1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Czujesz „chemię”, uważaj. Dobra miłość potrzebuje czasu

Poza emocjami mamy jeszcze rozum, w miłości trzeba pozwolić także jemu działać.(Fot. iStock)
Poza emocjami mamy jeszcze rozum, w miłości trzeba pozwolić także jemu działać.(Fot. iStock)
„Oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy w moment zakochujemy się w kimś, a potem budujemy z nim zdrowy związek na całe życie, ale proszę mi wierzyć – to przypadek jeden na milion. Dobra miłość – generalnie – potrzebuje czasu, sprawdzenia, racjonalnych decyzji, a te mogą być podjęte tylko w oparciu o obserwację partnera w bardzo różnych sytuacjach. Jeśli po kilku spotkaniach czujemy, że wygraliśmy szóstkę w totka, to z ogromnym prawdopodobieństwem oznacza, że jesteśmy na najlepszej drodze, by wejść w niezdrową, toksyczną relację” – mówi psychoterapeutka Karolina Borek.

Czy są takie sytuacje w naszym życiu, dotyczące początków relacji partnerskich, kiedy nie zakładamy żadnej maski?
Może zacznijmy od tego, czy mamy do czynienia z osobą, która ma jakieś zaburzenia osobowości, czy nie. To jest zasadnicze kryterium. Osoba ze zdrową osobowością masek nie zakłada.

Mam na myśli sytuację, kiedy poznajemy kogoś, kto bardzo nam się podoba, zakochujemy się i – wiadomo – próbujemy pokazać się lepszymi, niż jesteśmy w rzeczywistości, siłą rzeczy zakładamy na siebie jakiś filtr…
Tak, tylko maska masce nierówna, kluczowe jest to, w jaki sposób założenie maski wpływa na dalsze etapy relacji. Bo jeśli mamy do czynienia z czymś, o czym Pani mówi, czyli po prostu z pozytywną autoprezentacją nasiloną na początku relacji, to jest to coś naturalnego, to zdrowy mechanizm, świadczący o tym, że nie mamy antyspołecznego nastawienia. Mówiąc krótko: takie „przebranie” nie będzie z czasem toksyczne dla drugiej strony. Tymczasem w przypadku człowieka z zaburzeniami osobowości ta jego autoprezentacja jest gigantyczną pułapką, która z czasem stanie się ogromnym zagrożeniem dla związku, dla partnera.

Rozumiem, że w tym przypadku nie bardzo możemy mówić o „zakładaniu” maski, to by świadczyło, że ktoś robi to świadomie, a tak chyba nie jest.
Nie, „przebranie” jest częścią integralną zaburzenia osobowości i dlatego jest tak niebezpieczne. Przykładowo przebraniem narcyza jest pewność siebie. Pod spodem skrywa się bardzo głębokie poczucie niedowartościowania. Swoją maską charyzmy przykrywa to, co ma w środku. Bo właśnie na tym polega ten mechanizm: maska ma zasłonić negatywne przekonania na swój temat. Te, które leżą u podstaw zaburzenia osobowości. Najczęściej powstają we wczesnym etapie życia, w dzieciństwie. „Rosną” wraz z człowiekiem, a ten w dorosłości próbuje je kompensować.

I ta kompensacja musi stać się toksyczna dla związku, w który wchodzi taki człowiek.
Tak, prędzej czy później, ale dzieje się to zawsze.

Które zaburzenia osobowości są najbardziej zagrażające dla związku?
To są zaburzenia z tzw. klastra B, które nazywa się inaczej zaburzeniami dramatyczno-niekonsekwentnymi. Wyróżniamy tu przede wszystkim zaburzenia narcystyczne, borderline oraz antyspołeczne, inaczej psychopatyczne. To trzy obszary, które są najbardziej niebezpieczne dla relacji, łączy je „niewidzialność”, trudno je zauważyć, wychwycić w początkowych fazach związku. Dlatego bardzo ważna jest wiedza. Edukacja jest właściwie naszą jedyną bronią. Kiedy wiemy, jakie są symptomy, co powinno nas zaniepokoić, zapalić tzw. czerwoną lampkę – mamy szansę ratować się, zanim będzie za późno.

Człowiek z zaburzeniami osobowości zupełnie inaczej zachowuje się na początku związku, a zupełnie inaczej w jego kolejnych fazach.

Przyjrzyjmy się każdemu z zaburzeń. W jaki sposób „sprzedaje się” na samym początku relacji narcyz?
Narcyz jest błyskotliwy, inteligentny, wygadany, jednym słowem – czarujący. Wywołuje efekt „wow”. Nierzadko to także osoba, która odnosi sukcesy w życiu zawodowym, jest ambitna. Kiedy spotykamy narcyza, on wręcz błyszczy. Podziwiamy go. I to jest właśnie jego główna karma, główne paliwo. Bardzo potrzebuje uwagi otoczenia, ta od partnera według niego mu się po prostu należy. Całodobowo i bezterminowo. Poznamy go między innymi po tym, że wciąż opowiada o sobie, tu raczej nie ma pytań o tę drugą stronę, nie ma zaciekawienia, jest nieustająca autoprezentacja. Narcyz chce, żeby świat kręcił się wokół niego, jeśli nie dostaje uwagi, z czasem będzie po kawałku odsłaniał swoje prawdziwe oblicze. Będzie osaczał, kontrolował, izolował od otoczenia. Będzie manipulował i cedował winę za wszystko, co niedobrego dzieje się w związku, na swojego partnera. By ten nie uciekł, swoje koszmarne zachowanie co jakiś czas przerwie kilkoma dniami noszenia na rękach, głaskania, obsypywanie prezentami. I tak w kółko… Żona/partnerka, mąż/partner będą zdezorientowani.

Co powinno mnie zaniepokoić w przypadku osoby z zaburzeniem borderline?
Sygnałem ostrzegawczym będzie fakt, że partner często zmienia zdanie. To znaczy jednego dnia usłyszy Pani, że jest najważniejsza, że jest jego wygraną na loterii, że przed wami wspólna, wspaniała przyszłość, a kolejnego dnia, że musi się zastanowić, ma wątpliwości, potrzebuje przerwy, albo wręcz nic Pani nie usłyszy, bo przestanie odbierać telefon i odpisywać na wiadomości, zniknie. Osobowość typu borderline kształtuje się w bardzo toksycznym środowisku domowym, w którym rodzic raz kocha, raz odrzuca. Dlatego taki człowiek w dorosłym życiu nie potrafi właściwie odczytywać swoich emocji, jest impulsywny, reaguje gwałtownie. Czasem drobiazg powoduje, że właśnie zniknie na kilka dni. Zmiany zachowania są bardzo dynamiczne. Cechą charakterystyczną osoby z borderline jest wielki, wręcz obsesyjny strach przed odrzuceniem. Potrzebuje ciągłych zapewnień o uczuciu, będzie wciąż dopytywać: czy mnie kochasz, czy zawsze przy mnie będziesz, ale zapewnienia partnera i tak nie wystarczą, nie ukoją lęku.

A jak zachowuje się partner z antyspołecznym zaburzeniem osobowości?
Lekceważy wszelkie normy i zasady społeczne. To, co powinno nas zaniepokoić, to snute przez partnera opowieści o tym, że w nosie ma zakazy i nakazy, że reguły nie robią na nim wrażenia, to mogą być na przykład opowieści związane z pracą. To jest taki ogólny przekaz czasem robiący wrażenie typu: „Nikt mi nie będzie mówił, jak mam żyć”. O ile na samym początku może wydawać się to kuszącym powiewem wolności, kuszącą perspektywą życia z człowiekiem niezależnym, odważnym itd., o tyle po pewnym czasie okaże się, że nie ma to nic wspólnego z dobrze rozumianą wewnętrzną wolnością, tylko jest zwyczajnie niebezpieczne… Są to ponadto osoby, które bardzo gwałtownie reagują, kiedy coś nie idzie po ich myśli i nie mają z tytułu swojej gwałtowności żadnych wyrzutów sumienia. Nie usłyszymy od takiej osoby słowa „przepraszam”, kiedy nas obrazi. Możemy być też przez taką osobą okłamywani, bo to jedna z metod funkcjonowania. Kłamie jak z nut. Doskonale ma także opanowane sposoby manipulacji.

Z Pani opisu wynika, że żadna z tych osób, nawet mimo zakładanych na początku masek atrakcyjności, nie powinna wydawać się nam właściwym partnerem… Jeśli ktoś jednego dnia mnie kocha, kolejnego znika; jeśli ktoś opowiada wciąż o sobie, a nie interesuje go nic, co dotyczy mnie, w końcu – jeśli ktoś w nosie ma zasady i normy społeczne, nie powinien wydawać mi się atrakcyjnym partnerem, a jednak…
Tu dotykamy kolejnej bardzo ważnej kwestii – osoba z zaburzeniami osobowości będzie wybierać sobie partnera podatnego na jej manipulacje…

I działa to w obie strony – rozumiem, że potencjalny partner też nie bez powodu, nie bez przyczyny „trafia” na osobę zaburzoną. Tu mamy do czynienia z czymś w rodzaju obustronnego detektora – te osoby coś do siebie wzajemnie przyciąga.
Właśnie tak. Dlatego siła rażenia jest tak duża, dlatego poziom toksyczności i zażyłości w pewnym momencie staje się nie do przerwania bez fachowej pomocy. Na przykład narcyz „szuka” osoby, która skłonna jest do poświęceń, jest bardzo wrażliwa, ma silną potrzebę bycia kochaną; posługując się językiem psychologii – ma tzw. osobowość zależną.

Można powiedzieć, że trafia swój na swego…
W pewnym sensie tak. Niestety dosyć szybko dochodzi do uzależnienia się ofiary od toksycznego partnera. Dlatego, powtórzę, tak bardzo ważna jest podstawowa wiedza psychologiczna, zwyczajnie chodzi o to, by uciekać, póki się jeszcze da; by wiedzieć, co jest zagrożeniem, nawet kiedy wyjściowo wygląda to jak wykwintne ciastko z kremem, nawet kiedy błyszczy. Chodzi o to, by umieć rozpoznać pułapkę albo wiedzieć chociaż tyle, że coś tu nie gra.

No tak, bo rozumiem, że potrzeba ogromnej siły, by w pułapkę nie wpaść, bo będzie nas bardzo do tego partnera ciągnęło…
Będzie nas bardzo do niego ciągnęło. Odważę się zarysować taką zależność: im bardziej nas do kogoś ciągnie, tym większe jest prawdopodobieństw, że coś tu nie gra… Jeśli ktoś nie chce zgłębiać wiedzy psychologicznej albo z różnych powodów zrobić tego nie może – apeluję, by wziąć pod uwagę chociaż tę zależność.

Mam wrażenie, że powszechnie to przyciąganie nazywamy „chemią”, która pojawia się między ludźmi, wszyscy, a na pewno zdecydowana większość z nas, marzą, by ją poczuć…
Powiem teraz coś być może dla wielu kontrowersyjnego: ludzie tę wspomnianą „chemię” niesłusznie gloryfikują. Pisze się o niej w pięknych książkach o miłości, opowiada się o niej w romantycznych filmach, a to jest bardzo szkodliwe. Takie jest moje zdanie. Na tę „chemię” właśnie trzeba bardzo uważać. Nie mówmy, że ona jest tym, co nas powinno do potencjalnego partnera przyciągać, wręcz przeciwnie – silna chemia powinna nas uczulić, zaniepokoić. Jej natężenie bowiem może być sygnałem, że – jak Pani powiedziała – trafił swój na swego, ale w tym toksycznym rozumieniu. Jeśli bardzo szybko od poznania kogoś mamy poczucie, że to jest ten jedyny czy ta jedyna – zatrzymajmy się. Poza emocjami mamy jeszcze rozum, w takim momencie trzeba właśnie jemu dać działać. Wokół nas są też bliscy – rodzina, przyjaciele. Kiedy mamy poczucie, że „wpadliśmy po uszy”, zakochaliśmy się bez pamięci – dopuśćmy swoich bliskich, dajmy im spojrzeć na tę relację, na swoje odczucia. Ich dystans może okazać się naszym ratunkiem.

Oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy w moment zakochujemy się w kimś, a potem budujemy z nim zdrowy związek na całe życie, ale proszę mi wierzyć – to przypadek jeden na milion. Dobra miłość generalnie potrzebuje czasu, sprawdzenia, racjonalnych decyzji, a te mogą być podjęte tylko w oparciu o obserwację partnera w bardzo różnych sytuacjach. Jeśli po kilku spotkaniach czujemy, że wygraliśmy szóstkę w totka, to z ogromnym prawdopodobieństwem oznacza, że jesteśmy na najlepszej drodze, by wejść w niezdrową, toksyczną relację. Jest takie powiedzenie: zbyt piękne, by było prawdziwe. W przypadku budowania relacji przywołanie go wydaje się bardzo cenne…

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze