1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Poskromienie teściowej – jak przestać ulegać i żyć po swojemu?

Zadaniem pary w fazie przedmałżeńskiej jest zasygnalizowanie rodzicom i przyszłym teściom swojej odrębności – właśnie teraz, a nie później, bo spraw wywołujących konflikt interesów wciąż będzie przybywać. (Fot. iStock)
Zadaniem pary w fazie przedmałżeńskiej jest zasygnalizowanie rodzicom i przyszłym teściom swojej odrębności – właśnie teraz, a nie później, bo spraw wywołujących konflikt interesów wciąż będzie przybywać. (Fot. iStock)
Ustala szczegóły ślubu. Potem traktuje dom młodych jak własny – poucza, rządzi, krytykuje... Co robić?! Zrozumieć, czemu tak postępuje. I nie ulegać. Jak? – podpowiada Tomasz Srebnicki, psychoterapeuta. 

Wesele będzie, hejże, hej! – według ustaleń mam. Matka pana młodego chce tradycyjnego, rodzinnego ślubu w „jej” Gdańsku. Chciała też, by młodzi przeprowadzili się z Krakowa na Wybrzeże, ale ustąpiła, więc młodzi zgadzają się na jej koncepcję wesela, choć dziewczyna płacze, bo marzyła o ślubie tam, gdzie się wychowała, wśród dawnych przyjaciół... Ale mieszkać chcą w Krakowie. Nade wszystko.
Jeśli ważny jest dla niej ślub w rodzinnych stronach i zamieszkanie w Krakowie, to tak właśnie powinno być. Zadaniem pary w fazie przedmałżeńskiej jest zasygnalizowanie rodzicom i przyszłym teściom swojej odrębności – właśnie teraz, a nie później, bo spraw wywołujących konflikt interesów wciąż będzie przybywać. Dobrze więc potraktować sytuację sporu o ślub jako okazję, by tę odrębność zademonstrować. Jak? Działając w myśl zasady: „rób to, na co jesteś się w stanie zgodzić, i nie ustępuj ani o krok w sprawach, na które zgodzić się nie chcesz”.

Młodzi mówią: „zgodzimy się na »twój« ślub, ale będziemy żyć po swojemu”.
Tak myślą ci, którzy zostali wychowani na osoby uległe, mające poczucie niskiej wartości, braku wpływu na swoje życie. Przejawia się to zwłaszcza w sytuacjach konfliktowych. Wówczas wybierają strategie uległości, bo myślą, że uda się uniknąć negatywnych emocji i trudnych sytuacji. Ale nie uda się, bo strategia uległości...

...to nie jest strategia uległości, tylko wyraz szacunku dla rodziców!
Jeśli mylimy uległość z szacunkiem, to prawdopodobnie rodzice wychowali nas w przekonaniu, że powinniśmy być im wdzięczni. Sądzą, że dzieci ma się „po coś”, a głównie po to, by odpłaciły za wychowanie i opiekę. Jako psychoterapeuta powiem: jeśli ktoś tak myśli o dzieciach, to lepiej, by kupił sobie psa, niż starał o dziecko. To ważne, by tę sytuację ujrzeć we właściwym świetle, bo wtedy jasne stanie się, dlaczego wszelkie przejawy odrębności ze strony młodych – rodzice traktują jako zagrożenie. Zagrożenie dla ich nadrzędnego celu – utrzymywania dominacji nad dziećmi, by te im nie uciekły, nie zaczęły żyć własnym życiem, nie zerwały się ze smyczy wdzięczności.

Skoro dzieci nie ma się po to, żeby były wdzięczne, to po co?
Właściwa odpowiedź brzmi: „po nic!”. Dziecko się kocha i wychowuje tak, by mogło funkcjonować samodzielnie, a nie, by „osiągnęło to, czego ja nie osiągnąłem, by mnie kochało czy żebym mógł być z niego dumny”. Decydując się na założenie rodziny „po coś”, postępujemy egoistycznie. Tak wychowywane dzieci mają inne przekonania na temat szacunku i uległości niż te, które rodzice mieli, bo chcieli mieć. W rodzinach to „po coś” przenosi się jak infekcja także na kolejne pokolenia.

W sytuacji, o której mówisz, problemem jest nie tylko relacja między młodymi i teściami, ale również pomiędzy samymi młodymi. Ważne, czego oboje chcą. Kobieta, która marzy o ślubie w swoich stronach, a godzi się na inny dla „dobra” swojego narzeczonego – stosuje strategię uległości nie tylko wobec teściowej czy matki, ale i partnera.

Wobec partnera?
Tak, jeśli unika wyrażania swojego zdania, czy godzi się na rzeczy tak sprzeczne z jej wizją własnego (!) ślubu. Dlaczego kobiety to robią? Najczęściej po to, żeby wybranek je cenił i kochał. Motywy, które sprawiają, że chcemy być postrzegani jako nadzwyczaj dobrzy, mogą być bardzo różne. Jeśli na przykład kobieta była kochana w rodzinie za uległość, potem przyjmuje taką postawę wobec partnera, od którego oczekuje miłości. Jeżeli jemu uległość narzeczonej pasuje, to może dlatego, że sam jest uległy wobec matki. Gdyby było inaczej, nie akceptowałby takiego jej zachowania i nie ulegał cudzym pomysłom na własny ślub. A tak, ta patologiczna postawa przenosi się na ich związek. Młodzi stają się ulegli wobec innych, zamiast ulegać własnym potrzebom i odważnie decydować się na to, czego chcieliby w życiu spróbować.

Znam pary, które są po ślubie już kilka lat, a nadal żyją pod dyktando teściów. Jak zacząć proces separacji?
Zgoda na jedno żądanie pociąga kolejne. Sytuacja jest trudna, kiedy matki nie potrafią lub nie chcą zdać sobie sprawy z tego, że ich dzieci są już dorosłe, kiedy mają problem z odcięciem pępowiny. Nie są zdolne do refleksji nad swoim postępowaniem nie dlatego, że są stare i zatwardziałe w swych poglądach. To mit. Przyczyna jest inna: to dzieci nie zmieniły w stosunku do rodziców swojego zachowania. Działają według scenariusza dominacji i uległości, znanego z dzieciństwa. Motywuje je pewnie lęk, że sobie nie poradzą, kiedy matki zaczną wyrażać niezadowolenie. Ale to w ich rękach leży zmiana.

Co młodzi powinni zrobić?
Po pierwsze usiąść gdzieś w spokoju i izolacji od mamusiek i pomyśleć, jakie mają cele, np.: jaki chcą mieć ślub, gdzie zamieszkać. Lub: jak wychowywać dzieci, czy żona powinna pracować, czy zajmować się domem... Kiedy już to ustalą, powinni przygotować sposoby obrony na wypadek ataku ze strony teściowych. Bo jeśli zaplanują coś wbrew nim, np. kupią mieszkanie w Jeleniej Górze, to rodzice użyją broni najcięższego kalibru, czyli poczucia winy: „zawiodłaś/zawiodłeś mnie, tego się po tobie nie spodziewałam”. Pojawią się łzy, rozpacz, groźby. Mamuśki będą wypróbowywać wszelkie strategie, jakie dotąd były skuteczne, by nadal pozostać osobami dominującymi. Młodzi powinni wiedzieć, jak sobie poradzić, nawet gdy usłyszą: „do grobu mnie wpędzisz”.

Jak sobie z tym poradzić?
Jeżeli matka stwierdzi urażona: „skrzywdziłaś mnie, córciu” – trzeba dostrzec sprzeczność między tym, co mówi, a tym, co naprawdę się zdarzyło. Dziecko nie skrzywdziło matki, ma prawo żyć po swojemu. Matka tylko poczuła się skrzywdzona. A to duża różnica. Żaden sąd by takiej winy nie uznał.

Gdy zdamy sobie sprawę z tego, że nie odpowiadamy za emocje innych, łatwiej się przed nimi obronić. Gdy matka mówi: „ja się nie zgadzam na taki ślub!” – warto się zastanowić, o co jej właściwie chodzi? I powiedzieć np.: „Mamo rozumiem, że możesz czuć się skrzywdzona, że ślub nie będzie taki, jak ty go sobie wymarzyłaś, ale to przecież mój ślub”. I dodać: „Zależy mi jednak, żebyś na nim była, bo jesteś moją matką”. Wtedy można usłyszeć: „Ale ja już nie mam córki/syna”. Oczywiście, nie jest to prawda, bo ma, a więc dlaczego to mówi? Ano dlatego, że boi się zostać sama. Jak na to zareagować? Najlepiej powiedzieć tak: „Mamo, zależy mi na tym, żebyś była na moim ślubie, a potem żebyśmy się często spotykali”. Rozumieć, o co chodzi, nie znaczy ulegać.

Ale to trudne, kiedy ona cierpi.
Tak, ale nie ma innego wyjścia. Trzeba pokazać matkom, że są kochane, ale że nie mogą rządzić naszym życiem. Większość ludzi, niezależnie od tego, jak się zachowuje, chce uzyskać akceptację, bliskość, uwagę, ciepło. Kiedy o tym pamiętamy, łatwiej pozostać przy swoim zdaniu, powiedzieć np.: „Rozumiemy was, ale nie będziemy mieszkać ani w Gdańsku, ani w Krakowie. Możecie nas odwiedzać, my będzie was odwiedzać, ale mieszkać chcemy w Jeleniej Górze”.

Rezygnacja z prawa do własnego życia, godzenie się na to, czego chcą inni, to patologia. Trzeba się też przygotować na to, że przez jakiś czas będziemy odczuwać silne poczucie winy – to koszt przecięcia pępowiny, zdobycia niezależności. Jeśli ulegniemy temu uczuciu, to nic się nie zmieni. Zacznijmy zachowywać się asertywnie. Są piękne teorie, że wszyscy powinni być wygrani. Ale obawiam się, że to niemożliwe. Najważniejsze, by jak najmniej stracili młodzi. To ich test na porozumiewanie się. Jeśli nie odrobią tej lekcji, wzorzec komunikacji, w jakim zostali wychowani, dojdzie do głosu też w ich relacji. Gdy mężczyzna poczuje się silny, zacznie dominować, a kobieta manipulować nim, grając poczuciem winy.

Kobieta stoi, jak widzę, na dole łańcucha uległości. Jak ma się ratować?
Stoi na dole do czasu pojawienia się dzieci – potem one ją na tym miejscu zastąpią. Dobrze, by zadała sobie pytanie, dlaczego zgadza się na coś, co jej nie odpowiada. Może myśli, że jej zdanie się nie liczy? Albo boi się, że jeśli czegoś zażąda, skrzywdzi innych? Bycie uległą też przynosi korzyści. Ale jeśli chce się żyć po swojemu, nie ma wyjścia – trzeba być konsekwentnym w swoich dążeniach. Bo to nie teściowie mają się zmienić, tylko młodzi zachowywać jak dorośli i niezależni, a wtedy rodzice będą ich tak traktować.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze