1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Filmy
  4. >
  5. „Joker: Folie à Deux” Todda Phillipsa to największe kinowe rozczarowanie tego roku. Recenzja filmu z Joaquinem Phoenixem i Lady Gagą

„Joker: Folie à Deux” Todda Phillipsa to największe kinowe rozczarowanie tego roku. Recenzja filmu z Joaquinem Phoenixem i Lady Gagą

„Joker: Folie à Deux” (Fot. materiały prasowe Warner Bros.)
„Joker: Folie à Deux” (Fot. materiały prasowe Warner Bros.)
Todd Phillips po raz kolejny zagłębia się w udręczony umysł Arthura Flecka, tym razem za pomocą musicalu. Po sukcesie pierwszej części, która zdobyła Złote Lwy na weneckim festiwalu, a następnie zarobiła krocie w kinach na całym świecie, oczekiwania były duże. Stawkę podbiło obsadzenie Lady Gagi oraz uczynienie z sequela filmu muzycznego. Zapowiadana z wielkim entuzjazmem kontynuacja, zatytułowana „Joker: „Folie à Deux”, okazuje się jednak klaustrofobiczna, nudna i niepotrzebna. To po prostu największe filmowe rozczarowanie tego roku.

Dokładnie pięć lat temu Todd Phillips, twórca m.in. trylogii „Kac Vegas”, wydał na świat „Jokera”, który nieoczekiwanie stał się wielkim hitem i prawdziwym fenomenem. Kojarzycie inny film oparty na komiksie, który wywołał masową dyskusję na temat przemocy, zarobił ponad miliard dolarów w kinach i zdobył liczne nagrody dla swojej gwiazdy? My też nie. Filmowa opowieść o najmroczniejszym bohaterze uniwersum DC zdobyła aż dwa Oscary: za wybitną rolę Joaquina Phoenixa oraz przejmującą ścieżkę dźwiękową Hildur Gudnadóttir, a także Złotego Lwa na weneckim festiwalu filmowym, co jest sporym osiągnięciem, bo wyróżnienie to bardzo rzadko trafia do twórców przeboju dużego hollywoodzkiego studia.

Powód, dla którego jego kontynuacja – zatytułowana „Joker: Folie à Deux” – trafiła do kin, jest prosty. Pierwszy film miał być jednorazowym hitem, a ku zaskoczeniu wszystkich rozbił bank i zarobił fortunę na całym świecie. Ciężko było z takiej szansy nie skorzystać i nie spróbować raz jeszcze. Wystawny sequel ma zatem na celu przede wszystkim wyłudzenie pieniędzy. Ale sama wystawność nie wystarczy, aby film był godny polecenia; potrzebna jest jeszcze satysfakcjonująca narracja. Jak dwójka wypada pod tym kątem? No cóż, pierwszy „Joker” wydawał się nienawidzić świata. Jego sequel wydaje się nienawidzić swojej publiczności. To film, który rozczaruje fanów, zrazi nowicjuszy oraz rozgniewa i znudzi całą resztę. Czyżby twórcy celowo chcieli zadrwić z widzów pierwszej części?

„Joker: Folie à Deux” (Fot. materiały prasowe Warner Bros.) „Joker: Folie à Deux” (Fot. materiały prasowe Warner Bros.)

Nie bez znaczenia są też nastroje, które towarzyszyły premierze pierwszej części. Niektórzy martwili się bowiem, że film zainspiruje do aktów przemocy, a podczas nowojorskiej premiery w gotowości były nawet oddziały SWAT, na wypadek, gdyby ktoś z widowni chciał odtworzyć działania głównego bohatera. W przypadku kontynuacji Todd Phillips najwyraźniej wziął sobie te głosy do serca i wymyślił historię, która stawia zranionego antybohatera przed sądem, a narzędziem, które pozwala nam zagłębić się w jego udręczony umysł, jest… muzyka. W efekcie otrzymujemy dramat więzienno-sądowy połączony z musicalem i banalnym romansem, który ani trochę nie jest zainteresowany rozwijaniem jakiejkolwiek historii. Phillips wielokrotnie podkreślał, że sequel przeboju sprzed pięciu lat nie będzie typowym musicalem, ale może powinien nim być, bo nużący dramat sądowo-więzienny, w którym bohaterowie co chwila przerywają historię, aby zaśpiewać starą piosenkę, nie jest ani trochę angażujący i nie spełnia oczekiwań jak jego poprzednik.

„Joker: Folie à Deux”: o czym opowiada sequel hitu z 2019 roku?

Akcja filmu rozgrywa się niedługo po wydarzeniach z pierwszej części i w dużej mierze osadzona jest w więzieniu, do którego Arthur Fleck trafił za zamordowanie pięciu osób. Jego akt przemocy porwał jednak tłumy tych, którzy sami doświadczyli poniżeń. Teraz bohater gnije za kratami, w sekcji dla osób z zaburzeniami psychicznymi, oczekując na proces. Plan obrony polega na przekonaniu sędziego, że Arthur ma rozdwojoną osobowość i zasługuje na leczenie. Prokurator okręgowy twierdzi jednak, że oskarżony nie jest szalony i powinien trafić na krzesło elektryczne. Fleck jest natomiast w konflikcie. Wie, że przyznanie się do niepoczytalności jest jego jedyną szansą, ale tęskni też za ponownym przeistoczeniem się w Jokera; przyjęciem przerażającej osobowości klauna, która dała mu status celebryty.

Podczas krótkiego pobytu w więzieniu o złagodzonym rygorze otępiały lekami i więzienną codziennością bohater poznaje Lee, głęboko zaburzoną pacjentkę placówki psychiatrycznej, która zwraca jego uwagę na zajęciach z muzykoterapii. Kobieta jest wyraźnie zafascynowana i zauroczona Arturem oraz jego osobowością i zbrodniczą przeszłością. Połączeni doświadczeniem trudnego dzieciństwa, zamiłowaniem do zbrodni i głębokim pragnieniem, aby cały świat zostawił ich w spokoju, zaczynają się do siebie zbliżać, a wkrótce gubią się we wspólnej fantazji, dzięki której mogą uciec od przytłaczająco ponurej rzeczywistości.

„Joker: Folie à Deux” (Fot. DC Entertainment/Zuma Press/Forum) „Joker: Folie à Deux” (Fot. DC Entertainment/Zuma Press/Forum)

„Joker: Folie à Deux”: recenzja filmu Todda Phillipsa

Śmiały koncept filmu z Phoenixem i Gagą w rolach Jokera, który staje przed sądem za popełnione morderstwa, i niestabilnej fanki, był bardzo obiecujący. Niestety tandetna emocjonalnie fabuła i stateczna reżyseria spisały to wszystko na straty. Cały film jest przytłaczająco, klaustrofobicznie i powtarzalnie spokojny. Brak mu życia, napięcia, tempa i konsekwencji względem pierwszej części, a na ekranie panują chaos i nuda. To po prostu przesadnie ostrożny i bardzo niezgrabny sequel, który nigdy nie powinien powstać.

Z naładowaniem filmu energią ma nawet problem nasz główny bohater. Jak pamiętacie, Joker zawsze był charyzmatycznym Księciem Zbrodni. Tutaj po raz pierwszy stał się tym, kogo poprzednie wcielenia tej postaci wręcz się obawiały: nudziarzem. Portret ten jest zatem daleki od chichoczącego dowcipnisia-kryminalisty, którego pokochaliśmy. Tutaj Arthur nikomu nie zagraża; po prostu jest śpiewającym i tańczącym klaunem żyjącym w swojej wyobraźni. Nie próbuje nikogo zabić i nie przewodzi rewolucji, dlatego ci, którzy liczą na sceny z Jokerem ponownie siejącym chaos na ulicach Gotham, będą mocno rozczarowani. Z pełnokrwistej postaci został sam kostium.

Kuleje też scenariusz. Film trwa blisko dwie i pół godziny, a fabułę można streścić w dwóch lub trzech zdaniach. Cała sprawa kręci się natomiast wokół kluczowego pytania dotyczącego prawdziwej tożsamości Flecka. Tę kwestię Phillips roztrząsa jednak do znudzenia. Czy Arthur i Joker to dwie różne osobowości? Która z nich jest prawdziwa, a która inscenizowana? Czy faktycznie jest chory, a może to tylko performance? Próba odpowiedzi nie jest niestety w ogóle angażująca. Wciąż czekamy na trzęsienie ziemi, ale ono nigdy nie nadchodzi.

„Joker: Folie à Deux” (Fot. DC Entertainment/Zuma Press/Forum) „Joker: Folie à Deux” (Fot. DC Entertainment/Zuma Press/Forum)

Pierwszy „Joker” wywoływał emocje i autentyczne poczucie niepokoju. Sequel pozostawia jednak widza tak samo zdezorientowanego jak nasz główny bohater. W jedynce każdy widz mógł zobaczyć swój własny ból. Niestety, mało kto przejrzy się w tej kontynuacji. Nie jest ona ani satysfakcjonująca, ani przekonująca, a scenariusz nie sięga dostatecznie głęboko. To po prostu zestaw pustych, nużących scen sądowych i monotonnych, brutalnych scen więziennych pozbawiony mocnych dialogów i ciekawych zwrotów akcji. Jeśli natomiast chodzi o część musicalową, nieuporządkowany montaż sprawia, że ​​ciężko stwierdzić, gdzie kończy się fantazja, a zaczyna rzeczywistość. Philips po prostu nie udźwignął przeniesienia gatunkowego ciężaru z sensacji na kino sądowe i muzyczne. I chociaż jest to musical, brakuje w nim ikonicznych scen pokroju tych z pierwszej części (patrz: taniec na schodach).

Relacja Jokera z zauroczoną nim Lee również wypada blado, chociaż miała ogromny potencjał. Dla Flecka to pierwsze doświadczenie tego typu i szansa na to, aby w duecie stać się kimś jeszcze większym. Tak się jednak nie dzieje. Są jednak pewne plusy: Lee przy każdej okazji mu schlebia i go pociesza. Zachęca do walki i zaakceptowania swojej mrocznej strony. Usprawiedliwia jego brutalne czyny i śmieje się z jego kiepskich żartów. Zaczyna przypominać psychofankę, która nie dopuszcza do siebie myśli, że Arthur to postać, której nie należy naśladować ani podziwiać, jednak to dzięki niej Arthur, zamiast niszczyć siebie na rzecz idei, zaczyna zastanawiać się nad tym, kim tak naprawdę jest.

„Joker: Folie à Deux” (Fot. DC Entertainment/Zuma Press/Forum) „Joker: Folie à Deux” (Fot. DC Entertainment/Zuma Press/Forum)

Co więcej, film nieustannie odwołuje się do pierwszej części, opowiadając znane już wydarzenia, co jest zupełnie niepotrzebne. Philips serwuje nam też kilka mało subtelnych nawiązań do filmu z 2019 roku: znowu są słynne schody i obserwacja upadającego Gotham zza szyby auta. Twórca dał nam jednak dzieło stojące w zupełnej kontrze do pierwszej części: podważające jej znaczenie („Joker” pojawia się nawet w scenariuszu, a bohaterowie kilkukrotnie rozmawiają o ekranizacji historii Flecka) i odrzucające jej wszelkie założenia.

Na film można jednak spojrzeć też z innej strony. Twórcy dają nam szerokie pole do interpretacji i choć zakończenie jest jednoznaczne, warto przyjrzeć się detalom. Reżyser puszcza bowiem oko do widzów i naśmiewa się z odbioru pierwszej części, a także fanów jedynki, dla których Joker jest niemalże bogiem. Być może wiedział, w jak złym kierunku powędrował odbiór jego poprzedniego dzieła i postanowił zrobić wszystko, aby w przypadku sequela to zmienić. Czy dlatego właśnie kontynuacja naśmiewa się ze swoich korzeni i nie traktuje siebie poważnie? Być może to metaprojekt i zwykły dowcip pokroju żartów Jokera?

„Joker: Folie à Deux”: jak wypada musicalowa część?

„Joker: Folie à Deux” najlepiej wypada, gdy Phoenix i Gaga zaczynają śpiewać i tańczyć. Numery muzyczne, zarówno w duecie, jak i solo, mają energię, której ten ponury film rozpaczliwie potrzebuje. Biorąc pod uwagę, że bohaterowie postrzegają swoje przestępcze skłonności jako widowisko teatralne, postawienie na musical ma nawet ręce i nogi. Wśród najlepszych momentów można wymienić scenę, w której Arthur i Lee wykonują hit Bee Gees „To Love Somebody”; fantazję o ślubie, gdzie Lee śpiewa przy pianinie, a Arthur stepuje do gospelowego „Gonna Build a Mountain”; oraz elegancki taniec na dachu w blasku księżyca. Kiedy uciekają z więzienia, Gaga z werwą śpiewa „If My Friends Could See Me Now”, a gdy Arthur dowiaduje się, że stanie przed sądem, zaczyna nucić numer „For Once In My Life”. Jest też romantyczny moment do „Bewitched, Bothered and Bewildered” i mentalne odjazdy na sali sądowej do hitu „The Joker” oraz melancholijnej ballady „If You Go Away”.

„Joker: Folie à Deux” (Fot. materiały prasowe Warner Bros.) „Joker: Folie à Deux” (Fot. materiały prasowe Warner Bros.)

Wątki musicalowe są do zaakceptowania, jednak jazzowe i popowe standardy wykonywane przez duet Phoenix–Gaga, a raczej Gaga–Phoenix, nie zostają na długo w głowie i wypadają z niej od razu po seansie. Nie wnoszą też niczego wartościowego do fabuły. Nie są emocjonalnie potężne ani oszałamiające. Warto jednak docenić scenografie Marka Friedberga, zarówno w ponurym Arkham, jak i w stylizowanych fantazjach, oraz kostiumy Arianne Phillips. Na poziomie technicznym również jest to solidna produkcja, do której nie można się przyczepić. Operator Lawrence Sher ponownie dostarcza brudne kadry podupadłym miasta lat 70. oraz przełamuje mrok krzykliwym kiczem sekwencji muzycznych, natomiast Gudnadóttir dowozi kolejny złowieszczy soundtrack.

„Joker: Folie à Deux”: aktorskie występy na wysokim poziomie

Podobnie jak w pierwszym filmie Joaquin Phoenix wchodzi w swoją rolę jak opętany. Zdobywca Oscara ponownie dokonał całkowitej zmiany swojej fizyczności (jest jeszcze bardziej wychudzony niż w „Jokerze”), a jego postać wciąż jest przerażająca: wybucha śmiechem w nieodpowiednich momentach i przejmująco patrzy przed siebie. To po prostu kolejny niepokojący występ, jednak o pół tonu słabszy i nieco mniej porywający niż poprzednio, chociaż nadal znakomity. Phoenix dobrze też radzi sobie z piosenką i tańcem, co z resztą udowodnił już, grając Johnny’ego Casha w znakomitym „Spacerze po linie”. Być może nie jest wybitnym piosenkarzem, ale przekonującym wykonawcą – już tak.

Jedną z największych aktorskich zbrodni filmu, gorszą od wszystkich przestępstw Jokera razem wziętym, jest jednak zmarnowanie potencjału Lady Gagi, której rola jest niewielka, a scenariusz dodatkowo nie daje jej żadnych szans na rozwój swojej postaci. I chociaż stać ją na dużo („Narodziny gwiazdy”), nie ma tutaj zbyt wiele do pokazania, szczególnie w drugiej połowie filmu, w której decyzją scenarzystów jedynie siedzi w tle na rozprawie sądowej. Cieszy jednak fakt, że otrzymała kilka fantastycznych partii śpiewanych, w których – co nie jest żadnym zaskoczenie – odnajduje się najlepiej.

„Joker: Folie à Deux” (Fot. materiały prasowe Warner Bros.) „Joker: Folie à Deux” (Fot. materiały prasowe Warner Bros.)

To wielka szkoda, bo razem z Phoenixem tworzą zgrany ekranowy duet i jest między nimi ciekawy rodzaj chemii. Oboje świetnie oddają emocje dotykiem, ruchem i spojrzeniem po prostu widać, że oboje uwielbiają grać psychopatów i jakakolwiek siła tkwi w tym filmie, wynika ona właśnie z ich całkowitego zaangażowania. Boleśnie niewykorzystany jest także drugi plan: Brendan Gleeson jako więzienny strażnik, Catherine Keener jako prawniczka Arthura oraz Steve Coogan jako tabloidowy dziennikarz.

„Joker: Folie à Deux”: czy będzie hitem?

Biorąc pod uwagę ciekawość widowni poprzedniego filmu, wabik w postaci Gagi i odważny ruch, jakim jest wtłoczenie fabuły w ramy musicalu, „Joker: Folie à Deux” prawdopodobnie zarobi fortunę. Faktem jest jednak, że Phillips wraz z Warner Bros. wydali ok. 200 milionów dolarów na film, który ostatecznie jest beznamiętną opowieścią pokazującą środkowy palec każdemu, kto kocha „Jokera”. Na uznanie zasługuje jedynie odwaga w nietypowym sportretowaniu kanonicznej postaci DC, jednak trudno sobie wyobrazić, aby zagorzali fani uniwersum byli zachwyceni filmem, który wymazuje z komiksowej mitologii całą przyszłość głównego antagonisty, czyniąc z niego figurę smutnego, złamanego psychicznie komika. „Folie à Deux” najlepiej podsumować więc słowami, które Joker kieruje do Lee podczas jednego z występów: „Mam ciche podejrzenie, że nie dajemy ludziom tego, czego chcą”.

„Joker: Folie à Deux” w kinach od 4 października.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze