Stres to nasz ulubiony winowajca. Ale czy na pewno chroniczne zmęczenie, mgła umysłowa i spadki energii są reakcją stresową?
Długo wydawało mi się, że o stresie napisano już chyba wszystko, a kiedy do mojego gabinetu przychodził kolejny człowiek, któremu życie się zawaliło albo zdrowie posypało z powodu stresu, czułam się bezradna . Aż pewnego dnia na portalu społecznościowym przeczytałam bardzo ciekawą wypowiedź lekarza endokrynologa na temat współczesnego stresu. Otóż do tego lekarza coraz częściej przychodzili dwudziesto-, trzydziestolatkowie narzekający na chroniczne zmęczenie, brak sił witalnych, z poziomem energii niższym niż u osób starszych o dwie czy trzy dekady. Gabinet endokrynologa był dla nich często ostatnią deską ratunku. Po wielomiesięcznych wędrówkach od specjalisty do specjalisty, po serii badań medycznych, których wyniki nie odbiegały od normy, często również po diagnozie: „To nerwica albo hipochondria, proszę iść do psychiatry”, trafiali do „lekarza od hormonów”, bo może to tarczyca albo wypalenie nadnerczy. Opierając się na doświadczeniu zawodowym, a także publikacjach najnowszych badań, endokrynolog stwierdził, że powszechną bolączką młodych ludzi, wkraczających w dorosłe życie z nadzieją na szybkie zawojowanie świata, jest nadmierne obciążenie układu nerwowego przy jednoczesnym zmniejszeniu aktywności układu ruchowego. Upraszczając – jesteśmy głównie w naszej głowie, ciało traktując jak samochód, który ma jak najdłużej działać bez awarii.
Bingo! – pomyślałam – dokładnie o to chodzi. Sama od kilku lat obserwuję, że obecny obraz zestresowanego pacjenta znacznie odbiega od tego, co widziałam kilkanaście lat temu. Kiedyś stres przejawiał się bardziej fizjologicznie: przyspieszonym biciem serca, uciskiem w klatce piersiowej, nadmierną potliwością, spłyconym i przyspieszonym oddechem czy drżeniem rąk . Dziś pacjenci podejrzewają u siebie poważną chorobę, której głównym symptomem są spadki energii. Przychodzą do terapeuty, bo ciągle nie mają diagnozy albo lekarz rozpoznaje chorobę, na którą nie ma lekarstwa, jak choćby tężyczka, Hashimoto czy fibromialgia. Wszyscy specjaliści zgodnie twierdzą, że to choroby „ze stresu” i... co z tego wynika dla „ofiary” stresu? Na szczęście dziś nikt już nikomu nie daje złotych rad w stylu „proszę się mniej stresować”, częściej można usłyszeć zachętę do tego, żeby się nie przejmować i nauczyć żyć z chorobą.
Zanim podjęłam decyzję o napisaniu książki o stresie, postanowiłam uporządkować swoją wiedzę na jego temat. Okazało się, że wymaga ona aktualizacji. Co na przykład z tezą, że stres jest reakcją na zmianę, z którą spotykasz się w życiu, w której uczestniczysz i która pomaga dynamicznie adaptować się do nowej sytuacji i zmieniających się warunków oraz skłania do podjęcia działań mających przywrócić stan równowagi? I że im większa i bardziej nagła zmiana, tym większa mobilizacja, by się przystosować... Przecież każdy uważny obserwator życia zgodzi się, że bezustanna zmiana jest dziś na dobre wpisana w scenariusz każdego dnia. Czy oznacza to, że i stres jest nieodłącznym elementem owego scenariusza? Idąc dalej, czy znaczy to, że coraz częściej i coraz młodsi ludzie będą zapadać na choroby, na które medycyna nie zna lekarstwa? To brzmi przerażająco...
Postanowiłam skoncentrować się na reakcjach na stres we współczesnym wydaniu, zastanowić się, czy owo chroniczne zmęczenie i spadki energii są na pewno reakcją stresową. Jak pewnie pamiętasz, choćby z lekcji biologii, w obliczu stresu twój organizm reaguje walką albo ucieczką. Nigdy za wiele nie mówiło się o trzeciej możliwej reakcji, a mianowicie o zamrożeniu/zamarciu, być może wychodząc z założenia, że to reakcja przypisana raczej zwierzętom. Fizjologia ciała w trybie walcz/uciekaj to właśnie symptomy stresu, z którymi pacjenci zgłaszali się do mnie przed laty, a więc tak zwane palpitacje serca, ciężary na klatce piersiowej, drżące ręce itd . Dziś, można by powiedzieć, stresujemy się bardziej symbolicznie, skrzętnie ukrywając zupełnie naturalne, fizjologiczne reakcje ciała w obliczu zagrożenia. Ucieczka w sytuacji stresowej zazwyczaj oznacza unikanie miejsc związanych z zagrożeniem, ucieczkę w chorobę, zamknięcie się w czterech ścianach, zaprzeczanie uczuciom, ale też faktom poprzez zniekształcanie percepcji. Walka często realizowana jest poprzez plotki, ośmieszanie, szantaż, czyli podjazdowe wojenki, rzadziej otwarte wypowiedzenie wojny. Zamrożenie/zamarcie jako reakcja w obliczu stresu oficjalnie jest rozpoznawane najrzadziej. Tymczasem coraz częściej i coraz więcej osób trafia do mnie z tymi wszystkimi „dziwnymi” objawami typu: brak energii, mgła umysłowa, zawroty głowy czy problemy z koncentracją. Kiedy tłumaczę im, że to reakcja na stres, a nie jakaś konkretna choroba somatyczna, są zdziwieni. „Wcale nie jestem nerwowa, puls mam bardzo niski, bardzo niskie ciśnienie – to nie stres, po prostu coś mi jest, ale nikt nie wie, co...” .
Zamrożenie/zamarcie to najbardziej dotkliwa reakcja stresowa, oznacza rezygnację, poczucie totalnej bezradności, stan, kiedy ciało nie ma już sił na walkę ani nadziei na ucieczkę. Przejawia się w postaci emocjonalnego paraliżu, zamrożenia uczuć, wycofania energii z ciała. Zamierasz w reakcji na stres, jakbyś od razu się poddawał, a następnie zamrażasz stres w postaci napięć w ciele.
Gdy to wszystko sobie uświadomiłam, pomyślałam, że być może żyjemy w czasach, w których przyszło nam stoczyć ostatnie starcie ze stresem, bez nadziei na walkę czy ucieczkę . I jeśli czegoś z tym nie zrobimy, czeka nas naprawdę zagłada.
Więcej w książce „Kiedy Twoja wrażliwość staje się zaletą”. Znajdziesz tam wiele porad, jak radzić sobie ze stresem. Ewa Klepacka-Gryz – psycholog, terapeutka. Prowadzi warsztaty dla osób cierpiących na choroby psychosomatyczne, kobiet w trudnych sytuacjach życiowych oraz par w kryzysach.