Przy biogramach niektórych polityków, obok ich imienia i nazwiska, pojawia się formułka: „polityk archiwalny”. Żeby było jasne: „politycy archiwalni” z reguły żyją. Spojrzałem na zdjęcia kilkorga z nich – widać, że mają się dobrze: cera zadbana, uczesani, właściwie nawodnieni.
Średnio mi poszło z nauką języków obcych. W kilku umiem głównie robić błędy. Strasznie dukam. W świecie przeżyję, ale raczej się nie zabawię. Może dlatego wpadła mi w oko reklama szkolenia z mowy ciała? Krótko: dwa dni, 16 godzin wykładów. Trochę drogo, bo prawie dwa tysiące. Ale przecież nie muszę robić całego kursu. Może można sobie wybrać części ciała, z którymi człowiek chciałby się najswobodniej porozumiewać? „Dzień dobry, ja już się dogaduję z obojczykiem, czy można tylko na mowę uda? Najlepiej obu ud?”.
W telewizji dyskusja polityczna. Są: pan redaktor, pan prokurator, pan profesor. Pan prokurator mówi, co go zbulwersowało, po czym pan redaktor pyta pana profesora: „Panie profesorze, to się mieści w głowie? Czy nie?”. I niby wiem, że w telewizji opowiada się swoje, bez względu na pytanie, ale myślałem, że pan profesor skorzysta z okazji i powie coś w stylu: „W mojej się mieści”. Nie skorzystał. Powiedział coś innego.
Jest w internecie taka strona, z której można się dowiedzieć trochę o politykach. Skąd są, co robią, jakie mają wykształcenie, poglądy, co mówią. Zaintrygowało mnie, że przy biogramach niektórych polityków, obok ich imienia i nazwiska, pojawia się formułka: „polityk archiwalny”. Żeby było jasne: „politycy archiwalni” z reguły żyją.
Spojrzałem na zdjęcia kilkorga z nich – widać, że mają się dobrze: cera zadbana, uczesani, właściwie nawodnieni. „Archiwalni” są nie tylko ci w wieku emerytalnym. Są wśród nich i młodzi. Tyle że nie są aktywni w polityce. Po pierwsze – pomyślałem – warto by spopularyzować takie określenie wśród innych grup zawodowych. „Lekarz archiwalny”, „hydraulik archiwalny”, „piosenkarka archiwalna”. Tylko czym się kierować przy zaliczaniu do grupy „archiwalnych”? Tylko tym, że już nie robią tego, co kiedyś robili? To chyba za mało. Pracowałem przez jakiś czas w pewnej instytucji, w której archiwum było miejscem zawodowego zesłania. Co zresztą było krzywdzące dla osób, które tam pracowały tak normalnie – bo się na tym znały. To oni – fachowcy z archiwum – ocalili mnóstwo dokumentów, zadbali o uporządkowanie i odpowiednie zabezpieczenie wszystkiego, co takiego zabezpieczenia było warte. Ale co jakiś czas przysyłano im kogoś, kto nie bardzo mógł się dogadać z aktualnie zarządzającymi firmą, a zwolnić go z jakichś powodów nie można było. I przeczekiwał.
O! I to powinno być jednym z kryteriów! „Polityk archiwalny” to taki, który, co prawda, teraz nie jest politykiem, ale w każdej chwili może się otrzepać i pojawić znowu w pierwszym szeregu! Kiedy tylko partia wezwie! Po drugie – może warto wprowadzić różne kategorie? W zależności od aktualnej pozycji i przewidywań na przyszłość: „polityk trwale archiwalny”, „polityk pozornie archiwalny”, „polityk wielokrotnie archiwalny”, „polityk dobrze by było, żeby wreszcie archiwalny”, „polityk niedoczekanie wasze, że archiwalny” itd. W przypadku innych zawodów podobnie: „piosenkarka uporczywie archiwalna” to taka, która nie chce śpiewać niczego nowego.
Przyszedł szwagier. Ma pomysł. Bo wyświetliło mu się w telefonie, że w pobliskiej restauracji jest podawany „Burger Miesiąca”. Szwagier stwierdził, że jego zdaniem taki wybór musi mieć odpowiednią rangę. I że na przykład tygodnik „Time” powinien przyznawać tytuł „Człowieka Roku i Burgera Miesiąca”. Łącznie. Jednej osobie. Może by to spowodowało, że różni ważni ludzie mniej by się nadymali? Wiedząc, że dla jednych są „Ludźmi Roku”, ale dla innych co najwyżej „Burgerami Miesiąca”? A gdyby jeszcze pamiętali, że kiedyś wszyscy będziemy archiwalni, to więcej by im się w głowach mieściło. Czy nie?
Artur Andrus, Mistrz Mowy Polskiej, dziennikarz, poeta, autor piosenek.