1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. Rodzinę się wybiera. Rozmowa z Shih-Ching Tsou, reżyserką „Left-Handed Girl”

Rodzinę się wybiera. Rozmowa z Shih-Ching Tsou, reżyserką „Left-Handed Girl”

Shih-Ching Tsou (Fot. materiały prasowe)
Shih-Ching Tsou (Fot. materiały prasowe)
Dotąd działała ramię w ramię z Seanem Bakerem. Jej nazwisko widnieje w napisach końcowych „The Florida Project”, czy „Red Rocket”. Była już kostiumografką, scenografką, reżyserką castingu, scenarzystką, współreżyserką. Nadszedł czas, by pochodząca z Tajwanu Shih-Ching Tsou sama stanęła za kamerą. „Left-Handed Girl” – jej samodzielny debiut reżyserski to opowieść mocno osobista. Gorzka, ale przyprawiona słodyczą znajomą z filmów Bakera lub Hirokazu Koreedy. Historia mamy i dwóch córek, które wracają do rodzinnego Tajpej, by zacząć nowe życie. Perspektywy trzech bohaterek scalają się w panoramę wielkiego miasta. Czasem magicznego, czasem okrutnego. W całym tym kalejdoskopie różnorodności nie ma jednak miejsca na to, co odbiega od „normy”. W tym na leworęczność najmłodszej bohaterki.

Z Shih-Ching Tsou na Festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu porozmawiała Ida Marszałek.

Ida Marszałek: W filmie zawarłaś trzy odmienne punkty widzenia. Dlaczego?

Shih-Ching Tsou: Trzy bohaterki, trzy różne pokolenia to tak naprawdę fragmenty moich własnych doświadczeń. Jestem mamą dziewięcioletniej dziewczynki, więc mam perspektywę najstarszej bohaterki. Kiedy patrzę na moją córkę to odruchowo mam przed oczami własne nadzieje i marzenia, które chcę, by kiedyś spełniła. Ale muszę sobie cały czas powtarzać, że nie mogę postępować tak, jak moja mama. Zmuszać moje dziecko do pewnych rzeczy. Jako dużo bardziej świadoma osoba muszę przerwać toksyczny cykl. Wiem, że to, jak byłam traktowana, wynikało z dobrych intencji, ale myślę, że dziecko nie rozumie, czym to jest podyktowane. Sama, wychowując moją córkę, próbuję znaleźć balans. Starsza siostra w filmie to też po części ja. Kiedy byłam nastolatką, byłam dość buntownicza. Nie chciałam przestrzegać zasad, które mi narzucano. Pamiętam też, jak to jest być małą dziewczynką dorastającą w Tajwanie. Jest dużo oczekiwań i ograniczeń. Niewidzialnych, ale jednak bardzo wyczuwalnych, nawet dla dziecka.

Jakie ograniczenia czułaś dorastając w Tajpej?

Oczekiwania dotyczące tego, jak powinna zachowywać się „dobra córka”, jaka przyszłość jest akceptowalna i ile miejsca kobieta może zajmować w świecie. Dorastałam, internalizując te zasady i oduczenie się ich zajęło mi lata. To, że zostałam reżyserką było pod wieloma względami aktem cichego buntu. Ale także sposobem na zrozumienie, skąd te lęki się biorą i uzdrowienie.

Rodzina nie chciała, żebyś została reżyserką?

Na początku nie było to mile widziane. W mojej rodzinie ponad wszystko ceniono stabilność, a kręcenie filmów nie wydawało się stabilną ani szanowaną ścieżką kariery. Szczególnie moja matka martwiła się nieprzewidywalnością życia twórczego – chciała, żebym miała bezpieczną, tradycyjną pracę.

„Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe) „Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe)

Jest jeszcze czwarty bohater Twojego filmu: miasto. Każda bohaterka ma swój obraz Tajpej. Dla mamy to miejsce zmagań: walki o byt i walki o honor. Starsza córka ma przed oczami możliwości, które to miasto dostarcza. Chce zarobić pieniądze, odmienić swój los. Młodsza córka postrzega Tajpej jako magiczny plac zabaw. Patrzy na nie przez symboliczny kalejdoskop, który pojawia się w pierwszej scenie. A jak Ty postrzegasz miejsce, z którego pochodzisz?

Na studia magisterskie przeprowadziłam się do Nowego Jorku. Patrzę więc teraz na Tajpej również zewnętrznym okiem. Nadal co roku wracam do domu, zwłaszcza po urodzeniu córki. Chcę, żeby znała język i spędzała czas z moją rodziną. Jej urodziny wypadają pierwszego dnia Chińskiego Nowego Roku. To idealna okazja i pretekst, żeby wrócić. Kiedy długo żyjesz w jakimś miejscu, dużo rzeczy bierzesz za pewnik. Na przykład tu we Wrocławiu wszystko mnie zachwyca. Ale myślę sobie, że dla ludzi, którzy mają to na co dzień, to nie jest nic specjalnego. Kiedy kręciłam „Left-Handed Girl”, sama szukałam lokacji, sama obsadzałam wszystkie role, na nowo odkryłam piękno Tajpej. Nagle wszystkie rzeczy, których wcześniej nie uważałem za wyjątkowe, wydały mi się niezwykłe. Teraz chcę to pokazać moim widzom.

W miejsce wpisane są także panujące tam obyczaje. Mimo, że akcja filmu dzieje się we współczesnym świecie, to kobieta wciąż ma dużo mniejsze prawa od mężczyzny. To on jest dziedzicem rodzinnych pieniędzy. Jeśli kobieta nie ma męża, jest nikim. Kiedy wyjdzie za mąż, rodzina automatycznie przestaje się nią interesować.

Ten film robiłam w zasadzie od 25 lat. I widzę, że niestety wiele rzeczy przez ten czas nie uległo zmianie. Ludzie ślepo podążają za tradycją. Bez zastanowienia robią coś, bo tak kazała matka, bo tak kazał dziadek. Często czują też, że to walka, której nie da się wygrać. Więc po prostu pokornie przestrzegają reguł, które ktoś kiedyś ustanowił. Współczesne prawo mówi, że jeśli masz spadek, musisz rozdzielić go po równo, między wszystkie dzieci. Ale w rzeczywistości wiele rodzin nie zostawia córkom żadnych pieniędzy. Tak się stało w rodzinie mojej mamy. Jest ich siedmioro rodzeństwa, w tym jeden syn i on odziedziczył wszystko. Wiele z moich przyjaciółek też nie dostanie w spadku pieniędzy, tylko dlatego, że są kobietami. Albo dlatego, że są już mężatkami, a więc nie są uważane za członka rodziny. Należą już do rodzin swoich mężów.

Mąż Twojej bohaterki nie jest jednak osobą, na której można polegać. Wręcz przeciwnie, to żona musi mu pomagać finansowo.

Słyszałam mnóstwo tego typu historii od mojej mamy sprzed 20, 30 lat. Uderzyła mnie zwłaszcza ta dotycząca czeków bez pokrycia. Dawniej, kiedy wypisywałaś czek, musiałaś wpłacić pieniądze, bo jeśli nie wywiązałaś się z umowy, szłaś do więzienia. W Tajwanie mężowie często zmuszali żony do wystawiania czeków na siebie. W razie problemów z wypłacalnością, to żona szła do więzienia za męża. Mężczyzna w tym czasie żył w najlepsze, nawiązywał romans. Kiedy żona wychodziła na wolność, on był już z inną kobietą. Nikt nie narzekał. Nikt nie kwestionował. Wszyscy uważali, że to słuszne. Że to jest część twojego obowiązku jako żony. Według starych chińskich obyczajów, kiedy już się za kogoś wyszło za mąż, trzeba było akceptować wszystko. Prawo w Tajwanie zmieniło się znacznie w ostatnich dekadach, ale wiele praktyk, niezapisanych na papierze, wciąż obowiązuje. Nie da się ich tak łatwo wygonić ze zbiorowej świadomości. Walka jest ciężka, bo to oznacza kłótnię z rodziną. Czy jestem w stanie pozwać mojego brata lub ojca? Jest to równoznaczne z tym, że ich stracę. W tym przypadku, jeśli walczysz o swoje, to robisz coś złego. Dla rodziny jest to wielka hańba. Więc wiele osób nic nie robi, ze względu na tę presję. Dlatego trzeba podnosić świadomość, pokazać ludziom, że nie muszą się na coś zgadzać „bo tak”. Jeśli tradycja nie jest sprawiedliwa wobec wszystkich, to trzeba ją zmienić. Stworzyć nową tradycję.

„Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe) „Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe)

Zgodnie ze staroświeckimi przekonaniami dziadek leworęcznej bohaterki w Twoim filmie, zmusza ją do korzystania z prawej ręki .

W Tajwanie jesteś postrzegana jako część społeczeństwa, więc indywidualizm nie jest pożądany. Oczekują, że się dopasujesz. Sama byłam kiedyś leworęczna, ale nieustannie mnie korygowano. Kiedy byłam w liceum, mój dziadek złapał mnie na tym, że trzymam nóź właśnie w lewej ręce i powiedział mi, że nie mogę tego robić, bo to ręka diabła. Byłam wtedy starsza niż bohaterka w filmie, więc aż tak się to na mnie nie odbiło, ale zostało mi w głowie. Później dowiedziałem się, że tabu leworęczności jest na całym świecie. Nie dotyczy tylko Tajwanu. Że to jest powszechny objaw konformizmu.

Konformizm wymusza grę pozorów. Rodzina bohaterek martwi się przede wszystkim o swój zewnętrzny „obrazek”.

Myślę, że jest to też jest uniwersalny problem, zwłaszcza w dobie social mediów. Są ludzie, którzy w sieci są na „wiecznych wakacjach”. Mają same markowe rzeczy. W rzeczywistości to życie umożliwiają im karty kredytowe. Dług rośnie, a na koncie oszczędnościowym pustki. Ale ważne, że ich styl życia robi wrażenie na innych. Na drugim biegunie jest najstarsza z moich bohaterek, która nie ukrywa, że na utrzymanie córek ciężko pracuje w barze z kluskami.

„Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe) „Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe)

Czy Nina Ye, aktorka grająca małą I-Jing, sama jest leworęczna?

Kiedyś była, ale jej dziadkom się to nie podobało, więc nauczyła się robić wszystko prawą ręką. Kiedy zatrudniliśmy ją do filmu, musieliśmy odwrócić ten proces. Sprawić, by znowu ta lewa ręka stała się jej naturalną. Nina zaprzyjaźniła się na planie z moją córką, która też zagrała w „Left-Handed Girl” i kilka dni temu spotkały się na wspólną zabawę. Przy okazji zapytałam jej mamę o to, której ręki używa teraz dziewczynka. Okazało się, że lewej. I że dziadkowie wreszcie przestali to komentować. Stwierdzili, że skoro leworęczna osoba może nawet wystąpić w filmie, to chyba nie jest to jednak takie złe. Dostrzegłam wtedy, że nasza opowieść może realnie komuś pomóc. Że dzięki nam ta mała dziewczynka, może znów być w pełni sobą. To bardzo budujące.

Wydaje się bardzo doświadczoną aktorką jak na sześciolatkę. Jej postać w zasadzie odpowiada za komediowy charakter filmu, a to spora odpowiedzialność.

Nina gra w reklamach odkąd skończyła trzy lata, więc jak na tak młody wiek ma już spore doświadczenie. Jej mama też jest bardzo zaangażowana w jej karierę i była ogromnie pomocna w całym procesie. Czytała jej scenariusz i pomagała zapamiętać kwestie, bo oczywiście, Nina nie potrafi jeszcze czytać. Kiedy przychodziła na plan, to nie robiłam żadnej formalnej próby, bo chciałam, żeby zachowywała się naturalnie. Ale ona doskonale wie, jak wyglądać uroczo przed kamerą. Momentami próbowała nawet zbyt mocno grać. Zadzwoniłam do jej mamy z prośbą, żeby nie podpowiadała jej, jak ma się zachowywać w konkretnych sytuacjach. A jej mama na to: „ona sama chciała tak to zinterpretować”. W reklamie aktor ma jakieś 30 sekund, żeby pokazać konkretne emocje. Więc musieliśmy trochę stonować komercyjny typ aktorstwa, do którego była przyzwyczajona.

„Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe) „Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe)

W filmie czuć ducha mojego ukochanego filmu, „The Florida Project”, który zrobiłaś wspólnie z Seanem Bakerem. Macie bardzo długą zawodową relację, pracowaliście razem niemal przy każdym jego filmie. Teraz on jest montażystą i producentem „Left-Handed Girl”.

Poznaliśmy się zaraz po moim przyjeździe do Nowego Jorku, na zajęciach z montażu. Tak się złożyło, że lubiliśmy ten sam rodzaj filmów. W tamtym czasie oboje oglądaliśmy dużo koreańskiego kina, filmów stworzonych według zasad manifestu Dogma 95. To się naprawdę rzadko zdarza, że spotykasz kogoś o tak podobnej wrażliwości. Zaprzyjaźniliśmy się i poczuliśmy, że chcemy coś razem stworzyć. Wspólnie wyreżyserowaliśmy film „Take Out”. Zrobiliśmy go za jakieś trzy tysiące dolarów, wszystko własnymi siłami. Nasza współpraca zdała egzamin na wielu poziomach. Zbudowaliśmy swój własny proces filmowania. Odkryliśmy, że może być to sposób na rozpoczęcie rozmowy ze społecznością. Wchodzisz do wspólnoty, znajdujesz prawdziwe historie i pokazujesz je w kinowy sposób, ale dbając o realizm. Nie ma potrzeby narzucania wymyślonych historii w miejscach, które już mają wyrazistą tożsamość. Dokładnie w ten sposób pracowaliśmy przy każdym projekcie: „Mandarynce”, „Red Rocket”. Nasze filmy było niskobudżetowe, więc przyjmowałam najróżniejsze funkcje i stanowiska. Projektowałam kostiumy, robiłam scenografię, szukałam lokacji, wybierałam statystów, nawet sama grałam. Uczyłam się wszystkiego na bieżąco.

Na pewno Ci się to przydało teraz, gdy samodzielnie stanęłaś za kamerą.

Filmowcy powinni mieć różnorodne umiejętności. Żeby brak funduszy i możliwości zatrudnienia osób na konkretne stanowiska nie ograniczał ich artystycznych ambicji. W przypadku „Left-Handed Girl” niemal wszystko zrobiłam sama. Sean nie mógł pojechać ze mną do Tajwanu, bo pracował nad swoją „Anorą”.

„Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe) „Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe)

„Left-Handed Girl” miała powstać w 2012 roku i dopiero niedawno znalazłaś sposób na jej sfinansowanie. Miałaś premierę w Cannes, film kupił Netflix. Czy dostrzegasz jakieś zmiany w przemyśle filmowym, które zaszły przez ostatnie 10 lat?

Branża jest teraz bardziej zróżnicowana. Zwiększyła się też akceptacja filmów nieanglojęzycznych. Ludzie przyzwyczajają się powoli do napisów na ekranie. Zwracają większą uwagę na azjatyckie historie. W Hollywood pojawiło się więcej aktorów z Azji, którzy dostają główne role w dużych budżetach. Sporo zmienił „Parasite”. Otworzył dla nas wiele drzwi, które wcześniej były zamknięte. Filmy moje i Seana też zwróciły międzynarodową uwagę. Byliśmy w Cannes z „The Florida Project”, potem z „Red Rocket”. Dodatkowo, Sean wygrał w tym roku cztery Oscary za „Anorę”. Każdy film ma swój czas i to jest właśnie ten moment, żeby „Left-Handed Girl” mogła zabłysnąć.

Czasy się zmieniły, ale pozostałaś wierna filmowej partyzantce.

Od samego początku wiedziałam, że chcę kręcić na prawdziwym nocnym targu. Na początku współpracownicy mówili mi, że to niemożliwe. Wszyscy twierdzili, że muszę zbudować swój własny nocny targ, sztuczną scenografię. Albo zamknąć ulicę i zatrudnić statystów, żeby udawali kupujących. W tych warunkach nie da się kręcić, bo są tłumy, kamera przyciągnie uwagę gapiów. Już nie będzie autentycznie. Jedynym sposobem, by nagrać to miejsce takim, jakim jest naprawdę było wykorzystanie iPhona. Na szczęście technologia na tyle się rozwinęła, że nie musieliśmy przy tym rezygnować z jakości. Użyliśmy najnowszego modelu, wówczas był to iPhone 13. Wszyscy używają telefonów, wiecznie coś nimi kręcą, więc nikt nawet nie spojrzy, nie pomyśli, że to może być film kinowy. Żeby nie wzbudzać podejrzeń, musieliśmy też ograniczyć osoby obecne na planie. Pierwszego dnia mieliśmy ekipę liczącą około 20 osób, ale zwracali na siebie zbyt dużą uwagę. Przechodnie przystawali i obserwowali, co się dzieje. Nie byliśmy w stanie kręcić. Następnego dnia powiedziałam: „nikt nie wychodzi z biura, na plan idzie tylko 5 osób”. Poszło dwóch operatorów, kierownik scenariusza, ja i dźwiękowiec, który musiał się chować w ciemności, bo miał wielki mikrofon. Wszyscy z ekipy musieli być ubrani jak regularni klienci nocnego marketu. Jeśli ktoś tam nie pasował, musiał sobie iść. Więc sami też zostaliśmy statystami. Nasza ekipa stała się niewidzialna.

To trochę jak w dokumencie, prawda?

Wszystko w naszym filmie jest prawdziwe. Nawet stoisko z makaronem, wynajęliśmy od sprzedawcy z targu. Żeby go przekonać, przychodziłam codziennie. Jego bar jest otwarty od siódmej do dziewiętnastej, my kręciliśmy w nocy, więc to nie kolidowało z jego pracą. Oprócz tego, że zapłacimy, obiecałam też, że posprzątamy po sobie, będziemy szanować sprzęt kuchenny. Ostatecznie wypożyczył nam wszystko, łącznie z jedzeniem. Było do tego stopnia realistycznie, że kiedy w jednej ze scen aktorka grająca matkę, Janel Tsai, gotowała, podeszli do niej prawdzili klienci i zamówili jedzenie. Myśleli, że mamy prawdziwe stoisko z makaronem.

„Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe) „Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe)

Przygotowała je?

Tak (śmiech). Zresztą sprzedawcy, którzy pojawiają się w naszym filmie, na przykład Ci, których w pewnym momencie okrada najmłodsza bohaterka, to prawdziwe osoby. Wchodziłam do ich sklepów i pytałam: „Hej, czy możemy tu coś szybko nakręcić? Przyjdzie tu taka dziewczynka i będzie udawać, że kradnie, a wy ją po prostu ignorujcie”. I się zgadzali.

Społeczność, którą pokazujesz, to jedna wielka rodzina. Wszyscy się tam znają i sobie pomagają. Mężczyzna ze stoiska obok staje się nawet dla bohaterek kimś w rodzaju ojca.

Kiedy w 2010 roku pisaliśmy scenariusz, bywaliśmy na wielu nocnych targach w Tajpej. W ten sposób odkrywaliśmy to miejsce. Robiliśmy z Seanem wtedy pierwsze podejścia do filmu, właśnie w tej lokacji. Nawet znaleźliśmy tam taką małą, słodką dziewczynkę, idealną do głównej roli. Jej mama naprawdę prowadziła stoisko z makaronem. Wtedy myśleliśmy, że uda nam się to nakręcić. Jak wiadomo, nie był to właściwy czas, ale już wtedy nawiązaliśmy kontakt z ludźmi z targu. Odwiedzałam ich za każdym razem, kiedy wracałam do Tajpej. Z niektórymi osobami nawet się zaprzyjaźniłam. Zaczerpnęłam od nich kilka pomysłów do scenariusza. To jest mój proces badawczy. Tak zdobyłam też wszystkich statystów.

Czyli sama też stałaś się częścią tej społeczności?

Tak. Teraz to także moja rodzina.

„Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe) „Left-Handed Girl” (Fot. materiały prasowe)


Film „Left-Handed Girl” miał premierę na Festiwalu w Cannes. W kinach pojawi się od 28 listopada dzięki dystrybucji So FILMS.

Shih-Ching Tsou, niezależna reżyserka filmowa, scenarzystka i producentka. Pochodzi z Tajwanu, mieszka w Nowym Jorku. Od dawna współpracuje z Seanem Bakerem. Współreżyserowała film „Take Out” (2004) i wyprodukowała filmy: „Tangerine” (2015), „The Florida Project” (2017) i „Red Rocket” (2021), których premiery odbyły się w Cannes. „Left-Handed Girl” to jej debiutancki, samodzielny film.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE