1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Filmy
  4. >
  5. Urodzony w mieście martwych ludzi. Recenzja „Springsteen: Ocal mnie od nicości”

Urodzony w mieście martwych ludzi. Recenzja „Springsteen: Ocal mnie od nicości”

„Springsteen: Ocal mnie od nicości” (Fot. materiały prasowe 20th Century Studios)
„Springsteen: Ocal mnie od nicości” (Fot. materiały prasowe 20th Century Studios)
Był już Freddie Mercury w „Bohemian Rhapsody”, Elton John w „Rocketman”, Elvis Presley w „Elvisie”, Bob Dylan w „Kompletnie nieznanym”, w planach są Beatlesi w reżyserii Sama Mendesa. Biopic o życiu Bruce’a Springsteena nie jest więc odosobniony. Wręcz przeciwnie, wpisuje się w szeroki nurt filmów przekształcających gwiazdę estrady w oscarowego pewniaka. Czy życie rockmana powinno się jednak sprowadzać do laurki nakreślonej pod gusta Akademii Filmowej?

„Springsteen: Ocal mnie od nicości” próbuje trochę inaczej. Zamiast linearnej opowieści, reżyser i scenarzysta, Scott Cooper wybiera dwa momenty z życia Bruce’a Springsteena. W czarno-białych barwach jawi się dzień z jego dzieciństwa. Wyprawa po pijanego ojca do baru. Obrona mamy kijem bejsbolowym. Świadomość, że drzwi do pokoju za moment zostaną wyważone i znajoma ręka zamachnie się do razów. Kolorowe są lata 80. Światła reflektorów podczas trasy „The River”. Tłumy na kameralnych koncertach w klubie The Stone Pony w New Jersey. Randka z dziewczyną w Atlantic City. Te dwie osoby, płaszczyzny czasowe pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. Czarno-biały chłopiec nie należy do gwiazdorskiej rzeczywistości. Jego blada twarz jednak konsekwentnie powraca.

„Springsteen: Ocal mnie od nicości” (Fot. materiały prasowe 20th Century Studios) „Springsteen: Ocal mnie od nicości” (Fot. materiały prasowe 20th Century Studios)

Zjawy z dziecięcych lat nawiedzają Bruce’a Springsteena, siadającego właśnie do komponowania nowej płyty. Kolejne nagranie ma potwierdzić jego status i wywindować go na sam szczyt list przebojów. Tego oczekują producenci. Ale zamiast do hitów, Bruce siada do „Nebraski”. Płyty bardziej folkowej niż rockowej. Nagranej w sypialni na 4-ścieżkowiec marki Tascam. Bez zespołu, bez warunków studyjnych. Z pogłosem, który według Springsteena jest echem z przeszłości wkradającym się w teraźniejszość. Według producentów jest po prostu wadliwym nagraniem. Otwierają szeroko oczy, załamują ręce, nie wierzą w to, co słyszą. Ich szok jest jednak dziwniejszy niż samo nagranie. Przy szóstej płycie Springsteena powinni już wiedzieć, że zamiast tworzyć listę szlagierów, ten artysta woli swoimi albumami opowiadać historie.

„Nebraska” to historia seryjnego mordercy, Charlesa Starkweathera, który w latach 50. zamordował jedenaście osób w Nebrasce i Wyoming. Zanim stał się potworem, był zwykłym dzieciakiem z klasy robotniczej, gnębionym przez ojca i kolegów z klasy. Jego życie stało się inspiracją dla filmu „Badlands” Terrence'a Malicka, na który Springsteen natrafił przeskakując po telewizyjnych kanałach. Staje się także historią samego Bruce’a, który w Starkweatherze dostrzega własne mroki. „Nebraska” staje się dla muzyka autoterapią. Wyciąga na powierzchnię najskrytsze traumy, co jak zwykle w tych przypadkach bywa, jest niebezpieczną operacją na otwartej duszy.

„Springsteen: Ocal mnie od nicości” (Fot. materiały prasowe 20th Century Studios) „Springsteen: Ocal mnie od nicości” (Fot. materiały prasowe 20th Century Studios)

Jeremy Allen White staje na wysokości zadania. Jest piękny w swoich flanelach, skórzanych kurtkach. Ze swoim ochrypłym głosem, dzikim spojrzeniem, ciężarem przeszłości. Cały made in USA. Nie mogę się jednak opędzić od wrażenia, że to wciąż Carmy z serialu „The Bear”. Opętany już nie kuchenną, a muzyczną perfekcją. Mam nadzieję, że nadchodząca nominacja do Oscara nie zepchnie utalentowanego aktora w głąb szuflady, a raczej pomoże mu się z niej wygrzebać.

Poznajemy człowieka „z krwi i kości”. Ale to tylko pozory. Mimo podjętej przez twórców próby „odsłonięcia” swojego bohatera, „Springsteen: Ocal mnie od nicości” zamiast docierać do prawdy i tak nie może przestać ślizgać się po powierzchni. Bruce w filmie jest niedostępny emocjonalnie, straumatyzowany, wrażliwy. Dokładnie to samo możemy powiedzieć o każdym innym muzyku i to bez oglądania jego biografii. Film Coopera może i nie powiela legendy, ale pozę artysty uciśnionego już tak. Gdyby „Springsteen: Ocal mnie od nicości” faktycznie miał ambicje dotknąć czegoś prawdziwego, zamiast rozmieniać się na drobne, całkowicie zagłębiłby się w relację Bruce’a z ojcem. Skomplikowaną, wzruszającą, mającą potencjał na opowieść nie tyle o artyście, co o pokoleniu, które chce oczyścić się z toksyny męskości. Najpiękniejsza scena w filmie to ta, w której dorosły już Springsteen, nie bez skrępowania, pierwszy raz siada ojcu na kolanach.

„Springsteen: Ocal mnie od nicości” (Fot. materiały prasowe 20th Century Studios) „Springsteen: Ocal mnie od nicości” (Fot. materiały prasowe 20th Century Studios)

Najbardziej w filmie Coopera brakuje mi jednak konfliktu. Bruce dokonuje bądź co bądź bardzo ryzykownych artystycznie decyzji. Wśród producentów są wątpliwości, uniesienia brwi, sprzeciwu jednak nie słychać. Wiadomo, że „Nebraska” się ukaże, dokładnie tak, jak chce tego Springsteen, bez żadnych ustępstw. Nastroje, które mają kinowy potencjał skutecznie łagodzi postać Jona Landau, wieloletniego menedżera muzyka. Bohater Jeremy’ego Stronga zatroskany i empatyczny już od pierwszej sceny, przez cały film konsekwentnie taki pozostaje. To co ceni się w prawdziwym życiu, na ekranie niestety wieje nudą. Skoro na potrzeby filmu twórcy mogli stworzyć dla głównego bohatera fikcyjną relację miłosną, dlaczego nie dodać dynamiki, tam gdzie jest tak bardzo potrzebna? Przeczytałam, że Springsteen i Landau byli zaangażowani w proces powstawania scenariusza i zastanawiam się, czy to właśnie oni nie pozbawili Jeremy’ego Stronga konfliktowego potencjału. Zastanawiam się też, czy ingerencja tytułowego muzyka w proces filmowy nie zmieniła autorskiego spojrzenia w gładki PR.

„Springsteen: Ocal mnie od nicości” (Fot. materiały prasowe 20th Century Studios) „Springsteen: Ocal mnie od nicości” (Fot. materiały prasowe 20th Century Studios)

„Springsteen: Ocal mnie od nicości” w kinach od 24 października. Film będzie też wkrótce dostępny na platformie Disney+.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE