W czasie przemiany menopauzalnej tracimy parasol ochronny, jaki dają nam estrogeny. A to zwiększa ryzyko chorób serca. Można jednak sporo zrobić, żeby sobie pomóc. Co? Tłumaczy dr nauk med. Joanna Bidiuk, kardiolożka.
Badania mówią, że kobiety chorują na serce rzadziej niż mężczyźni – ale do czasu… W okresie menopauzy ich doganiamy.
Rzeczywiście tak właśnie jest. A to dlatego, że menopauza i okres okołomenopauzalny to czas, kiedy fizjologicznie tracimy nasze hormony płciowe, czyli estrogeny. Przez cały okres prokreacyjny estrogeny chronią nasz układ sercowo-naczyniowy. I kiedy zaczynają zanikać, ten parasol ochronny przestaje działać. W rezultacie, niestety, doganiamy mężczyzn. Rośnie wtedy prawdopodobieństwo chorób sercowo-naczyniowych, takich jak zawał, nadciśnienie tętnicze i innych problemów.
Mamy mniej estrogenów, tego nie unikniemy. Ale nie każda z nas jest skazana na problemy z sercem?
Oczywiście, to nie jest zero-jedynkowe, każda z nas ma inne predyspozycje genetyczne do różnych chorób, są kobiety, które dziedziczą bardziej korzystny wachlarz genów po przodkach, są takie, którym przypada w udziale gorszy zestaw. Poza tym same też mamy na to wpływ: jedne kobiety palą papierosy, inne nie, jedne będą miały nieprawidłowy cholesterol, inne prawidłowy, a to wszystko są czynniki ryzyka chorób sercowo-naczyniowych. Ale to ryzyko populacyjne, prawdopodobieństwo wystąpienia choroby, nie pewność, że zachorujemy. Choć odsetek kobiet, u których rozpoznajemy chorobę wieńcową przed menopauzą a po menopauzie jest istotnie wyższy na niekorzyść okresu pomenopauzalnego.
Wymieńmy, jakie działania profilaktyczne powinnyśmy stosować, żeby te cegiełki ryzyka się nie nawarstwiały.
Czynniki ryzyka to na pewno palenie papierosów – nie tylko czynne, ale i bierne, otyłość, zła dieta, nieprawidłowy profil lipidowy, brak ruchu. No i stres. Dużo się ostatnio mówi o redukcji stresu – i dobrze. To oczywiście nie jest łatwe, bo czas kryzysu, rozpoczętego przez pandemię, nam nie sprzyja, ale nie jesteśmy bezradne. Mamy techniki medytacyjne, oddechowe, także ruch, zwłaszcza na świeżym powietrzu obniża napięcie i „wietrzy głowę”. Poza tym warto dbać o dobry sen. Pamiętajmy, że powinien być nie tylko odpowiedniej długości, ale i odpowiedniej jakości, z odpowiednią ilością snu głębokiego oraz fazy REM. Zwróćmy też uwagę na szkodliwość niebieskiego światła – to, że się wpatrujemy się non stop w ekrany telefonów, zaburza nasz sen. Zwłaszcza jeśli w łóżku, bezpośrednio przed snem, patrzymy w ekrany smartfonów – są zalecenia, żeby co najmniej dwie godziny wcześniej odłożyć telefon. No i redukować dzienne używanie ekranów.
To trudne, bo wiele z nas pracuje przy ekranach.
Tak, mamy w komórkach „całe życie”, ale też coraz więcej się mówi o higienie cyfrowej.
Mało kto tych zaleceń przestrzega…
Na razie tak, ale trzeba o tym mówić, wypracować sobie dobre nawyki. Często przed snem przeglądamy komórki bez sensu, wcale nie dlatego, że koniecznie musimy coś sprawdzić, scrollujemy media społecznościowe dla rozrywki, a to rozrywka, która odbija się niekorzystnie na zdrowiu. Można by położyć się wcześniej albo poczytać książkę, to dużo lepsze rozwiązanie.
A co z dietą?
Bardzo ważny składnik profilaktyki. Zdrowa dieta to przede wszystkim unikanie żywności wysokoprzetworzonej, za to dużo warzyw i owoców, przede wszystkim warzyw. Wszyscy to wiemy, to proste – i chyba aż za proste, bo jak się rozejrzeć, to niewiele osób tego przestrzega.
Pewnie myślimy sobie: jeszcze mam czas, nic się nie dzieje, nie muszę rezygnować z tego, co lubię, nie teraz.
No właśnie, to nie jest dobra droga. W ten sposób problemy się nawarstwiają, zbierają, kroczek po kroczku, nie widzimy tego, dobrze się czujemy, lata mijają, przybywa nam kilogramów i nagle się budzimy: jak to, całe życie byłam zdrowa i coś szwankuje, co się stało? Stało się to, że latami na to pracowałyśmy.
Ale z drugiej strony namawiam do pewnego luzu. Jeśli biczujemy się i frustrujemy, kiedy tylko zjemy pączka czy nie poćwiczymy, to generuje duże pokłady stresu, trzeba zachować zdrowy rozsądek. Mówi się o metodzie 20 na 80, czyli w 80 procentach staram się żyć zdrowo, a 20 procent zostaje na takie nasze życiowe ludzkie potyczki, kiedy gorzej zjem czy wypiję alkohol. No właśnie – kolejna sprawa wpływająca niekorzystnie na nasze zdrowie i serce to alkohol. Coraz więcej lekarzy i naukowców uważa, że szkodliwa jest każda jego ilość.
A jeszcze niedawno czerwone wino miało niezłą prasę. Naprawdę nawet jednego kieliszka nie wolno nam wypić?
Oczywiście nic się po jednym kieliszku nie stanie. I rzeczywiście czerwone wino zawiera antyoksydanty, takie jak resweratrol, tylko że dokładnie to samo znajdziemy też w czerwonych owocach. Alkohol nawet w najmniejszej ilości to toksyna, a ogranizm obciążany systematycznie w końcu zacznie za to płacić. Są osoby bardziej wrażliwe na alkohol, u których nawet niewielkie ilości powodują uszkodzenie serca czy problemy z rytmem serca, stąd namowy lekarzy, żeby całkiem z tego zrezygnować. Choć w zaleceniach kardiologicznych wciąż mamy dopuszczalne normy – w ciągu tygodnia do 100 g czystego alkoholu. Ale na pewno od kardiologa nikt już nie usłyszy: proszę pić czerwone wino, bo to zdrowe dla serca.
Mówiłyśmy o profilaktyce. A co, jeśli dotarłam do menopauzy z nadwagą, prowadziłam siedzący tryb życia i nagle się zorientowałam, że coś nie gra, że mam za wysokie ciśnienie, lekarz mówi, że trzeba się za siebie wziąć. Co wtedy?Wymieniła pani stany już chorobowe, wtedy lekarz nie może powiedzieć: proszę się wziąć za siebie, musi dać konkretne zalecenia. Jeśli pacjentka ma nadciśnienie, to trzeba je po prostu leczyć, konieczna jest wizyta u lekarza rodzinnego, w trudniejszych przypadkach skierowanie do kardiologa. Ale zawsze podkreślam, że niezależnie od tego, czy czujemy się dobrze, czy źle, warto w okresie menopauzalnym pójść na wizytę profilaktyczną, żeby lekarz ocenił ryzyko sercowo-naczyniowe. Bierzemy pod uwagę wiele czynników. Na przykład to, czy pacjentka rodziła, jak przebiegały ciąże, czy było nadciśnienie ciążowe, czy była cukrzyca ciążowa, czy były poronienia albo martwe urodzenia. To elementy, które zwiększają ryzyko sercowo-naczyniowe. Ale nawet jeśli akurat one nas nie dotyczą, i tak warto wybrać się na tym etapie życia do kardiologa. Dowiemy się, co trzeba monitorować, jak funkcjonować, żeby powikłaniom zapobiec, jakie objawy są niepokojące, jaki rodzaj bólu w klatce piersiowej powinien uruchomić alarm. Czy na przykład kołatanie serca to coś normalnego. To daje nam cenną wiedzę. Jestem zwolenniczką zapobiegania problemom.
A co z hormonami? Można by logicznie założyć, że skoro estrogenu mało, a to jest nasz parasol ochronny, to wystarczy przyjąć dobrze dobraną hormonalną terapię menopauzalną, poziom wyrównać i wszystko będzie dobrze.
Mamy różne możliwości, różne preparaty, postaci i różne podawane estrogeny. Oczywiście one z jednej strony chronią, ale z drugiej mogą mieć potencjał prozakrzepowy, czyli mogą zwiększać ryzyko zakrzepicy. I nie wszystkie kobiety mogą je przyjmować. Nie jestem ekspertką, ale wiem, że są takie postaci HTM, gdzie mamy estrogeny bezpieczniejsze niż te stosowane jeszcze kilka lat temu. Wizyta u ginekologa endokrynologa pozwala na dobranie właściwej terapii. Jeszcze niedawno kardiolodzy nie byli entuzjastami HTM, dziś to podejście się powoli zmienia.
Co nie zwalnia nas z innych działań.
Oczywiście, nie ma cudownej pigułki, którą łykamy i to załatwia sprawę. Tak się nie da.
A powszechnie reklamowane ziołowe suplementy na objawy menopauzy?
Przeglądałam kiedyś z ciekawości doniesienia na ten temat, bo ja jako kardiolog nie zajmuję się niwelowaniem niepożądanych skutków menopauzy, ale badania mówią, że te suplementy nie mają rewelacyjnego działania. Choć niektóre pacjentki deklarują, że im przynoszą ulgę. I ok, w takim razie niech je biorą. Uważam jednak, że jeśli chodzi o leczenie, to powinien je ustawić lekarz, ginekolog endokrynolog. Najczęściej wymienianym nieprzyjemnym objawem są uderzenia gorąca – ale okazuje się, że większość kobiet nie zgłasza się z tego powodu do lekarza, próbują sobie poradzić na własną rękę. Moim zdaniem warto sięgnąć po opinię eksperta. Zwłaszcza że nie tylko o uderzenia gorąca chodzi, często wymieniane są też kołatania serca, bóle w klatce piersiowej i duszność. A to mogą być również objawy problemów kardiologicznych, często trudno to zróżnicować. Niestety kiedy kobieta jest w okresie transformacji menopauzalnej i zaczyna się skarżyć, że jej serce kołacze, może usłyszeć: „E, to tylko menopauza, przejdzie”. Tymczasem to mogą być zaburzenia rytmu serca. Zalecałabym przy takich objawach czujność i konsultację kardiologiczną. Zawsze warto zasięgnąć opinii, choćby po to, żeby usłyszeć: wszystko jest w porządku.
Ale pewnie wiele kobiet myśli: „pójdę, usłyszę: histeryzuje pani, nic pani nie jest”. Albo koleżanka powie: „też tak miałam, nie przejmuj się, minie”.
Lepiej wyjść z gabinetu z poczuciem, że przesadzałam niż przegapić poważny problem. Każdy objaw trzeba weryfikować i nie pozwalać na to, żeby panowała dyskryminacja kobiet w okresie transformacji. A podśmiewanie się to też dyskryminacja. Często kobiety mają poczucie, że menopauza to powód do żartów, ich skargi kwituje się krzywdzącymi słowami, „niech sobie pokrzyczy, wiadomo, dlaczego krzyczy”.
Częstym tematem rozmów (i reklam) jest cholesterol, pani też mówiła o tym, że nieprawidłowy profil lipidowy to czynnik ryzyka. Czy zbyt wysoki cholesterol jest dla serca niebezpieczny?
Jeśli chcemy znać wartość cholesterolu, musimy oznaczyć cały nasz profil lipidowy, czyli nie tylko cholesterol całkowity, bo to nam niewiele powie, a rozbity na frakcje, czyli frakcja LDL, tzw. złego cholesterolu, jak to się kiedyś mówiło, frakcja HDL, tzw. dobry, triglicerydy. W badaniu lipidogramu mamy też oznaczony cholesterol nie-HDL, to jest frakcja wszystkich cząsteczek lipidowych związanych z przyspieszonym ryzykiem miażdżycy. Nie ma czegoś takiego jak normy cholesterolu, te normy są wyznaczone pod ryzyko sercowo-naczyniowe danej osoby. Pacjent sam wyniku badania nie zinterpretuje, musi iść do lekarza, który oceni ryzyko i wtedy będzie wiadomo, jakie stężenie właśnie on powinien mieć. Dlaczego tak? Na przykład osoba zdrowa LDL powinna mieć poniżej 115, ale jeśli przeszłaby zawał serca, to totalnie zmienia jej ryzyko i LDL powinna mieć poniżej 55, więc 115 byłoby dużo za dużo. Tu znowu nie ma sytuacji zero-jedynkowej i nie można się ze sobą porównywać: Grażynka ma tyle, a Basia tyle, bo wszystko zależy od tego, na co choruje Grażynka, a na co Basia, jakie mają obciążenia.
Czyli najważniejsza rada, jaką ma pani dla kobiet w okresie przemiany menopauzalnej to wizyta u kardiologa?
Koniecznie. I zdrowy styl życia. Nawet jeśli przez lata o to nie dbałyśmy, to lepiej późno niż wcale. Zawsze jest dobry czas, żeby zacząć zmianę.
Fot. materiały prasowe
Dr n. med. Joanna Bidiuk, specjalistka chorób wewnętrznych i kardiologii.