1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Filmy
  4. >
  5. Nakręcony w Polsce film Jessiego Eisenberga i Kierana Culkina doczekał się premiery. Czy warto zobaczyć "Prawdziwy ból"?

Nakręcony w Polsce film Jessiego Eisenberga i Kierana Culkina doczekał się premiery. Czy warto zobaczyć "Prawdziwy ból"?

„Prawdziwy ból” to kolejny film z Ameryki, który do Polski zagląda po to, żeby przypomnieć o tragedii Holokaustu. (Fot. materiały prasowe)
„Prawdziwy ból” to kolejny film z Ameryki, który do Polski zagląda po to, żeby przypomnieć o tragedii Holokaustu. (Fot. materiały prasowe)
Jesse Eisenberg i Kieran Culkin grają kuzynów. Dave’a i Benjiego. Kiedyś byli ze sobą bardzo blisko, dzisiaj oddalili się od siebie. Rzadko się widują - Dave ma małe dziecko i zajmującą pracę, Benji wyprowadził się pod Nowy Jork. Poznajmy ich w drodze na lotnisko JFK, z którego mają ruszyć do Polski, skąd pochodziła ich niedawno zmarła babcia. Kobieta zostawiła wnukom w spadku trochę pieniędzy, ale zastrzegła w testamencie, że mają je wykorzystać na podróż w okolice Lublina, gdzie przyszła na świat.

To kolejny film z Ameryki, który do Polski zagląda po to, żeby przypomnieć o tragedii Holokaustu. Jesse Eisenberg jednak próbuje spojrzeć na nasz kraj nie tylko przez pryzmat trudnej przeszłości. Bacznie przygląda się też teraźniejszości, co pozwala uniknąć mu stereotypów, które powielała ostatnio na nasz temat choćby Lena Dunham. W „Prawdziwym bólu” zdjęcia Warszawy i Lubelszczyzny są ujmujące. To nie jest spojrzenie jak z polskich komedii romantycznych, które ukochały sobie lokalne wieżowce i te panoramy miasta, gdzie dominują Pałac Kultury i Nauki i Most Świętokrzyski.

Eisenberg dostrzega, jak Polska się zmodernizowała, ale za każdym razem, gdy kamera jego operatora łapie znaki nowoczesności, zestawia je z sąsiedztwem murów i budynków noszących ślady historii. Zresztą „Prawdziwy ból” opowiada o takim zderzeniu, a konkretnie o relacji współczesnego pokolenia, które dorastało w dobrobycie, z traumatycznymi doświadczeniami ich dziadków, które mogą zgłębić jedynie przez opowieści.

Niektóre sceny dają do myślenia. Jak ta w pociągu do Lublina, w której Benji denerwuje się, że do miejsca pamięci, jakim jest muzeum w Majdanku, jadą pierwszą klasą pociągu, zajadając drogie przekąski i czując się komfortowo. „Czy nie czujecie w tym niczego niestosownego, gdy pomyślicie, że nasi dziadkowie tłamsili się w kupię, jeden na drugim, głodni i zziębnięci?” - krzyczy w pewnym momencie do towarzyszących mu członków wycieczki, co rozpoczyna ciekawą dyskusję, czy powinniśmy się czuć winni tylko dlatego, że żyjemy w czasach dobrobytu, a nasi przodkowie musieli mierzyć się z bólem, zimnem i głodem?

Innym razem Benji unosi się na żydowskim cmentarzu, gdy przewodnik raczy oprowadzanych kolejnymi historiami związanymi z tym miejscem. „Czy myślisz, że poprzez swoje opowieści zbliżysz nas do sytuacji tych ludzi? Wolałbym raczej, żebyś był cicho, żebyśmy mogli spróbować poczuć z nimi jakieś połączenie” - peroruje bohater, który niedługo potem zalewa się łzami w Majdanku.

Jessie Eisenberg na planie filmu \ Jessie Eisenberg na planie filmu "Prawdziwy ból" (Fot. materiały prasowe)

Widać, że Eisenberga, którego babcia pochodziła z okolic Kraśnika, zajmuje zarówno temat podchodzenia do historii, jak i ironii losu. Gdy podczas kolacji w żydowskiej restauracji w Lublinie uczestnicy wycieczki zaczynają opowiadać sobie dzieje swoich przodków, okazuje się, że większość z nich cudem przetrwała wojnę, a potem - dzięki sprytowi i wykorzystaniu sytuacji - dorobiła się majątków. „Czy to ma jakikolwiek sens?” - zapyta retorycznie jeden z nich.

Te momenty są najciekawsze i szkoda, że Eisenberg nie poświęca im więcej miejsca. Gorzej wypada analiza relacji Dave’a i Benjiego, którzy próbują się na nowo do siebie zbliżyć, ale spoiwo, które scalało ich w przeszłości, dziś okazuje się już niewystarczające. Palenie jointów na dachach polskich hoteli czy jazda pociągiem na gapę (w tym wątku Eisenberg wykazuje się nieznajomością polskiej kultury, sposób na zwodzenie polskich konduktorów nigdy by w PKP nie przeszedł) nie są w stanie przenieść bohaterów na powrót do czasów, gdy byli sobie jak bracia. Ich priorytety się zmieniły, dziś są już kimś innymi niż kilkanaście lat temu.

I w zasadzie o tym jest ten film - Eisenberg mówi, że o przeszłości należy pamiętać i ją akceptować, ale najważniejsza jest teraźniejszość. W symbolicznym zakończeniu Dave pada w objęcia malutkiego synka, co pokazuje, a Benji zostaje na lotnisku JFK, gdzie kamera szwęda się między pasażerami - osobami o różnych kolorach skóry i etniczności, jakby w ten sposób twórca pytał, ilu z nich też przyjechało do USA w nadziei na to, że odetną się od traumatycznej przeszłości.

Czytaj także Kieran Culkin i Jesse Eisenberg w Polsce. Oto pierwszy zwiastun „Prawdziwego bólu”

Eisenberg nieśmiało próbuje zuniwersalizować doświadczenie uciekających Żydów, wprowadzając do filmu postać Rwandyjczyka, który też przyjechał do polski zobaczyć niemieckie obozy zagłady. Mężczyzna przechrzcił się na judaizm po rzezi, której w jego kraju Hutu dokonali na Tutsi. On przeżył i nie mógł sobie poradzić ze znalezieniem odpowiedzi, dlaczego akurat jemu Bóg darował życie. Zgłębiając doświadczenie Żydów, odkrył, że wielu z nich zmagało się z podobnymi pytaniami po II wojnie światowej.

„Prawdziwy ból”, który miał swoją europejską premierę na 20. Festiwalu Filmowym w Zurychu, pokazuje Eisenberga jako intelektualistę, który poprzez swój film próbuje zmierzyć się z nurtującymi go refleksjami. Sukcesem jego produkcji jest to, że potrafi nimi widza zarazić. Gorzej wychodzi mu znalezienie łączników pomiędzy sytuacjami, w których chce zadać nam kolejne pytania. Film do myślenia, a nie do śledzenia akcji.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze