, jak każdy system, będzie próbowała zrównoważyć taką stratę na swój sposób. W terapii często powtarzamy, że nieobecność kogoś ważnego może być równie kształtująca jak jego obecność. Z perspektywy systemowej to właśnie często figura matki wnosi zdolność do komunikacji i opiekowania się emocjami, czego tu zabrakło.

„Moi synowie” (Fot. materiały prasowe Galapagos Films) „Moi synowie” (Fot. materiały prasowe Galapagos Films)

Czy inne wartości oznaczają, że miłość jest niemożliwa? W przypadku relacji romantycznej tak bywa, a jak jest z dziećmi?

Film zaprasza nas do refleksji nad tym, na ile więź między nami może trwać i chronić naszą miłość. Bo przecież ludzi łączą trzy typy więzi: to, że się lubimy lub kochamy; to, że występujemy w roli – ojca, siostry, brata itd.; a trzecia to więzi prawne, nakładające na nas pewne obowiązki. W tym filmie pięknie się to przenika – czy pomimo więzi rodzinnych jesteśmy w stanie utrzymać więź emocjonalną, czyli sympatię do siebie, również w tej sytuacji, gdy nasze przekonania i zachowania stają się sprzeczne?

W relacji romantycznej, gdy kończy się miłość, to często oznacza również koniec więzi systemowej. Ktoś przestaje być naszym partnerem, mężem lub żoną, rozwodzimy się i nie mamy wobec siebie zobowiązań. W rodzinie to tak nie działa. Rodzice są prawnie zobowiązani do opieki nad dziećmi. Dlatego pytanie, jak te sztywne więzi rodzinne wikłają nas, a kiedy zapraszają do emocjonalnego zaangażowania się w relacje, w których już siebie nie rozumiemy, nie lubimy, nie szanujemy. Jak to sobie wtedy wzajemnie wybaczyć? I chociaż miłość rodzicielska potrafi trwać nawet wtedy, gdy wartości się rozchodzą, to nie pozostaje taka sama, przez to, że zmienia się obraz osoby i naszego dziecka.

Niedawne badania z Anglia Ruskin University opublikowane we „Frontiers in Psychology” pokazują, że ekstremiści często wykorzystują platformy związane z grami do rekrutacji młodzieży.

Badania pokazują, że różni ekstremiści celowo eksplorują przestrzeń gier i Internetu, bo właśnie tam młodzi ludzie szukają dla siebie miejsca. To często osoby, które pragną w życiu czegoś większego, jakiejś silniejszej przynależności, siły w świecie, w którym mamy problem z definicją męskości. Nie do końca wiadomo, jaka ona jest i jaka ma być. Środowiska prawicowe rosną w siłę, bo odpowiadają prosto na tę potrzebę, próbując nazwać, co dobre, a co złe. Dają poczucie mocy, wpływu i kontroli, szczególnie tym zagubionym. Właśnie dlatego to tak niebezpieczne zjawisko.

Amerykański psychiatra Nicholas Kardaras w swojej książce „Dzieci ekranu” przywołuje badania, z których wynika, że użytkownicy platform dla graczy bardzo potrzebują przynależeć do większej społeczności. Jest w nich także większy potencjał agresji, a im bardziej przemocowa gra, tym bardziej agresja eskaluje. Środowiska prawicowe budują się właśnie na gniewie i złości. Dlatego warto pomagać młodym w obsługiwaniu i regulowaniu odczuwanych emocji.

„Moi synowie” (Fot. materiały prasowe Galapagos Films) „Moi synowie” (Fot. materiały prasowe Galapagos Films)

Czy z gniewem można zrobić coś dobrego?

Zagniewanie jest też energią młodych mężczyzn, którą można spożytkować inaczej niż w aktach przemocy. Na przykład jako punkt wyjścia do kreatywności i działalności aktywistycznej, dających młodym szansę na poczucie wpływu. Gniew można również transformować w pracy z ciałem, sztuką i wszelkiej działalności, w której wytwarzamy nową jakość!

Jednak społeczeństwo, a często też my, rodzice, boimy się tego i mówimy: tu nie ma miejsca na gniew albo na tyle gniewu. Dlatego młodzi, zamiast tworzyć z tego coś nowego i pięknego, wpadają w schematy, które dają proste narracje, ale jednocześnie mówią im, że ich zagniewanie jest okej, a nawet jest wartością.

Joanna Flis, psycholożka, certyfikowana, psychoterapeutka uzależnień i współuzależnienia, autorka książek. Prowadzi podcast „Madame Monday”.

Reżyserki Delphine Coulin i Muriel Coulin o filmie „Moi synowie”

Pewnego dnia powiedziałam siostrze, że myślę, że nawet gdyby była odpowiedzialna za jakieś przestępstwo, to nadal bym ją kochała. A ona odpowiedziała: u mnie wygląda to inaczej, to zależy od tego, co byś zrobiła. Pomyślałam wtedy, że siostra nie kocha mnie naprawdę, jeśli stawia warunki. Od tego wszystko się zaczęło. Potem trafiłyśmy na powieść Laurenta Petitmangina „Ce qu’il faut de nuit”, w której główny bohater stoi przed takim samym dylematem jak w filmie. Najlepiej do tej figury ojca pasował nam Vincent Lindon. On w pewien sposób reprezentuje nas wszystkich we Francji, którzy zastanawiamy się dzisiaj nad tym, dlaczego tak wiele osób głosuje na skrajną prawicę. Nasz bohater od początku mówi: martwię się... Może jednak głęboka i szczera rozmowa – zamiast samego lęku – coś by zmieniła?

Ojciec i jego młodzi synowie są zagubieni. Zrozumieli, że muszą coś odrzucić z toksycznej męskości, ale nie wiedzą, na co to wymienić. To jest najważniejszy wątek i konflikt w naszym filmie. Z kolei kobiece bohaterki pełnią inne funkcje niż zazwyczaj: są związane z wiedzą lub sprawiedliwością. Odwracamy role, również w stosunku do fabuły powieści, jednak pokazując młodych mężczyzn, nie erotyzujemy ich ciał, tak jak inny reżyser mógłby zrobić dawno temu z aktorkami. Dla nas ważne było to, żeby widz poczuł energię młodości – po to, by zastanowić się, jak ją dzisiaj wykorzystujemy.

Dlaczego jako społeczeństwo nie mamy właściwie zbyt wiele do zaproponowania młodym mężczyznom? Pokazałyśmy to w scenie filmu, gdy na szerokim ujęciu widać jednego syna w jednym pokoju, drugiego w innym, a ich ojca na dole w wielkim łóżku, w którym brakuje kobiety. Wielką nieobecną jest tu matka. Scenografia i rozplanowanie całego mieszkania pokazują stratę tej rodziny od środka.

„Moi synowie” w kinach

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE