1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. „Kogoś ty sobie wybrał!” Jak budować zdrową relację między rodzicami i partnerami dorosłych dzieci?

„Kogoś ty sobie wybrał!” Jak budować zdrową relację między rodzicami i partnerami dorosłych dzieci?

Ilustracja Katarzyna Bogucka
Ilustracja Katarzyna Bogucka
Związki naszych dorosłych dzieci przemodelowują dotychczasowe relacje w rodzinie. Jak je na nowo układać, podpowiada psychoterapeuta Wojciech Eichelberger

Artykuł pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 11/2025.

Alina Gutek: Pokutuje wiele stereotypów dotyczących relacji synowych i zięciów z teściami. Najgorzej wypada w nich teściowa, a najbardziej skazana na niepowodzenie jest jej relacja z synową. Czy te stereotypy znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości?

Wojciech Eichelberger: Skoro stereotypy powstały, to zapewne nie bez powodu. Wyrastają one przecież na gruncie często powtarzających się zdarzeń. Nie oznacza to jednak, że są uogólnioną prawdą. Ale trzeba wiedzieć, że stereotypowe myślenie nie zakłada wyjątków, a tym samym nie pozwala ocenić prawdziwej skali zjawiska, do którego się odnosi. Będziemy więc takiego myślenia unikać. Jedno z całą pewnością można powiedzieć: problemy w relacjach teściów z zięciami czy z synowymi występują na tyle często, że warto o nich porozmawiać.

Zacznijmy od tych potencjalnie najbardziej napiętych, czyli między teściową i synową. Jakie są tu główne przyczyny trudności?

Najczęstszym powodem jest uwikłanie syna w związek z matką. Szczególnie dotyczy to matek, które są w kiepskich lub nieistniejących związkach z ojcami swoich synów.

Przecież coraz więcej matek wychowuje dzieci, w tym synów, samodzielnie.

Ano właśnie. W takich okolicznościach wikłanie i zawłaszczanie syna przez matkę jest z pewnością częstsze. Obserwacje terapeutów wskazują, że typowe nieświadome strategie wikłania synów przez matki – że użyję moich metaforycznych skrótów – to: matka demiurg, matka dzidzia i matka syrena.

Matka demiurg jest wobec syna tak bardzo kontrolująca i nadopiekuńcza, że syn nabiera przekonania, że nie ma szans poradzić sobie bez niej w życiu. Druga – dzidzia – demonstruje wobec syna słabość, bezradność, kruchość, chorowitość, lęk oraz smutek i czyni go powiernikiem wszystkich swoich problemów. Wtedy syn dorasta w przekonaniu, że nie może jej zostawić, bo matka nie poradzi sobie bez niego. Trzecia matka – syrena – czyni syna zastępcą jego ojca, wymarzoną wersją swojego życiowego partnera, a więc wychwala go, idealizuje i uwodzi, subtelnie erotyzując relację z nim. Jej syn dorasta wtedy w skrywanej i złudnej nadziei stania się w nieokreślonej przyszłości pełnoprawnym partnerem matki oraz w przekonaniu, że lepszej partnerki nigdy nie znajdzie. Niewiele matek – nie tylko tych samotnych czy samodzielnych – zdaje sobie z sprawę, że dzieci ma się po to, by im przyprawić skrzydła, dzięki którym będą mogły możliwie szybko wyfrunąć z gniazda w swoje życie. Kiedy zamiast dodawać synowi skrzydeł, nieświadomie mu je podcinają, bywa to nazywane „psychiczną kastracją”. A gdy nadchodzi czas na wylot z gniazda, okazuje się, że syn rzeczywiście nie jest przygotowany do samodzielnego życia i musi jeszcze pozostać w gnieździe.

Gdy więc w życiu syna pojawia się dziewczyna i potencjalna partnerka, to matka demiurg uznaje ją za zagrożenie dla życia syna, matka dzidzia za zagrożenie dla własnego przetrwania, a matka syrena za groźną rywalkę. Wtedy uwikłany syn może na przykład usłyszeć od matki: „Kogoś ty sobie wybrał! Na pewno cię nie kocha! Ona cię wykorzysta i porzuci! Gdzie ci będzie lepiej niż w domu?!”.

No nie, takim otwartym tekstem to chyba nie mówią!

Wielokrotnie słyszałem to od męskich klientów. Przytaczali całe cytaty zaczerpnięte z zapamiętanych przemów ich matek.

A gdzie byli wtedy ich ojcowie?

Ojciec, nawet gdy jest obecny i aktywny w życiu rodzinnym, to też staje się ofiarą strategii wikłających matek w tym sensie, że uznaje syna albo za rywala, albo za wybawienie. Wtedy nie wstawia się za synem, nawet nie próbuje mitygować „kastracyjnych” zapędów matki. Albo jest wobec syna krytyczny, kpiący i wrogi, albo bierny i nieobecny. W tym drugim przypadku ojciec „rzuca syna na pożarcie” matce: niech ona się bawi synem, będę miał więcej spokoju i swobody. Mówimy oczywiście o matkach, które nie miały okazji uświadomić sobie i zaleczyć wyniesionych z dzieciństwa niedoborów troski, szacunku, uznania i miłości i nie są w stanie poddać krytycznej refleksji swojego postępowania z synem. Dotyczy to zwłaszcza tych matek, które wyszły ze swoich pierwotnych rodzin z poczuciem, że nie nadają się do kochania, czyli prawdopodobnie z domów dotkniętych uzależnieniem któregoś z rodziców, przemocą. Wtedy syn staje się wymarzonym obiektem do zastępczego czy kompensacyjnego zaspokajania wyniesionych z dzieciństwa matczynych emocjonalnych niedoborów. Dużo i długo można by mówić o możliwych komplikacjach w związkach synów z ich samotnymi lub samodzielnymi matkami. Dogłębnie i obszernie zająłem się tym w kursie online pod tytułem „Wychowany przez matkę” dostępnym na platformie positivelife.pl. Polecam zainteresowanym.

Wiele matek miało niedobre doświadczenia jako synowe. Dlaczego zatem nie rozumieją partnerek swoich synów?

Refleksja na ten temat jest bardzo trudna, bo doświadczenie z teściową nakłada się na wcześniejsze frustracje w związku z matką: „Matka męża też mnie nie lubi i nie chce – tak jak moja”. Wtedy syn jawi się jako jedyna bezpieczna inwestycja emocjonalna, a synowa siłą rzeczy staje się rywalką.

Jak powinna zareagować matka, gdy syn przychodzi do niej wyżalić się na żonę, szukać wsparcia? Nie powinna mieszać się w sprawy młodych czy jednak jakoś mu pomóc?

Matka dojrzała, świadoma swoich deficytów i ograniczeń, mająca dobry, serdeczny związek z ojcem syna, będzie wspierać syna w budowaniu dobrej, trwałej relacji z jego partnerką, czyli z synową, i uzna ją za sojuszniczkę w tym przedsięwzięciu. Będzie zachęcała syna, żeby pracował nad sobą, a w razie problemów nie rezygnował przedwcześnie. Natomiast matka, która w głębi duszy uważa, że jest i zawsze powinna być najważniejszą i najlepszą kobietą w życiu syna, będzie skrycie cieszyć się z tego, że w związku syna się nie układa, a nawet świadomie temu związkowi szkodzić.

Czytaj także: „Synek mamusi”, „córeczka tatusia” – jak uwolnić się od bagażu przeszłości i stworzyć własną rodzinę?

Matki synów powinny być dla synowych takimi tłumaczkami świata kobiet, zwłaszcza w trudnych momentach, gdy na przykład rodzą się dzieci?

To bardzo mądra postawa. Ale wygląda na to, że nazbyt rzadka.

W twoim gabinecie synowe narzekają na teściowe?

Zdarza się. Jeśli synowa wyczuwa, że teściowa rywalizuje z nią o uczucia syna, o jego uwagę i obecność, to konflikt z matką partnera bywa bardzo ostry. Bo wtedy synowa słusznie czuje, że jej głównym zadaniem jest wyrwać uwikłanego partnera z objęć matki. Leży to zresztą w jej najlepiej rozumianym interesie, bo jeśli nie przetnie pępowiny, która wiąże jej wybranka z matką, to nie zagwarantuje on bezpieczeństwa rodzinie, którą chce z nim stworzyć.

Ale bywa, że teściowe bardzo się starają, a synowe – może zrażone stereotypami – traktują je z ostentacyjną rezerwą. Jak matki synów mogą przebić się przez mur niechęci synowych?

Najskuteczniejszym sposobem jest wycofanie się z rywalizacji z synową o uczucia, czas i uwagę syna. Ale i to może nie pomóc, bo postawa synowej wobec teściowej zależy nie tylko od siły stereotypu teściowej, lecz w dużej mierze od jakości relacji synowej z jej matką. Czasami, gdy matka synowej była trudna i zdystansowana, to w relacji z teściową synowa może chcieć uzupełnić sobie deficyty ciepła, bliskości i wsparcia. I wtedy, jeśli teściowa otworzy serce na trudny los dziewczynki, która teraz chce dzielić życie z jej synem, to stanie się dla synowej lepszą wersją jej matki, co nie do końca jest korzystnym rozwiązaniem, ale z dwojga złego lepszym niż wzajemna wrogość.

Zdarza się i tak, że synowa wraz z teściową tworzą koalicję przeciwko partnerowi – synowi. W psychoterapii nazywa się to „sojuszem rywalek”. Podskórnie trwa rywalizacja o syna, która jednak zostaje przykryta pozorami sympatii, współpracy i zażyłości. Nie polecam! Najlepszym rozwiązaniem dla matek niezdolnych do szczerego zaakceptowania partnerki syna jest wycofanie się.

Na dobrą sprawę matka powinna zaprzestać wtrącania się w wybory, w przygody emocjonalno-erotyczne syna już od 16. roku jego życia, by stwarzać mu przestrzeń do budowania autonomii. A gdy dorastający syn przychodzi po rady dotyczące jego relacji z dziewczynami, powiedzieć mu: „Na pewno sobie poradzisz”.

Może odesłać go do ojca.

Oczywiście, choć bywa to trudne. Bo jeśli matka przez lata budowała relację z synem na zasadzie: „będę dla niego najważniejsza i niezastąpiona”, to jednocześnie psuła relację syna z ojcem. Odsyłanie go do ojca może się skończyć fiaskiem, skoro ten przez wiele lat był nieświadomie zazdrosny o jej uczucia do syna. Jak widać, są to sprawy niejednokrotnie bardzo skomplikowane i trudne, często wymagające psychoterapeutycznego wsparcia.

Czy w relacje synowej z teściową może się też wkraść konkurowanie na różnych polach?

Tak może być, zwłaszcza kiedy trwa między nimi rywalizacja o syna i partnera. Matka czuje wtedy, że nie ma szans w starciu z dużo młodszą synową, że syn, napędzany pragnieniem seksu i ojcostwa, nieuchronnie wybierze partnerkę. Świadoma matka powinna wtedy zrezygnować z rozpaczliwego zabiegania o względy syna poprzez podnoszenie i eksponowanie swojej kobiecej atrakcyjności i rozgościć się wygodnie w roli dyskretnej i zdystansowanej mentorki.

A „uwodzenie” zięciów przez teściowe? Znam takie, które opiekują się nimi jak synkami.

Tak też bywa. To bardzo trudne dla córki, gdy matka rywalizuje z nią o uczucia i pragnienia jej partnera, a w konsekwencji związek córki z matką może zamienić się w rywalizację dwóch nienawidzących się kobiet. Ale bywa i tak, że teściowa od początku nie akceptuje zięcia, tego, kim jest, jak wygląda, w co wierzy.

Wspólną przyczyną problemów związanych zarówno z sytuacją synowych, jak i zięciów jest po prostu deficyt więzi między rodzicami młodych. Jeśli więc jako rodzice czy teściowie chcemy zapobiec komplikacjom w relacjach z dorosłymi dziećmi i ich partnerami, to musimy zadbać o jakość naszych partnerskich związków. Jeśli nasz związek jest dobry, to puste gniazdo go nie zrujnuje, a rodzice i teściowie będą w stanie skorzystać z unikalnej okazji do budowania swoich związków i wspólnego życia na własnych zasadach i w imię własnych celów.

Z moich obserwacji wynika, że w relacji teścia z synową jest mniej konfliktów.

Ta relacja jest symetryczna do relacji teściowej z zięciem. To prawda, bywa w niej mniej punktów zapalnych. Jednym z nich może być to, że teść, który nie doznaje satysfakcji w związku ze swoją żoną, nadmiernie zabiega o uczucia synowej, lokując w niej nierealistyczne nadzieje. Co z kolei może wywołać konflikt z synem. Raz jeszcze widać, że najlepsze, co możemy zrobić jako rodzice czy teściowie – zarówno córek, jak i synów – to zatroszczyć się o własne związki.

Teść z zięciem też mogą zawierać koalicję płci? Między nimi jest chyba mniej kolizji niż między synową a teściową.

Sojusz rywali może powstać, gdy teść nie za bardzo chce wypuścić swoją córkę z objęć, a zięć to widzi, więc żeby to jakoś załagodzić i udobruchać teścia, zaczyna się z nim przyjaźnić. To dobre rozwiązanie, bo może ograniczać zapędy teścia do uwodzenia dziewczyny zięcia-przyjaciela.

Mówisz o większej odpowiedzialności rodziców (teściów) dorosłych dzieci za rodzinną relację. Ale często to młodzi są roszczeniowi, nie starają się o dobre stosunki.

Trudno spodziewać się po dzieciach, że będą bardziej świadome i sprawcze niż dorośli w naprawianiu skomplikowanych relacji międzypokoleniowych. Może tak się wydarzyć, ale z reguły to jest odpowiedzialność rodziców, bo to my, rodzice, formatujemy fundamenty psychiki naszych dzieci i ich strategie przeżycia w otoczeniu dorosłych. Córki uczą się od mamy, na czym polega kobiecość, synowie od taty – na czym polega męskość, a jedni i drudzy od obojga rodziców dowiadują się, na czym polega relacja między mężczyzną a kobietą. Nasze dorosłe dzieci stają się potem naszym lustrem, a nierzadko wręcz krzywym zwierciadłem, w którym widzimy to, czego je nauczyliśmy i czego zabrakło. Musimy pamiętać, że dzieci nie pojawiają się na świecie po to, żeby uszczęśliwiać rodziców. Niestety, ogromna większość rodziców ma nadzieję, że dzieci wynagrodzą im wszystkie niedostatki ich losów. To błąd. Bo dzieci nie są po to, żeby nam cokolwiek wynagradzać.

Dzieci nie są dla nas, tylko my jesteśmy dla dzieci. Powtórzę – naszym zadaniem jest przyprawić im skrzydła, żeby jak najszybciej wyfrunęły z domu i zaczęły budować swoje życie i ewentualnie swoją rodzinę.

Często rodzice dorosłych dzieci są rozczarowani tym, kogo dzieci wybierają na partnerów. Powinni to rozczarowanie ukrywać?

Dzieci mają wybierać tak, jak podpowiada im serce i ich konstrukcja psychiczna, w ogromnej mierze stworzona przecież przez rodziców. Mają prawo do swoich błędów i uczenia się na nich. Rodzice nie powinni więc decydować o tym, czy i jakiego partnera wybierze syn czy córka!

Sądzisz, że jest możliwa zdrowa relacja między rodzicami i partnerami dorosłych dzieci?

Zdecydowanie tak. To, czy młodym wiedzie się w związku, zależy między innymi od tego, co wynieśli od swoich rodziców i ze swojej relacji z nimi. W związkach naszych dzieci też działa zasada walizki – a więc partner czy partnerka naszego dziecka w dużej mierze dostaje od naszego syna czy córki to, co my, rodzice, tam wcześniej zapakowaliśmy.

Ale związek naszego dziecka zależy też od jego partnera czy partnerki, a na niego czy na nią wpływu nie mieliśmy.

Partner czy partnerka naszego dziecka jest drugą „walizką” zapakowaną przez jego lub jej rodziców, tak więc spotykają się dwie „walizki”. Zadaniem dzieci jest ich rozpakowanie, wyrzucenie z nich tego, co uciążliwe, i ponowne samodzielne ich zapakowanie zgodnie z własnymi potrzebami, preferencjami i aspiracjami. I dlatego tak często bywa trudno dorosłym dzieciom w ich związkach. Bo przecież bliski związek z drugim człowiekiem to nieustanny, długotrwały proces edukacji, poznawania siebie i transformacji. Jako rodzice możemy w tym pomagać naszym dorosłym dzieciom, dbając o jakość więzi między nami, a także o dojrzewanie nas samych i naszych związków – czyli bycie dla dzieci dobrymi, inspirującymi wzorcami.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE