Zaliczasz się do grupy współczesnych „korposapiens” i spędzasz wiele godzin dziennie, stukając palcami o klawiaturę? Uważaj, bo może ci grozić zespół cieśni nadgarstka.
Zacznijmy od krótkiej lekcji anatomii: w nadgarstku mamy osiem malutkich kostek. Dwie z nich, te położone skrajnie po zewnętrznej stronie, tworzą wyniosłość promieniową. Dwie skrajnie wewnętrzne tworzą wyniosłość łokciową. Między tymi wyniosłościami znajduje się bruzda nadgarstka, rodzaj „rynienki” zamkniętej przez troczek zginaczy, czyli dość grube, mocne więzadło. – Ta cała konstrukcja tworzy tzw. kanał nadgarstka, przez który przebiegają nerw pośrodkowy oraz ścięgna mięśni zginaczy – mówi Zygmunt Bartosiewicz, fizjoterapeuta. – Nerw pośrodkowy unerwia palce, ścięgna z kolei obsługują mięśnie, dzięki którym możemy je zginać. Te właśnie mięśnie intensywnie pracują, kiedy chcemy coś chwycić i przytrzymać, ale też kiedy piszemy na klawiaturze – bo wymaga to od nas rytmicznego, powtarzalnego i wielokrotnego zginania palców.
Kanał nadgarstka można porównać do zwężenia na autostradzie. Jest na niej spory ruch: nerwy i ścięgna to całkiem gruba wiązka komunikacyjna. Biegnie swobodnie, ale w kanale nadgarstka są tunel i zwężenie jezdni. Nawet u zdrowego człowieka jest tutaj raczej ciasno. Kiedy choć jeden z elementów przebiegających przez ten tunel ulega pogrubieniu, reszcie przestaje być wygodnie: robi się już nie tylko ciasno, elementy zaczynają się nawzajem uciskać. – Najczęściej pogrubieniu ulegają pochewki ścięgien mięśni zginaczy – czyli, ogólnie mówiąc, grubieją ścięgna – wyjaśnia Zygmunt Bartosiewicz. – Dlaczego? Z przepracowania.
Kiedy coś jest intensywnie używane, powiększa się i grubieje – ta sama zasada dotyczy też mięśni, nad którymi pracujemy na siłowni. Ścięgna w kanale nadgarstka przechodzą taką siłownię przez wiele godzin dziennie: kołysanie wózka z dzieckiem, prowadzenie samochodu, malowanie i piłowanie paznokci, głaskanie psa czy wreszcie praca z klawiaturą to właśnie taka siłownia. Wszystko, co zmusza nadgarstki i palce do wykonywania powtarzalnych i wielokrotnych ruchów, prowadzi w końcu (zwykle po latach) do pogrubienia ścięgien.
Pech chce, że zazwyczaj pogrubia się nie jedno ścięgno, ale wszystkie naraz. A to sprawia, że w tunelu robi się tak ciasno, że powstaje korek – tym bardziej że przerostom ścięgien często towarzyszy stan zapalny. Główny problem polega na tym, że przez pogrubienie ścięgien i obrzęk w kanale nadgarstka dochodzi do ucisku na nerw pośrodkowy. To powoduje, że w samym nerwie powstają zaburzenia krążenia – uciskane są drobne tętniczki, które zaopatrują go w krew i substancje odżywcze. Gorzej pracuje, gorzej przenosi impulsy.
Kiedyś zespół cieśni nadgarstka rozwijał się u kobiet w wieku 50–60 lat i to na ręce dominującej (tzn. częściej używanej, a więc u praworęcznych był to prawy nadgarstek), obecnie ze względu na pracę z komputerem dotyka ona wszystkich „korposapiens” i to już w okolicach 30. Przy czym kobiety mają większe tendencje do rozwoju cieśni ze względu na wahania hormonów: w drugiej połowie cyklu i w czasie ciąży, kiedy we krwi krąży więcej progesteronu, nasze ciała mają skłonność do obrzęków.
Pierwszym objawem rozwijającego się zespołu cieśni nadgarstka jest uczucie drętwienia. Dotyczy palców unerwianych przez nerw pośrodkowy, a więc kciuka, wskaziciela i palca środkowego; częściowo także serdecznego. Drętwienie początkowo dokucza w bezruchu, dlatego pojawia się głównie w nocy. Jest na tyle nieprzyjemne, że potrafi obudzić! Chorzy myślą „mocno spałam, leżałam na ręce, krążenie osłabło” i starają się rozmasować zdrętwiałą dłoń. Wiele osób mówi, że pomaga im strzepywanie palców – określają to „strzepywaniem bólu”. Ale takie zabiegi pomagają tylko na początku choroby. – W kolejnych stadiach ból i drętwienie pojawiają się także w ciągu dnia; z czasem dołącza do nich problem z precyzyjnym chwytem – ludziom potrafi nawet wypaść szklanka z ręki – wyjaśnia Zygmunt Bartosiewicz. – Ten etap wymaga już interwencji chirurga. Dochodzi też do zaniku mięśni kłębu kciuka – czyli u podstawy kciuka robi się płasko; wyniosłość, która tam się naturalnie znajduje, zaczyna się zapadać. Te mięśnie, kiedy nie są odpowiednio unerwione, zaczynają po prostu zanikać. Wtedy chwyt jest już bardzo osłabiony.
Na tym etapie nie wolno zwlekać z szukaniem pomocy: jeśli kanał nadgarstka nie zostanie otwarty, a w nerwie przywrócone prawidłowe krążenie, może dojść do jego trwałego, nieodwracalnego uszkodzenia.
Warto wiedzieć, że jeśli drętwieją dwa najmniejsze place, to raczej oznacza problem z nerwem łokciowym, a drętwienie całej ręki wskazywałoby na kłopoty z kręgosłupem szyjnym lub barkiem. – Jeśli chcemy się upewnić, że to cieśń nadgarstka, możemy zrobić sami bardzo prosty test Phallena: wyciągamy ramię przed siebie i robimy maksymalne dłoniowe zgięcie nadgarstków (dłoń maksymalnie wyginamy w kierunku wnętrza i przytrzymujemy drugą dłonią) – tłumaczy fizjoterapeuta. – Trzymamy ją tak do dwóch minut. W ten sposób zamykamy kanał nadgarstka, czyli zwiększamy ucisk na nerw pośrodkowy. Jeżeli pojawią się ból i drętwienie, to prawdopodobnie mamy zespół cieśni nadgarstka. Ale że jednym testem trudno jest uzyskać całkowitą pewność, robi się też USG nadgarstka i bada przepływy nerwu pośrodkowego.
Niestety zespół cieśni nadgarstka jest chorobą postępującą i jeśli już raz się zacznie, będzie się rozwijać. Ale to nie znaczy, że wszyscy „klawiaturowcy” są na tę chorobę skazani. Po pierwsze możemy jej zapobiegać. Po drugie spowalniać rozwój choroby, a nawet go zatrzymać. I po trzecie uratować życie nerwowi pośrodkowemu przy pomocy chirurga. Zacznijmy od początku: zapobiegamy. Tu ważne są dwa elementy: właściwa pozycja podczas pracy i regularne przerwy oraz ćwiczenia. – Najzdrowsza pozycja to taka, w której dłoń jest prosta i stanowi naturalne przedłużenie przedramienia – mówi Zygmunt Bartosiewicz. – Natomiast jeżeli robimy zgięcie grzbietowe (zadzieramy dłoń do góry) lub zgięcie dłoniowe (dłoń zwisa w dół) – a to właśnie pozycja, którą zwykle przyjmujemy nad klawiaturą i myszką – zmniejszamy przestrzeń w kanale nadgarstka. To szkodzi jego zawartości.
Wielu specjalistów zaleca, by – kiedy pojawiają się pierwsze objawy zespołu cieśni – na przynajmniej kilka dni odstawić to, co je powoduje (czyli zwykle klawiaturę). Najlepiej iść po prostu na dwutygodniowy urlop, by ścięgna wypoczęły, zmniejszył się obrzęk i wycofał stan zapalny. Tyle że nie zawsze jest to możliwe. Wtedy ortopedzi zalecają noszenie specjalnego stabilizatora, który usztywnia nadgarstek. – W stabilizatorze przestaje się zginać i prostować – wyjaśnia Zygmunt Bartosiewicz. – I choć wciąż pracują palce, to zawartość kanału nadgarstka jest mniej przeciążana. Jednak takiego stabilizatora nie należy nosić za często i zbyt długo, może bowiem prowadzić do osłabienia siły mięśniowej – zgodnie z zasadą, że narząd nieużywany zaczyna zanikać. Terapię zawsze trzeba wspomagać ćwiczeniami, ponieważ pobudzają krążenie w nadgarstku, a to z kolei przyspiesza gojenie stanów zapalnych.
Dlatego stabilizator warto założyć tylko, kiedy nadgarstek naprawdę mocno boli, i to na krótko – a potem zdjąć i wracać do ćwiczeń. Fizjoterapeuta proponuje też terapię manualną, która zmobilizuje kostki do prawidłowego ustawienia i usprawnia ukrwienie.
Bywa jednak i tak, że nasze wysiłki nic nie dadzą i zespół cieśni się rozwinie do stadium zaawansowanego (dzieje się tak także, gdy zlekceważymy pierwsze objawy i nic nie zrobimy). Wtedy konieczna będzie operacja odbarczająca nadgarstek i zmniejszająca ciśnienie w jego obrębie – to tak, jakbyśmy w naszym tunelu na autostradzie otworzyli dodatkowy pas i umożliwili powrót do płynnego ruchu. Brzmi skomplikowanie, ale zabiegu nie trzeba się bać – jest w sumie dość prosty i wykonuje się go w znieczuleniu miejscowym.
Zygmunt Bartosiewicz: fizjoterapeuta, terapeuta manualny, twórca Kliniki Fizjoterapii