Powtarzamy, że HTZ to nic dobrego, po nich zwiększa się ryzyko raka, a nawet jeśli nie, to na pewno się roztyjemy. Warto jednak te poglądy zrewidować. W czasie meno- czy andropauzy terapia hormonalna może poprawić jakość życia. Dobierana indywidualnie, przyjmowana pod okiem lekarza jest skuteczna i bezpieczna.
Kiedy wpisujemy w wyszukiwarkę hasło „menopauza” – czyli ostateczne ustanie miesiączkowania – od razu widzimy, że nie jest dobrze. Lista nieprzyjemnych objawów ciągnie się długo. Uderzenia gorąca, a zaraz po nich zimne dreszcze, nocne poty, kłopoty z pamięcią, koncentracją, bezsenność, uczucie przygnębienia. Nic więc dziwnego, że o wchodzeniu w okres okołomenopauzalny kobiety myślą ze strachem. Czy to strach usprawiedliwiony?
– Oczywiście, problemy mogą się pojawić, ale nie muszą. Każdy przechodzi ten okres indywidualnie – mówi dr n. med. Marcin Woźniewicz, ginekolog ze Szpitala Bielańskiego w Warszawie. Typowe objawy, być może najbardziej utrudniające codzienne życie, to tzw. uderzenia gorąca. – Panie opowiadają, że czują się, jakby ktoś włączył gorący nawiew, po którym pojawiają się zimne poty. A czasem: jakby ktoś im odłączył zasilanie. Jeśli mamy do czynienia z kobietą aktywną zawodowo, którą w pracy, czasem na ważnych spotkaniach, dopadają takie sensacje, to spory kłopot. Nie da się tego znieść, nie da się pracować.
Oprócz tego jest jeszcze kilka innych uciążliwych objawów. Zaburzenia koncentracji, rytmu dobowego – czyli kłopoty z zasypianiem, problemy na pograniczu psychologii – nerwic, depresji. To ostatnie związane jest z faktem, że przypomina nam o przemijaniu. Co z kolei uderza w poczucie wartości, rodzi niepokój – jestem stara, czy utrzymam pracę, czy jeszcze mogę być atrakcyjna.
Co na to lekarz? Dr Woźniewicz: – Lekarz może pomóc.
Mamy do dyspozycji mocny oręż: HTZ, czyli hormonalną terapię zastępczą.
Hormony żeńskie to estrogeny i progesteron. Najczęściej objawy są związane z niedoborem estrogenów. HTZ ma wyrównać ich poziom, uzupełnić niedobory. Ale ma u nas od lat złą prasę.
– Były badania w USA i Wielkiej Brytanii, nie do końca rzetelnie przeprowadzone – tłumaczy dr Woźniewicz. – Niektórzy obarczyli hormonalną terapię zastępczą odpowiedzialnością za wzrost ryzyka zachorowania na raka piersi, dlatego pacjentki zaczęły się jej bać. Potem te badania zostały częściowo zrehabilitowane, ale strach pozostał. I na jakiś czas nastąpił odwrót od HTZ. Oczywiście, jeśli terapia jest źle dobrana do indywidualnych potrzeb, wyniknie z niej więcej problemów niż korzyści. Warto pamiętać, że menopauza to nie jest choroba. To normalny okres w życiu, czasem bardziej, czasem mniej komfortowy. HTZ powinna właśnie komfort życia poprawić.
Terapia ta – wbrew potocznym opiniom – działa korzystnie także w profilaktyce antynowotworowej. Premenopauza, czyli okres menopauzę poprzedzający, to niedobór progesteronu. Co może wpływać na występowanie raka macicy. Bo to równowaga między estrogenami a progesteronem powoduje, że błona śluzowa macicy regularnie się złuszcza. Jeśli mamy nadmiar estrogenów, a niedobór progesteronu, następuje przerost śluzówki. Czyli progesteron w HTZ jest wręcz lekiem protekcyjnym: chroni przed przerostem, a więc i przed kłopotami.
Ale Polki boją się hormonów. Ten strach jest zaszczepiany wcześnie – już w momencie decyzji o antykoncepcji hormonalnej. Straszy się dziewczyny, że to nienaturalne: „Rozregulujesz się, utyjesz…”. Młoda dziewczyna czerpie wiedzę z Internetu – a tam można znaleźć wszystko i często jako pierwsze wyskakują strony całkiem nienaukowe, od rodziców – na ogół w wiedzę fachową słabo wyposażonych, ze szkoły – też często do tego nieprzygotowanej. I z tym strachem lekarze muszą się mierzyć.
Czy wobec tego namawiają do przyjmowania HTZ? – To nie tak – mówi dr Woźniewicz. – Jeśli pacjentka ma wątpliwości, jeśli się boi, ale jednocześnie cierpi na nasilone objawy – zbieram wywiad. I wtedy, jeśli widzę, że ryzyko nowotworów czy chorób układu krążenia jest niskie, tłumaczę, że podanie HTZ ma sens. I często po trzech miesiącach przychodzi zachwycona. Czuje się, jakby ktoś jej rzucił koło ratunkowe.
Ale HTZ to powinna być terapia skrojona na miarę. Nie taka sama, z rozdzielnika dla każdego. To, czy się na nią decydujemy, zależy od wielu czynników. Zawsze trzeba odpowiedzieć na pytanie, co zyskamy, co możemy stracić. – Dawno temu, kiedy zaczynałem pracę, był pomysł, żeby dawać HTZ wszystkim pacjentkom – wtedy unikniemy zawałów, osteoporozy, wszystkich chorób związanych z procesem starzenia się. To tak nie działa. HTZ nie zapewni wiecznej młodości – powtarza dr Woźniewicz.
I nie jest czarodziejską różdżką. Jeśli kobieta ma 55–57 lat, spory bagaż emocjonalny i zbyt wiele kilogramów, nie ma się co łudzić, że odmłodnieje, schudnie i nagle wszystko się zmieni. Może nawet czasem utyje… Mówi dr Woźniewicz: – Pytam: „Objawy minęły?”. „Tak, minęły”. „Jak się pani czuje?” „Świetnie”. „No, ale nie schudłam. Nogi puchną, piersi pobolewają”. „A co pani zrobiła, żeby sobie pomóc? Czy zmieniła pani dietę? Ograniczyła pani cukier, węglowodany, włączyła więcej warzyw i owoców? Jak z aktywnością fizyczną?” Zwykle pacjent oczekuje od lekarza rozwiązania problemu natychmiast. Pigułka, i z głowy. Często przychodzą do mnie panie z takim właśnie nastawieniem. I kiedy ginekolog zaczyna mówić o zmianie przyzwyczajeń, znaczy: życia nie zna. Po wizycie u lekarza mam iść do apteki, a nie na siłownię czy na spacer. Ale jeśli pacjentka nie tylko wysłucha, ale i usłyszy, jeśli oprócz łykania tabletek zrobi coś dla siebie – jest spora szansa, że faktycznie jej życie się zmieni. Na lepsze.
Andropauza jest męskim odpowiednikiem kobiecego przekwitania. U mężczyzn z wiekiem spada poziom testosteronu. Od 40. roku życia ubywa go 2 proc. rocznie. Ale na skutek zmian we współczesnym świecie, takich jak wysoki poziom stresu i zanieczyszczenie środowiska naturalnego, mężczyźni zaczynają tracić testosteron gwałtownie i znacznie szybciej niż kiedyś. Stres powoduje wzrost poziomu hormonu stresu kortyzolu, ten zaś jest największym przeciwnikiem testosteronu.
(Fot. iStock)
Mówi dr n. med. Ewa Kempisty-Jeznach ze szpitala Medicover, jedyny w Polsce lekarz medycyny męskiej z międzynarodowym certyfikatem Männerärztin CMI:
– Ponieważ najczęstszymi objawami andropauzy są apatia, spadek energii życiowej, brak radości, dobrego humoru, rozdrażnienie, przewlekłe zmęczenie – wszystko to skłania mężczyznę do podejrzeń, że ma depresję. Idzie więc po pomoc do psychologa czy psychiatry. A ja myślę, że najpierw powinien zbadać poziom testosteronu. Jeśli ten jest za niski, wystarczy farmakologicznie go podnieść i sytuacja się naprawia. Wcale nie trzeba od razu włączać leków antydepresyjnych. Dopiero jeśli poziom testosteronu jest w normie, a nastrój wyraźnie obniżony, wiemy na pewno, że mamy do czynienia z depresją.
Testosteron miał kiedyś bardzo złą renomę. – Przyczyniły się do tego siłownie, gdzie sprzedawano preparaty wątpliwej jakości, dozowane bez nadzoru lekarza, powodujące agresję, nadmierny rozrost mięśni – mówi dr Kempisty-Jeznach. – Teraz ta opinia zaczyna się zmieniać. I pomału zaczyna się tworzyć moda na mężczyznę eleganckiego, dobrze zbudowanego, ale nie przesadzonego. Testosteron to cudowny hormon. Król męskiego życia. Tylko w momencie, kiedy jego poziom jest poniżej normy, można pomyśleć o jego odbudowie.
HTZ, prowadzona przez fachowców, czyli lekarzy, w przypadku niedoboru testosteronu ma za zadanie poprawić jakość życia w okresie andropauzy.
Jakie są objawy niedoboru testosteronu? Mówi dr Kempisty-Jeznach: – Przede wszystkim wygląd. Mimo uprawiania sportu i rozsądnej diety nie sposób zrzucić brzucha. W stresie podnosi się poziom kortyzolu, on powoduje odkładanie się tkanki tłuszczowej na brzuchu. To w niej dochodzi do przemiany testosteronu w żeński hormon estrogen przy użyciu enzymu zwanego aromatazą. Stres jest największym wrogiem mężczyzny, gdyż powoduje spadek testosteronu.
Dalej: objawy psychiczne. Przemęczenie, rozdrażnienie, brak aktywności życiowej, trudności w podejmowaniu decyzji. Mężczyźni stają się mało towarzyscy, zamknięci w sobie.
Kolejna sprawa: kości, mięśnie, stawy. Panowie skarżą się na niegojące się zapalenia ścięgien, problemy ze stawami. Chodzą do ortopedów, leczą się, nie uzyskując radykalnej poprawy. Przyczyną tego stanu jest brak testosteronu, utrudniający leczenie urazów ortopedycznych.
I wreszcie seks. Testosteron jest w 100 proc. odpowiedzialny za pożądanie, a więc za libido, i w około 20 proc. za potencję. 80 proc. wzwodu to jednak stan naczyń jamistych prącia.
Czy mężczyźni też boją się terapii hormonalnej? – Powiedzmy tak: nauka nigdy nie miała tylu teorii, ile ma dziś. Spowodowane jest to tempem, w jakim się rozwija. W ciągu 50 ostatnich lat przedłużyliśmy długość życia o 30 proc., ale, niestety, hormony się o tym nie dowiedziały. Brakuje nam ich, żeby to nasze dłuższe życie było dobrej jakości. Mężczyźni czują, że się starzeją, czują namacalnie utratę męskości – spada energia życiowa, siada libido. Wpadają w stany depresyjne. Chcą potwierdzić swoją męskość, sięgają więc po HTZ. To im przywraca chęć życia. Chyba mają do tego bardziej pozytywne nastawienie niż obarczone lękiem przed hormonami kobiety – uważa dr Kempisty-Jeznach.
I dodaje: – Biologia jest nieubłagana, wiek robi swoje, starzeją się skóra, kości, mięśnie, układ krążenia i każda komórka organizmu. Możemy sobie pomagać, brać witaminę D3 działającą przeciwstarzeniowo i przeciwrakowo, zażywać antyoksydanty i suplementy, dbać o dietę, o poziom dobrego cholesterolu. Próbujemy dbać o różne organy, jak wątroba, jelita, układ krążenia – ale nie zapominajmy, że hormony to też organ. Ja jestem fanem hormonów. Ale wiem, że wielu lekarzy zapisuje je, powiedzmy, ostrożnie. Za to chętnie zalecają aktywność fizyczną. Jest to bardzo słuszna porada, tylko że mężczyźni z niskim poziomem testosteronu nie mają chęci i siły uprawiać sportu. Trudno to przełamać. Choć kiedy już pójdą, poziom hormonów szczęścia – endorfin – i testosteronu się podnosi. Wtedy koło się zamyka i mężczyzna, uprawiając sport, przywraca znów swój testosteron do życia.
Kobiety mają sytuację ułatwioną. Idą do ginekologa, on się nimi zajmuje, zleca badania, prowadzi terapię. A do jakiego specjalisty mają iść mężczyźni? Jest z tym problem. Nie ma u nas wielu fachowców od medycyny męskiej. Nie istnieje taka specjalizacja. W całej Europie jest ich kilka setek. Na razie panowie mają do dyspozycji endokrynologów, urologów, andrologów, seksuologów. Tyle że niewielu specjalistów patrzy holistycznie, kompleksowo, wychodzi poza swoją dziedzinę. – Ale zaczyna się już coś dziać. Widzimy mężczyzn na Zachodzie, to, jak świetnie wyglądają, jak dobrze funkcjonują – powoli więc zaczynamy się w Polsce otwierać na medycynę męską – uważa dr Kempisty-Jeznach.
I pani doktor, i dr Marcin Woźniewicz mówią jednym głosem: terapia hormonalna pomaga. Ale tylko, jeśli dobierana jest indywidualnie i przyjmowana pod okiem lekarza. Wtedy będzie i skuteczna, i bezpieczna.