Trzaskanie drzwiami, szantaż emocjonalny, foch – są różne sposoby, by narzucić własne zdanie reszcie domowników. Niektóre zagrania bywają jednak tak subtelne, że trudno je rozpoznać. Ale można im przeciwdziałać!
„No w tej rodzinie to rządzi trzylatek!” – pomyślałam, obserwując, jak pewna kobieta w kolejce do kasy prosi malucha: „Stasiu, zgódź się, żebym ci kupiła żelki zamiast chipsów, żelki są zdrowsze, naprawdę”. Staś uparcie tupał nóżką i kręcił z dezaprobatą głową, co ludzi w kolejce przestało już bawić i napięcie stawało się coraz bardziej wyczuwalne – także dla mamy Stasia. Wreszcie położyła na ladzie równowartość paczki chipsów, podała ją małemu i wyszła ze sklepu, ciągnąc go za rękę i nie oglądając się na nikogo. Wstyd, że nie umie sobie dać rady z dzieckiem, pomieszany z poczuciem winy z powodu unieszczęśliwiania synka, paraliżował ją tak bardzo, że nie była w stanie zrobić tego, co uważała za słuszne.
Gdzie tkwi źródło takiego postępowania młodej mamy? Otóż – jak wiele schematów, w które wpadamy – w dzieciństwie. Osoby, które niegdyś były pozbawione prawa głosu i pamiętają to jako bolesne doświadczenie, bardzo często, gdy same zostają rodzicami, popadają w drugą skrajność: dają swoim dzieciom zbyt dużo przestrzeni do decydowania. Ale choć sami tak bardzo liczą się z dziećmi, to te nie liczą się z nimi wcale. Zależność jest prosta: postawa zbyt uległa często u innych wywołuje postawę dominującą. Tak więc te wszystkie uparte i niewdzięczne dzieci to często wystraszeni mali kierowcy, którym rodzice powierzyli prowadzenie rozpędzonego samochodu, a sami ulegle wycofali się na tylne siedzenie.
Z kolei ci dorośli, którzy wymazali z pamięci bolesne dla nich doświadczenia związane z uleganiem władzy rodziców, bardzo często stosują te same mechanizmy w stosunku do swoich dzieci. Powielają wtedy – zazwyczaj nieświadomie – znaną z wojska zasadę fali przemocy: młodzi mają przecierpieć swoje, a w przyszłości „odegrają się” na kolejnym pokoleniu.
Oba opisane powyżej schematy nie biorą pod uwagę tej prostej prawdy, że rodzina to jeden organizm, czyli system naczyń połączonych, a każdy jego element jest ważny i potrzebuje bezpiecznie funkcjonować – dla dobra całości. Brak tej świadomości powoduje, że poszczególni członkowie rodziny, zamiast do współpracy, dążą do dominacji i rywalizują ze sobą. Czasami może to być surowy ojciec, czasami skupiony na sobie trzylatek. Wiek i ranga są nieistotne, chodzi o to, by wyłonić zwycięzcę, który może narzucać swoje pomysły na temat tego, co i w jaki sposób ma się dziać. Przy czym rywalizować o władzę można otwartą wrogością, czyli za pomocą jawnych żądań popartych wizją kary, jaka nastąpi w razie niewykonania rozkazu („Jeśli nie wrócisz do dziesiątej, zapomnij o kieszonkowym”, „Zmyj naczynia, bo inaczej nie mam zamiaru robić obiadu”, „Jeśli nie kupisz mi chipsów, będę tupał i płakał”). Można też rywalizować, używając manipulacji – czyli o karze za nieposłuszeństwo mówić w sposób zawoalowany bądź wzbudzać w rozmówcy nieprzyjemne emocje („Jeżeli nie wrócisz do dziesiątej, to będę się martwiła, a wiesz, że mam słabe serce”, „Skoro nie chcesz mi kupić chipsów, to znaczy, że mnie nie kochasz”).
Przy czym w dzisiejszych czasach rzadko zdarza się, że władzę w rodzinie dzierży jedna osoba. Najczęściej rozgrywane bywają mecze z użyciem na przemian gróźb i manipulacji.
Najprościej rozpoznać groźby: „Rób to natychmiast, bo pożałujesz!”, „Zabieraj się do sprzątania i nie dyskutuj, bo ja podyskutuję o twoim kieszonkowym!”, „Ucisz tego psa, bo inaczej ja go uciszę!”. Agresja słowna chodzi bowiem zazwyczaj w parze z podnoszeniem głosu, a więc są krzyki, obelgi, wyzwiska. Trochę trudniej jest zidentyfikować manipulację: „No nie wiem, czy to dobry pomysł, że zgodziłam się na twój wyjazd, skoro ty nie umiesz grzecznie się do mnie odnosić”, „Niby dlaczego w wyjeździe na weekend miałby ci przeszkadzać fakt, że matka fatalnie się czuje i może potrzebować, żeby ktoś ją zawiózł do lekarza albo nawet do szpitala?”.
Manipulator, który może nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, że nami steruje, mówi często spokojnym głosem, niejednokrotnie przy tym się uśmiechając, ale w nas jego słowa wywołują lęk, wstyd bądź poczucie winy. A ponieważ nie są to zbyt przyjemne uczucia, chcemy zrobić coś, żeby się od nich uwolnić. Czyli zrobić to, czego manipulator chce.
Jak reagować na takie sytuacje? W przypadku agresji ważne jest, żeby nie dać się wciągnąć w kłótnię ani się nie podporządkowywać. Czasami najbardziej skutecznym rozwiązaniem może być wyjście z pomieszczenia albo odłożenie słuchawki telefonu. Dobrym sposobem jest też postawienie ultimatum: „Będę z tobą rozmawiać, pod warunkiem że przestaniesz krzyczeć i się uspokoisz”, „Chcę, żebyśmy porozmawiali, kiedy opadną emocje. Proszę, zastanówmy się spokojnie”. W miarę możliwości można wesprzeć krzykacza w odzyskaniu równowagi. Spytaj go: „Chcesz, żeby się z tobą liczyć? Jesteś wytrącony z równowagi? Potrzebujesz spokoju?”. I chwilę odczekaj.
W przypadku manipulacji najlepiej działa przeniesienie uwagi z własnych nieprzyjemnych doznań na fakty, których dotyczy sytuacja. Możesz zareagować np. tak: „Powiedz mi, do czego się odnosisz, kiedy mówisz, że nie zachowuję się grzecznie?”, „Czy jest coś, o czym nie wiem, co świadczy o tym, że twój stan zdrowia jest dziś gorszy niż zwykle?”. Dzięki takiej postawie stopniowo wyzbywamy się lęku, wstydu czy poczucia winy, które są rozpraszające, utrudniają jasny ogląd sytuacji oraz dokonywanie wyborów służących także nam, nie tylko naszym domownikom.