„Ludzie mądrzy wyczytają twoje przeszłe losy z twojego wyglądu, kroku, zachowania. (…) Nawet najdrobniejszy szczegół ciała coś wyjawia. Człowiek jest jak wspaniały zegar. Jego twarz jak przeźroczysta tarcza to, co dzieje się w środku, wyraża” . To fragment utworu Ralpha Waldo Emersona, który otwiera książkę „Duchowość ciała” Aleksandra Lowena, twórcy terapii bioenergetycznej.
„Mądrzy ludzie” intuicyjnie czują, że zdrowie psychiczne, spokój, równowaga i wolność mają odzwierciedlenie w ruchach, postawie, wyglądzie ciała. Zdrowie zobaczymy w energicznym, spontanicznym, żywotnym ciele, pełnym gracji i swobody. Dostrzeżemy je w bystrym spojrzeniu; poznamy po kolorze i temperaturze ciała. Zdrowy duch mieszka w zdrowym ciele i na odwrót.
Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. Nimi patrzymy, ale i przez nie jesteśmy widziani. W oczach, a raczej w sposobie patrzenia, możemy wiele wyczytać. Jak pisze Aleksander Lowen: „W przypadkach, gdy duch jest nieobecny, jak w schizofrenii, oczy są puste. W stanach depresji oczy są smutne, a często maluje się w nich głęboka rozpacz”.
Często nie jesteśmy świadomi tego, co mówi nasz wzrok. Znałam osobę, która dziwiła się, dlaczego wszyscy tak się o nią troszczą, wyręczają ją, traktują jak dziecko. Czuła się niemal ubezwłasnowolniona w swoim dorosłym życiu. Nie wiedziała, że jej wzrok wysyłał komunikat: „Jestem małą dziewczynką, która tęskni za miłością i troską. Zaopiekuj się mną, proszę”. Oczy patrzą tak jak na nie patrzono w dzieciństwie. Jeśli matka patrzyła na dziecko z bezinteresowną miłością i tkliwością, to zostało to zapisane w naszych twarzach. Wzrok matki mógł być jednak nieobecny, zniechęcony, a nawet nienawistny. W wielu oczach maluje się strach, żal, tęsknota.
Nasze ciała są ukształtowane przez nasze doświadczenia. Ciepłe, miękkie, zaróżowione, stale pulsujące ciało zaprasza do kontaktu. Lubimy go dotykać, przytulać je, głaskać. Takie ciało jest reaktywne i dobrze doenergetyzowane. Prawdopodobnie w dzieciństwie było traktowane z miłością, czułością, ciepłem i delikatnością. Zimne, sztywne, niemal blado sine ciała wyglądają jak zastygłe, zamrożone, bez energii i życia. Można podejrzewać, że były pozbawione bliskiego kontaktu w przeszłości.
Kolejną diagnostyczną, łatwą do zaobserwowania czynnością, jest sposób oddychania. Obserwuję, że znaczna większość osób oddycha płytko, szybko lub „prawie wcale”. To znaczy, nieświadomie wstrzymuje oddech na bardzo, bardzo długo lub nie wydycha powietrza do końca, jakby zostawiając „na później”. A przecież oddychanie to pierwsza czynność w życiu, której nie musimy się uczyć. Jak to się stało, że utraciliśmy tę naturalną umiejętność i nawet nie zauważamy tego braku?
Tak często w życiu codziennym dopuszczamy się zdrady. Nie czujemy, kiedy nasze ciało chce odpocząć, a nie pracować do późna czy ćwiczyć na siłowni, kiedy chce zasnąć, a nie iść na wieczorne spotkanie, przestać jeść nadmiarowo albo właśnie zjeść, a nie wypić kolejną kawę dla zagłuszenia głodu. Zapomnieliśmy o spokojnych spacerach, spontanicznym tańcu, beztroskim pływaniu czy swobodnym unoszeniu się na wodzie. Nie w jakimś celu, tylko po prostu z radością. Przestaliśmy ufać ciałom, czyniąc z mózgu wszechwiedzącego sędziego. Owszem, wkładamy wiele zachodu i pieniędzy w estetyczny czy modny wygląd, ale jesteśmy nieświadomi potrzeb ciała i tego, co nam komunikuje. Parafrazując Lowena, umysł i ciało łączy taka relacja jak jeźdźca z koniem: kiedy obaj są do siebie dostrojeni, galopują w harmonii, słuchając siebie nawzajem, to poruszają się z gracją. Gdy natomiast jeździec (umysł) smaga zwierzę (ciało) batem, to tylko wymusza swoja wolę. Warto posłuchać ciała, zaufać mu.
By odzyskać naturalny wdzięk i żywotność ciała, warto wiedzieć, jak i kiedy się je utraciło. Odpowiedź na te pytania można zyskać dzięki poznawaniu siebie, np. w procesie psychoterapii.
Marta Wołowska Ciaś certyfikowana psychoterapeutka Gestalt. W swojej pracy kieruje się holistycznym podejściem do człowieka.