Nasze emocje wynikają z tego, co dzieje się wokół. Ale nie tylko... Zwłaszcza dla kobiet źródłem wielu wylanych łez, a także wielu wypowiedzianych w złości słów – jest to, co dzieje się w ich ciele. Czasem kiedy rządzą nami hormony, trzeba im na to pozwolić, a czasem przywołać je do porządku.
Joanna, 38 lat, wpada jak burza do mojego gabinetu, ciężko opada na krzesło i zamiast powitania wygłasza tyradę. – Masz pojęcie, jak trudno jest jeździć po tym mieście?! Wszędzie korki, a ci idioci nie potrafią ruszyć, kiedy jest zielone! Stoją i gapią się nie wiadomo na co! Myślałam, że się ugotuję ze złości! W dodatku cały dzień nic mi nie idzie! Zapomniałam o spotkaniu z szefem, wyobrażasz sobie coś takiego? Tylko czekać, aż w końcu mnie zwolni. Nasz najważniejszy klient naskarżył, że jestem niemiła. Ale jak mam być miła, skoro mu trzy razy tłumaczę, że nie mamy miejsca w tym terminie, a on nie chce tego przyjąć do wiadomości?! I jeszcze pokłóciłam się z Antkiem, bo stwierdził, że nie da się ze mną wytrzymać, że wprowadzam napięcie i chaos i nawet nie pomyślał, jak ja się męczę! Sama ze sobą nie mogę wytrzymać, i co mam zrobić? – pyta bezradnie i nagle złość zmienia się w płacz. – Ja już nie mogę – powtarza raz po raz przez łzy. – Przecież byłam spokojną osobą, a teraz co? Chyba jeszcze za wcześnie na klimakterium? Franek ma dopiero 7 lat, myśleliśmy o drugim dziecku, a teraz Antek się ze mną rozwiedzie i wcale mu się nie dziwię, też bym się rozwiodła ze sobą.
Joanna płacze, w końcu podnosi głowę, patrzy na mnie bezradnie i pyta: – Powiedz mi, co się ze mną dzieje? – Wydaje mi się, że schudłaś ostatnio – stwierdzam niby od czapy, jednak jakaś myśl mi przyświeca. – No co ty?! Ja ci mówię o moim dramacie, a ty o chudnięciu? Ale fakt, schudłam siedem kilogramów. – Joanna wstaje i z dumą prezentuje sylwetkę. – Nic dziwnego, skoro na chwilę nie siadam, ciągle mnie nosi, robię dziesięć rzeczy naraz, nie muszę chodzić do siłowni, bo cały czas jestem w ruchu. Normalnie bym szalała z radości, że schudłam, ale teraz nawet tym nie potrafię się cieszyć, złoszczę się, że nie mam w czym chodzić, bo wszystko ze mnie spada, złoszczę się, że… – A nie myślałaś, żeby pójść do endokrynologa? – przerywam jej wywody, bo już wiem, że złości ją wszystko. – Chyba warto sprawdzić poziom hormonów tarczycy.
Nie jestem lekarką i zwykle nie udzielam takich porad, ale mam własne doświadczenia z tarczycą, które mnie do tego upoważniają. Ileś lat temu świat zaczął mnie złościć. Żyłam wtedy w wielkim stresie, bo nie miałam pracy, ale zamiast czerpać wsparcie z przyjaźni, z bliskimi mi osobami zaczęłam się kłócić. Niemal wszystko, co ludzie mówili, kierowani głównie życzliwością, doprowadzało mnie do irytacji. Prychałam i parskałam jak kotka, która nie ma ochoty na kontakty, w końcu niemal zostałam sama. Schudłam kilka kilogramów, wiadomo, ze stresu. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść, serce mi waliło jak oszalałe, zaczęłam chodzić po lekarzach, którzy odsyłali mnie na różne badania. W końcu jeden z doktorów spojrzał na mnie i od razu postawił diagnozę: nadczynność tarczycy. Natychmiast trafiłam do szpitala, dostałam leki, zaczęłam się uspokajać. Odwiedziły mnie dwie moje przyjaciółki, które zapytałam, czy widziały coś dziwnego w moim zachowaniu w ostatnim czasie. – O tak, to było bardzo dziwne – wybuchnęły śmiechem i zaczęły mi przypominać, jak się na nie złościłam, aż w końcu się bały odezwać. A więc to tak! Taką władzę ma nad nami tarczyca! Ale nie tylko ona.
Niedawno ukazała się w Polsce książka Randi Hutter Epstein „Pobudzeni. Skąd się wzięły hormony i jak kontrolują w zasadzie wszystko” opowiadająca o historii endokrynologii i ludziach, którzy odegrali w niej ważną rolę. Autorka odsłania kulisy rewolucyjnych odkryć, a także makabrycznych zmagań i pomyłek na drodze do poznania poszczególnych hormonów i ich wpływu na nasze funkcjonowanie.
Hormony kontrolują nasz sen, nastrój, metabolizm, odporność, dojrzewanie, seksualność, klimakterium. Nie ma wielkiej przesady w stwierdzeniu, że jesteśmy marionetkami w ich władzy. I nic w tym złego, dopóki zachowana jest równowaga hormonalna w organizmie – wtedy mamy szansę na spokój i zadowolenie z życia. Ale wystarczy długotrwały stres, uraz, poważna choroba, nieodpowiednia dieta, aby równowaga hormonalna została zakłócona i pojawiły się problemy zdrowotne i emocjonalne. Hormony dają nam o sobie znać także w normalnych cyklach życia, gdy dokonuje się w nas jakaś przemiana, którą one w dużym stopniu wywołują.
Ola ma 18 lat, została skierowana do mnie przez rodziców, bo dzieje się z nią coś złego. To bardzo zdolna dziewczyna, dostała się na wymarzone studia, a mimo to jest nieszczęśliwa. – Są takie chwile, że wszystko wydaje mi się bez sensu – mówi Ola. – Nie tak, żebym chciała się zabić, bez przesady, ale nie mam ochoty nic robić. Niby się uczę, ale marzę o tym, żeby dzień się skończył i żebym mogła położyć się spać. Kiedyś miałam pełno energii, byłam pogodna i optymistyczna, a teraz głównie się martwię. – Czym się martwisz? – pytam. – Tym, że rodzice się martwią moim stanem, mają dużo problemów z moim bratem, a ja byłam zawsze ich słoneczkiem. Chciałabym, żeby znów mogli się mną cieszyć, ale nie jestem w stanie im pomóc. I to mnie jeszcze bardziej załamuje, potrafię płakać przez pół nocy, nim zasnę, a na zajęciach jestem śpiąca i niewiele rozumiem. W liceum dobrze się uczyłam, a tu mam wrażenie, że wszyscy są lepsi ode mnie, więc nawet nie ma sensu się uczyć. Rodzice tacy byli ze mnie dumni, że się dostałam na medycynę, a ja pewnie zawalę pierwszy rok i wcale nie wiem, czy chcę być lekarką. – W oczach Oli pojawiają się łzy, które szybko ociera rękawem.
No i co wy na to? Wyraźnie widać, że Ola ma kilka problemów. Za bardzo chce spełniać oczekiwania rodziców, zrekompensować im problemy, jakie mają z synem. Z tymi studiami też coś jest nie tak. Może to nie ona o nich marzyła, tylko rodzice? Doszły do tego problemy z poczuciem własnej wartości, trudności adaptacyjne, i tak dalej. Ola ma nad czym pracować, ale hormony też w niej nieźle pracują. W ostatnim roku urosła osiem centymetrów, przemianom podlega więc i ciało, i psychika.
– Tyle rzeczy mnie denerwuje, kiedyś byłam miła dla wszystkich, teraz już nie potrafię – przyznaje ze wstydem. – Co cię denerwuje? – Na przykład to, że dziadek wciąż poucza mojego ojca, traktuje go z góry, jakby sam był nie wiadomo kim. – I co z tym robisz? – Idę do swojego pokoju i płaczę. A babcia wchodzi do mnie bez pukania. To wszystko jest takie beznadziejne. Czasem mam ochotę wrzeszczeć ze złości. – I wrzeszczysz? – Skąd! Przecież oni są tacy kochani, to ze mną coś jest nie tak – wyjaśnia z przekonaniem. I jakby na dowód wybucha płaczem, a po chwili zaczyna się śmiać. – Widzi pani? Ja nawet nie potrafię spokojnie rozmawiać, ciągle coś przeżywam, płakać potrafię sto razy dziennie!
Ola nie pozwala sobie na wyrażanie złości ani nawet własnego zdania, ale coraz wyraźniej je ma. Wciąż stara się być grzeczną dziewczynką, jej psychika stawia jednak opór. Jedynym ujściem dla przeżywanych napięć jest płacz i poczucie bezsensu, które zmusiły ją do zajęcia się sobą. A wszystko się zaczęło od burzy hormonów, która wybuchła w wieku dojrzewania. Dzięki niej Ola ma szansę, żeby wyjść z roli dziecka i określić siebie na nowo – jako osobę, która może mieć własne zdanie i kierować sobą, a nie spełniać oczekiwania innych.
Huśtawka nastrojów wieku dojrzewania przechodzi czasem w PMS, czyli zespół napięcia przedmiesiączkowego. Część badaczy neguje jego istnienie, część uważa je za poważne zaburzenie, które powinno być uznane przez Światową Organizację Zdrowia jako choroba. W najcięższej postaci, kiedy unieruchamia w łóżku i nie pozwala nic zrobić, dotyczy kilku procent kobiet, inne mają znacznie słabsze objawy, takie jak drażliwość, smutek, płaczliwość, skłonność do wybuchów złości, a niektóre nie mają ich wcale, co nie chroni ich jednak przed seksistowskimi komentarzami. Znacie je? Wystarczy, że kobieta złości się na coś, żeby wprost albo za jej plecami ktoś wyraził przypuszczenie, że ma PMS. Powody złości są nieważne, można je zlekceważyć, bo przecież chodzi o hormony. To uwagi z gatunku tych, które mają przywoływać kobiety do patriarchalnego porządku, czyli do tego, żeby były miłe i spokojne. Podobną funkcję spełnia stwierdzenie: „Złość piękności szkodzi”, które oznacza, że kobiety nie powinny się złościć. A przecież mamy prawo do złości i jej wyrażania, choć oczywiście ważne są powody i forma, w jakiej to robimy.
Monika, lat 24, przyszła do mnie zaniepokojona tym, że miewa różne nastroje. Przeważnie jest pogodna i zadowolona, ale czasem nie może się ze sobą dogadać. Planuje, że cały weekend będzie się uczyć, a bywa, że pół dnia snuje się bez sensu po domu. Albo złości się, gdy ktoś potrąci ją w autobusie. Nie, nie wyraża tej złości, ale ją czuje, a chciałaby być pozytywną osobą, która akceptuje ludzi. Monika nie wiąże swoich nastrojów z cyklem miesiączkowym, po prostu czasem ma gorsze dni, nie ma wtedy ochoty na kontakty z ludźmi, zdarza jej się nie odbierać telefonu i nie odpisywać na SMS-y, a przecież nie ma powodu, bo lubi ludzi, ma dobre życie i chce się nim cieszyć. – Jeden albo dwa dni w miesiącu masz gorsze i to cię niepokoi? – upewniam się, czy dobrze rozumiem. Monika potwierdza.
No nie! Przecież nie jesteśmy maszynami, które działają w jednym rytmie bez zakłóceń. Wpływa na nas wiele czynników, nie tylko hormony, ale również ciśnienie atmosferyczne, pełnia Księżyca, zmęczenie, nadmiar bodźców, pośpiech, to, co się dzieje na świecie, choć niekoniecznie nas dotyczy. Każdy może wstać lewą nogą, również mężczyźni. Dzięki tym gorszym dniom możemy bardziej docenić te lepsze, więc chwała im za to, że są.
Wystarczy, że kobieta złości się na coś, a już ktoś wyraża przypuszczenie, że ma PMS. To uwagi z gatunku tych, które mają przywoływać kobiety do tego, żeby były miłe i spokojne
Hormony kontrolują nasz srn, nastrój, odporność, dojrzewanie, seksualność, klimakterium. I nic w tym złego – dopóki zachowana jest równowaga hormonalna