Podobno po czterdziestce stajemy się transparentni, inni nas nie zauważają. Daphne Guinness ta zasada jakoś oszczędza.
Cześć, mam na imię Daphne i wcale nie próbuję być supercool, samo mi tak wychodzi. Spójrz tylko na moje buty, odrywają stopy dziesięć centymetrów od ziemi. A gdzie są obcasy? Tadam! Żadnych obcasów nie ma! To żaden trik, te buty to po prostu poezja, to rzeźba, stworzył je Noritaka Tatehana, japoński artysta, jak ja. To znaczy tylko on jest japoński, ja jestem brytyjska, i to tak cholernie, że bardziej już nie można. Nawet Maggie Smith nie potrafi. Ani Judi Dench. Ani nawet Elżbieta II.
Przepraszam, że tak bez uprzedzenia wszedłem w rolę Daphne Guinness, ale nie potrafię się powstrzymać. Daphne od dawna działa mi, niech będzie, że na wyobraźnię, 12. rok z rzędu usiłuję rozgryźć jej fenomen, odpowiedzieć na pytanie: Jak to możliwe, że wiem, kim jest? Żadna odpowiedź nie jest w pełni satysfakcjonująca ani w stu procentach poprawna, tacy ludzie jak Daphne to dar, pojawiają się na tym świecie, by pospolici błądzili, potykali się na równej nawierzchni, chociaż chodzą w trampkach.
(…)

Więcej w lipcowym numerze magazynu Zwierciadło
Wydanie 07/2018 dostępne jest także w wersji elektronicznej.