1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. „Polscy mężczyźni postrzegają siebie przede wszystkim jako intelektualistów”. O zmieniającym się wzorcu męskości mówi prof. Tomasz Sobierajski

„Polscy mężczyźni postrzegają siebie przede wszystkim jako intelektualistów”. O zmieniającym się wzorcu męskości mówi prof. Tomasz Sobierajski

Fot. KrisCole/Getty Images
Fot. KrisCole/Getty Images
Zewsząd słychać o kryzysie męskości. „Nie jestem jednak fanem tego określenia, dla mnie jest to bardziej transformacja męskości. Kryzys zamyka drogę rozwoju, pozostawia nas w utyskiwaniu, zatrzymuje i blokuje. A transformacja jest szansą na wyzwolenie ogromnego potencjału zmiany. Jeśli patrzymy na tę transformację jako na moment przejściowy – odejście od jednego wzorca w kierunku innego – to jest to proces pozytywny" - mówi socjolog prof. Tomasz Sobierajski w książce „Sztuka męskości, czyli jak nie być chu*em”, której fragment publikujemy poniżej.

Fragment książki „Sztuka męskości, czyli jak nie być chu*em”, Aga Kozak, Paweł Goźliński, wyd. Agora

Aga Kozak: Czy faceci już wiedzą, kim są i kim chcą być?

Tomasz Sobierajski: Męskość – o czym wciąż warto przypominać – to przede wszystkim konstrukt społeczny. Biologia definiuje pewne aspekty, jak chociażby płeć biologiczną, ale to normy kulturowe określają, co oznacza „być mężczyzną” i jakie role są przypisywane mężczyznom.

Problem w tym, że te normy są często sztywne i nieelastyczne. Męskość utożsamiana jest z siłą, niezależnością czy zdolnością do zapewnienia bezpieczeństwa. Ale współczesne badania pokazują, że mężczyźni, którzy odchodzą od tych norm – którzy mówią o swoich emocjach, akceptują swoje słabości – często mają zdrowsze relacje i lepiej radzą sobie psychicznie.

Dlatego uważam, że męskość powinna być postrzegana jako coś dynamicznego i indywidualnego, a nie jako z góry narzucony zestaw cech. Te wnioski opieram na dziesiątkach przeprowadzonych przeze mnie badań, w których pojawia się kategoria męskości.

Paweł Goźliński: Opowiedz nam trochę o ich wynikach.

W Polsce mężczyźni najczęściej wskazują jako kluczowe wartości: rodzinę, wiedzę, pasję i związek. To odróżnia ich od wyników globalnych, gdzie priorytetami są rodzina, praca i przyjaciele. Co ciekawe, polscy mężczyźni rzadziej deklarują przyjaźń jako jedną z najważniejszych wartości, a jeśli już, to preferują wąskie, lecz głębokie relacje. Z wiekiem ich grono przyjaciół się kurczy, ale więzi stają się silniejsze.

Ciekawym zjawiskiem jest podejście polskich mężczyzn do przyjaźni w rodzinie. W przeciwieństwie do globalnych trendów rzadziej wskazują, że ich relacje rodzinne mają charakter przyjacielski.

A.: O czym to może świadczyć?

TS.: O wyraźnym rozdzieleniu ról rodzinnych i towarzyskich.

P.: Polacy nie przyjaźnią się na przykład ze swoimi żonami?

TS.:Po ślubie często rezygnują z przyjaźni na rzecz życia rodzinnego. Pojawia się pytanie: czy wynika to z braku czasu, czy może jednak z naturalnego przesunięcia priorytetów? Może to właśnie partnerka staje się również najlepszym przyjacielem? Może to również być odbiciem tradycyjnych wzorców społecznych, w których mężczyzna to „główny opiekun” rodziny. A przez to czas na inne relacje zostaje ograniczony.

Pytanie, czy zjawisko to należy traktować jako naturalne czy problematyczne, pozostaje otwarte i warte dalszych badań.

P.: Zanim poprosimy cię o pomoc w interpretacji tych badań, opowiedz jeszcze o cechach, które zdaniem badanych Polaków najlepiej ich opisują.

Polscy mężczyźni postrzegają siebie przede wszystkim jako intelektualistów…

P.: Naprawdę?

TS.: …oraz osoby otwarte, życzliwe, pryncypialne i ambitne. Co ciekawe, widać wyraźną różnicę między tym, jak badani postrzegają siebie, a jak opisują innych mężczyzn. Współczesny mężczyzna w ich oczach to ambitny, pewny siebie karierowicz, stale rywalizujący z innymi.

A.: Skąd ta rozbieżność?

TS.: Po pierwsze, ludzie mają tendencję do postrzegania siebie w lepszym świetle, niż są oceniani przez innych. Po drugie, współczesny wizerunek męskości mocno kształtuje kultura masowa i media, a one promują obraz zadbanego, ambitnego mężczyzny sukcesu. To często prowadzi do napięcia między indywidualnym postrzeganiem siebie a narzucanymi normami społecznymi.

Napięcia te wzmacnia również obraz ojców, który odbiega od tego, jak mężczyźni postrzegają samych siebie. W badaniach często podkreślali, że ich ojcowie byli silni fizycznie i pryncypialni, wpisując się w patriarchalny wzorzec dominujący w poprzednich pokoleniach.

Dostrzeżenie tych trzech warstw męskości – tego, jak badani postrzegają siebie, jak opisują swoich ojców i jak widzą wizerunek mężczyzny promowany przez kulturę masową – daje do myślenia. Zwłaszcza to, że wizerunek „idealnego” mężczyzny jest bliski temu, co badani przypisują swoim ojcom.

A.: O czym to może świadczyć?

TS.: O pewnym konserwatyzmie w naszym postrzeganiu wzorców męskości. Za to postrzeganie siebie przez badanych jako otwartych i wrażliwych intelektualistów pokazuje napięcie między indywidualnymi aspiracjami a społecznymi oczekiwaniami. Dla mnie to dowód na to, że męskość jest w trakcie dynamicznej redefinicji – między tradycyjnymi wzorcami a współczesną potrzebą autentyczności.

P.: Szokuje mnie to, że polscy mężczyźni definiują się jako intelektualiści. Ja pierniczę, przecież to jest – jak powiedziała moja dziewczyna – statystycznie niemożliwe.

TS.: Być może nie należy tego traktować tak bardzo wprost. Nie chodzi o to, że polscy mężczyźni spotykają się, by dyskutować o Sokratesie czy literackim Noblu. Raczej o to, że postrzegają siebie jako osoby otwarte na zmiany, gotowe do refleksji nad światem i nad sobą.

Powtórzmy jednak: w badaniach społecznych ludzie mają tendencję do idealizowania samych siebie, więc deklarowanie intelektualizmu może być też próbą zaznaczenia, że są świadomi otaczającego ich świata i jego przemian. Dla mnie to przede wszystkim sygnał, że współczesna męskość w Polsce jest bardziej świadoma i zniuansowana, choć wciąż mierzy się z silnymi wpływami tradycyjnych wzorców.

A.: I jak to mierzenie się z tradycją im wychodzi?

TS.: Zaczynają się sprzeciwiać narzucanym im wzorcom, zarówno tym wyniesionym z domu, jak i tym obecnym w mediach. To sprzeciw nie wprost, ale raczej forma milczącego dystansu – mężczyźni deklarują, że chcieliby być inni, ale brakuje im narzędzi, by znaleźć nową drogę. Nie chodzi tu o rewolucję, lecz o ewolucję – krok po kroku odchodzenie od przestarzałych ról na rzecz bardziej autentycznych i dostosowanych do współczesnych realiów. Jest w nich duża potrzeba inspiracji – nie narzucania gotowych rozwiązań, ale pokazywania możliwości. To kluczowe, aby proces zmiany był organiczny, a nie oparty na zewnętrznym przymusie.

A.: Pytają cię jako socjologa o kryzys męskości?

TS.: Tak, pytają. Nie jestem jednak fanem tego określenia, dla mnie jest to bardziej transformacja męskości. Kryzys zamyka drogę rozwoju, pozostawia nas w utyskiwaniu, zatrzymuje i blokuje. A transformacja jest szansą na wyzwolenie ogromnego potencjału zmiany. Jeśli patrzymy na tę transformację jako na moment przejściowy – odejście od jednego wzorca w kierunku innego – to jest to proces pozytywny.

Na pewno o kryzysie możemy mówić w odniesieniu do dziewiętnastowiecznej konstrukcji: mężczyzny jako białej, dominującej figury, podporządkowującej sobie świat. Widzimy go dziś w polityce – Trump czy Putin – i w tęsknocie za „uporządkowanymi czasami”.

A.: Tak zwana retroutopia, którą tak świetnie opisuje profesor Wojciech Śmieja w Po męstwie. Że kiedyś to był porządek, kiedyś, kiedy byli „prawdziwi mężczyźni” i „prawdziwe kobiety”. Oni nosili spodnie i byli silni, a one – obcasy i były słabe. Było o kogo zabiegać, kogo uratować…

TS.: To jednak iluzja. To „uporządkowanie” jest często opresyjne i wykluczające.

Ciekawym aspektem tego kryzysu jest także to, jak silnie oddziałuje on na kobiety i na społeczności etniczne, które były przez wieki gnębione przez takie figury. Wiele osób należących do tych grup nadal wspiera ten tradycyjny model męskości, bo daje im poczucie bezpieczeństwa. Widać to chociażby po wyborach w USA w 2024 roku. W zwycięstwie Trumpa duży udział mieli chociażby latynoscy czy czarnoskórzy mężczyźni, wobec których Trump jest jawnie opresyjny.

Tęsknota za „prawdziwym mężczyzną” nie jest więc tylko problemem mężczyzn, ale również całego społeczeństwa. Zmiana wymaga redefinicji zarówno męskości, jak i kobiecości, a także przestrzeni do eksperymentowania z nowymi rolami, które będą bardziej elastyczne i mniej ograniczające.

P.: A te figury polityków-władców to też jakiś powidok surowego ojca?

TS.: Tak, zdecydowanie. Figura surowego ojca to coś, co głęboko tkwi w naszej kulturowej podświadomości. Wciąż oddziałuje na nasze postrzeganie władzy, autorytetu, a także samych siebie. W badaniach społecznych często pojawia się obraz „zimnego cienia ojca”: monumentalnej, niedostępnej postaci, która budzi respekt, ale także dystans i strach. To nie jest ojciec, który cię obejmie, ale taki, który skarci; nie ten, który wspiera, ale raczej ten, który wymaga. Jest symbolem siły i kontroli, ale równocześnie braku ciepła, troski i bliskości emocjonalnej.

Czytaj także: Ojciec – wielki nieobecny. Jak odbudować relację? Radzi terapeuta Jacek Masłowski

P.: Skąd ten obraz?

TS.: Jego korzenie tkwią w tradycyjnych strukturach patriarchalnych, w których mężczyzna był jedynym źródłem władzy i decyzji. Jego rolą było chronić, ale także rządzić – często bez konsultacji, a czasem wbrew woli innych. Współczesne badania pokazują, że takie wzorce, choć wydają się przestarzałe, wciąż oddziałują na nasze myślenie o relacjach międzyludzkich, szczególnie w kontekście władzy i polityki.

P.: Jeśli chodzi o współczesną politykę, brzmi to jak wyjaśnienie popularności tak zwanych silnych liderów, konserwatywnych i autorytarnych.

TS.: Tak, w kontekście polityki figura surowego ojca odżywa w postaciach liderów, którzy obiecują „powrót do porządku” – idei, która rezonuje w społeczeństwach przeżywających kryzysy.

P.: Patrz: Donald Trump.

TS.: To paradoksalne, bo z jednej strony tęsknimy za ojcem, który nas ochroni, za autorytetem, który nadaje światu strukturę i znaczenie.

P.: Z drugiej boimy się go?

TS.: Właśnie. Bo oznacza on utratę indywidualności i wolności. Ci liderzy – wśród nich populistyczni politycy – grają na tych sprzecznych emocjach, odwołując się do nostalgii za prostszymi, choć często opresyjnymi czasami.

Archetyp ojca – zarówno w rodzinie, jak i w polityce – działa jak emocjonalne placebo: daje chwilowe poczucie bezpieczeństwa, nawet jeśli podtrzymywany przez niego porządek jest kruchy. Ale ta figura musi zostać zrozumiana i zdekonstruowana, jeśli chcemy budować społeczeństwa oparte na dialogu, empatii i współpracy, a nie na hierarchii, strachu i kontroli.

P.: Ale w badaniach widać, że ludzie, budując rodzinę, rodzicielstwo, ojcostwo, chcą czegoś innego. Przynajmniej w zamyśle.

TS.: Zgadza się. Badania pokazują, że współczesne rodziny są budowane na innych wartościach niż te, które dominowały w przeszłości. Dzisiejsi mężczyźni chcą być bardziej obecni w życiu swoich dzieci, ale często napotykają różnorodne bariery: ekonomiczne, kulturowe i osobiste, które skutecznie utrudniają realizację tych pragnień.

Widzimy większe zaangażowanie ojców w codzienne życie dzieci – od uczestnictwa w wychowaniu po budowanie głębszych więzi emocjonalnych. Jednak w praktyce ta zmiana nie jest tak łatwa do wprowadzenia, jak mogłoby się wydawać.

A.: Dlaczego?

TS.: Bariery ekonomiczne – takie jak konieczność pracy ponad siły, aby utrzymać rodzinę – często sprawiają, że ojcowie mają mniej czasu na życie rodzinne. Do tego są jeszcze te tradycyjne wzorce męskości, społeczne oczekiwania, które raczej nie idą w parze z indywidualnymi dążeniami i pragnieniami wielu współczesnych mężczyzn. Stąd poczucie wewnętrznego konfliktu.

A.: Młodsze generacje lepiej sobie z tym radzą?

TS.: Niekoniecznie. Pokolenie Z, mimo większej świadomości, dostępu do edukacji i postępowych wzorców, często nieświadomie powiela schematy swoich ojców. To dowód na to, że zmiana społeczna wymaga czegoś więcej niż samej refleksji – kluczowe jest także wsparcie systemowe i kulturowe. Wielu młodych ojców chce się bardziej angażować w życie rodzinne, ale nie wie, jak przełamać wzorce, które wynieśli z domu. Brakuje im modeli, które pokazałyby, jak być ojcem na własnych zasadach, a nie na zasadach odziedziczonych. Często nie mają narzędzi ani wzorców, które mogłyby im pokazać, jak być innym rodzicem niż ich ojcowie.

Paradoks polega na tym, że wielu ojców, chcąc zapewnić dzieciom lepsze życie, poświęca na to tyle energii, że nie zostaje im przestrzeń na realną obecność. Intensywna praca, która ma zagwarantować rodzinie stabilność, często staje się barierą dla budowania więzi. To dowód na to, jak głęboko zakorzenione jest przekonanie, że mężczyzna powinien najpierw zabezpieczyć byt, a dopiero potem angażować się emocjonalnie.

P.: Co zrobić, żeby przełamać te schematy?

TS.: Sama indywidualna decyzja nie wystarczy. Konieczne jest wsparcie systemowe: elastyczne godziny pracy, urlopy ojcowskie, rozwiązania, które realnie umożliwią ojcom większą obecność w życiu rodziny. Równie ważna jest zmiana kulturowej narracji wokół ojcostwa – pokazanie, że zaangażowanie i emocjonalna otwartość nie są oznakami słabości, ale siły i odpowiedzialności. Mężczyźni muszą też zrozumieć, że nie tylko ich działania, ale także ich obecność – fizyczna i emocjonalna – ma ogromne znaczenie dla ich dzieci. To nie jest łatwe, ale każda zmiana zaczyna się od pierwszego kroku. Jak pokazują badania, wielu ojców ma już świadomość potrzeby tej zmiany, co daje nadzieję na przyszłość, w której ojcostwo będzie bardziej harmonijną i zrównoważoną rolą.

A.: To musi być bardzo trudne. Dla wszystkich stron. To powielanie wzorca.

TS.: Wiele wzorców męskości dziedziczymy międzypokoleniowo – wraz z traumami i niewypowiedzianymi oczekiwaniami. Duża część mężczyzn dopiero w dorosłości uświadamia sobie, że w ich relacji z ojcem brakowało bliskości i przestrzeni na emocje. Często dzieje się to w momencie, gdy ich własne dzieci dorastają lub gdy sami zostają ojcami. Niestety, czasem to uświadomienie przychodzi za późno, by naprawić przeszłe relacje – choć może się stać impulsem do wewnętrznej zmiany. Dziedziczenie wzorców ojcostwa i męskości nie ogranicza się wyłącznie do relacji rodzinnych.

Dochodzą do tego historyczne traumy: wojny, komunizm, przemoc systemowa, nierówności społeczne. Te doświadczenia odcisnęły piętno na pokoleniach, tworząc mężczyzn, którzy mieli być przede wszystkim silni, niewzruszeni i zdolni do przetrwania kosztem wrażliwości i relacyjnej otwartości.

A.: O traumach transgeneracyjnych, traumie trzeciego pokolenia, epigenetyce mówi się u nas coraz częściej. Wyszły zresztą w Polsce ciekawe książki na ten temat i nie mam na myśli tylko publikacji Gabora Maté, ale też Marka Wolynna czy Noémi Orvos-Toth. Mówił nam o tych problemach profesor Dobroczyński.

Zrozumienie mechanizmów tego międzypokoleniowego dziedziczenia jest kluczowe, jeśli chcemy budować nowe wzorce relacji i ról społecznych. Nie chodzi tylko o krytykę przeszłości, ale też o wyciąganie z niej lekcji – zarówno tych, które przestrzegają, jak i tych, które mogą inspirować do zmiany. Kluczowym elementem tej zmiany jest edukacja, która nie tylko uczy, jak być obecnym ojcem, ale również pokazuje, jak radzić sobie z dziedzictwem traum. Zrozumienie, że ojcostwo to nie siła fizyczna ani surowy autorytet, lecz umiejętność budowania relacji opartych na zaufaniu i bliskości, może być tym, co pozwoli przełamać wieloletnie schematy.

P.: Problem jest jeszcze taki, że my ciągle pozostajemy chłopcami, synami tych ojców. Boimy się zdefiniować jako „ja”, wyrwać się z cienia ojców, samoistnieć.

TS.: To problem głęboko zakorzeniony w kulturze, w której mężczyźni często nie mają przestrzeni na pełne przepracowanie swojego „ja”, więc nadal nosimy w sobie obrazy surowych ojców, nawet jeśli te postaci nie były obecne fizycznie.

Do tego współczesna kultura zachęca do rozbudzania wewnętrznego dziecka – co jest ważne, bo pomaga zrozumieć źródła naszych traum. Ale często zapomina o konieczności pójścia dalej. Jak pisał Jung, wewnętrzne dziecko wymaga opieki, ale też pozwolenia na rozwój, na oddzielenie się, na autonomię. Niestety, wiele osób – kobiet i mężczyzn – zatrzymuje się na etapie rozliczania przeszłości, zarówno swoich rodziców, jak i społecznych wzorców. Tymczasem prawdziwa dojrzałość polega na zrozumieniu, że można przejąć odpowiedzialność za własne życie, niezależnie od tego, co nas ukształtowało.

A.: A jak to własne życie ma wyglądać?

TS.: Tu dochodzimy do problemu, który wielu współczesnych mężczyzn stawia w bardzo trudnej sytuacji. Chociażby dlatego, że tradycyjna rola żywiciela rodziny, tak mocno zakorzeniona w społeczeństwie, traci na znaczeniu w zderzeniu z nowoczesnymi realiami.

A.: Bo realia wyglądają tak, że kobiety są coraz częściej samodzielne finansowo, a równowaga w związku opiera się na czymś więcej niż tylko pieniądzach i bezpieczeństwie.

TS.: Dlatego coraz częściej mężczyźni zdają sobie sprawę, że powinni być czymś więcej, ale nie mają jasności, czym dokładnie. Kultura popularna – czy to reklamy, czy komedie romantyczne – bombarduje ich sprzecznymi oczekiwaniami. Z jednej strony mają być wrażliwi, empatyczni i gotowi do dialogu, z drugiej – silni, twardzi, sprawczy i niezależni. Pojawia się więc pytanie: czy mam żyć według mitu ojca, który często symbolizuje zimny autorytet i emocjonalną niedostępność? Czy może mam podążać za wizerunkiem męskości wykreowanym przez media, gdzie ideał balansuje między twardością a delikatnością? A może istnieje jeszcze inna droga – odnalezienie własnej tożsamości, niezależnej od presji zewnętrznej?

P.: Do czego prowadzą te sprzeczności?

TS.: Do frustracji, a ostatecznie do zagubienia. Mężczyźni, próbując sprostać oczekiwaniom, często wpadają w pułapkę niemożliwego kompromisu. Z jednej strony są zachęcani do okazywania wrażliwości i empatii, z drugiej – krytykowani za brak siły czy zdecydowania. To zjawisko szczególnie utrudnia relacje z partnerkami, które oczekują równocześnie wrażliwości i stabilności emocjonalnej, ale także stanowczości i odpowiedzialności. W praktyce wielu mężczyzn czuje, że każda ich decyzja spotka się z krytyką – zarówno wtedy, gdy próbują być „tradycyjni”, jak i wtedy, gdy starają się dostosować do nowoczesnych standardów.

Ten chaos wpływa również na postrzeganie samego siebie. Mężczyźni zmagają się z brakiem akceptacji dla swoich słabości: zarówno od otoczenia, jak i od siebie samych. Nie wiedzą, gdzie znaleźć oparcie i jak zdefiniować swoją tożsamość w świecie, który oczekuje od nich jednocześnie delikatności i siły. To zagubienie bywa paraliżujące – prowadzi do wycofania, braku pewności siebie, a czasem do odrzucenia jakiejkolwiek próby dopasowania się do oczekiwań.

P.: Kobiety, mam wrażenie, lepiej sobie radzą z presją tych sprzecznych oczekiwań – bo przecież też się z nimi mierzą. Być może dlatego, że potrafią o tym ze sobą rozmawiać.

Tymczasem mężczyźni, którzy mogliby się nawzajem wspierać w procesie redefiniowania swojej tożsamości, często nie mają ku temu warunków. Spotkania towarzyskie rzadko są przestrzenią do szczerych rozmów o emocjach czy trudnościach. W efekcie mężczyźni zamykają się w sobie, tłumiąc emocje i próbując radzić sobie z presją w samotności. I kończy się na jakimś totalnym zagubieniu i w efekcie na…

P.: …na pewnej odmowie, bo z tych badań wynika, że mężczyźni odmawiają uczestnictwa w życiu. Dla mnie to jest bardzo smutna konstatacja, bo przecież mężczyźni mają dziś różne istotne rzeczy do zrobienia. Tylko że zaledwie dziesięć procent z nich chce być liderami, a jedna czwarta definiuje się przez swoje osiągnięcia. Wydaje się, że lęk przed sprawstwem jest ogromny. Pewnie dlatego, że faceci strasznie się boją porażki, a jeszcze bardziej przyznania się do niej. Chcą się przedstawiać jako ludzie wrażliwi, refleksyjni – ale z drugiej strony nie chcą się definiować przez takie kategorie, w których łatwo się narazić na niepowodzenie. Za to chętnie mówią: „one chcą, żebyśmy byli jednocześnie twardzi i miękcy, i to jest niemożliwe”.

A.: Ale jest możliwe. Ja taka jestem, do cholery!

P.: Oczywiście, jest możliwe, bo to oznacza bycie człowiekiem. Możliwe jest bycie jednocześnie wrażliwym, silnym, stanowczym i sprawczym.

TS.: Zdecydowanie tak, bo przecież człowieczeństwo to nieustanne balansowanie między różnymi emocjami, rolami i wyzwaniami. Bycie człowiekiem oznacza akceptację tego, że sukcesy i porażki są nieodłączną częścią życia. Problem w tym, że nasza kultura – zarówno w przypadku mężczyzn, jak i kobiet – utrwala mit, że każde nasze działanie powinno prowadzić do sukcesu, że musimy być zawsze idealni w oczach innych. Szczególnie dotyczy to mężczyzn, którzy w tradycyjnych narracjach muszą być niewzruszonym autorytetem, który nigdy nie zawodzi.

P.: Chore oczekiwania.

TS.: Tak, to absurdalna presja. Jak można być „głową rodziny”, jeśli odmawia się sobie prawa do błędu? Jak można wychowywać dzieci, ucząc je o wartościach i odpowiedzialności, jeśli samemu nie przyznaje się do swoich słabości? Ta niezgoda na porażkę jest w nas głęboko zakorzeniona. Wychowano nas w przeświadczeniu, że porażka to wstyd, coś, co trzeba ukryć przed światem. I choć coraz częściej mówi się o tym, że błędy są drogą do rozwoju, to w praktyce wciąż brakuje przestrzeni, gdzie można je otwarcie przeżywać i analizować.

W relacjach z rodzicami także brakuje tej przestrzeni. Dzieci uczą się na przykładach, ale w wielu rodzinach wciąż dominuje narracja sukcesu – rodzice chcą, aby ich dzieci były doskonałe, nie popełniały błędów, które oni sami popełnili. W efekcie w dorosłym życiu wielu ludzi nie ma narzędzi do radzenia sobie z niepowodzeniami. Porażka staje się czymś ostatecznym, zamiast być postrzegana jako etap w procesie uczenia się.

Ale przecież to prawo do błędu, do ludzkiej niedoskonałości, jest fundamentem kreatywności i rozwoju. Bez niego nie ma miejsca na innowacje ani autentyczność.

P.: Zmiana jest możliwa?

TS.: Możemy i musimy to zmieniać. Kluczowa jest redefinicja sukcesu – to nie tylko osiąganie celów, ale także umiejętność uczenia się na błędach. Sukcesem jest również gotowość do przyznania się do słabości, otwartość na pomoc i zdolność do rozwoju. Jeśli jako społeczeństwo zaczniemy traktować błędy nie jako porażki, lecz jako naturalny element życia, pozwolimy mężczyznom – i wszystkim ludziom – funkcjonować z większą równowagą i poczuciem własnej wartości.

Fot. materiały prasowe Fot. materiały prasowe

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze