1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Czego to człowiek nie doświadczy dzięki dzieciom!

Cały czas trenuję na rodzinie. Powiedziałem kiedyś coś uszczypliwego pod adresem córki Karoliny (miała wtedy osiem lat), a ona się obraziła. Żona zaczęła mnie tłumaczyć: „tata jest satyrykiem, ze wszystkich sobie żartuje”. Na co córka: „ciekawe, czy Lech Wałęsa jest zadowolony, jak tata z niego żartuje” – wspomina Henryk Sawka, ojciec 22-letniego Kuby i 19-letniej Karoliny.

Dzisiaj to moje dzieci mnie wychowują (śmiech). To, co im kiedyś mówiłem, zaczynają obracać przeciwko mnie. A przestrzegałem na przykład, że nie należy jeść nic z fast foodów, słodyczy, pić coca-coli. Więc kiedy zobaczą mnie z butelką coli, wybuchają śmiechem. Albo wytykają, że niby uważam na kalorie i zawartość cholesterolu w jedzeniu, ale o północy otwieram lodówkę i sięgam po ser, wędlinę. Tak więc trzeba bardzo uważać, co się mówi dzieciom, jak są małe.

Nasze dzieci praktycznie wychowały się w samochodzie. Zabieraliśmy je ze sobą wszędzie: na warsztaty kabaretowe, na FAM-ę. Lata 90. były dla nas przełomowe. Razem testowaliśmy nową rzeczywistość. To, co dla nas było nowe, dla nich stawało się czymś oczywistym. Właściwie w każdy weekend i w każde wakacje gdzieś wyjeżdżaliśmy – nad morze, jeziora, w góry. Ponieważ pracuję w domu, dom kojarzy mi się z pracą. Nie potrafię odróżnić, kiedy jestem w pracy, a kiedy nie, co jest przyjemnością, a co obowiązkiem. Dlatego żeby odpocząć, muszę wyjechać. Doszło do tego, że mimo iż mamy 300-metrowy dom, to całe wakacje spędzamy poza nim. Przestrzegam więc wszystkich przed budową domu, zwłaszcza piętrowego, kupowaniem stołu bilardowego (zagrałem może dwa razy). Gdyby ktoś mnie wcześniej uprzedził, że tak będzie, nie uwierzyłbym.

I podobnie jest z przekazywaniem pewnych prawd dzieciom. Już Oskar Wilde zauważył sceptycznie: ,,Starzy ludzie wszystkiego się boją, dorośli we wszystko wątpią, a młodzi wszystko wiedzą”. Więc wiem już, że same muszą się sparzyć, potłuc, nam nie uwierzą. Kiedy Kuba zdawał maturę, zastanawiał się, co wybrać. A był dobry i z matematyki, fizyki, i z przedmiotów humanistycznych, poza tym pisze teksty, śpiewa, ma talent do rysowania.

Szkoda, że Kuba nie rysuje, zawojowalibyśmy rynek. (Śmiech). A na serio namawiałem go na wybór prawa. Jechaliśmy sobie samochodem i ja mu mówię: Niekoniecznie trzeba pracować w tym zawodzie, wystarczy postudiować, bo to mocno rozwijający kierunek, popatrz, ilu fantastycznych ludzi skończyło prawo: Czesław Miłosz… Kuba mi przerywa: „Zbigniew Ziobro, Roman Giertych”.

W końcu wybrał nauki społeczne, a po latach okazało się, że wrócił do prawa. Ma potrzebny do jego studiowania rodzaj myślenia logicznego, czuje prawo. Podejrzewam, że ja też to mam. On chyba jest do mnie podobny. Kiedyś nauczycielka, bardzo dobra zresztą, skutecznie mnie zniechęciła do śpiewania ciągłym powtarzaniem: „fałszujesz, fałszujesz”. Wyrosłem w przekonaniu, że nie mam słuchu. Sądziłem, że w związku z tym nie ma go również Kuba. Pewnego razu jako przedszkolak coś sobie nucił, a mój przyjaciel z kabaretu Koń Polski zauważył: „on ma talent, bo ty masz”. Ale boję się mocniej polecieć ze śpiewem, bo jestem zafiksowany, że nie trafię w tonację. To tak jak z naszą kotką Bubą, która w przeszłości przeszła jakąś traumę spowodowaną przez ludzi. I dzisiaj, gdy otwieram drzwi, żeby ją wypuścić, muszę odsunąć się na metr, żeby wyszła. Bo ma zakodowane na twardym dysku, że facet może jej coś zrobić. Doświadczenia z wczesnego życia zapadają głęboko i w człowieka, i w zwierzę.

Karolina miała osiem lat, gdy zagrała w filmie „W pustyni i w puszczy”. Ale to nie było tak, że sami jej to zafundowaliśmy, z zasady nigdy dzieci do niczego nie zmuszaliśmy, tak mi się przynajmniej wydaje. Nawet nie wiedzieliśmy o castingu, który – jak nam później powiedziano – nie przyniósł rozstrzygnięcia. Dzwoniono więc po ludziach, czy nie znają jakiejś nadającej się do tej roli dziewczynki. Ktoś polecił naszą córkę. Pojechaliśmy na rozmowę i została wybrana. Początkowo byłem przeciwny. Ale po rozmowie z Andrzejem Strzeleckim, który powiedział mi, że normalni rodzice mają normalne dzieci, stwierdziłem, że nie ma co się bać. Potem Karolina dostawała różne propozycje filmowe, ale odmawialiśmy. Przed pokusą wejścia w filmowy świat uratował nas nie tylko zdrowy rozsądek, ale też to, że mieszkamy – jeżeli chodzi o telewizję – daleko od szosy, czyli w Szczecinie. Dojechanie na plan zajmuje innym dzieciom kilka godzin, Karolina musiałaby poświęcić na podróż trzy dni. Gdybyśmy chcieli, nie stanowiłoby to przeszkody. Myśmy jednak uważali, że ona powinna wrócić do swoich zajęć. W związku z udziałem w filmie miała półroczną przerwę w szkole. Narzekała potem, że nie umie matematyki, więc wzięła kilka lekcji. A na maturze okazało się, że zdała matematykę najlepiej w szkole, na 98 punktów. Tak na marginesie – zauważyłem, że teraz mówienie: „nie wiem, ile jest dwa razy dwa”, stanowi powód do dumy, ale przyznanie się do niewiedzy, kto to jest Hamlet, to blamaż.

Oboje są utalentowani plastycznie. Nie chciałem jednak zmuszać ich do pójścia moją drogą. Sądziłem, że potrzeba  im czegoś swojego, oryginalnego. Dziś uważam to za błąd, bo nie ma nic złego w tym, że syn chirurga jest chirurgiem.

Zawsze byłem otwarty na propozycje dzieci. Wyjeżdżały na kursy językowe do Niemiec, Kanady, podróżowały po Chinach, Kuba skończył kurs szybkiego czytania. Nigdy nie żałowałem środków na to, co ich rozwijało. Ale to oni sami wychodzili z inicjatywą. Tylko raz wywarliśmy presję i to się źle skończyło. Kuba jako dziecko lubił muzykę. Przychodził sobie do domu i grał na fleciku. Stwierdziliśmy więc, że wyślemy go na naukę gry na saksofonie, bo to poza tym rozwija płuca, a miał z tym drobne problemy. I posyłaliśmy go na te lekcje, choć on nie bardzo chciał. Potem przeniósł się na klarnet, a w końcu dał sobie spokój. Tak sobie teraz myślę, że chyba zabiliśmy w nim radość z muzykowania. Potem śpiewał w chórze, ale pewnie dlatego, że kumple śpiewali. Dzieci, tak jak konie, są istotami stadnymi. Ponieważ kumple Kuby grali w pokemony, on też grał. I został mistrzem Polski. Dzięki niemu pojechałem za granicę (śmiech). Spędziłem z nim kilka dni w San Diego. Czego to człowiek nie doświadczy dzięki dzieciom!

(…)

Więcej w Zwierciadle 01/2011

HENRYK SAWKA absolwent polonistyki, rysownik, satyryk, ilustrator. Specjalizuje się w satyrze politycznej („Polityka”, „Wprost”, „Gazeta Wyborcza”). Laureat wielu nagród, m.in.: na FAM-ie (1984), im. Stanisława Wyspiańskiego (1989), Złotej Szpilki (1991), złotego medalu na Międzynarodowej Wystawie „Satyrykon ’95”. Autor wielu zbiorów satyry. Jego najnowszy zbiór rysunków „Po bandzie” wydały Iskry.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze