„Jesteśmy dla siebie najważniejsi, ważniejsi niż wszystkie konflikty, niż wszystko, co robimy i tworzymy. Z tego wyłania się wartość sama w sobie – wartość naszej więzi. Pielęgnujmy ją najlepiej jak umiemy” – mówi Benedykt Peczko, psychoterapeuta.
W jaki sposób chcą być kochane kobiety? A w jaki mężczyźni? Sue Johnson w książce „Przytul mnie” pisze, że pod tym względem się nie różnimy: wszyscy pragniemy bezpiecznych więzi, karmiącego związku pełnego troski, ochrony, wsparcia, otwartości, dostrojenia. Kobiety z całą pewnością pragną czuć się pewnie i bezpiecznie w relacji. Potrzebujemy być widziane, słyszane, rozumiane, kochane całym sercem.
Tego samego pragną mężczyźni. Chcą być kochani. Pragną, aby kobiety dawały wyraz swoim uczuciom poprzez dotyk, pogłaskanie, pocałowanie, słowa wsparcia, zachęty i otuchy. Przyjęło się uważać, że w ten sposób zachowujemy się w stosunku do dzieci. Kontakt fizyczny, bliskość niekoniecznie o charakterze erotycznym, jest czymś, dzięki czemu przetrwaliśmy jako gatunek. Poprzez ciepłe, serdeczne gesty potwierdzamy: widzę cię, jesteś mi bliski, jesteśmy razem. To w żadnym wypadku nie jest dziecinne. Dzieci potrzebują bliskości, akceptacji, przyjęcia, aby mogły się rozwijać. My, dorośli, zakładamy maski chłodu i obojętności, ale to nie znaczy, że nie potrzebujemy bliskości. Miłość, troska to są warunki przetrwania.
Jest takie zalecenie w tantrze: gdy czujecie się od siebie oddaleni, przytulcie się mocno, to znak, że trzymacie się waszej miłości.
Codzienny dotyk, czułość są podstawą bezpiecznego związku. Mężczyźni, z którymi rozmawiam, często są sfrustrowani tym, że ich partnerki bardzo dużo wymagają, jednak nie doceniają osiągnięć, wysiłków, starań. Bez ciepłych uczuć relacja oparta jest na obowiązkach podejmowanych siłą woli. Nie ma przepływu miłości, przyjęcia z głębi serca. W takich związkach już nawet nie martwimy się o siebie, pozostają: chłód, wymagania, żal i pretensje. Jeśli bliska osoba martwi się o mnie, wysyła komunikat: jesteś dla mnie ważny. Możemy to lekceważyć: „Nie ma się o co martwić”, jednak odbieramy ten przekaz: jest ktoś, kto o mnie myśli, komu na mnie zależy. Dotyk, pogłaskanie, pocałunek mówią to samo: czuję cię, jesteś mi bliski.
Jesteśmy w sposób naturalny wyposażeni w potrzebę bezpiecznych więzi. Kiedy mężczyzna czuje się bezpiecznie w relacji?
Wtedy, gdy czuje się akceptowany, kochany, słyszy słowa uznania, docenienia, wsparcia i troski. Znam mężczyznę, który buduje modele żaglowców. Jego partnerka nie podziela tej pasji, jednak widzi, że żaglowce go relaksują. Wie, że to jego niespełnione marzenie z dzieciństwa. Biorą pod uwagę pasję mężczyzny przy planowaniu urlopu, weekendów. Poczucie bezpieczeństwa tego mężczyzny radykalnie wzrasta, gdy bliska kobieta wspiera go także w tej specyficznej aktywności. Co jest istotą? Pełne, otwarte przyjęcie bliskiej osoby. Bezpieczeństwo wiąże się z zaufaniem, pewnością. Jeśli ufamy sobie nawzajem, wtedy jest przepływ, rezonans. Czemu ufam? Najgłębszym intencjom bliskiej osoby w stosunku do mnie, ufam jej miłości. Te uczucia płyną naturalnie. Mogą oczywiście pojawić się ciemne chmury, burze i błyskawice, jak to w naturze. Jednak burza nie oznacza końca świata. Rozładowują się pewne napięcia elektryczne, za chwilę wzejdzie słońce, będzie widno i ciepło.
W końcu nigdy nie jest burzowo cały czas.
To daje głębokie poczucie spokoju, pewności i bezpieczeństwa właśnie. Burze nie są zagrożeniem, są elementem naszego świata. Przeszliśmy niejedną burzę, i to dodatkowo nas zbliża. Świadomość, że mimo różnych burz ona nadal chce być ze mną, wzmacnia poczucie bezpieczeństwa. To znaczy, że jestem ważny. Że jesteśmy dla siebie najważniejsi – ważniejsi niż wszystkie burze, niż wszystko, co robimy i tworzymy. Z tego wyłania się wartość sama w sobie – wartość naszej więzi.
W jaki sposób o pragnieniu bezpieczeństwa mówią kobiety w gabinecie psychoterapeuty?
Kobiety potrzebują jeszcze więcej opiekuńczości niż mężczyźni. Opiekuńczość jest dla nich wyrazem i potwierdzeniem uczuć mężczyzny. Zaczyna się od wicia gniazda. Kobiety rodzą dzieci, więc potrzebują wiedzieć, że partner zadba o dom, środki na życie, a gdy dzieci podrosną, pomyśli o wyborze przedszkola i szkoły. Pragną pytań o potrzeby. Czego potrzebujesz? Co sprawiłoby ci radość? Jak chciałabyś spędzić najbliższy weekend, święta? Pragną zainteresowania ich sprawami, problemami. Gdy na przykład kobieta jest na urlopie wychowawczym, pragnie, aby mężczyzna okazał swoją miłość poprzez wysłuchanie, jak jej minął dzień, jak się czuje. Żeby zatroszczył się, czy nie potrzebuje przerwy od dzieci, od codziennych obowiązków. Żeby zorganizował życie rodziny w ten sposób, aby kobieta miała czas i przestrzeń tylko dla siebie. Kobiety lubią mieć poczucie, że mogą polegać na mężczyźnie, że on dotrzyma słowa, spełni to, na co się wspólnie umówili. Mężczyzna uważny na potrzeby kobiety kontempluje jej osobę i ich związek. Dla kobiety taki mężczyzna to marzenie. Natomiast najbardziej niepokojąca, frustrująca i bolesna dla kobiet jest nieobecność emocjonalna mężczyzny. Może być obok, poświęcać czas, jednak jest rozproszony, nieobecny, gdzieś odpływa. Brakuje zatrzymania się w tym momencie, bycia naprawdę razem.
Jest takie słynne powiedzenie Eriki Jong: „Tylko miłość warta jest peanów. To dlatego ludzie zachowują się wobec niej tak cynicznie. Warto za nią walczyć, popisywać się odwagą, ryzykować dla niej wszystko. A problem w tym, że jeśli nie zaryzykujesz wszystkiego, ryzykujesz jeszcze więcej”. Miłość jest naszą duchową ewolucją. Co może być ważniejszego?
Ten rodzaj głębokiej intymności związanej z otwartością na siebie nawzajem jako na istoty ludzkie może być jeszcze bardziej wymagający niż seks. Zatrzymujemy się. Jesteśmy na siebie całkowicie otwarci nawet wtedy, gdy chwilowo się nie rozumiemy. Jesteśmy tu ze wszystkim, co jest. Nie uciekamy w pracę, w karierę, w obowiązki domowe, w kłótnie. Jesteśmy świadomi i uważni na to, co dzieje się w naszej relacji, na uczucia, które się pojawiają, i na świat jednocześnie. Gdy razem w tym uczestniczymy, doświadczamy głębokiej intymności. To chwila doskonała.
Co może być zagrożeniem dla takiej intymności?
Rywalizacja. O dzieci, pozycję, wpływy, władzę. Wtedy znika otwartość, znika bliska osoba. Jest cel do osiągnięcia.
Cel? W relacji?
Celem może być moja pozycja, prestiż, poczucie siły, dominacji. Gdy słyszę o „sukcesie wychowawczym”, o „sukcesie w seksie”, to oczywiście rozumiem, o co chodzi, jednak słowo „sukces” jest tu całkowicie obce. Te sfery życia były opisywane inaczej, nie w tych kategoriach. „Sukces miłosny” to sprzeczność sama w sobie. Sukces jest wynikiem starań, dążeń, wysiłku, nakładów. To, co może wymagać wysiłku, determinacji, to pokonanie pewnych zahamowań, blokad. Miłość jako taka nie potrzebuje sukcesu. Ona już jest, to stan naturalny. Głęboki, potężny nurt.
Moja przyjaciółka mawia, że nic tak nie uspokaja jej partnera jak parująca zupa, którą mu podaje, gdy on wraca z pracy.
Taka zupa to nie tylko karmienie biochemiczne. To coś więcej – troska, miłość. Bezpieczeństwo rodzi się z małych, drobnych rzeczy, działań, gestów, czynności. Mężczyzna, który czyści buty i przynosi kwiaty, przyczynia się do poczucia bezpieczeństwa kobiety w ich relacji. Potrzebujemy dostrzegać te gesty i je doceniać. Bardzo łatwo na co dzień się do nich przyzwyczaić. One znikają z pola widzenia, jakby ich nie było. Kiedy je dostrzegamy, wzbudzamy w sobie wdzięczność. Z wdzięcznością wzrasta poczucie bezpieczeństwa, poprawia się stan zdrowia. Przeżywanie wdzięczności chroni serce, wpływa na metabolizm. Znosi napięcie, jest „reakcją relaksacyjną”, jak to określił amerykański lekarz Herbert Benson. To antidotum na stres, na toksyczne wpływy środowiska, w którym żyjemy. Gdy te proste, małe gesty i działania zaczynają płynąć, mamy przepływ – miłości, troski i wsparcia. Ważne tylko, by miłość płynęła w obie strony.
Poczucie bezpieczeństwa w relacji mocno nadużywa zdrada.
Intymna więź poradzi sobie nawet z tym. Chwilowy brak poczucia bezpieczeństwa może być pomocny, bo sygnalizuje, że w naszej relacji czegoś zabrakło, skoro taki epizod miał miejsce. Otwieramy się na to, co się wydarzyło, także na ból, zranienie, wściekłość. Otwartość w bliskiej relacji w sytuacji, gdy przechodzimy przez tak trudne doświadczenie, może w efekcie wzmocnić poczucie bezpieczeństwa. Ważna jest lojalność. Jeśli zdrada spowoduje rozstanie, to para, która wcześniej doświadczyła tej jakości w związku, o której mówimy, pożegna się z szacunkiem i troską o siebie nawzajem. I to będzie lojalność. Poczucie bezpieczeństwa w takiej sytuacji może być znacznie większe niż wtedy, gdy związek jest utrzymywany na siłę, gdy mają miejsce zdrady, związki równoległe. Wszyscy o tym wiedzą, ale się o tym nie mówi. W takiej atmosferze można się pochorować. Czytałem ostatnio o takich badaniach. Okazuje się, że długo utrzymywana toksyczna relacja osłabia system immunologiczny do tego stopnia, że jesteśmy narażeni na najpoważniejsze choroby.
Maria Czubaszek mawiała, że „gdy jest wielka miłość, to nawet małżeństwo nie zaszkodzi”. A co dopiero zdrada.
Poczucie humoru to wspaniały doradca. Jeśli pozwalamy sobie na humor w relacji, to znaczy, że czujemy się bezpiecznie. Nie mówimy tu o humorze, który jest napastliwy, atakujący, skierowany przeciwko komukolwiek. Uzdrawiający humor to taki, któremu towarzyszy szacunek, który jest wyrazem umiejętności wspólnego bawienia się, luzu. Taki humor pozwala przekraczać bariery i sztywne schematy funkcjonowania w relacji.
Przyjaciel opowiadał mi, że gdy jego żona rozwścieczona czymś posyłała mu wiązankę niecenzurowanych epitetów, on uklęknął przed nią, potem się pokłonił, dotykając czołem podłogi, następnie jej nogę położył na swojej głowie i mamrotał: „Dziękuję za pouczenie i proszę o więcej!”. Dopiero wtedy się roześmiała.
Terapeuci chętnie wykorzystują humor. Jedna z kłócących się par dostała taką pracę domową: gdy zauważą, że zaczynają się kłócić, ona wchodzi do wanny, a on siada na sedesie i kłócą się dalej. Okazało się, że to najskuteczniejszy sposób, by przestać się kłócić, a zacząć się śmiać. Humor rozluźnia atmosferę, dystansuje od zmartwień i poczucia zagrożenia. To jest element dziecięcej ciekawości i zabawy. Możemy bawić się naszymi pasjami, wspólnymi podróżami. Praca może być zabawą. Życie może być zabawą. Dziecko w nas nigdy nie przestaje istnieć. To, co dziecięce, może być również dorosłe, bo jest po prostu naturalne, organiczne.
Benedykt Peczko, psycholog, trener NLP, akredytowany coach i superwizor Izby Coachingu i psychoterapeuta. Założyciel i dyrektor Polskiego Instytutu NLP.